Jest takie przysłowie, każda liszka swój ogon chwali. Jest koniec roku więc czas na podsumowania, w tym i na pochwalenie się co było dobre. A jako, że jestem z morza, to trochę to morze pochwalę a właściwie to gospodarkę morską. Ale zanim pochwalę to trochę ponarzekam :)
Otóż z morzem to u nas jest dziwna sprawa. Polska jest krajem morskim. Posiada długą linię morskiego wybrzeża, posiada porty morskie, stocznie remontujące i budujące statki, kompanie żeglugowe, które uprawiają żeglugę po całym świecie. Wreszcie w Polsce mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi (a licząc rodziny to kilkakrotnie więcej) żyjących bezpośrednio z pracy na morzu. A w świadomości Polaków, morze praktycznie nie istnieje. To znaczy istnieje, ale tylko, jako egzotyka. O pracy na morzu wyobrażenie, jakie funkcjonuje to takie, że marynarz w noc się bawi a w dzień w hamaku śpi. I jeszcze jako wakacje, czyli wyjazd nad morze i na morskie plaże. Natomiast nie istnieje, jako miejsce zarabiania na życie, robienia interesów, dorabiania się. Jednym słowem nie istnieje, jako ten dział gospodarki, który może wpływać na podniesienie poziomu życia całego społeczeństwa.
Toteż dzisiaj, na koniec roku kilka słów nie o morskiej egzotyce, ale o morskiej ekonomii (w znaczeniu gospodarki). Ekonomia może być dobra albo zła, jak to ładnie ujął w swojej książce czeski filozof i ekonomista Tomas Sedlacek. Od siebie powiem, że ekonomia morza, to jest ta dobra. Dzięki morzu zbudowały niegdyś swoją potęgę gospodarczą takie państwa jak Wielka Brytania, Hiszpania, Portugalia czy też Holandia. I korzyści z ‘uprawiania’ morza czerpią do dnia dzisiejszego.
Przyczyna jest prosta. Morza i oceany zajmują trzy czwarte powierzchni ziemi. To z kolei powoduje, że 75% towarów światowego handlu przewożone jest drogą morską. Jeżeli weźmiemy pod uwagę Unię Europejską to te proporcje są jeszcze bardziej znamienne. Otóż w przypadku UE aż 90% towarów w handlu z resztą świata jest przewożone drogą morską. Przewozy drogą morską są też znaczące w handlu wewnętrznym państw unijnych i wynoszą one 40%. A jaki jest udział Polski? No cóż, na razie niewielki. Można powiedzieć, że odpowiada stanowi morskiej świadomości Polaków :)
Jednak w tej sprawie coś się zmienia. Po dwudziestu ośmiu latach odwracania się od morza, polska gospodarka na to morze wraca. Najlepszym przykładem są polskie porty. Wszystkie nasze porty notują wzrost przeładunków. Jednak liczby nie przemawiają tak do wyobraźni jak przykłady. Toteż podam jeden. Otóż w czerwcu tego roku do Gdańska, zawinął statek ‘OOCL Hong Kong’. Jest to największy kontenerowiec świata, jego długość wynosi 400 metrów a szerokość 70 metrów a na pokład może zabrać może zabrać ponad dwadzieścia jeden tysięcy kontenerów. Długość czterysta metrów, to przecież blisko pól kilometra. Największy kontenerowiec świata zawinął do Gdańska to wydarzenie spektakularne. I przemawia do wyobraźni. Ale co innego jest istotą tego wydarzenia. Otóż statek ten będący własnością Orient Overseas Container Lines obsługuje linię z Dalekiego Wschodu do portów europejskich. Po tamtej stronie są porty chińskie, Singapur a w Europie Felixtowe – Rotterdam – Wilhelmshaven i … Gdańsk. Felixtowe, Rotterdam, Wilhelmshaven to największe porty w Euorpie. I wśród nich jest Gdańsk. Oczywiście Gdańsk nie jest jeszcze tej wielkości portem, co tamte. Ale jest na tyle znaczącym, że znalazł się wśród stałych portów na linii Daleki Wschód - Europa. To znaczący postęp. Dotychczas do Gdańska zawijały jedynie kontenerowce typu ‘feeder’, w wolnym tłumaczeniu ‘dostawcze’, czyli kursujące między dużymi a małymi portami i zdecydowanie mniejszych rozmiarów.
Gdańsk, Gdynia, Szczecin-Świnoujście to waga ciężka wśród polskich portów. A niedaleko Gdańska jest Elbląg. Mały port, który niegdyś, zanim nasi sąsiedzi ze wschodu nie przejęli kontroli na cieśniną Pilawską, również tętnił życiem. I dzisiaj wszystko wskazuje na to, że do portu w Elblągu wkrótce znowu wróci ruch i gwar cumujących, a po załadunku czy też rozładunku, wychodzących w morze statków. Przekop Mierzei Wiślanej ostatecznie wchodzi w etap realizacji. Historia tego przekopu to długa historia. A dokładnie liczy już sobie 440 lat. W 1577r. król Stefan Batory wysłał kasztelana wiślickiego Mikołaja Firleja, aby znalazł miejsce na mierzei, które nadawałoby się do przekopu. I kasztelan Firlej znalazł. Praktycznie w tym samym miejscu gdzie ostatecznie po wielu latach, ten plan króla Batorego będzie realizowany. W lutym tego roku przyjęta została ustawa o budowie przekopu. A w październiku minister M. Gróbarczyk poinformował o ostatecznej lokalizacji. Przekop ze śluzą zostanie zbudowany w miejscowości Nowy Świat. Rozpoczęcie inwestycji planowane jest w drugiej połowie 2018r. a budowa potrwa około czterech lat. Elbląg odzyska znowu wolny dostęp do morza.
Gospodarka morska to również stocznie. Przemysł stoczniowy był niegdyś, można powiedzieć oknem wystawowym polskiego przemysłu. Statki budowane w polskich stoczniach miały renomowaną opinię na całym świecie. I nie mówię tego gołosłownie. Pracowałem na statkach zbudowanych w polskich stoczniach. I miło było, gdzieś daleko we świecie, usłyszeć od pilotów morskich, dokerów czy też agentów portowych te dobre o nich opinie. Potem polskie stocznie podupadły. Z różnych powodów, ekonomicznych, ale również politycznych. W czasie transformacji ustrojowej polskie rządy nie dbały o stworzenie warunków sprzyjających rozwojowi polskich stoczni. O takie warunki zadbali Niemcy, Holendrzy czy też Francuzi. Tam stocznie istnieją i budują statki. Mimo silnej konkurencji ze strony stoczni z dalekiego wschodu - chińskich i koreańskich. W Polsce stocznie podupadały i bankrutowały, a minister właściwy ds. stoczni, przez pół roku nie pofatygował się do Brukseli, aby wyjaśnić okoliczności związane z niedozwoloną jakoby pomocą publiczną. Jego koledzy w rządach niemieckich, holenderskich czy też francuskich znaleźli czas, aby wyjaśnić pomoc publiczną udzielaną swoim stoczniom. Minister rządu Platformy nie znalazł. W efekcie stocznie w Gdyni i Szczecinie poddane zostały procedurze upadłości.
Na szczęście od dwóch lat to się zmieniło. W tym roku weszła w życie ustawa stoczniowa, której celem jest stymulowanie budowy kompletnych statków w polskich stoczniach. Rząd uruchamia program Batory, który przewiduje odnowienie polskiej floty promowej. W listopadzie został oddany okręt wojenny Kormoran (niszczyciel min), zbudowany w stoczni Remontowa Shipbuilding S.A. w Gdańsku. Kilka dni temu MON podpisał kontrakt na budowę dwóch następnych niszczycieli oraz budowę okrętu ratowniczego. Wiele się dzieje i dobrze się dzieje w przemyśle stoczniowym. Choć dla pełnego obrazu trzeba przyznać, że nie wszędzie i nie wszystko idzie idealnie. Ale w życiu już tak jest, że nie wszystko idzie idealnie.
Ważne jest to, że w końcu jest rząd, który wypełnia swoją funkcję. Tworzy ramy i regulacje prawne, sprzyjające rozwojowi polskich stoczni. Niewidzialna ręka rynku może wiele. Ale nie wszystko. Produkcja statku to długotrwałe i kosztowne przedsięwzięcie. Armator przez kilka lat musi finansować budowę statku, który, co jest oczywiste w trakcie budowy, nie zarabia pieniędzy. Zacznie zarabiać dopiero po wyjściu ze stoczni. Toteż budowa statku jest ogromnym obciążeniem finansowym, z którym polscy armatorzy nie są w stanie sobie poradzić. Zaradzić temu ma Morski Fundusz Inwestycyjny. Prace nad projektem ustawy, tworzącej ramy prawny dla powstania takiego funduszu, trwają w Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Według zamierzeń, ustawa powinna wejść w życie w drugiej połowie 2018r. Ktoś może powiedzieć, czym tu się chwalić, że trwają prace nad ustawą o Morskim Funduszu Inwestycyjnym. Otóż jest czymś się chwalić. Choćby z tego względu, że przez 28 lat żaden rząd o tym nie pomyślał. Ten rząd pomyślał.
I kolejna sprawa z morza, polska flota handlowa i polska bandera. Żeby się nie rozpisywać, więc krótko. Kiedyś statki pod polską banderą zawijały do najdalszych portów na świecie. Japonia, Australia, Indie, Afryka Wschodnia i Zachodnia, Ameryka Północna i Południowa – polskie statki pod polską banderą w portach tych dalekich krajów to była rzecz normalna. Dzisiaj już nie. I znowu, tak jak ze stoczniami, przyczyn było wiele. W tym ekonomiczne i polityczne. Przez dwadzieścia osiem lat dominowało zauroczenie niewidzialną ręką wolnego rynku, o której już wspominałem. W efekcie polska bandera zniknęła z polskich statków. Paradoks tej sytuacji jest taki, że majątek polskiego skarbu państwa, przynosi korzyści ekonomiczne nie budżetowi Polski, ale budżetom państw gdzie te statki są zarejestrowane. Podatek tonażowy, opłaty rejestrowe, opłaty inspekcyjne idą do budżetu państwa bandery, czyli Liberii, Wysp Bahama, Malty i innych państw t.zw. wygodnych bander. A nie polskiego budżetu. Mimo tego, że statki te są własnością polskiego skarbu państwa. Już o tym pisałem przy okazji stoczni, ale napiszę jeszcze raz. Oczywiście państwo i rząd nie są od prowadzenia działalności gospodarczej. Ale obowiązkiem państwa jest wprowadzać takie mechanizmy ekonomiczne, takie regulacje prawne, aby prowadzenie działalności gospodarczej się opłacało.
W przypadku żeglugi takich regulacji - aby armatorom opłacało się rejestrować swoje statki pod polską banderą. I prace w tym kierunku są prowadzone. Nie są to łatwe sprawy, ponieważ problem leży w obniżeniu kosztów pracy wynikających z ubezpieczeń społecznych. Rząd niemiecki w tym roku wprowadził stuprocentową refundację składek na ubezpieczenia społeczne dla niemieckich armatorów. W naszym budżecie jest wiele potrzeb, jak na razie pilniejszych. Są jednak szanse na takie rozwiązania, że obniżenie kosztów pracy wynikających z ubezpieczeń społecznych, nie spowoduje obciążenia dla budżetu. I w tym kierunku idą prace nad nowelizacją ustawy o pracy na morzu i ubezpieczeniach społecznych.
Napisałem tutaj o tym, co się dzieje w gospodarce morskiej. Oczywiście jest to przegląd niepełny i … stronniczy. Pisałem o tym, co się udało zrobić i co będzie zrobione. Tego, co idzie nie najlepiej i dlaczego nie najlepiej, nie eksponowałem.
Na koniec roku o sukcesach bardziej wypada. No i jestem z morza. A każda liszka swój ogon chwali :)
Życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku. A szczególnie tym, którzy dzisiaj są tam daleko na morzu. I być może w sztormowej pogodzie. W czasie Świąt i na Nowy Rok, na morzu i w sztormie. Tylko ci co tego zaznali wiedzą co to znaczy.
(1) Notka została opublikowana wczoraj na S24
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 39109
Co by się opłacało? Jak by w Polsce nie było składek na ubezpieczenia społeczne? Jak by nie było to pies z kulawą noga by nie rejestrował statków w Liberii lub na Bahamach (że tak powiem dosadnie). Problem w tym, że są. Takie są fakty !!! Nieodwracalne !!! Nie po to w Europie były rewolucje takie czy inne, żeby teraz można było wracać do dzikiego kapitalizmu z XIX wieku.
To fakt. Tylko dlaczego staje Pan po stronie rewolucji i czerpiącej z nich korzyści lichwiarskiej międzynarodówki?
Teraz rewolucja ma ludzką twarz i zamiast hord bolszewików finansiści organizują korytarze humanitarne, ubezpieczenia społeczne i SSE.
Poniżej napisał Pan o dzieciach chodzących do szkoły o głodzie - czy nie widzi Pan związku z tym, że ich rodziców spotyka niesprawiedliwość społeczna (prawdziwa) bo państwo obciąża ich kosztami ulg dla wybrańców finansjery? I, że ta finansjera zarobi kolejny raz na obsłudze socjalu? Dzięki temu funkcjonuje współczesne niewolnictwo z pozorami dobroci.
Może nie można inaczej, bo z pustego i PiS nie naleje, ale grajmy w otwarte karty: są takie a takie haracze do ściągnięcia pod pozorami dobrodziejstwa, a własność i wolność musi być ograniczona i kontrolowana, ale żyjecie i cieszcie się z tego.
Skoro gospodarka morska jest taka korzystna, to dlaczego w Luksemburgu i Szwajcarii jest szczególnie wysoki poziom życia, a Wyspy Bahama i Liberia nie są światowymi tygrysami gospodarki? No dlaczego?
W państwach demokratycznych u władzy są politycy, którzy obiecują ludziom, że coś za nich zrobią. Dotyczy to zwłaszcza tozwiniętych gospodarczo państw, w których obywatele przyzwyczaili się, że pieniędzy na podstawowe sprawy, jak sądy, wojsko i policja, wystarcza. Stany Zjednoczone były celem gremialnej imigracji na długo, nim stały się bogate. Migrowali tam ludzie w poszukiwaniu przestrzeni, swobody i szansy awansu. Do Unii Europejskiej rozdęty socjal przyciąga pasożytów spragnionych darmowego pieniądza.
To w Luksemburgu i Szwajcarii nie ma obowiązkowych ubezpieczeń? Naprawdę?
Nigdy tam nie byłem. Dlatego pytam, może, ktoś wie.
W Luxemburgu nie byłem, ale od czego jest wiki? Proszę bardzo, w Luxemburgu są:
https://www.taxonline.pl/komentarze/55774/System_emerytalny_w_Luksemburgu__aspekty_praktyczne?renderer.popup=document_print
W Szwajcarii też:
https://www.justlanded.com/polski/Szwajcaria/Przewodnik/Praca/Ubezpieczenia-socjalne
O czym my więc gadamy, bo już mnie to wkurza. Takie teoretyzowanie! Albo powiem więcej bujanie w obłokach jak to powinno być a nie jest. Problem w tym, że tak jest (są ubezpieczenia). A jak jest to znaczy, że ludzie to akceptują! Gdyby nie akceptowali to dawno by już ubezpieczenia wypieprzyli. Sorry, za mocne słowa, mam nadzieję, że admin nie będzie miał mi za złe :)
Ludzie akceptują, gdy im się coś daje. Mało kto się zastanawia, kto za prezent płaci. No a jak już taka sytuacja trwa jakiś czas, to nikt sobie nie wyobraża, żeby mogło być inaczej. Nawet przy świadomości, jak to działa i ile kosztuje, lęk przed zmianą będzie paraliżował nawet najmniejsze reformy, nim wszystko się zawali. Najgorsze są szkody nie ekonomiczne, ale mentalne.
Powyższe jednak nie zmienia faktu, że takie propozycje dopłat są łataniem durszlaka dziurawymi łatami klejonymi śliną. To jest naprawianie problemu nie tam, gdzie powstał. Dobry interes nie polega na tym, żeby do niego dopłacać.
Ale tam nie ma obowiązkowych składek na ubezpieczenia, nie ma rozdawnictwa (500+). To jakim prawem tam jest mizeria? Choćby tylko z tych dwóch powodów (wg pańskiej argumentacji) to powinien być kraj miodem i mlekiem płynący. Nie mówiąc o innych drobiazgach takich jak rozwinięte technologie, nauka, nowoczesny przemysł. Przecież ludzie tam, nie są 'zniszczeni mentalnie' przez obowiązkowe ubezpieczenia i 'rozdawnictwo' w postaci 500+.
Szkodą mentalną, dotykającą ludzi w krajach, w których wprowadzono socjal, jest bierność i konformizm, bo inicjatywa i samodzielne myślenie nie są cenione. Europa Zachodnia przyjmowała fale imigrantów właśnie dlatego. Wydawało im się, że są tacy wspaniali, że każdy by chciał stać się nimi, a pieniądz jest za darmo. Teraz nadgryza ich dysonans poznawczy i nie wiedzą, co z tym robić. U nas zawsze socjal był pewnego rodzaju fikcją (eutanazja kolejkowa wciąż funkcjonuje), co nas do pewnego stopnia uratowało. No ale, zwłaszcza tu, widać oczekiwanie, że władza wszystko zorganizuje.
Zwracam uwagę, że napisał Pan rozdawnictwo w cudzysłowie, zupełnie jakby 500+ nie było rozdawaniem pieniędzy. Jest, czy nie jest?
W Liberii i na Bahamach nie ma socjalu a jest bierność i konformizm. I do tego jeszcze korupcja (o czym pan wspomniał). Skąd się tam wzięły bierność i konformizm jeżeli ich przyczyną jest socjal. No a tam jak już napisałem socjalu nie ma. Brak ubezpieczeń na statkach pod ich banderą to potwierdza. Socjalizmu ani za grosz, a tu bryndza. I korupcja jeszcze na dodatek. Czekam na wyjaśnienie tego fenomenu. Który przecież nie ma prawa się zdarzyć.
Nie, nie są, światowe media bez przerwy donoszą o sukcesach Liberii. We wszystkich dziedzinach.
A o błędach logicznych. Coś pan mówił wcześniej o meritum i personam. Więc zostańmy przy meritum. A z personam dajmy sobie spokój.
Ja pisałem, że z A wynika B. A Pan pisze, że w Liberii nie A, a mimo to B. To jest błąd logiczny. (A = socjal, B = bierność i konformizm)
Jeżeli z A wynika B (z socjalu wynika bierność tak pan pisał) to w sytuacji gdy jest B (bierność) mimo tego, że nie ma A (socjal) oznacza, że A (socjal) nie jest jedyną przyczyną B (bierności). Co więcej, w sposób uzasadniony można założyć, że B (bierność) wcale nie wynika z A (socjalu).
Tak, nieprawdziwe? Bierność wynika z socjalu. Tak pan cały czas twierdzi. A tu masz ci babo placek, socjalu nie ma a bierność jest. No to co, nie mogę twierdzić, że bierność nie wynika z socjalu? Przecież jeżeli jest to z czegoś wynikła. A socjalu nie ma. Czyli musiała wyniknąć z czegoś innego. Co tu jest nieprawdziwego?
Jeśli powiem, że chodzenie bez szalika, gdy jest zimno, powoduje kichanie, Pan mi poda przykład znajomego, którego przyłapał Pan na kichaniu latem. Dostosujmy Pańską wypowiedź do tej sytuacji. Napisałby więc Pan tak:
Kichanie wynika z zimna. Tak pan cały czas twierdzi. A tu masz ci babo placek, zimna nie ma, a kichanie jest. No to co, nie mogę twierdzić, że kichanie nie wynika z zimna? Przecież jeżeli jest to z czegoś wynikło. A zimna nie ma. Czyli musiało wyniknąć z czegoś innego. Co tu jest nieprawdziwego?
Nie może Pan twierdzić, że kichanie nie wynika z zimna. W przypadku Pańskiego znajomego, kichanie może wynikać z uczulenia, ale to nie jest argument, że człowiek się nie przeziębia, chodząc zimą bez szalika.
Pan nie dyskutuje z twierdzeniem, że socjal prowadzi do bierności. Znalazł Pan jakoby sprzeczność. Podał Pan przykład w postaci Liberii taki sam, jak to kichanie latem. To wykoleja zupełnie dyskusję. Nie wiem, czy Pan robi to wiedząc że na argumenty nie wygra, czy po prostu nie umie Pan myśleć logicznie.
p.s.
Można powiedzieć, że socjal zawsze prowadzi do bierności, ale nie koniecznie zawsze bierność jest skutkiem socjalu.
Tak, bierność ma różne przyczyny (w tym w niektórych przypadkach może być również socjal). Ale to że socjal zawsze prowadzi do bierności to jest bzdura. W Wlk. Brytanii socjal jest taki, że nasze 500+ to mały pikuś. A społeczeństwo nie jest bierne (podobnie w Niemczech, i Francji. Są ludzie, którzy żerują na socjalu (żyją z socjalu) ale to jest margines. Ci ludzie gdyby nie było socjalu też byliby bierni. Socjal zapewnia, że żyją w humanitarnych warunkach. A z kichaniem i zimnem to kulą w płot (abstrahując od socjalu i bierności. Amerykanie zrobili badania. Dwie grupy ludzi umieścili w dwóch salach. Jedna była normalna (ciepła) a w drugiej było mokro i zimno. I wpuścili wirusa 'kichania'. Ilość zachorowań była identyczna w obydwu salach.
Można się zastanawiać, jak by się ci ludzie zachowywali, gdyby nie gnuśnieli w ciepełku socjalnym. W każdym razie to właśnie owo ciepełko imigrantów przyciąga, w odróżnieniu od Liberii.
Co do kichania, wiem z doświadczenia, że przy solidnym mrozie, pomimo braku szalika i rozpiętej kurtki, można się wychłodzić, ale raczej nie przeziębić. Wirusy gorzej dają sobie radę z mrozem.
No, widzę że poziom emocji trochę opadł (po obydwu stronach). Na spokojnie lepiej się rozmawia. Poza tym, przy takiej wymianie komentarzy nie da się uniknąć skrótów myślowych (lub niezbyt precyzyjnego wyrażenia myśli), co prowadzi do nieporozumień. Można też mieć swoje opinie, nie dyskredytując innych opinii i nie narzucając swojego sposobu myślenia. Nie wymądrzam się (i nie robię przytyków) tylko piszę jak uważam. A w naszej dyskusji chyba obydwaj zapomnieliśmy o tych podstawach sensownej rozmowy.
Natomiast co do imigrantów. Ja myślę, że nie socjal jest główną atrakcją, która ich do Europy ściąga (choć jak przyjadą to bez skrupułów z niego korzystają). Ci ludzie też marzą o lepszym życiu. A w Europie jest lepsze życie (nie tylko z powodu socjalu). I dlatego oni tutaj przyjeżdżają. Problem w tym, że Europejczycy, na to lepsze życie pracowali przez stulecia (i nadal pracują). A imigranci przyjeżdżają i uważają, że to lepsze życie im się należy od razu (a niektórzy jeszcze bez pracy), tylko z tej racji, że są w Europie. Pan krytykuje polski rząd. Ok, każdy z nas ma prawo krytykować rząd (albo chwalić). Ale polski rząd nie ściąga do nas imigrantów. Polski rząd przedstawił jedyna sensowną koncepcję. Pomagać tak aby ci ludzie, tam na miejscu mieli szansę i warunki wybić się na lepsze życie.
Opowiem historię, która kiedyś mi się zdarzyła. Statek stał w Abidżanie (Wybrzeże Kości Słoniowej). Potrzebna była jakaś część zamienna do silnika głównego. Takie rzeczy załatwia się przez lokalnego shipchandlera (dostawca statkowy). No więc ściągnąłem jednego na statek i poprosiłem o jej dostarczenie. Shipchandler powiedział (właściwie powiedziała bo to była 'lady shipchandler'), że dostarczy ale będzie to trwało kilka dni. Zapytałem dlaczego tak długo (to była bardzo prosta część). Na to ona. Tak długo bo u nas tego nie ma i muszę tę część ściągnąć z Europy. U was w Europie jest wszystko, bo wy macie 'brains'.
Nie socjal jej imponował. Imponowało jej to, że Europejczycy mają rozum.
I jeszcze o rozdawnictwie, które prowadzi do samozniszczenia. Proszę to powiedzieć dzieciom, które chodziły głodne do szkoły (zanim wprowadzono to 'rozdawnictwo'). One wytłumaczą panu kiedy jest samozniszczenie. Wtedy gdy człowiek ma co zjeść czy wtedy jak jest głodny?
A wie Pan, ile posłowie, premier, prezydent, prezes, a zwłaszcza członkowie rad nadzorczych państwowych firm zarabiają? Ho, ho! No i ile oni dają na głodne dzieci? He? Decydenci jedni!
Nie twoje, nie rozdawaj, nie pozwalaj rozdawać, bo pójdziesz do piekła. Z Janosikiem.
Sorry, ale nie wiem czy pan sobie drwi czy tak poważnie.
Ostrzegam: jeśli mi Pan będzie jechał Ikonowiczem, to rozmowa zostanie zakończona.
Swoje dzieci zwykle karmią rodzice. I to nie jest kwestia kultury czy obyczajów. To jest kwestia instynktu. Zwierzęta też chronią i karmią swoje dzieci. Tak te sprawy ułożyła ewolucja. Więc zamiast refleksji, kto je miał nakarmić czy nie przyszła panu do głowy inna? Dlaczego rodzice ich nie nakarmili?
A Ikonowicz? Co on tutaj ma do rzeczy. Czy tylko socjalistom (których przecież pan tak nie lubi) przyznaje pan prawo do uczuć wyższych?
Hasła o głodnych dzieciach są demagogią w stylu Ikonowicza. No chyba że prowadzi się na ten tamat rozsądną rozmowę. To nie jest kwestia uczuć wyższych, tylko wyższych czynności intelektualnych, które granie na emocjach zagłusza.