Właśnie wróciłem z krakowskich obchodów pierwszej rocznicy wawelskiego pochówku Lecha i Marii Kaczyńskich.
Nie będę wyliczał ile osób było, z której strony, bo nie o to chodzi.
Maszerując z dumnie podniesioną głową Traktem Królewskim z Bazyliki Mariackiej na Wawel wzruszyłem się skandowanym prze tłum, dobrze mi znanym hasłem „chodźcie z nami dziś nie biją”. Przypomniało mi się, jak się biłem z ZOMO pod Arką w Nowej Hucie ponad dwadzieścia lat temu. Bardzo się wzruszyłem.
Aż doszliśmy pod Krzyż Katyński u podnóża Wawelskiego Wzgórza. Tu spotkały się dwie manifestacje. Rzecz w demokracji normalna.
Lecz, kiedy przyzwoici ludzie, w hołdzie dla tragicznie zmarłej w służbie Państwu Pary Prezydenckiej zaintonowali solidarnościowy hymn „Boże coś Polskę”, spoza kordonu policji rozległo się zdziczałe wycie, gwizdy i buczenie. Poczułem palikoci fetor zmieszany z mdłym zapaszkiem seniszyniego pudru.
Po powrocie do domu wystawiłem garnitur na balkon.
A ostateczną ocenę pozostawiam Państwu.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 12054
Do śmierci nie zapomnę jak ten pomiot z Ordynackiej rodem, wyśmiewał naszego kochanego Papieża, całując prześmiewczo polską ziemię, a Olek et consortes świetnie się bawili. I ma Pan rację, że trudno zrozumieć, że media takiego kundla ludziom pokazują.
Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Jeszcze raz przypomnę:
"Otóż wydaje mi się, że jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą przyczyną wspomnianego stanu rzeczy jest zabieg socjotechniczny, który na swój prywatny użytek zwykłem nazywać „awansem społecznym bis”.
Jak starsi pamiętają, a młodsi niestety już nie, gdyż nie mieli się skąd o tym dowiedzieć, w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i nie wykształconych ludzi. Brano głównie tych „nijakich”, gdyż prawdziwy chłop ziemi nie chciał opuścić.
W miastach, zazwyczaj w pobliżu zakładów przemysłowych, pobudowano dla nich nowe dzielnice, a w nich bloki z wielkiej płyty, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych i temu podobnych ośrodkach krzewienia kultury masowej, przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli zdegenerowany twór bez rodowodu. Jednocześnie komunistyczna propaganda przypominała im bezustannie, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich świadomości zakodowało na trwałe w formie ślepej wdzięczności dla komuny. To ci właśnie ludzie stanowili służący wiernie stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa.
W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji „starej” wywodzącej się z czasów przedwojennych. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”. Ta grupa społeczna od inteligencji „starej” różniła się głównie tym, iż nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości. I choć nieźle wykształcona zawodowo, nie miała, świadomości, bądź jej nie dopuszczała, iż jest genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom społeczny awans. Myślę, że to ci właśnie ludzie poparli, a jeszcze żyjący nadal popierają wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego jako męża stanu. I w pewnym sensie nie można ich za to winić, gdyż tak ich po prostu wychowano.
Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie prawdziwych polskich elit. Otóż nic bardziej złudnego, gdyż proces ten skutecznie storpedowali zbałamuceni przez pewnego redaktora wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast.
W tym przypadku, ten genetycznie służalczy, tym razem wobec post-komuny, materiał ludzki został wykorzystany, trzeba przyznać genialnie, przez owego redaktora poczytnej Gazety. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu.
Mechanizm psychologiczny tej chytrej sztuczki jest następujący.
Otóż, jeśli garbatemu powiedzieć, że się prosto trzyma, to, choć wie, że tak nie jest, chętnie w to uwierzy. Jeśli szarej myszce ktoś powie, że wygląda jak hollywoodzka gwiazda też się nie oprze pokusie uwierzenia w tę oczywistą nieprawdę. Podobnych przykładów można mnożyć wiele.
O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i nie wykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”.
Bezsprzecznie genialny redaktor wspomnianej Gazety doskonale znał odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do krajowej elity. Pan redaktor wiedział, że jak takiemu powie, że przynależy do crême de la crême III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu (bis) bezkrytycznie bronił do ostatniej kropli krwi. Więcej, w obawie przed utratą nowego statusu wyróżniającego go ponad resztę „ciemnego” społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich notowań obecnie rządzącej partii, popieranej w znakomitej większości przez takich właśnie ludzi. Popierających bezkrytycznie, w obawie, że ewentualny upadek tej partii grozi weryfikacją elit, co dla nich oznaczałoby możliwość utraty ich awansu społecznego (bis).
Tu jednak pragnę dobitnie zaznaczyć, że tych ludzi nie należy, broń Boże, społecznie dyskryminować. Jest to grupa niekwestionowanej inteligencji. Trzeba im tylko uświadomić, jak im zawrócono w głowach. Że dali się nabrać wspomnianemu redaktorowi, iż przynależą do grupy społecznej, która jest bardziej światła, więc de facto lepsza niż reszta „obciachowej ciemnoty”.
Pozdrawiam Pana serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Wcale się nie dziwię.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Swoimi komentarzami do moich poprzednich tekstów dowiodła Pani wielokrotnie, że patrzymy w jednym kierunku. Powiem Pani więcej. Już wiem, że nas łączy nieujarzmiona spontaniczność i pełne współmyślenie. Mnie się też często zdarza chlapnąć zanim pomyślę. Musieliśmy mieć ułanów w rodzinach.
Pozdrawiam Panią serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Święte słowa!
Pozdrawiam Panią serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
W odpowiedzi na Pański komentarz, jeszcze raz przytoczę słowa Pana Profesora Andrzeja Nowaka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który we wstępie do niedawno wydanej książki pt. „Od Polski do Post-Polityki” napisał, cytuję:
„Próbuję zrozumieć, co się dzieje z demokracją, z Rzeczypospolitą, z edukacją, z Europą Wschodnią, z Europą. Co się dzieje z rzeczywistością w magmie płynącego z posłusznych (komu?) mediów przekazu „pi-ar”... Teraz, gdy upłynęło kolejne pięć lat, mam wrażenie, że znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu. Pięć ostatnich lat w historii Polski nie tak wiele. A jednak silna jest pokusa, by uznać, że tych pięć lat ma znaczenie przełomowe, zwłaszcza w wielkim przyśpieszeniu ostatnich miesięcy.
Co się przełamuje? Nie tylko tragedia smoleńska, nie tylko coraz bardziej widoczny kryzys przyszłości, ale nade wszystko poczucie rozpadu wspólnoty, którą tworzyły poprzednie pokolenia Polaków – to pierwsze motywy owej pokusy, by w ogóle rozważyć możliwość końca naszej historii”, koniec cytatu.
I jeszcze dodam coś pokrzepiającego. Nie mam cienia wątpliwości, że znakomita większość studentów doskonale rozumie, o czym Pan Profesor mówi. Dali tego imponujące dowody w Auli im. Ks. Tischnera Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego na niedawno odbytej KONFERENCJI STUDENCKIEJ DEDYKOWANEJ PROFESOROWI JANUSZOWI KURTYCE. Aż serce rosło jak się ich słuchało. To tam są prawdziwe elity. .."
Pozdrawiam Pana serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Byłem na Pańskim blogu. I wszystkim doradzam, by zrobili to samo.
http://zagloba.salon24.p…-...
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Ostro Pan pojechał po bandzie. Lecz rozumiem, że w takim kontekście trudno się powstrzymać.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
W pochodzie szedłem z kilkoma profesorami krakowskich uczelni. Pochód często przystawał, więc sobie rozmawialiśmy o tym i owym. Bardzo długo rozmawialiśmy o moim blogu. Moi przyjaciele bardzo chwalili komentarze Państwa. Zdziwiłem się, bo znają Wasze pseudonimy. Więc przy tej okazji, na Pańskie ręce, składam gorące podziękowania dla wszystkich gości tego bloga.
Pozdrawiam Pana serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pyta Babcia czy była wśród nich młodzież?
Nie wiem. Bo nawet w stronę tej hołoty nie spojrzałem.
Pozdrawiam Babcię serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Napisała Pani:
"Zastanawiam się czy ta wyjąca tłuszcza żądająca usunięcia pary prezydenckiej z Wawelu ,a opłacona kilkoma piwami jest nawet warta wysiłków i Lecha Kaczyńskiego i wielu patriotów aby dla nich walczyć o Polskę..."
Odpowiadam:
Świetnie rozumiem Pani rozżalenie, ale zapewniam Panią, że warto walczyć o Polskę. A ta tłuszcza to tylko margines od "mokrej roboty". Wierzę, że jesienią Polacy pokażą przy urnach jakiej by chcieli Polski.
Pozdrawiam Panią serdecznie i głowa do góry!
Krzysztof Pasierbiewicz
Chyba Pana uściskam za ten cięty komentarz.
Co do Leszka Długosza to można o nim powiedzieć "wspaniały człowiek ze skały". Nigdy nie zapomnę w jak haniebny sposób przyjaciele pani Róży ze środowiska Piwnicy Pod Baranami usiłowali zniszczyć Leszka jedynie za to, że się ośmielił myśleć samodzielnie nie dając się wziąć pod but terrorowi poprawności politycznej. Pluli na niego, lżyli, dokuczali. Lecz on się tylko otrzepał od tego robactwa i parł w swoją stronę. Aż doszedł wczoraj pod Katyński Krzyż u stóp Wawelskiego wzgórza by powiedzieć ludziom prawdę, którą Pan raczył zacytować, za co serdecznie dziękuję
Pozwoli Pan, że jeszcze raz przytoczę Pańskie słowa:
"trzeba koniecznie zlikwidować centralę wysyłającą smsy: po dobroci (wybory) lub siłą (po wyborach). Dość chamstwa..."
Proszę też pozwolić jeszcze raz przytoczyć fragment z mojej przedostatniej notki, gdzie w kontekście nie zaproszenia Prezydenta Komorowskiego na ślub Księcia Williama, towarzystwo pani Róży Thun scharakteryzowałem następującymi słowy:
"Bo dwór angielski to nie salony rodem z Czerskiej i Ordynackiej, gdzie całe to „towarzystwo” wzajemnego zachwytu nad samymi sobą rozprawia bez końca o tym ile gwiazdek miał hotel na wyspach, skąd właśnie wrócili, czy ile garów mają silniki ich nowych audic i beemek. A panie swój status wartościują ilością kafelków Versace w łazience. Mam na myśli te chmary dętych arogantek i butnych kretynów z cygarami w zębach, poprzebieranych w garnitury od Armaniego, którzy aromatu Cohiby nie odróżniają od swądu skisłego ogórka, a w durnej pogoni za Nową Europą wystarcza im jedna książka rocznie – katalog turystyczny z Biura Neckermann’a..."
Badzo mi było miło Pana gościć.
Pozdrawiam seddecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
P.S.
A frazy z Pańskiej notki: "inteligencji licencjackiej na dogodne raty", "jedyną kulturą z jaką ma kontakt, jest kultura bakterii w jogurcie", czy "ma tyle wspólnego z ich poglądami co KGB z Caritasem" to istne perełki! Mniam, mniam! Małmazyja!
Dlatego z wielką przyjemnością wpadam na Pańskiego bloga