To bardzo naiwne tytułowe pytanie raz po raz wychodzi z polskich gardeł i obija się o ściany naszych granic – często jako koronny zarzut kierowany w stronę rządzących. Odpowiedź jest bardzo prosta: albo szukamy przyjaciół, albo mamy swoje interesy? Czy Anglia, Francja, Niemcy, Rosja, Stany Zjednoczone, Chiny mają swoich przyjaciół? Nie, ale mają swoje interesy i swoich wasali. Tylko wasal może pomylić przyjaźń z wasalizacją.
Problem jest jednak dość groźny, bo w naszych głowach „przyjaźń” przekłada się na stosunki prywatne i w oparciu o nie, robiona jest polityka państwowa lub, gorzej, tak jest rozumiana przez większość społeczeństwa. Zamiast budować swoją naturalną siłę w postaci aktywnego rdzenia, jakim jest zawsze klasa średnia i związana z nią świadomość historyczno-społeczna (dawniej szlachta, inteligencja), które mają być punktem odniesienia dla siły immunologicznej polskiego państwa, szuka się przyjaźni w świecie pozbawionym przyjaźni. Przez 40 lat PRL-u ciągle słyszeliśmy o przyjaźni ze Związkiem Radzieckim; na przestrzeni ostatnich 30. z Niemcami, Francją, Stanami Zjednoczonymi; dziś szukamy jej w Turcji – może potencjalnie najbardziej naturalnego sojusznika. I nie ma co ukrywać, że w taki sposób przyjaźni będziemy bezskutecznie szukać do końca świata. Klasa średnia (nawet ta potencjalna) powinna zdawać sobie sprawę z zależności politycznych swojego państwa. Powinna, ale jakoś nie widać tworzenia lobby na rzecz wzmocnienia polskiej świadomości i poczucia tożsamości – właśnie tych czynników, które tworzą siłę zabezpieczającą stan posiadania nas wszystkich Zamiast budować świadomość i tworzyć silne wewnętrznie państwo, które będzie mogło wchodzić w sojusze, szukamy przyjaciół, zapominając, że w polityce każda przyjaźń kosztuje. Im większy „przyjaciel”, tym domaga się większego haraczu. Czy ktoś policzył ile frycowego zapłaciliśmy Niemcom i Stanom?… Chyba, że jesteśmy na drodze do kompletnej unifikacji europejskiej, która zakłada likwidację państw i unię bez wewnętrznych granic, co jest raczej mało prawdopodobne, bo ktoś musi płacić emerytury.
Przyjaźń, to rzecz całkowicie prywatna. Kiedyś coś znaczyła, dziś jest tylko kamuflażem lub artykulacją słabszego. Po prostu, w polityce przyjaciół nie ma. Na kolanach i małością nie zbuduje się niczego.
Tak zupełnie na marginesie, ciekawe, jak tym razem potoczą się losy ostatniej ustawy reprywatyzacyjnej? [RS1]
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6662
Owszem, Polacy mają problemy ze sobą, ale jak piszę, o żadnej przyjaźni w polityce nie może być mowy, bo przestaje być polityką, a staje się wyłącznie sferą zależności. Przyjaźnić się nie sposób z żadnym ani bogatym, ani biednym, bo to oznacza zobowiązania - najczęściej niewykonalne. Potem zostaje niesmak i poczucie zdrady. O "S" już pisałem, ale zgadzam się z Panem. Nasze wojenki wewnętrzne wyglądają na zewnątrz źle, bo nie mamy polityki zagranicznej. Polityka zagraniczna maskuje rozgrywki wewnętrzne, gdy jej nie ma, wewnętrzna wychodzi na czoło i wówczas bardzo łatwo nas zdyskredytować.
Uczuciami cudzoziemców nie przejmowałbym się, są one tak zmienne i tak podatne na sterowanie, że dziś są takie, jutro inne. Natomiast groźna jest polska obojętność wobec procesu oszczerstw, jaki płynie w naszym kierunku od wielu lat. Polska nauka w tej sprawie jest niema. I to jest groźne.
Ale chciałem zwrócić uwagę na to, że zarzut o jakiejś przyjaźni w polityce jest bezsensem. Moim zdaniem to ważny dla nas problem, bo dość duża część społeczeństwa polskiego nie rozumie na czym polega polityka. Szukanie przyjaźni w polityce, to pokazywanie słabości - tak to jest tam odbierane. Czytelny jest natomiast interes każdego z państw.
Podobnie absurdalnym zarzutem jest, ten który odwołuje się do hasła, że powinniśmy wokół mieć przyjaciół. I t ma Pani rację, bo w towarzystwie wilków owieczka nie może liczyć jedynie na lekką śmierć przed pożarciem.
Niestety Polska nie wypracowała żadnych skutecznych narządzi obrony.
Dodam, że ten zarzut dotyczy także rządzących od sześciu lat.
To prawda.
No tak, ale rzecz w tym, że nie możemy sobie na to pozwolić. I tu jest problem.
Polska ma przyjaciół, ale niektorzy nie chcą byc naszymi przyjaciolmi, a na to nic poradzić nie można.
Mozna zycie oddac za kogoś, a ten ktoś i tak cie opluje.
Czy rządzący zaniedbali historię holokaustu.
Wydawalo się, ze o rzeczach oczywistych się nie dyskutuje, okazuje się jednak, ze narracja zrzucenia na Polakow winy holokaustu, rozkręca się coraz bardziej.
Dlatego ustawa, którą przyjął rzad, pokazuje, ze to nie Polska jest odpowiedzialna, tylko Niemcy.
//Polska ma przyjaciół, ale niektorzy nie chcą byc naszymi przyjaciolmi,//
Zgadza się. Miałem kiedyś kolegę, który chodził z pewną dziewczyną ale ona z nim nie.
To coś takiego jak dozgonna przyjaźń z USA i Izraelem. Doopy z batem.
Obecnie mamy ogromną szansę by stać się krajem, którego inni będą prosić o przyjaźń, współpracę i azyl !!! Ave Polska !!!
//Obecnie mamy ogromną szansę by stać się krajem, którego inni będą prosić o przyjaźń, współpracę i azyl !!! //
San Escobar już nas błaga na kolanach o przyjaźń i przysyła swoich uchodźców.
Z nim pójdą z pewnością inne kraje.
wiedziałem żeś durny, ale nie wiedziałem że aż tak durny !
Sądząc po tych paru komentarzach, to chyba nie za bardzo zostałeś zrozumiany.
Zresztą... czy ja wiem? Może to ja rozumuję inaczej.
Jakakolwiek przyjaźń między suwerennymi państwami jest totalną bzdurą i pudrem mającym ukryć zmarszczki i pryszcze. Istnieje wyłącznie wspólnota interesów, albo taktyczne, terminowe sojusze, w celu połączenia sił, aby osiągnąć doraźny cel.
Mało tego widzimy tu i teraz? Nagle we wspaniałym osiągnięciu jakim jest Grupa Wyszechradzka - czterech przyjaciół - Polska, Węgry. Czechy i Słowacja, jeden przyjaciel - Czechy - odwala brzydki numer, po którym TSUE nakazuje Polsce zamknąć kopalnię, co skutkowałoby rozwaleniem krajowego systemu energetycznego.
Za kadencji prezydenta Trumpa, wyjątkowym, daj Boże, nie jedynym okresie, Rzeczpospolita i USA to jak dwa, bratanki. Zmienił się prezydent i już nie jesteśmy przyjaciółmi.
Wróg, przyjaciel, to w relacjach międzypaństwowych terminy umowne, wykorzystywane do różnych gier politycznych. Czy idiotyczna deklaracja szefa MSZ Izraela Yair Lapida, oznacza, że Izrael stał się naszym wrogiem? Ależ nie. To zagranie w zakresie żydowskiej, genetycznej chciwości i wyłudzania dóbr od słabszych, gdy tylko się da, oraz wyraz wściekłości, że broń kupiliśmy od Turcji, a nie w Izraelu.
Wczoraj ktoś z mądrych ekspertów powiedział (i wytłumaczył to), że Polska stanowi jedno z ważnych centrów świata. Bo to prawda. Ta nasza geograficzna lokalizacja plus nasz narodowy charakter, jak napisałeś - zawsze klasa średnia i związana z nią świadomość historyczno-społeczna (dawniej szlachta, inteligencja) - powodują, że chyba nigdy się nie "zaprzyjaźnimy" z Niemcami i Rosją. Choć deklaracji, a nawet traktatów, o wzajemnej przyjaźni było chyba tysiąc. I ta nasza lokalizacja powoduje, ,że jako niemałe i nieuległe "państewko" zawsze będziemy zagrażać interesom sąsiadów.
Kto może mieć w tym interes, by Polska stała się silna i w pełni niezależna? Może Włochy, albo Hiszpania? A może Litwa, czy Słowacja? Pewne interesy może by mieli, ale nie takie, żeby aż się "zaprzyjaźnić".
Oczywiście wiemy, jakie mamy "potworne wady" w rozkwitającej właśnie epoce neo-marksizmu Spinelliego i neoliberalizmu Rüstowa i Erharda - katolicki etos i tradycjonalistyczny konserwatyzm.
CD
Przez to, trzeba zniszczyć chociażby wizerunek Rzeczpospolitej w światowej opinii publicznej nie przebierając, jak to mają w zwyczaju mongolscy bolszewicy, którzy po opanowaniu Brukseli, Berlina i Paryża, teraz opanowują Waszyngton - plując, charkając, pawiując i smarkając kłamstwem, oszustwem insynuacją i bzdurą.
Tak, to my rozpętaliśmy II Wojnę Światową. Przecież powiedział to nawet wyraźnie Polak, wiceprezydent Gdańska. To my dokonaliśmy holokaust. Niemcy wiedzieli, że tylko w Polsce Auschwitz się uda, bo na terytorium Rzeszy to było niemożliwe. Chcecie dowodu? Proszę bardzo - Jedwabne. Potwierdził to nawet wybiyny Polak, uczony, Jan Tomasz Gross.
No, powiedzcie ludziska, czy chcielibyście mieć takiego przyjaciela? Polskę, przez którą są tylko kłopoty? To na prawdę zły naród.
Pisze o tym nawet New York Times, Frankfurter Allgemeine Zeitung, czy Guardian. Pokazuje CNN, BBC i ZDF. Im chyba można ufać. Są tam przecież tacy naoczni świadkowie, jak powszechnie szanowana Anne Appelbaum. I takie same opinie płyną od noblistki Olgi Tokarczuk. Czego jeszcze potrzeba?
.
Witaj!
W zasadzie nie mam tu nic do dodania. Chyba rzeczywiście nie trafiłem do przekonania. Może tylko dodam, że kilka razy postulowałem utworzenie wielojęzycznej gazety państwowej, w której Polska mogłaby prezentować swoje stanowisko i przygotowywać różne programy dyplomatyczne. Przez jakiś czas szedłem za ciosem i rozmawiałem z ważnymi ludźmi, ale wszystko okazało się niewykonalne.
Tak, masz rację to słabość naszych polityków i jakiegoś kundlizmu, który pozostał po PRL-u. I jeszcze brak wyobraźni, ale też i poczucie najzwyklejszego strachu, to czynniki, które chwieją naszą konstrukcją polityczną .
Polska w wizji amerykańskiej miała być buforem rozdzielającym Rosję od Niemiec. I to nie jest żadna sensacja, lecz fakt. Problem w tym, że Polacy zamiast wykorzystać ten fakt i zachowywać się jak Turcja, postawiliśmy na demonstrowanie przyjaźni z Trumpem. I tu widać małość, brak wyobraźni i poczucia perspektywy. Skończył się Trump, skończyło się wszystko. Tak wygląda przyjaźń w polityce.
Fikcją jest jakakolwiek unijna unifikacja.
Świat stał się lub zawsze był materialistyczny, pozytywistyczny, a nie romantyczny.
Niemcy ,które przegrały wojnę, wygrywają wizerunek III Rzeszy dzisiaj prezentując zalety samolotów Me109, i czołgów Tygrys.
Tak samo Japonię szanuje się za pomysłowość w tworzeniu legendy i technologii samurajów, ale też za samoloty Zero. To dlatego,że ludzie z całego świata mogą poszukiwać innowacyjnych rozwiązań i pomysłów na swoje bolesne problemy egzystencjalne i cieszą się , gdy mogą je znależć w danym kraju. W ten sposób kształtuje się podziw dla tego czy innego kraju.
My wiemy , że te osiągnięcia imperiów miały charakter pasożytowania na pracy wielu narodów i dawało korzyści przede wszystkim imperiom. Kolonie mogły zyskiwac lub tracić. Polska pod zaborami traciła. Kolonie brytyjskie mogły zyskiwać, choć najważniejsza z nich i tak wolała wolność.
A więc liczą się nowoczesne rozwiązania, pomysły, coś co można zaprezentować światu jako gotowy działający produkt. Największy port lotniczy, najszybszy pociąg, najwiekszy samolot, najpoteżniejszy budynek, najszybsze metro, najlepsze komputery, najwyższa jakość. I dobre wrażenie robione na turystach, ale z pozycji - mamy takie obyczaje , one są dobre i do nich się stosujesz.
(Praca najemna, wizerunek hydraulika czyli płatnej "pomocy" psuje wizerunek. Tak samo psuje wizerunek guma do żucia w śmierdzących korytarzach nowojorskiego metra, a nie psuje w Singapurze. )
O, witam!!!
My mamy czym się chwalić: zweryfikowaliśmy demokrację na styku dwóch cywilizacji i zbudowaliśmy nową, własną cywilizację, której dziś się wstydzimy. Możemy się chwalić osiągnięciami II RP, o których nic albo niewiele wiemy; możemy też się chwalić się Janem Pawłem II, który został skomercjalizowany do poziomu odpustowego. My swoją markę już sobie wyrobiliśmy, tylko musimy umieć ją zaprezentować. I pytanie, dlaczego tego nie robimy, dlaczego tak się nie dzieje? Dlaczego społeczeństwo nic o naszych atutach nie wie, a jeżeli wie, to wstydzi albo boi się wspominać?
W takiej sytuacji żadna inicjatywa, żadna myśl nie ma szans się rozwinąć, a jeżeli już coś się przydarzy, to natychmiast jest sprzedawane za granicę, bo polska administracja czegoś podobnego nie toleruje. Nie zostaną też podwyższone ambicje Polaków oraz dążenia do poprawy naszej staranności o wszystko. Na takich parametrach każdemu z zewnątrz opłaci się "przyjaźń z nami. Ale czy na tym ma polegać nasza przyjaźń z kimkolwiek? Czy mamy kształcić w kraju fachowców po to, by wyjeżdżali zagranicę? Wydaje mi się, że w pierwszej kolejności trzeba ustawić mentalność Polaków, potem ożywić służby, zgrać działanie i dopiero na końcu przyjdą sukcesy. To wymaga czasu, który straciliśmy.
Pamiętam, jak po 1989 r. opowiadano o jakichś szybkich kolejach, o elektrycznych samochodach, dziś mówi się o przekopie Mierzei Wiślanej i CPK. Tę pierwszą prawdopodobnie uda się skończyć, ale CPK już przeszkadza, bo centralizuje całą gospodarkę Polski. Poczynając od Odry wszystkim będzie nagle bliżej do Łodzi i Warszawy, niż do Belina - tak samo zresztą, jak bliżej stało się Śląskowi do Gdańska po wybudowaniu magistrali kolejowej za Gierka. Przez ponad dwa lata przebudowywano trasę kolejową z Lublina do Warszawy, położono zupełnie nowe tory i założono nową trakcję. Powiadano, że będziemy w ciągu 1.5 h w Warszawie. Po ich wykończeniu okazało się, że podróż trwa tyle samo, a często dłużej.
Jak tu ktoś napisał wyżej, my Polacy mamy problemy z sobą samymi. Po okresie komunistycznym i w III RP, wszystkiego musimy uczyć się od nowa. Łącznie z przyjaźnią. W Polsce dodatkowo musimy bardzo dbać o stronę kulturową, bo to ona daje nam paliwo do działania - tak, jak było w II RP. Ona uspokaja nas, pozwala na wzajemne zrozumienie i wytycza prawdziwą perspektywę.
Pozdrawiam i cieszę się, że odnalazł się Pan po tak długim okresie milczenia.
Problem wizerunku Polski nie jest błahostką. Być może jesteśmy jako naród depozytariuszami głębszej prawdy, przesłania moralnego dla świata. To przesłanie odnosi widzialny skutek w postawie części społeczeństwa. Na razie manifestuje się w formie skromnej niezgody na przyjęcie zachodniego zepucia obyczajów. To i tak dużo, gdyby udało się to utrzymać.
Jednak liczą się fakty , liczby, czyli jak szybko demoralizcja postępuje. A media prywatne usilnie pracują nad wytworzeniem paskudnego wizerunku przeciętnego Polaka.
Teraz tak , jeden agent wpływu zniechęcający do jakiejś ważnej inwestycji prawdopodobnie kosztuje tysiące razy mniej niż mogłyby wynosić korzyści dla kraju w dłuższym okresie po wykonaniu inwestycji. Niewybudowanie CPK prawdopodobnie może być czynnikiem strategicznej przegranej dla nastepnego pokolenia. Gdyż Polska powinna brać udział w transporcie powietrznym. Powinna się liczyć. na tym rynku, gdyż ma słaby transport morski , ale moze liczyć na połączenia lądowe północ południe i nie tylko. Nasi sąsiedzi mogliby zrozumiec ,że dzieki połączeniom z CPK mogą przestać być prowincją Europy , a znacząco przybliżyć się do jednego z nowych centrów - wschodniego centrum u nas. Nie mamy żadnych atutów przemysłowych, lotnictwa, samochodów, elektrowni atomowych , rakiet. Wyborcy powinni zrozumieć, że nie mamy tego co zachód i powinniśmy to budować. Nie można środków przeznaczać na upiększnie życia i otoczenia. Partie powinny proponować wyborcom jakieś programy inwestycyjne. To co proponują jest dobre, ale chyba potrzebujemy coś więcej. Tutaj dorobek II RP może być przykładem , ale wtedy zrobiono też błędy. (Kształt skrzydeł myśliwca P-11 był błędem kosztującym przegraną w powietrzu w 39. ).
Może okaże się czy JP II pzryniósł narodowi dojrzałość skutkującą rzeczywistym rozwojem, czy tylko pokrzepienie serc dręczonego i okradanego narodu. Dręczonego przez inne narody mające z nami porachunki. Okaże się czy naród chce wydawać pieniadze na nowe fury i komóry, grille i imprezy, czy woli jakąś genialnie prostą i w prostej linii poprowadzoną autostradę , dzięki, której bedzie dalszy rozwój.
Na razie świat chwali niemieckie samochody, amerykańskie rakiety, niemieckie i amerykańskie samoloty ,a aby chwalono potrzebny jest konkret.