Jest takie przysłowie, każda liszka swój ogon chwali. Jest koniec roku więc czas na podsumowania, w tym i na pochwalenie się co było dobre. A jako, że jestem z morza, to trochę to morze pochwalę a właściwie to gospodarkę morską. Ale zanim pochwalę to trochę ponarzekam :)
Otóż z morzem to u nas jest dziwna sprawa. Polska jest krajem morskim. Posiada długą linię morskiego wybrzeża, posiada porty morskie, stocznie remontujące i budujące statki, kompanie żeglugowe, które uprawiają żeglugę po całym świecie. Wreszcie w Polsce mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi (a licząc rodziny to kilkakrotnie więcej) żyjących bezpośrednio z pracy na morzu. A w świadomości Polaków, morze praktycznie nie istnieje. To znaczy istnieje, ale tylko, jako egzotyka. O pracy na morzu wyobrażenie, jakie funkcjonuje to takie, że marynarz w noc się bawi a w dzień w hamaku śpi. I jeszcze jako wakacje, czyli wyjazd nad morze i na morskie plaże. Natomiast nie istnieje, jako miejsce zarabiania na życie, robienia interesów, dorabiania się. Jednym słowem nie istnieje, jako ten dział gospodarki, który może wpływać na podniesienie poziomu życia całego społeczeństwa.
Toteż dzisiaj, na koniec roku kilka słów nie o morskiej egzotyce, ale o morskiej ekonomii (w znaczeniu gospodarki). Ekonomia może być dobra albo zła, jak to ładnie ujął w swojej książce czeski filozof i ekonomista Tomas Sedlacek. Od siebie powiem, że ekonomia morza, to jest ta dobra. Dzięki morzu zbudowały niegdyś swoją potęgę gospodarczą takie państwa jak Wielka Brytania, Hiszpania, Portugalia czy też Holandia. I korzyści z ‘uprawiania’ morza czerpią do dnia dzisiejszego.
Przyczyna jest prosta. Morza i oceany zajmują trzy czwarte powierzchni ziemi. To z kolei powoduje, że 75% towarów światowego handlu przewożone jest drogą morską. Jeżeli weźmiemy pod uwagę Unię Europejską to te proporcje są jeszcze bardziej znamienne. Otóż w przypadku UE aż 90% towarów w handlu z resztą świata jest przewożone drogą morską. Przewozy drogą morską są też znaczące w handlu wewnętrznym państw unijnych i wynoszą one 40%. A jaki jest udział Polski? No cóż, na razie niewielki. Można powiedzieć, że odpowiada stanowi morskiej świadomości Polaków :)
Jednak w tej sprawie coś się zmienia. Po dwudziestu ośmiu latach odwracania się od morza, polska gospodarka na to morze wraca. Najlepszym przykładem są polskie porty. Wszystkie nasze porty notują wzrost przeładunków. Jednak liczby nie przemawiają tak do wyobraźni jak przykłady. Toteż podam jeden. Otóż w czerwcu tego roku do Gdańska, zawinął statek ‘OOCL Hong Kong’. Jest to największy kontenerowiec świata, jego długość wynosi 400 metrów a szerokość 70 metrów a na pokład może zabrać może zabrać ponad dwadzieścia jeden tysięcy kontenerów. Długość czterysta metrów, to przecież blisko pól kilometra. Największy kontenerowiec świata zawinął do Gdańska to wydarzenie spektakularne. I przemawia do wyobraźni. Ale co innego jest istotą tego wydarzenia. Otóż statek ten będący własnością Orient Overseas Container Lines obsługuje linię z Dalekiego Wschodu do portów europejskich. Po tamtej stronie są porty chińskie, Singapur a w Europie Felixtowe – Rotterdam – Wilhelmshaven i … Gdańsk. Felixtowe, Rotterdam, Wilhelmshaven to największe porty w Euorpie. I wśród nich jest Gdańsk. Oczywiście Gdańsk nie jest jeszcze tej wielkości portem, co tamte. Ale jest na tyle znaczącym, że znalazł się wśród stałych portów na linii Daleki Wschód - Europa. To znaczący postęp. Dotychczas do Gdańska zawijały jedynie kontenerowce typu ‘feeder’, w wolnym tłumaczeniu ‘dostawcze’, czyli kursujące między dużymi a małymi portami i zdecydowanie mniejszych rozmiarów.
Gdańsk, Gdynia, Szczecin-Świnoujście to waga ciężka wśród polskich portów. A niedaleko Gdańska jest Elbląg. Mały port, który niegdyś, zanim nasi sąsiedzi ze wschodu nie przejęli kontroli na cieśniną Pilawską, również tętnił życiem. I dzisiaj wszystko wskazuje na to, że do portu w Elblągu wkrótce znowu wróci ruch i gwar cumujących, a po załadunku czy też rozładunku, wychodzących w morze statków. Przekop Mierzei Wiślanej ostatecznie wchodzi w etap realizacji. Historia tego przekopu to długa historia. A dokładnie liczy już sobie 440 lat. W 1577r. król Stefan Batory wysłał kasztelana wiślickiego Mikołaja Firleja, aby znalazł miejsce na mierzei, które nadawałoby się do przekopu. I kasztelan Firlej znalazł. Praktycznie w tym samym miejscu gdzie ostatecznie po wielu latach, ten plan króla Batorego będzie realizowany. W lutym tego roku przyjęta została ustawa o budowie przekopu. A w październiku minister M. Gróbarczyk poinformował o ostatecznej lokalizacji. Przekop ze śluzą zostanie zbudowany w miejscowości Nowy Świat. Rozpoczęcie inwestycji planowane jest w drugiej połowie 2018r. a budowa potrwa około czterech lat. Elbląg odzyska znowu wolny dostęp do morza.
Gospodarka morska to również stocznie. Przemysł stoczniowy był niegdyś, można powiedzieć oknem wystawowym polskiego przemysłu. Statki budowane w polskich stoczniach miały renomowaną opinię na całym świecie. I nie mówię tego gołosłownie. Pracowałem na statkach zbudowanych w polskich stoczniach. I miło było, gdzieś daleko we świecie, usłyszeć od pilotów morskich, dokerów czy też agentów portowych te dobre o nich opinie. Potem polskie stocznie podupadły. Z różnych powodów, ekonomicznych, ale również politycznych. W czasie transformacji ustrojowej polskie rządy nie dbały o stworzenie warunków sprzyjających rozwojowi polskich stoczni. O takie warunki zadbali Niemcy, Holendrzy czy też Francuzi. Tam stocznie istnieją i budują statki. Mimo silnej konkurencji ze strony stoczni z dalekiego wschodu - chińskich i koreańskich. W Polsce stocznie podupadały i bankrutowały, a minister właściwy ds. stoczni, przez pół roku nie pofatygował się do Brukseli, aby wyjaśnić okoliczności związane z niedozwoloną jakoby pomocą publiczną. Jego koledzy w rządach niemieckich, holenderskich czy też francuskich znaleźli czas, aby wyjaśnić pomoc publiczną udzielaną swoim stoczniom. Minister rządu Platformy nie znalazł. W efekcie stocznie w Gdyni i Szczecinie poddane zostały procedurze upadłości.
Na szczęście od dwóch lat to się zmieniło. W tym roku weszła w życie ustawa stoczniowa, której celem jest stymulowanie budowy kompletnych statków w polskich stoczniach. Rząd uruchamia program Batory, który przewiduje odnowienie polskiej floty promowej. W listopadzie został oddany okręt wojenny Kormoran (niszczyciel min), zbudowany w stoczni Remontowa Shipbuilding S.A. w Gdańsku. Kilka dni temu MON podpisał kontrakt na budowę dwóch następnych niszczycieli oraz budowę okrętu ratowniczego. Wiele się dzieje i dobrze się dzieje w przemyśle stoczniowym. Choć dla pełnego obrazu trzeba przyznać, że nie wszędzie i nie wszystko idzie idealnie. Ale w życiu już tak jest, że nie wszystko idzie idealnie.
Ważne jest to, że w końcu jest rząd, który wypełnia swoją funkcję. Tworzy ramy i regulacje prawne, sprzyjające rozwojowi polskich stoczni. Niewidzialna ręka rynku może wiele. Ale nie wszystko. Produkcja statku to długotrwałe i kosztowne przedsięwzięcie. Armator przez kilka lat musi finansować budowę statku, który, co jest oczywiste w trakcie budowy, nie zarabia pieniędzy. Zacznie zarabiać dopiero po wyjściu ze stoczni. Toteż budowa statku jest ogromnym obciążeniem finansowym, z którym polscy armatorzy nie są w stanie sobie poradzić. Zaradzić temu ma Morski Fundusz Inwestycyjny. Prace nad projektem ustawy, tworzącej ramy prawny dla powstania takiego funduszu, trwają w Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Według zamierzeń, ustawa powinna wejść w życie w drugiej połowie 2018r. Ktoś może powiedzieć, czym tu się chwalić, że trwają prace nad ustawą o Morskim Funduszu Inwestycyjnym. Otóż jest czymś się chwalić. Choćby z tego względu, że przez 28 lat żaden rząd o tym nie pomyślał. Ten rząd pomyślał.
I kolejna sprawa z morza, polska flota handlowa i polska bandera. Żeby się nie rozpisywać, więc krótko. Kiedyś statki pod polską banderą zawijały do najdalszych portów na świecie. Japonia, Australia, Indie, Afryka Wschodnia i Zachodnia, Ameryka Północna i Południowa – polskie statki pod polską banderą w portach tych dalekich krajów to była rzecz normalna. Dzisiaj już nie. I znowu, tak jak ze stoczniami, przyczyn było wiele. W tym ekonomiczne i polityczne. Przez dwadzieścia osiem lat dominowało zauroczenie niewidzialną ręką wolnego rynku, o której już wspominałem. W efekcie polska bandera zniknęła z polskich statków. Paradoks tej sytuacji jest taki, że majątek polskiego skarbu państwa, przynosi korzyści ekonomiczne nie budżetowi Polski, ale budżetom państw gdzie te statki są zarejestrowane. Podatek tonażowy, opłaty rejestrowe, opłaty inspekcyjne idą do budżetu państwa bandery, czyli Liberii, Wysp Bahama, Malty i innych państw t.zw. wygodnych bander. A nie polskiego budżetu. Mimo tego, że statki te są własnością polskiego skarbu państwa. Już o tym pisałem przy okazji stoczni, ale napiszę jeszcze raz. Oczywiście państwo i rząd nie są od prowadzenia działalności gospodarczej. Ale obowiązkiem państwa jest wprowadzać takie mechanizmy ekonomiczne, takie regulacje prawne, aby prowadzenie działalności gospodarczej się opłacało.
W przypadku żeglugi takich regulacji - aby armatorom opłacało się rejestrować swoje statki pod polską banderą. I prace w tym kierunku są prowadzone. Nie są to łatwe sprawy, ponieważ problem leży w obniżeniu kosztów pracy wynikających z ubezpieczeń społecznych. Rząd niemiecki w tym roku wprowadził stuprocentową refundację składek na ubezpieczenia społeczne dla niemieckich armatorów. W naszym budżecie jest wiele potrzeb, jak na razie pilniejszych. Są jednak szanse na takie rozwiązania, że obniżenie kosztów pracy wynikających z ubezpieczeń społecznych, nie spowoduje obciążenia dla budżetu. I w tym kierunku idą prace nad nowelizacją ustawy o pracy na morzu i ubezpieczeniach społecznych.
Napisałem tutaj o tym, co się dzieje w gospodarce morskiej. Oczywiście jest to przegląd niepełny i … stronniczy. Pisałem o tym, co się udało zrobić i co będzie zrobione. Tego, co idzie nie najlepiej i dlaczego nie najlepiej, nie eksponowałem.
Na koniec roku o sukcesach bardziej wypada. No i jestem z morza. A każda liszka swój ogon chwali :)
Życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku. A szczególnie tym, którzy dzisiaj są tam daleko na morzu. I być może w sztormowej pogodzie. W czasie Świąt i na Nowy Rok, na morzu i w sztormie. Tylko ci co tego zaznali wiedzą co to znaczy.
(1) Notka została opublikowana wczoraj na S24
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 39110
Sorry, ale to jakaś idee fix, z tym dawaniem pieniędzy przez państwo. A nie słyszał pan nigdy, o tym że ktoś może być biedny, bezrobotny, ze spotkała go choroba lub jakieś inne nieszczęście, że firma w której pracował zbankrutowała i został bez pracy. Nie przyszło panu do głowy, że takie rzeczy mogą spotkać człowieka? I że dlatego nie ma pieniędzy a nie dlatego, że państwo to i państwo siamto. A jak pan ciągle o tym państwie to jeszcze powiem. Jak państwo ma prawo zabierać ludziom pieniądze (podatki) to i ma prawo dawać. Tym bardziej, że ma z tego (programu 500+) korzyść. Rodzi się więcej dzieci, a to napędza gospodarkę (wzrastający popyt napędza podaż).
Przede wszystkim 500+ nie wprowadzono z myślą o jednostkowych przypadkach losowych, to rozdawnictwo powszechne. Kulą w płot. Nie dość, że nie argumentuje Pan wprost, to w dodatku nie na temat.
Twierdzi Pan, że dzięki 500+ rodzi się więcej dzieci. Powiedzmy. No i to napędza gospodarkę. Niby jak? Skąd państwo bierze to, co daje? To jest przelewanie z jednego miejsca w drugie lub branie kredytów na koszt tych dzieci. Ponadto państwu buchalteria demograficzna się nie spina i próbuje coś z tym zrobić. Tylko czemu wzdraga się Pan przed mówieniem o tubylcach hodowlanych? Trzeba nazwać rzecz po imieniu: tubylec to jest przedmiot, zapis księgowy.
Pozostaje więc pytanie, czemu nie karmiono tych (mitycznych) głodnych dzieci, jak do tego doszło. Wydawałoby się, że zanim się zabierze za rozwiązywanie problemu, powinno się poznać przyczyny. Nie zastanawiał się Pan nad tym? Tylko żeby sypnąć kasą, bo państwu wolno.
Ja już napisałem: ten hodowlany tubylec pracuje pół roku na państwo, a później ono łaskawie mu pomaga. To jest źródło problemu. Wydawanie dziesiątek miliardów więcej nie naprawi sytuacji, w której wielu osób nie stać na wychowanie dzieci z własnej kieszeni, tylko tę patologię pogłębi. To jest program degradacji rodziny, zwłaszcza roli ojca. Biały murzyn.
Jak (program 500+) napędza gospodarkę? Przecież pisałem. Ludzie mają więcej pieniędzy to więcej kupują. A jak więcej kupują to i produkcja jest większa. Większy popyt to większa podaż. To podstawa ekonomii. Realnej a nie utopijnej, którą pan z uporem wartym lepszej sprawy prezentuje. Proszę mi pokazać, chociaż jeden jedyny przykład, gdzie państwo funkcjonuje tak jak pan pisze. Nie ma, zero, null. Więc o czym tu gadać? I po co przelewać z próżnego w próżne?
Ewentualnie można prowadzić rabunkową gospodarkę zasobami naturalnymi, ale to też wymaga zewnętrznych rynków.
Polska do grupy państw pozyskujących środki w sposób opisany wyżej nie należy. W związku z tym, próba wyrównania za pomocą programów socjalnych poziomu życia Polaka z np. Niemcem jest działaniem proniemieckim i nakładanie kagańca na decyzje swoje - obecnego rządu - i następców.
Niemcy, Francuzi Amerykanie doskonale o tym wiedzą i rączki zacierają bo to oni w dłuższej perspektywie są beneficjentami programów socjalnych w państwach biedniejszych. A to dlatego ze najmniejsze wahnięcie w koniunkturze / choćby zmniejszenie zapotrzebowania na stal w Chinach / powoduje zmniejszenie zamówień u producentów, a to oznacza cięcia nie na własnym rynku pracy tylko na zewnętrznym. własny rynek pracy to głównie biura projektowe, zarządy, sprzedaż etc oni są w stanie zająć się wszystkim innym by dochód zapewnić. Niestety, ale pracownik na taśmie w kraju takim jak Polska będzie pierwszą ofiarą.
Rząd który się zadeklarował, że będzie hojny dla obywateli, by utrzymać swą hojność będzie musiał spełnić każdy warunek postawiony przez rządy i kapitały obce.
Jeśli nie ma innego sposobu ulokowania oszczędzonych, dzięki ukróceniu złodziejstwa pieniędzy, to jedynymi sensownymi inwestycjami jest służba zdrowia i edukacja oraz umożliwienie zarabiania tym, którzy chcą pracować i tworzyć.
Programy typu 500+ to najgorszy sposób inwestowania w państwie narażonym na działanie zewnętrznych mechanizmów, na które nie ma się wpływu.
To jest jakaś obsesja ci Niemcy. Z Niemcami trzeba podejmować rywalizację (ucząc się od nich) a nie ich demonizować. Oprócz programu 500+ rząd uruchamia również inne programy, żeby wspomnieć choćby Mieszkanie+. Program również pro-rozwojowy.
Też uważam, że uzależnienie od innych nie jest dobre. I uważam również, ze kapitał ma narodowość. Prowadzona jest repolonizacja banków, podejmowane są działania w celu odbudowania polskiego przemysłu (reindustrializacja), zlikwidowania monopolu gazowego ze strony Rosji (we współdziałaniu z Niemcami), stymulowany jest wzrost płac, który ma wymusić innowacyjność i konkurowanie jakością a nie tylko ceną (tanią siłą roboczą). Też uważam, że podatki powinny być niskie a kredyty tanie, ale przecież tak krawiec kraje jak materiału staje. Nie da się wszystkiego zrobić natychmiast jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Obecny rząd rządzi dopiero dwa lata. Poprzedni rządził osiem lat i co zrobił? Obecny przynajmniej stara się odwracać trendy jakie tamten uruchomił (Polska wyłącznie rynkiem zbytu dla państw zachodnich).
Ja mieszam a pan pierniczy od rzeczy. Mój poziom tolerancji dla takiego 'popisywania' się w stylu J. Korwina-Mikke już się wyczerpał. Sorry.
Przepraszam za obcesowość poprzedniego komentarza. Ale te 'mądrości' w stylu J.K-M, wygłaszane z pozycji posiadacza jedynie objawionej prawdy, wyprowadziły mnie w końcu z równowagi. No i ten protekcjonalny ton, 'pan miesza', 'pan nie rozumie', 'pan ciągle powtarza' też zrobił swoje. Jeszcze raz sorry.
Co do mieszania, chodziło o przeskakiwanie pomiędzy kwestią słuszności a wykonalnością. Istotnie powtarzał się Pan. Miałem wrażenie, że gonimy w piętkę. Uwagi o niezrozumieniu nie znalazłem.
Jeśli ja twierdzę, że coś z czegoś wynika, to oznacza, że jest to sprawa do dyskusji. Trudno budować argumentację, nie wiedząc czy rozmówca będzie innego zdania. W takiej sytuacji powinna wystarczyć uwaga typu „bo inicjatywa i samodzielne myślenie nie są cenione”. To nie są prawdy objawione, a jeśli są jedyne, proszę winić siebie.
Dzięki za wsparcie :)
Proszę się zwrócić do Imć Waszeć'a. Ja nie jestem jego rzecznikiem :)
Ps.: podziękowałem mu za wsparcie ale to nie znaczy, że wszystkie sprawy o których pisze widzę identycznie jak Imć Waszeć. Podziękowałem tylko za wsparcie.
Jeszcze pływając, też miałem piękne wizję i optymistyczne oceny. Lecz jak już nie pływam, to mogłem bliżej przyjrzeć się podejściu wszelkich władz do morza. I nie jest dobrze.
Od góry:
- minister Gróbarczyk, niestety przy wsparciu potężnego Joachima Brudzińskiego (obaj ze Szczecina) forsują na siłę rozwój zepołu portowo - stoczniowego Szczecin - Świnoujście. W pewnym sensie jest to politycznie uzasadnione, lecz nie kosztem Trójmiasta.
- Gdańsk i morze to przekręt stulecia. Powód jest prosty - zlikwidowanie stoczni w mieście i wyrzucenie portu na morze, czyli tzw. projekt Port Centralny, to olbrzymie pieniądze dla urzędników i deweloperów. To czysta prywata, a nie dbanie o interesy kraju. Niszczą resztki stoczni Gdańskiej, gdzie z ukraińskim właścicielem ręka w rękę, co niesłychanie przykre idą ludzie Sprawiedliwości - poseł Śniadek, czy pan Guzikiewicz. Najgorsze, że patrzą, jak się dobrać do dzieła najwybitniejszego stoczniowca Polski, prezesa Sojki, czyli Stoczni Remontowa. Na menadżera portu mianuje się chłopaka bez wiedzy, który zarządzał ośrodkiem zdrowia. To nie jest tak, że takie są światowe tendencje, czyli wyrzucanie portów i stoczni dalej od miasta. Zbudowanie Europortu nie spowodowało zamknięcia doków i nabrzeży Rotterdamu. Byłem też w stoczni Red Hook, w centrum Nowego Jorku, dokładnie na przeciwko Manhattanu. Gdańsk już jest miastem deweloperów i nie bez powodu jego prezydent Adamowicz jest właścicielem szeregu apartamentów.
- Planowany Port Centralny, to również cios wymierzony w Gdynię. Gdy minister Kwiatkowski budował Gdynię, to budował port, a potem miasto. Obecne władzę z prezydentem Szczurkiem od morza się odwracają podobnie jak Adamowicz (cicha zmowa?). Istotne nabrzeża byłego Dalmoru, jak i cały Basen Prezydencki to mają być luksusowe apartamenty i marina dla milionerów. A gdy zacznie się projekt tzw. Miedzytorza, to pozbawi się port zaplecza kolejowego. To będzie pełna marginalizacja gdyńskiego portu.
- Inwestorem przekopu w imieniu państwa będzie GUM - Gdyński Urząd Morski, którego ludzie w bardzo podejrzany sposób utopili miliony złotych w nieudolną ochronę brzegów morskich. Wystarczy wymienić opaskę Westerplatte, czy humorystyczne progi zwalniające w Orłowie. Dla mnie to sprawy kryminalne. A GUM jest mocno wspierany przez szefową sejmowej komisji morskiej, poseł Dorotę Arciszewską - Mielewczyk.
- problem polskiej floty. gdy w latach osiemdziesiątych opuszczałem PLO, ten światowy armator posiadał w szczycie 174 nowoczesne statki. Gdy wróciłem do kraju w 1990, armator miał już tylko bodajże 4 statki. Chciałbym, żeby ktoś taki jak pan Patryk Jaki wnikliwie przesluchał i grillował pana europosła Lewandowskiego, który wtedy właśnie dyrygował w PLO.
Kupa nieuczciwych ludzi zbiła majątek na likwidacji gospodarki morskiej.
Kiedy opisywałem tą inwestycję jako bezsensowną z punktu widzenia interesu zarówno Elbląga jak i Trójmiasta to nikt nie chciał mnie rozumieć na czele z Panem. To to nic innego jak wstrzyknięcie gotówki w prywatne biznesy. Następny pomysł by obdzielić swoich ciężkimi publicznymi pieniędzmi to budowa centralnego lotniska. durnota do potęgi. Czyli powtórka z Magdeburga który posłużył rządowi Niemiec w ratowaniu tyłka niedochodowym rozdętym przedsiębiorstwom.
Przykładem niech będzie słynna międzystanowa Route 66,gdy ją wybudowano wzdłuż kipiało od od interesów,gdy stara się zużyła i nie warto było w nią inwestować wybudowano nową ale w pewnym oddaleniu od starej pozostawiając nazwę i co ,wzdłuż starej życie zamarło a odżyło wzdłuż nowej.
PS.Zapomniałem się przywitać no więc priwet tow,czekisto!
Człowiek jak wychodzi na ulicę to może sobie np. złamać nogę. Czy to znaczy, że ma nie wychodzić z domu?
Ps.: Obowiązkiem państwa (realnego a nie teoretycznego) jest zadbać aby nieuczciwości nie było. A przynajmniej było jej jak najmniej.
Polska nie ma wyjścia. Bez inwestowania ciągłego w rozwój drogi wodnej Szczecin Świnoujście i w infrastrukturę portową, Niemcy momentalnie wejdą w tą lukę na co mają od czasów DDR ochotę. Od Ueckermunde do Stralsundu cały czas są w gotowości do inwestycji, cały czas utrzymują pomimo niewykorzystywania tory wodne.
Bez Szczecina rozwój dróg śródlądowych zachodnich Noteć, Warta, Odra jest bezsensowny.
Akurat to trzeba utrzymywać nawet jeśli rachunek ekonomiczny jest ledwo się zamyka.