W 2004 r. napisałem drugą swoją książkę: Ostatnia na drogę. Na tylnej płaszczyźnie obwoluty zamieściłem hasło: Patriotyzm jest formą zdrowego rozsądku. Przekaz brzmiał: zdrowy rozsądek potrzebny jest do mądrego ułożenia sobie życia, a patriotyzm, jako jego część składowa, jest architektem państwowej perspektywy. Niczego bowiem nie można ułożyć bez poczucia własności, poczucia odpowiedzialności za dobro wspólne i bez szacunku dla własnej aksjologii. To właśnie patriotyzm lub jego brak wyrysowuje obraz przyszłości, naszej kultury, państwa i narodu.
Dziś czas stał się bardziej wymagający. Musimy zdać sobie sprawę, że patriotyzm należy do uczuć wyższych, i to on, w przeważającej mierze, tworzył impulsy i nadawał kierunek naszemu rozwojowi, obronie, czy specyfice myślenia. Ogólnie jednak patriotyzm na gruncie wspólnoty narodowej jest tym samym, co miłość w rodzinie. Bez patriotyzmu istnienie państwa oparte będzie na prawie administracyjnym i karnym. Takie państwo jest sztuczne, uciążliwe i męczące, służy tylko władzy, oligarchom, gangsterom i pochlebcom; nie służy natomiast społeczeństwu. Przykładem takiego państwa były Prusy. Tak samo, jak brak miłości w rodzinie prowadzi do patologii, tak samo brak patriotyzmu w narodzie prowadzi do rozkładu państwa.
Skoro mówimy o patriotyzmie, musimy też odnieść się do jego źródeł. Za czasów piastowskich związany był z królem i własnym obyczajem; za czasów jagiellońskich z szacunkiem do Rzeczypospolitej; w okresie niewoli z wiarą w Boga, własną krzywdą i nadzieją na odzyskanie niepodległości. W II RP patriotyzm był lepiszczem i budulcem państwa i w tym czasie osiągnął najbardziej dojrzały wymiar. W PRL, i do czasów obecnych, wypłukiwany jest ze społecznej świadomości w sposób zastraszający i narastający.
Nie każdy oczywiście musi być patriotą – to kwestia wyobraźni i wiedzy, ale każdy musi wiedzieć czym on jest. Brak poczucia patriotyzmu wśród rolników prowadzi do wyobcowania ich z szerszej wspólnoty i do osłabienie państwa, które ma ich wspierać; brak patriotyzmu wśród żołnierzy kieruje ich w stronę najmity, wśród polityków do jurgieltnictwa, prawników, lekarzy, dziennikarzy do tworzenia kast i obojętności obywatelskiej itd. Ogólnie, brak patriotyzmu w społeczeństwie przekłada się na jego rozkład moralny, intelektualny i prawny.
I teraz przykład. Dziś wielu autorów swoje dzieła pisze gratis, niektórzy z potrzeb wyższej natury. I trzeba dodać, że w większości tylko te dzieła mogą mieć wartość ponadczasową. Niestety, gdy chcą je opublikować, często napotykają na irracjonalna barierę – nie otrzymują żadnej gratyfikacji za dzieło, a chcąc je wydać muszą dodatkowo zrzec się praw autorskich na rzecz wydawcy. Praktyka taka to nic innego jak faworyzacja blichtru, patologia grantów i zarzynanie kultury. Takim sposobem aresztuje się własna inwencję twórczą, a większość pieniędzy marnuje.
Na tym tle trzeba wyraźnie oddzielić wspólną własność intelektualną od własności autorskiej. Ta pierwsza powinna podlegać szczególnej ochronie, bo jest dla wszystkich zrozumiała, rozwija i działa kulturotwórczo. Druga jest natomiast budulcem intelektualnego i duchowego życia narodu i państwa, służy wzajemnej komunikacji i inspiracji. Własność autorska powinna podlegać tylko ochronie personalnej, bo potrzebna jest dla podtrzymania porządku bibliograficznego, kulturowego (cytaty) i naukowego (eliminacja plagiatów). Żadnej gratyfikacji nie powinno podlegać korzystanie z dzieła. Tak samo wydawnictwa, portale czy periodyki nie mogą zmuszać autorów do zrzeczenia się praw autorskich. Jeżeli to robią, należy je zapytać, do czego ma służyć im kumulacja własności prywatnej i co w przyszłości chcą z nią zrobić? W PRL Polaków pozbawiano prawa własności, dziś, niby w wolnym kraju, zabiera się nam własność intelektualną. To nie jest normalne. Pozbawianie Polaków własności intelektualnej jest bombą z opóźnionym zapłonem, bowiem może okazać się, że w którymś momencie zostaniemy pozbawieni dorobku kulturowego i staniemy się udokumentowanymi ludźmi znikąd.
Wracając. Źródła każdego patriotyzmu tkwią we własności kulturowej (duchowej), i materialnej oraz wspólnocie z nią związanej – nie tej gangsterskiej, prywatnej, gminnej czy regionalnej, lecz narodowej i państwowej. Patriotyzm nie ma charakteru biernego, lecz czynny. Do swej obrony potrzebuje wspólnoty i wspólnych wartości, które zostały wypracowane na bazie własnej kultury. Patriotyzm jest częścią racji stanu. Narodził się najpierw na gruncie szlacheckim, potem inteligenckim i z czasem zaczął być upowszechniany na pozostałe warstwy społeczne. Momentem przełomowym w tym względzie okazał się rok 1920.
***
Od czasu utraty państwowości w 1795 r. patriotyzm zaczął być zwalczany, jak zaraza. Po II wojnie i w tzw. III RP, w tym względzie osiągnięto apogeum. I teraz kolejne krótkie rozszerzenie – jeżeli współczesny, statystyczny Polak usłyszy termin „szlachta” lub „inteligencja” natychmiast dostaje boleści żołądkowych, bo gnębili chłopów, bo pili, bo liberum veto, bo nacjonaliści lub bezideowcy, a nawet (nadal) zaplute karły reakcji itd. Bezrefleksyjnie i bezpardonowo, na całą historię Polski, nakłada się więc kalkę peerelowską i przechodzi nad tym do porządku dziennego. Ten fakt niestety jest rozpowszechniony na każdym poziomie intelektualnym. Dziś powtarzamy, że jesteśmy Polakami, ale już większość z nas nie potrafi powiedzieć co to znaczy. W taki sposób zatracamy istotę patriotyzmu, który, gdzieś pośród nas, błąka się szukając dla siebie schronienia. Większości wciąż wydaje się, że bez patriotyzmu jesteśmy w stanie zbudować nowe państwo
.
***
Niezależna kultura polska została zbudowana przez szlachtę i inteligencję. To fakt niby tak oczywisty i powszechnie akceptowalny, ale mało uświadamiany. Obok kultury szlacheckiej istniała kultura chłopska, która aspirowała do niej oraz w niewielkim stopniu mieszczańska. Te kultury działały na siebie i w taki sposób syntetyzowała się kultura narodowa. Dopóki istniała szlachta i inteligencja, to właśnie ta grupa społeczna walczyła o niepodległość tracąc życie, majątki, trafiając na Sybir, pod ścianę, do więzień, obozów koncentracyjnych, gułagów. To właśnie ta grupa, zapewne przesadnie akcentowała wolność, ale to właśnie oni podtrzymywali niezależną tendencję w narodzie, oni formułowali wysoką kulturę, niepodległościowe plany i je realizowali. Wspólnym mianownikiem ich działań był patriotyzm. Dziś, gdy tej grupy kulturotwórczej zabrakło, zabrakło i patriotyzmu. Pozostaje „wariackie” pytanie, jak zachować patriotyzm, skoro niemal cała kultura zachodnia zwariowała i patriotyzm uważa za największe zło? Wszyscy szukają cienia, którego nie ma i nigdy nie było. Nikt nie zastanawia się co będzie, gdy zabraknie słońca.
Chcemy czy nie, patriotyzm nadal jest czynnikiem porządkującym w skali kulturowej, biznesowej, państwowej i ogólnoeuropejskiej. To on rozpisuje własność materialną i intelektualną, której żadną miara nie można zniszczyć, bo stracimy podstawy cywilizacyjnego bytu i kulturową busolę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9740
Rolnicy z Kraśnika nie są aż tak antypatriotyczni, ale też nie aż tak głupi żeby nie dostrzegać, że kto głośniej krzyczy, kto urządza hucpę ten dostaje. To jest jasny przekaz, za który odpowiada również premier Morawiecki.
Rolnicy usłyszeli, że mają się składać na centrum logistyczne w sercu Polski zawiadywane przez Mosad (Chińczycy w Łodzi byli źli), to widzą, że nie ma czego ratować, tylko jest czas szabrowania. Może to właśnie patriotyczne, by przetrwać. Nie podzielam takiej postawy, ale czyny władzy przeczą jej słowom. To nie buduje. To zachęta do szabru.
Pamiętamy jeszcze starą siermiężną propagandę PRLowską. Ona też odwoływała się do patriotyzmu. Wolę Orbana. Jego czyny umacniają Węgry.
Ogólnie tak, z tą różnicą, że patriotyzm nie jest dodatkiem do czegoś. On w życiu społecznym powinien być głównym daniem - wówczas ma sens.Co to znaczy, że społeczeństwo chce się zając swoimi sprawami? Na gruncie patriotyzmu dużo łatwiej się porozumiewać, dużo łatwiej się zrozumieć i dużo łatwiej działać i kierunek jest już określony. Tak było w II RP.
Chłopy z Kraśnika tak samo się skompromitowały, jak Poznaniacy z okazji obchodów rocznicy Października 56'. Kolega organizuje gazetę i zaczął ją min. sprzedawać na targu. Tam właśnie, od takich, jak oni, usłyszał sformułowanie: "patriota-idiota". Ma Pani rację, że dzisiejszy patriotyzm nie ma najwyższej próby, że pomniki i tablice są bardziej fasadą, niż treścią, ale mimo to, jest coraz lepiej.
"faworyzacja blichtru, patologia grantów i zarzynanie kultury." Zasada jet uniwersalna, żeby zmonopolizować rynek dotacje jednych z podatków drugich są świetne. I na kanwie bizantynizmu. I korporacjonizm. I zasmażka.
Podejrzewam, że z wartości prawnych i intelektualnych da się wykreować może nie tyle forsy co z petrodolara, ale nie do pogardzenia.
Czas pokaże ile ma Pan racji. Moim zdaniem, jak dotyczczas jest pół/pół. Nic jeszcze nie jest dokonane, a wszystko w toku. Sytuacja wymaga od Polaków dużej dojrzałości, solidarności, poczucia tożsamości i odpowiedzialności. Z rolnikami z Kraśnika chyba Pan trochę podkolorował. Niemal cała dzisiejsza Warszawa składa się z podobnych im ludzi. Dlatego min. wygrywało tam PO.
"nie można od żadnej grupy interesów wymagać solidarności skoro krakówki i warszawki drą". Niech chłopi tworzą spółdzielnie i niech pokażą, że można je zrobić dla wspólnej korzyści. I wymuszą swoje racje.
"...w rolnictwie toczy się wojna gospodarcza i dotacje są pułapkami. Bez nich się przegrywa, na nich się jest uzależnionym - wygrywa "kasyno". Oczywiście, zdanie prawdziwe. Trzeba się bronić, jak za komuny!
Tak, obrona ojcowizny, to historycznie zlecone zadanie - niegdyś szlachcie, dziś rozumnym chłopom. Pozdrawiam
Poruszony został temat rolników - ich praca do lekkich nie należy, ale dużo winy jest po ich stronie. Rzucili się na unijne błyskotki ( dotacje,), nakupili sprzętu, czasami zupełnie im niepotrzebnego, bo unia "dawała". Nadal każdy chce być Panem na 10 ha, mieć nowoczesne traktory, dobry dom i super brykę przed nim. Tak się nie da. Państwo wszystkiego za nich nie załatwi. Według mnie jedyne wyjście, to łączyć się, organizować w spółdzielnie.
Tak, "Patriotyzm, to nie uroczystości. Uroczystości powinny być ukoronowaniem patriotyzmu". Ale też patriotyzm nie może być reglamentowany. On jest, nawet gdy są złodzieje i gangsterzy, albo go nie ma. Podobnie jest z kulturą, ale kultura to nie tylko literatura, sztuka, teatr itd, to całość dorobku naszych przodków i nasz - łącznie. Jest więc punktem odniesienia dla wszelkich i ocen, porównań. Patrząc z tego punktu, jawi się w zupełnie innym świetle.
Tak, spółdzielnie zawsze zdawały egzamin, lecz dziś ludzie sa tak wzajemnie nieufni, że i spółdzielnie nie dają gwarancji powodzenia. Ale tak, trzeba próbować. Może najpierw od rodzinnych.
Mogę tylko podziękować.
Nawiązując do poprzedniej rozmowy znalazłem ciekawą zajawkę artykułu, która uwypukla pojęcie wprowadzone przeze mnie w formie żartobliwej, a mianowicie "tworzenie własnej cywilizacji". Nie bójmy się tego określenia, bo tak właśnie jest. Tworzymy własną niepowtarzalną cywilizację, z jej blaskami i cieniami, plusami minusami, plusami dodatnimi i ujemnymi już od wielu wieków. To właśnie różnica pomiędzy cywilizacją naszą i cywilizacją naszych ukochanych sąsiadów, powoduje taki ciąg do masowych mordów u nich. Można powiedzieć, że jest to forma wielowiekowej wojny religijnej, której starcia w pewnych okresach przybierają na sile ku naszej zgubie, choć z rzeczywista religią ma to niewiele wspólnego. Tutaj "religią" jest cały zestaw pojęć, póz i rytuałów, na których budujemy swoją odrębność względem nich. To ich najbardziej wkurza. Gdy oni stale prą ku kolektywizmowi, kultowi władzy lub wręcz wodza, dominacji struktury administracyjnej nad jednostką, skrzykują się w bandy, żeby nam dołożyć, to my raczej na odwrót. Indywidualność w dążeniu do celów, ogólnie pojęta wolność, czy właśnie plemiennie pojmowana demokracja, albo ciągłe dążenie do umniejszania roli skostniałej administracji i stawianie się okoniem wyobcowanej władzy, stanowi nasz wyróżnik i naszą tradycję. Dlatego właśnie mówię, iż trwa swoista wojna "religijna", bo na szali jest to, w co wierzymy, a po drugiej stronie cywilizacja, której nie rozumiemy i nie chcemy.
http://niezalezna.pl/230…
Nic nie sugerowałem, tylko uważnie przeczytałem Pański tekst: "Ja wielokrotnie przeprowadzałem się w swoim życiu, szkoły podstawowe zaliczyłem trzy, więc mniej więcej orientuję się w tych zagadnieniach." -- Pozdrawiam. :)
Bardzo ciekawie Pan opowiada. Z przyjemnością Pana czytam. Pozdrawiam :)
Bardzo ciekawie Pan opowiada. Z przyjemnością Pana czytam. Pozdrawiam :)
Dokładnie tak jest, jak Pan pisze.
I teraz do Administratora. proszę coś zrobić, bo kolejność wypowiedzi jest tak poplątana, że nie wiadomo kto komu odpowiada.
Masz pan tutaj blog na ktorym nic nie ma..ale jak obserwuje chetnie pan komentujesz innych..Moze pan cos napiszesz to sie do tego ustosunkujemy ?
Za chwilę spełnię Pańskie życzenie. Z góry dziękuję za każdą krytykę. Pozdrawiam :)
Jasne, patriotyzm lokalny jest czymś innym, niż państwowy czy narodowy. Gorzej jest, gdy mały istnieje,a dużego nie ma. Lokalny ma swoich przewodników, swoją miłość i sympatie, czasami związany jest, jak Pan pisze, z jakąś rodziną - np. Zamość z Zamoyskimi, a czasami z wydarzeniami historycznymi, czy krajobrazem. Porównanie z kibicowaniem jest bardzo celne.
Natomiast co do cywilizacji, to musimy zwrócić uwagę, na fakt, że to, co my nazywamy kulturą, Niemcy, i chyba Francuzi, nazywają cywilizacją. Niemcy mówią o swojej kulturze - cywilizacja niemieckie, przy czym żaden z wielkich, którzy zajmowali się cywilizacjami ( np. Koneczny, Hantington) nie wyodrębnia cywilizacji niemieckiej. Podobnie jest z polnische Wirtschaft - gdy porównamy II RP, to widzimy, że kult pracy i dobre gospodarowanie przyświecało nie tylko tym na Śląsku i Wielkopolsce, lecz i w pozostałej części Polski, np. w Gdyni, czy w COP-ie. Także ideę dobrej pracy można odnaleźć na terenach nawet najbardziej zaniedbanych, co nie oznacza, że bałaganiarzy nie było po obu stronach.
Chcąc nawiązywać do polskiej cywilizacji, trzeba najpierw się jej nauczyć, a dopiero potem można cokolwiek robić. Z mojego rozeznania, dziś niewielu Polaków zdaje sobie sprawę, do jakiego bogactwa kulturowego sięgnęliśmy za czasów jagiellońskich, co nie oznacza oczywiście, że z Rzplitej Obojga Narodów nie są zadowoleni ani Litwini, ani Ukraińcy. Ale chcąc cokolwiek planować, bez podstawowej wiedzy na własny temat i dobrej woli, nic pozytywnego się nie wydarzy. Największy problem Polaków polega na tym, że zdecydowana większość z nas nie może uwierzyć, że, i tu ma Pan rację, po 10 lub 6 wiekach sąsiedztwa nie może być pojednania, jest zawieszenie broni. Każdy ma swoje interesy, każdy ma swoją kulturę i niezmienne dążenia. I to się nie zmieni do ostatnich dni każdego z nich. Trzeba próbować napięcia łagodzić, ale nigdy nie można zapominać, że one są łagodzone, a nie niwelowane. Tak, i to jest to, co nazwał Pan "wojna religijną".
A z Maciejewskim trudno się zgodzić, że dzisiejszym Polakom bliżej jest do Sobieskiego, niż II RP. Po pierwsze nie ma w nas tej wielkości i szerokiego spojrzenia, która była w ówczesnych Polakach. Po drugie, w II RP stało się to wszystko, co musimy dziś kontynuować, oczywiście z korektą na geopolitykę i współczesne uwarunkowania.