Człowiek ciągle się uczy. Oczywiście, jeśli tylko tego chce, co nie jest takie oczywiste.
Uczciwie napisałem w okienku "O sobie", że jestem weredykiem. To znaczy, że walę prosto z mostu. Czasami nawet coś napiszę, zanim to jeszcze dobrze przemyślę. Co oznacza, że jestem impulsywny. Powinienem nad tym popracować. Już, jak miałem 22 lata, to mój szef na Politechnice, prorektor Marian Cichy powiedział kiedyś po mojej krytycznej tyradzie: - Janusz, ty to jesteś pistolet. Po co od razu strzelasz?
Kiedyś nierozważnie, właśnie dlatego, że jestem "pistolet" napisałem w dyskusjach na temat Ukrainy i Majdanu, że na Podkarpaciu "babcie straszyły dzieci rezunami". Dla mnie proste stwierdzenie faktu, zostało zinterpretowane przez niekumatych, tytułowych PI, jako zdeklarowanie się po stronie banderowców. Żadne logiczne tłumaczenia nie miały sensu, bo ten typ odbiorców połyka słowa, tłumaczy je po swojemu, a potem zatrzaskuje drzwi do rozumu. Ma już raz na zawsze utrwalony schemat i sam Pan Bóg nie może tego zmienić. Tak o to zostałem banderowcem.
Potem jeszcze zostałem filosemitom, bo odważyłem się bronić walorów artystycznych, wyłącznie w kategorii sztuki, filmu "Ida".
Nie powinienem tego robić, wiem dzisiaj, bo dla PI, którym uprzednio wdrukowano wściekły antysemityzm (gdyby nieszczęśni biedacy wiedzieli, że to im zrobili perfidni Żydzi, to by się załamali), jakiekolwiek słowo, które choćby marginalnie zahacza o trudne stosunki między Polakami a Żydami, będzie interpretowane jako antypolskie.
No cóż... taka nauczka. W publicystyce jest tak, że nie czytają ciebie wyłącznie ludzie otwarci i rozsądni, ludzie mądrzy i z dobrą wolą, ale także ci zaślepieni i jak powtarzam, niekumaci. A także rozliczni agenci wpływu, którzy tylko czyhają, gdy nie mogą merytorycznie zaatakować treści, atakują autora słów. I mają żniwa dorabiając tobie paskudne cechy. Tak już w życiu jest. Może właśnie dla tego większość siedzi cicho?
.....
Długo nie potrafiłem dociec, bo tematem żydowskim nigdy specjalnie się nie interesowałem, cóż takiego potwornego jest w słowie POLIN.
Wyrosłem w środowisku, gdzie Żydzi to był to temat neutralny. Na Kaszubach, a takie stare osady, jak Orłowo, czy Kack, obecnie dzielnice kosmopolitycznej Gdyni (nazwa Kack (Mały i Duży) zniknęła przez twórczy socjalizm zastąpiona przez różne Karwiny i Dąbrowy), były na wskroś kaszubskie, Żydzi byli tak jak pobliscy Niemcy, dokładniej Danzigerzy, dzisiaj Gdańszczanie, po prostu zwykłymi obcokrajowcami współżyjącymi na naszym terenie. Nie było specjalnych relacji emocjonalnych. Chyba najostrzejszą, którą jako kibic Arki pamiętam, była przedmeczowa przyśpiewka: - Czy to prawda drogi ojcze, że Lechiści to Volksdojcze? I tyle odnośnie międzynarodowych i międzyrasowych uwarunkowań.
Jednak coś podskórnie się tliło, a ja, dosyć szybko oderwany od lokalnych środowisk marynarz, nie miałem o tym pojęcia.
Pamiętam taki epizod, już grubo po mojej 60-tce, gdy po raz pierwszy spotkałem się twarzą w twarz z ludźmi z naszej prawej strony, o dużych zasługach solidarnościowych, kiedy po otaksowaniu mnie wzrokiem, padły słowa: - To nasz, szczera, okrągła słowiańska twarz. Żadnych garbatych nosków...
To, że się później pokłóciliśmy, gdy uznałem, że to megalomańscy faryzeusze to już inna sprawa.
Tak więc pełne znaczenie pojęcia POLIN było enigmą.
Gdy już aktywnie zacząłem się angażować w internetowe media społecznościowe, odkryłem, że to potężne słowo straszak, oznaczające ni mniej ni więcej, tylko nazwę ojczyzny na naszym terenie, którą Żydzi pragną tu stworzyć i przenieść się an bloc z Izraela, gdy już tam ziemia zacznie się palić pod nogami.
Tak jest – POLIN – piekielne hasło oznaczające dla niekumatych i PI i wszystkich pozostałych maluczkich, fakt, że Żydzi tak antypolsko ryją pod nami dlatego, że zamierzają nas wykurzyć z naszego tysiącletniego kraju i przejąć go wraz ze wszystkimi bogactwami. A jeżeli nawet zostaniemy, to pod ich władzą i zarządzaniem, jako opisani w Torze goje – niewolnicy, a nawet untermensche (akurat w języku żydowskim (nie hebrajskim) jest tak samo jak w niemieckim).
Faktycznie jest się czego bać w takiej wizji. Wcale się nie dziwię.
.....
Panią doktor Ewę Kurek cenię bardzo wysoko. Gdyby wszyscy naukowcy, a historycy byli tacy sami, to Polska byłaby w świecie wiodącym państwem na polu różnorodnych badań i odkryć.
To kobieta niesłychanie mądra, rzetelna i uczciwa. Dlatego jest takim niebezpiecznym wrogiem dla wielu – dla wrogów Polski i dla tych zdradliwych lub tchórzliwych, którzy wolą z wrogami współpracować, albo siedzieć cicho, z podkulonym ogonem i udawać, że wszystko jest w porządku.
Tak więc osoba ciesząca się moim najwyższym szacunkiem, wreszcie mnie oświeciła i wyjaśniła zawiłości POLIN, a ja pozwalam sobie zacytować jej, jakże logiczne i mądre słowa. Sama pani doktor Kurek przedstawiła to wyjaśnienie, jako opowieść polskiego Żyda żyjącego w Stanach Zjednoczonych, walczącego o dobre imię Polski i Polaków, profesora socjologii na Humboldt State University i założyciela i dyrektora Instytutu Altruistic Personality & Prosocial Behavior Samuela Olinera:
- " [...] Już na samym wstępie [trzeba – jk] zaznaczyć, że mieszkający w Polsce Żydzi nigdy, przenigdy nie identyfikowali się z Polską (wygrubienia moje - jk). Mieszkali tu, to było miejsce ich pobytu, ale kompletnie nie interesowały ich polskie: kultura, historia, czy nawet język, do nauki podchodzili bardzo niechętnie, co wynikało z tradycji historycznej. Wyjaśnił to profesor Chone Szmeruk: "jeśli już mówiący w jidysz Żydzi znali język sąsiadów, czyli Niemców – jidysz to język powstały na kanwie starogermańskiego dialektu i języka polskiego – to jednocześnie nie znali i nie chcieli znać alfabetu łacińskiego, bo kojarzył im się po prostu z chrześcijaństwem". Żydzi polscy, choć od wieków tu mieszkali, nie myśleli o Polsce jak człowiek myśli o ojczyźnie, za wolność której, jeśli trzeba, warto oddać życie. Mieli mocno wpajaną przez religię świadomość przynależności do narodu wybranego i mieli własną historię – i własną ojczyznę: mityczny Izrael. Dla nich Polska oznaczała tylko Polin – miejsce tymczasowe. Nic trwałego. Ale żeby naprawdę to wyjaśnić, musimy cofnąć się jeszcze głębiej i na poważnie zanurzyć się w przeszłość. Wtedy dopiero można zrozumieć, dlaczego w 1939 bramami z kwiatów witali Sowietów i przez długi czas mieli całkiem sporo sympatii do Niemców – rzecz, która dziś wydaje się nieprawdopodobna, a jest po prostu prawdziwa i której ślady można znaleźć w żydowskich pamiętnikach i kronikach. To dlatego tak wielu z nich nie chce, a nawet nie pozwala tłumaczyć z żydowskiego. [...] Teraz zanurzamy się jednak w przeszłość i cofnijmy do głębokiego średniowiecza, początków osadnictwa na terenie dzisiejszej Polski. Zacznijmy od tego, że polskie żydostwo jako zjawisko socjologiczno-historyczne stanowiło ewenement w skali świata. Osiedlając się w Polsce Żydzi mieli zachowaną tradycję historyczną i zbiorową pamięć o własnym państwie oraz żydowskich władcach, mieli własne religię, język i pismo, mieli tradycję i kulturę – to, czego nie mieli, to ochota na asymilację z Polakami. Przyjeżdżali tu, by żyć – ale nie współżyć w sensie społecznym, z miejscowymi. Światy polski i żydowski, mimo terytorialnego współistnienia, to były światy równoległe. I tak rodziły się getta – nie były to jednak miejsca, jak błędnie sądzi dziś wielu, w których Żydów zamykano, a enklawy, w których to Żydzi sami odgradzali się od gojów. [...] Ten izolacjonizm nie wynikał jednak z prześladowań, a z tradycji i religii, no i z ochrony po części też, bo Żydzi mało gdzie byli lubiani. Separatyzm nie był jednak narzucony przez żadną polityczną władzę – to był suwerenny wybór Żydów, którzy po prostu żyli ty, gdzie goje, ale nie chcieli żyć z nimi, tylko obok. Razem Żydzi czuli się raźniej, no i w zwartych skupiskach rabini – bo to oni decydowali o większości spraw w gminie – mogli skutecznie dbać o tę narodowo-kulturowo-religijną odrębność Żydów rozproszonych po całej Europie. Uważali. że nie powinni wchodzić w kontakt z żadną inną religią, Dla większości Żydów życie poza gminą było wprost niewyobrażalne. Wyznawanie judaizmu było tożsame z narodowością, nie było wtedy Żydów obojętnych religijnie. Separatyzm z wyboru był zatem podstawą narodowości żydowskiej, kultury i religii, a przy okazji sposobem obrony, jak napisał Fernand Braudel, znany francuski historyk średniowiecza, "Getto to cytadela, za którą Żydzi zamknęli się sami, aby bronić swych wierzeń i ciągłości Talmudu." W I rzeczypospolitej było społeczeństwo stanowe, a Żydzi stanem nie byli, choć de facto, jako stan byli traktowani. Zajmowali się handlem, płacili podatki, mieli własne sądownictwo, własną religię, tradycje i język. [...] Żydzi żyli odrębnym życiem. Polacy nie wnikali, czym dla Żydów jest Polska, choć – jak pokazał czas – zakładali, że skoro Żydzi na tej ziemi żyją, to gotowi będą tej ziemi bronić – ale to była ślepa uliczka. Bo polscy Żydzi zbudowali swoiste państwo w państwie, a jedynym administracyjnym łącznikiem pomiędzy nimi i Polakami był Judeanus, Żyd rezydujący na dworze królewskim*. Rozbiory sprawiły, że powstały i utrwalony przed wiekami układ społeczno-polityczny nagle runął. Stało się. W historii państw, jak w życiu człowieka, kończy się jakiś etap i wtedy pojawia się pytane: co teraz? Odpowiedź przyszła szybko. To, co dla Polaków było niebywałą tragedią, jedną z największych w całej tysiącletniej historii, Żydów absolutnie, ale to absolutnie nie obeszło. Nie miało to dla nich najmniejszego znaczenia, po prostu. Uznali, że zmienia się władza, w porządku, ważne, żeby ich życie się nie zmieniło i żeby reprezentujący ich na dworze królewskim przedstawiciel w dalszym ciągu urzędował na dworze królewskim. To nic, że już nie u polskiego króla, a u rosyjskiego cara, cesarza austriackiego, czy króla Prus.
- [...] (Jest dokładny przekaz , jak polscy Żydzi witali austriackiego zaborcę (cieszyli się i ucztowali – jk)). Później robili takie rzeczy wiele razy, w zasadzie ni mniej, ni więcej – zawsze. [...] Ostatni raz w 1939. [...] Polacy w rozpaczy – Żydzi w euforii, kompletny rozbrat. Bo tu nigdy nie było żadnej wspólnoty, którą się nam na siłę wmawiało i wciąż wmawia. To piękne, ta wspólnota narodów polskiego i żydowskiego, tyle że kompletnie nieprawdziwe. Oto sedno sprawy. Kto tego nie rozumie, nie pojmie,dlaczego Żydzi tak a nie inaczej zachowali się podczas kolejnych powstań, w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920, we wrześniu 1939, a potem w latach czterdziestych, gdy tysiącami mordowali polskich bohaterów – bo tu żadnej wspólnoty nigdy nie było, a jedynie dwie całkowicie obce sobie, a nawet niechętne, nacje, na jednej ziemi. Kropka. [...] A Rzeczpospolita? To tylko Polin. Miejsce spoczynku – nie docelowe..."
Gdybym ja napisał coś podobnego, gdybym był taki mądry i z taką wiedzą, to zapewne podniósłby się natychmiast wrzask dyżurnych trolli, agenci by ruszyli do boju, a pożyteczni idioci zapluli by mnie jak z kałacha.
Jednakże autorytet pani doktor Kurek, a także profesora Samuela Olinera (na dodatek Żyda)jest absolutnie niekwestionowany. Więc to już nie moje zmartwienie, a internetowe zielone ludziki niech się martwią same.
Wkrótce też opublikuję pogłębioną recenzję wymienionej książki "Powrót do Jedwabnego". Jej zaistnienie i treść to już inna, niesłychana historia.
- Cały długi cytat pisany kursywą pochodzi z książki – Wojciech Sumliński, Ewa Kurek, Tomasz Budzyński, "Powrót do Jedwabnego" , wydawnictwo WSR – Wojciech Sumliński Reprter, strony 226-232.
.........
* "Żydzi w Polsce w XVIII w. stanowili zwartą masę, niełączną zupełnie z ludnością całego kraju. Mieli oni jak najdalej idący samorząd, który się opierał na kahałach, a kończył sejmem Żydów Koronnych, obradującym dwa razy do roku t.j. na wiosnę i w jesieni. Władzę nad Żydem miały kahały, one łączyły się w ziemstwa, które obradowały na sejmikach. Na sejmiku rej wodzą większe gminy i one spośród siebie wybierają prezydyum sejmikowe: marszałka, wiernika i pisarza. Sejmiki (ziemstwa) obsyłają sejm generalny żydowski, zbierający się osobno w Koronie, a osobno na Litwie. Marszałek sejmu koronnego, czyli – jak go zwano – marszałek generalności, wiernik Żydów koronnych i pisarz, to wysocy dostojnicy, którzy ciągle się stykają z marszałkiem [polskiej] izby poselskiej, podskarbim koronnym, podkanclerzym itp.; o marszałku generalności wyraża się król: „judeanus, qui in nostra aula residet”, Żyd który na naszym urzęduje dworze. [ Ewa Kurek, „Trudne sąsiedztwo: Polacy i Żydzi ok.1000-1945”]
Ps. Edytor na naszych blogach jest tak nędzny, że każdorazowo zmienia format napisanego tekstu - przepraszam - nie moja wina.
W nieskonczonosc bedzie odbijana pileczka, Polacy swoją, Zydzi swoją prawdę. A prawda jest jedna.
Zaklocanie spokoju. Jest pytanie, czy spokoj ciala mozna zaklocic? Tymczasem zaklocany jest spokoj duszy, bo ewentualne klamstwa z jednej, czy z drugiej strony powodują, ze sprawa mordu ustawicznie wraca, nie dajac duszom spokoju, ze zamordowani , ile by ich nie bylo, non stop sa wykorzystywani, czy to w filmach,czy roznorodnych przekazach , i praktycznie caly czas walczą. W chrześcijaństwie, udowodnione jest swietych obcowanie. Dusze po smierci zrzucaja powloke ciala, i zyja dalej w innej rzeczywistosci, i dusze tych zmarlych tą walkę caly czas toczą. Oni juz stoją w prawdzie, chcą tylko spokoju.
Komu zalezy, zeby prawda nie byla wyjasniona, niech pomysli, ze kiedys sie z nimi spotka.
nie niewygodne fakty, tylko całość jest lipą - ordynarnym bezczelnym kłamstwem od a do z, wysmażonym w celu niszczenia wizerunku i znaczenia Polski w świecie. Żeby nigdy nie urosła..
Piłeczka nie jest odbijana, bo nikt z władz nie chce o tym rozmawiać. Odezwał się natomiast pan Daniels, który stwierdził: - Nawet jeżeli zbierzecie 40 milionów podpisów, to ekshumacji nie będzie!
Już wiemy, że Jan Gross, socjolog, żaden historyk, czy archeolog łgał jak pies. Robił to świadomie i na zamówienie. I niestety udało mu się Polaków potwornie oczernić na całym świecie. Jeżeli nie podróżujecie, to nie zdajecie sobie sprawy, że WSZYSCY od razu mówią: - Ci Polacy? Ci naziści i antysemici?
Jak widać Wielki Sanhedryn ma władzę i moc sprawczą nad wszystkimi polskimi władzami i po prostu mówi NIE.
To Polacy chodzą nadzy ☺
Tylko Rozum niewiele wskóra jak nie będzie woli walki.
Poczekamy, jak na prawdę o Katyniu.
https://autokult.pl/3278…
Jeżeli to nie jest "§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2." to co tym jest?
Nie tak dawno napisałem felieton stwierdzający i dowodzący, że Żydzi są największymi rasistami na świecie. Nigdzie przez całe tysiąclecia się nie asymilowali. "Niewiernych" traktują z góry i z pogardą. Taka jest ich religia i tradycja. Całkowite zaprzeczenie chrześcijaństwa.
A nam pan prezydent Duda wmawia i oczy szkli jakimś wydumanym judeochrześcijańsywem. To oksymoron w swoim paradoksalnym, sprzecznym znaczeniu. Niewiedza? Wątpię.
jesli nie ignorancja to co? I jeszcze następną kadencję ma nam streczyc jakies idiotyczne fantasmagorie? Pzdr
Jak to co? Posłuszeństwo.
Nie była zresztą potrzebna bo każdy bez ekspertów wie, że dym z kominka nie śmierdzi tylko pachnie. Smród nam śmierdzi a zapach nam pachnie bo te atawistyczne percepcje mają funkcję informacyjną. Celem jest zatem złamanie ducha w ludziach. Totalniactwo.
I przez 100 lat nie zrobiono w tym mieście. Dziś też są działania pozorowane.