Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Goebbelsi, Urbani, matka Teresa i Clausewitz
Wysłane przez Sekator w 07-04-2020 [01:11]
Skala Beauforta ma dwanaście stopni. Próbowałem wyskalować skowyt koryfeuszy totalnej opozycji. Uknułem nawet neologizm: skowyciorkwik. Ponieważ jednak natężenie owego amoku chóru wujów i ciot wciąż potężnieje, niesposób jeszcze ustalić apogeum, podobnie jak ostatecznej mocy trzęsień Ziemi na skali Richtera. A na to, że ochrypną nie liczę.
Motywem przewodnim tego jazgotu jest żądanie wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, co poskutkuje automatycznie przesunięciem terminu wyborów prezydenckich na czas nieokreślony. Bo kto zaręczy, że pandemia wygaśnie wraz z końcem tego stanu?
Uczeni w piśmie konstytucjonaliści już zacierają ręce. Każdy będzie mógł na swój strój interpretować zapisy ustawy zasadniczej. Jak długo Andrzej Duda mógłby piastować urząd bez wyborów po wygaśnięciu kadencji? Czy i kiedy jego obowiązki powinien przejąć marszałek sejmu, a może senatu jako izby wyższej? Czy nie należałoby procedury wyborczej zacząć od początku, co umożliwiłoby na przykład wymianę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na kogoś bardziej sprawnego, typu manekin krawiecki? Czy głosowanie wyłącznie korespondencyjne nie będzie łamaniem prawa? Uff!
I znów zabrnąłem w oczywistości bieżączki. A chciałem jedynie krótko skwitować nieustające natężenie skowyciorkwiku. Dodam więc tylko, że natężeniu decybeli towarzyszy nawałnica coraz bardziej chamskich inwektyw. Medialne łachudry bez opamiętania folgują językowi, którego nie używają już nawet chłopaki z kloaki i dziewczyny z latryny.
Pacjent Stefan N. zdjęty z obsady plwaczy z przyczyn procesowych doczekał się równie chamskich naśladowców w rodzaju brata bliźniaka Tomasza Wołka, też Tomasza Wołka. Ten właśnie brat bliźniak lubi nazywać Jarosława Kaczyńskiego chorym psychicznie paranoikiem. Ktoś zauważy, że Tomasz W. nie ma brata bliźniaka. Śmiem zaoponować. Facet o tych personaliach, którego kiedyś znałem, nie mógłby się aż tak zeszmacić.
Decybele i inwektywy tworzą szemrany entourage dla sedna przekazu generatorów rzeczywistości urojonej. Ich propagandowo-informacyjny melanż różni się diametralnie od miksu tych ingrediencji w mediach sprzyjających władzy. Gru przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy w kraju. Ich hiobowe hasztagi to: chaos, brak maseczek, respiratorów, testów, zapaść służby zdrowia, lawinowy wzrost bezrobocia, rozpacz przedsiębiorców, kłamstwa rządu, obsesja Kaczyńskiego… Dość prymitywnie, ale na razie elyta to łyka, usiłują wypreparować sytuację w Polsce z kontekstu światowego. No, dołączają co najwyżej do naszych nieudaczników Orbana i Trumpa. I wieszczą, że wkrótce czeka nas katastrofa straszniejsza niż we Włoszech i w Hiszpanii w sumie. Przy okazji epatują publikę niemiecką perfekcję w walce z koronawirusem i kryzysem gospodarczym. Jednym słowem Polska to dziś annus mundi do kwadratu.
Zaś media publiczne, oczywiście moim subiektywnym zdaniem prawicowego kołtuna, są znacznie bardziej zrównoważone, obiektywne, choć nie pozbawione propagandowego prestidigitatorstwa. Ale gdzie im tam do chlustającej z generatorów agresji, demagogii, obłudy i ledwie skrywanej(?) nienawiści do pisowskiej władzy. Między tymi okopami Panu Bogu świeczki i diabłu ogarki usiłuje zapalać Polsat, którego narracja stanowi wypadkową Skowytu wściekłych halabardników i układnego tonu lojalnych wobec zjednoczonej prawicy paziów. O internecie nie wspominam, bo sieć niczym supermarket oferuje całą tę pulpę naraz.
Zastanawiam się kto w tym kotle medialnym jest Goebbelsem, a kto Urbanem w znaczeniu symbolicznym rzecz jasna. Obaj nędzni osobnicy personifikują najpodlejszą naturę propagandy. Tyle, że pierwszy był fanatykiem bez reszty oddanym zbrodniczemu systemowi Trzeciej Rzeszy z przekonania, co potwierdził w godzinie klęski trując swoje dzieci i popełniając wraz z żoną samobójstwo. Drugi to amoralny cynik na żołdzie komuny, którą miał gdzieś, jak prawie wszystko. Pierwszy szczerze wierzył w zło, drugi nie wierzy w nic. Przypuszczam, że urbanopodobnych jest znacznie więcej, ale nie ośmielam się wskazywać ich publicznie. Na razie.
Bez względu na motywy wszyscy dokładają swoje trzy grosze do dyskusji o ratowaniu Rzeczpospolitej. To wprawdzie temat na oddzielny tekst, lecz został mi jeszcze ostatni niezłamany szeląg, więc dorzucę go do puli. W debacie dostrzegam dwie skrajne postawy, matki Teresy i Clausewitza. Pierwsza nakazuje ratować każde życie za wszelką cenę. Druga twierdzi, że najważniejsze dla przyszłości narodu jest wygranie wojny ekonomicznej. I trzeba tylko, jak przed każdą batalią, oszacować procent strat w ludziach. Ta druga jest “kreatywnym” rozwinięciem reform Balcerowicza. Natomiast w pierwszej pobrzmiewają groźne pomruki putinolubej argumentacji. Otóż dla ratowania podupadłej służby zdrowia, miejsc pracy w bankrutujących firmach, utrzymywanej z budżetu oświaty, kultury itd, należy porzucić megalomańskie projekty budowy centralnego portu lotniczego, przekopu Mierzei Wiślanej, zakupu myśliwców F 35 i ładowania szmalu w górnictwo. Dosyć snów o potędze!
I już nie wiem czego bać się bardziej, koronawirusa czy nawiedzonych(?) ulepszaczy tego padołu? Pytanie, ile w tych pomysłach oszołomstwa, a ile dywersji, pozostawiam otwarte.
Sekator
PS.
- A ty czujesz się bardziej jak Goebbels czy jak Urban? - pyta prowokacyjnie mój komputer.
- A walnął cię ktoś kiedyś w ten twardy dysk? - odpowiadam pytaniem.
Komentarze
07-04-2020 [07:54] - Marek1taki | Link: "Pierwsza nakazuje ratować
"Pierwsza nakazuje ratować każde życie za wszelką cenę. Druga twierdzi, że najważniejsze dla przyszłości narodu jest wygranie wojny ekonomicznej."
Teza, że są sprzeczne jest fałszywa. Ratowanie życia za cenę życia innych ludzi jest dobre? Bo w telewizji nie pokażą? "Co widać, czego nie widać" Fryderyka Bastiata dotyczy też decyzji w tej kwestii. Jeśli się komuś zdaje, że mięso na kartki nie miało wpływu na poziom białka w surowicy, w tym białek odpornościowych, to jest w błędzie.