Wolontariusze pracują dla Łukaszenki

Białoruscy propagandziści nie mogą ostatnio narzekać na nawał pracy. Nie zajmuje wiele czasu kopiowanie tekstów z mediów w języku polskim. A ponieważ niepokojąco (dla opozycji) wielu Polaków popiera działania w obronie granicy, zatem wspierające Platformę i przyległości redakcje postanowiły wizerunek żołnierzy i funkcjonariuszy zohydzić.
I nie chodzi tu o nagłaśnianie udokumentowanych przypadków niedociągnięć czy nadużyć: cała greuelpropaganda budowana jest w oparciu o - być może istniejące tylko w wyobraźni ich autorów - wypowiedzi anonimów.
Anonimowych żołnierzy, anonimowych strażników, anonimowych mieszkańców Podlasia. Wypisz wymaluj, jak czynią to od dłuższego czasu koledzy po piórze tychże publicystów z drugiej strony Bugu. Niestety jeden z - do niedawna polskich żołnierzy - przestał nim być: wybrał „wolność” po stronie białoruskiej. Udzielił nawet (w polskim mundurze) wywiadu dla miejscowych reżimowych mediów, utyskując na rzekome „antyludzkie” praktyki wobec tzw. uchodźców, które ma stosować strona polska. Jak stwierdził jeden z naszych generałów - wobec takich osób, które zdradziły  nasza ojczyznę jest tylko jedna kara: kula w łeb.
W wyimaginowanym świecie anonimowi mieszkańcy terenów przygranicznych marzą, by szeroko otworzyć granice dla migrantów sprowadzonych przez Łukaszenkę. Ciężko wzdychają nad obecnością wojska i Straży Granicznej. Właściciele pensjonatów liczą straty - wiadomo, listopad i początek grudnia to szczyt sezonu w tym rejonie… Oczywiście, wszyscy anonimowo, no może poza oficjalnymi działaczami PO, którzy dla odmiany w materiałach medialnych występują jako „zwykli mieszkańcy”.
Wojsko polskie w rosyjskich i białoruskich mediach, a także w mediach koncernów Agora i Ringier Axel Springer to pośmiewisko. Żołnierze muszą żebrać o jedzenie, nie mają gdzie się schronić, nie mają odpowiednich butów, a sprzęt – pożal się Boże… Oczywiście, to wiadomości zebrane od anonimowych żołnierzy… Podobnie, jak historyjka o bobrze, którego nerwowy żołnierz miał zastrzelić z karabinka Grot. Wojsko dementuje fake newsy? Nieważne, dla tych mediów nie ma to znaczenia.
A skoro już jesteśmy przy Grocie. „Żołnierz skarżył się także na wydawane im karabinki GROT. Przekonuje, że choć flagowy produkt MON ma szansę być dobrą bronią, to na razie nie jest pozbawiony wad, a on wolałby jednak używać sprawdzonego przez lata Beryla” – pisze portal o2.pl.
Żołnierz jest zatem specjalistą w dziedzinie konstrukcji broni. Jak czytamy dalej, to „nie jest pozbawiony wad” oznacza, że zasadniczą wadą jest to, że nie spodobał się pracownikom Onetu, którzy wiosną rozpętali wymierzoną w polską konstrukcję kampanię, obśmianą przez wszystkich ekspertów. Żaden, dosłownie żaden z zarzutów wobec Grota się nie potwierdził. Ale wiadomo, co polskie, nie może być dobre, a jeśli jeszcze karabinek znajduje się na wyposażeniu Wojsk Obrony Terytorialnej, to już w ogóle skandal. Przecież WOT powstał wbrew protestom opozycji.
Jak widać, reżimowi PR-owcy w Mińsku nie muszą się przemęczać. A i na zielonych ludzikach Moskwa i Mińsk mogą zaoszczędzić. Mają tu dość ochotników, którzy sami wykonują tę ciężką robotę, bez dodatkowych apanaży od Putina czy Łukaszenki.
Patrzą na to wschodni dyktatorzy, patrzy na to Zachód. I politycy tego ostatniego być może zadają sobie pytanie: czy warto Polakom pomagać, skoro sami prześcigają się w dyskredytowaniu własnego państwa?