W Wigilię tegorocznego Święta Niepodległości miałem zaszczyt uczestniczyć z moją córką w koncercie pieśni patriotycznych „Narodowi i Ojczyźnie”, nad którym patronat honorowy objął prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Andrzej Duda. W Sali Audytoryjnej Krakowskiego Centrum Kongresowego ICE wśród dostojnych gości byli m.in. ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz oraz księża arcybiskupi: Marek Jędraszewski, metropolita krakowski i Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, a także rodzice p. prezydenta, pp. Janina Milewska-Duda i Jan Tadeusz Duda. Koncert poprowadzili ze swadą pp. Anna Dijuk-Bujok i Jerzy Zelnik.
Serca dwutysięcznej widowni podbili: kultowy Mieszany Chór Mariański przy parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny z Lourdes, wspaniała orkiestra symfoniczna Krakowska Młoda Filharmonia oraz najznamienitsi soliści krakowskiej sceny operowej: pp. Magdalena Niedbała-Solarz, Katarzyna Oleś-Blacha, Przemysław Borys, ks. Tomasz Jarosz, pp. Ryszard Morka i Mariusz Solarz. Utwory muzyczne opracował p. Tomasz Chmiel, tańczył Zespół Pieśni i Tańca Uniwersytetu Jagiellońskiego „Słowianki”, a dyrygowali pp. młodziutki Rafał Karczmarczyk i hieratyczny góral o gorącym sercu i wrażliwej duszy, maestro nad maestrami – dr Jan Rybarski.
Głównym mecenasem koncertu była nowojorska Adam M. Bak Foundation Inc., której szefostwo, pp. Ewa i Adam Bąkowie wraz z synem Jeremim, zaszczycili ten wieczór swoją obecnością. W słowie wstępnym p. Ewa Bąk przypomniała ogromną rolę, jaką odegrali amerykańscy Polacy w wywalczeniu niepodległości Polski w 1918 roku i w latach następnych, a mnie osobiście najbardziej wzruszyła przypomniana przez panią Ewę opowieść, jak mimo tego, że polscy żołnierze walczyli o wolność na wszystkich frontach II Wojny Światowej, jako członkowie koalicji antyhitlerowskiej, - nasz kraj nie brał udziału w konferencji założycielskiej ONZ w San Francisco (1945), na której to sesji wielki polski pianista Artur Rubinstein miał zagrać hymn amerykański, lecz gdy zauważył, że pośród flag narodów zjednoczonych nie ma flagi polskiej wstał z krzesła i zamiast grać dalej, powiedział: „Tutaj, w tej sali, chcecie robić… urządzić szczęśliwą przyszłość świata. Brakuje mi chorągwi Polski. Ja tego nie mogę tolerować. Ja wam zagram hymn polski. I proszę wstać!” A po odegraniu przez niego Mazurka Dąbrowskiego na sali wybuchły owacje i brawom nie było końca. Do powstania przy polskim hymnie narodowym zmuszona była również wtedy sowiecka delegacja, której przewodził Wiaczesław Mołotow, Sowieci nie kryjący wściekłości i rozgoryczenia - stali na baczność przy hymnie znienawidzonej Polski. Polska zaś finalnie została uznana za pierwotnego członka konferencji, a w Nowym Jorku, w głównej siedzibie ONZ stoi dziś pomnik Artura Rubinsteina. Pani Ewa opowiadała tę historię z taką swadą, że oczy wilgotniały. Tak umie Polskę kochać tylko Polonia.
Ale wróćmy do krakowskiego koncertu. Przepiękne wykonania pieśni: „Rozkwitały pąki białych róż”, „O mój rozmarynie”, „Pieśń o małym rycerzu”, a także odśpiewane przez stojącą na baczność widownię „Czerwone maki na Monte Cassino” i „My Pierwsza Brygada” wyciskały z polskich oczu łzy wzruszenia na wspomnienie „przetaczających się husarii i ułanów, powstańców i marszałków, majaczących Dzikich Pól i Jasnej Góry…”, - wspomnienie nad Wisłą uświęcone, którego obecnemu „Prezydentowi Europy” nie udało się Polakom zohydzić, - a kończące koncert wspólne odśpiewanie Polskiego Hymnu było tak gromkie i żarliwe, że kibice ze Stadionu Narodowego mogliby się poczuć zazdrośni.
Lecz w tym roku Autorzy oprawy muzycznej koncertu, oprócz pieśni wzniosłych i monumentalnych, przygotowali dla zaproszonych Gości równie szokującą, co porywającą niespodziankę i w końcówkę pierwszej części koncertu wpletli dwa utwory muzyczne o nieco lżejszej formie, a mianowicie wielkie przeboje lat 20. „Nasza jest noc” do słów Juliana Tuwima i muzyki Stefanii Górskiej oraz „Tango Milonga” do słów Andrzeja Własta i muzyki Jerzego Petersburskiego w smakowitym wykonaniu Katarzyny Oleś-Blachy i Przemysława Borysa.
I raptem powiało na sali wspomnieniem najlepszych lat Drugiej Rzeczypospolitej, kiedy polskim elitom na legendarnych dancingach przygrywały do tańca z fasonem okrzyczane big-bandy Golda i Petersburskiego, a towarzystwo tańczyło w atmosferze blichtru, splendoru i wyzwolenia kobiet, jakiego nie znały ani wcześniejsze, ani żadne z późniejszych pokoleń, co zaproszonym Gościom przypomniało ów szczęsny czas, kiedy światem zawładnął paryski nowatorski kanon mody Coco Channel, który pozwolił kobietom odkryć nogi, a w modę weszły „małe czarne” szyfonowe sukienki z krótkimi rękawami i głęboko wciętym dekoltem oraz wyraziste makijaże z karminowymi ustami.
Więc nie trudno sobie wyobrazić zdumienie zebranych, gdy raptem przed siedzącymi w pierwszym rzędzie dostojnymi purpuratami wystąpił w stylizowanym właśnie na lata 20. układzie tanecznym Zespół Pieśni i Tańca Uniwersytetu Jagiellońskiego „Słowianki”. A dokładniej mówiąc, kilkunastu chwackich młodzieńców prowadzących w tańcu swe kuso odziane partnerki o najwyższej marki pełnokrwistej dziewczęcej urodzie, a, że proscenium było ciasne, bo scenę zajmowały chóry i orkiestra, w partiach solowych przepiękne Słowianki wirowały w tańcu opodal dostojnych purpuratów, że się tak wyrażę na odległość muśnięcia woalki, co w pierwszej chwili wprawiło zszokowanych purpuratów w konfuzję i ambaras. Po przeboju „Nasza jest noc” porażony kardynał Dziwisz zamarł w żółwim bezruchu, azaliż arcybiskup Jędraszewski zachował stoicki spokój i nagrodził tańczące piękności nieśmiałymi oklaskami. Zaś, po porywającym „Tangu Milonga” obu dostojnikom odpuściło i z uśmiechem na ustach bili już zamaszyście brawo wraz z rozentuzjazmowaną widownią.
Przezorny kardynał Dziwisz drugą część koncertu sobie na wszelki wypadek odpuścił, ale arcybiskup Jędraszewski nie zawiódł krakowian i radował się z nimi w celebrze Narodowego Święta Niepodległości do ostatniej minuty ponad trzygodzinnego koncertu.
Równy gość z tego nowego krakowskiego metropolity, którego od pierwszego wejrzenia „małym rycerzem” nazwałem – vide: http://wnet.fm/kurier/maly-rycerz-zasiadl-wawelskim-tronie-wielka-radosc-krakowian-ze-im-pan-bog-dal-wreszcie-dawna-czekali/
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Serdecznie dziękuję za zaproszenie mnie wraz z córką na ten niezapomniany koncert Państwu Ewie i Adamowi Bąk z Nowego Yorku, którzy (Sic!) są czytelnikami mojego blogu.
"Brawo Panie Doktorze. O Polsce trzeba umieć pisać. Sporo w tym optymizmu i za to dziękuję!..."
-------------------
To ja Panu dziękuję za uwagę i zrozumienie moich intencji.
Pozdrawiam Pana.
"Przynajmniej ta notka rekompensuje przynajmniej w części smutek,rozczarowanie,gniew po ,,refleksjach'' z Marszu Niepodleglości w wykonaniu elit tefanenowych i celebryckich.Zohydzono Polskę,zohydzono wczorajszą uroczystość plując jadem wymyslając nieistniejace fakty,wysyłając do zagranicznych mediów obrzydliwe donosy na Polaków-rzekomych faszystów i ksenofobów.Nawet w takim dniu nie wolno nam było się cieszyć z polskości więc dobrze ,że w ciągu tych dwu dni były i miłe,pogodne momenty z polskim akcentem..."
---------------------------
Zdając sobie sprawę, co po Marszu Wolności, który szedł pod hasłem "My chcemy Boga!" czują obrzuceni błotem insynuacji i pomówień polscy Patrioci postanowiłem napisać tę sowizdrzalską notkę. Na pohybel lewactwu, które z kochających ojczyznę Polaków chce zrobić faszystów i bandziorów!
Pozdrawiam Panią wciąż jeszcze świątecznie.
Nie z nami takie numery, Brunner!
Czyżby w doktorskim akademiku (z prawie 40-letnim stażem!) obudziła się uśpiona ostatnio obsesja owego mitycznego emprofuja?
Podpisuję się pod Pańskim komentarzem i pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Tutejsi PiS-dzielcy komentatorzy (-rki) nie wiedzą,że w zależności od okoliczności czy nawet zaproszonych vipowskich gości układa się stosowny program imprezy, np. koncert utworów Chopina w wykonaniu wybitnych artystów czy pieśni patriotycznych albo nawet starych polskich tańców. No, ale jak ktoś (czyli większość PiS-dzielców) uwielbia dyskopolo i biesiadę, to i na wielkich imprezach o charakterze patriotycznym też chciałby (chciałby) tak mieć...
Przypomina to ocenę Błaszczaka tego, co się działo w Święto Niepodległości w Warszawie, a także we Wrocławiu: przecież mamy wolność, więc różni kibolowaci nacjonaliści mogą z zasłoniętymi mordami wykrzykiwać i nieść na banerach hasła ksenofobiczne czy nawołujące do nienawiści i spowijać w czerwony dym Stolicę, budząc w ten sposób b. przykre skojarzenia czy wspomnienia warszawiaków, a przy okazji pobić trochę osób pod szczytnym hasłem "My chcemy Boga!".
Ciekawe, że te wszystkie lewacko-niemiecko-rosyjsko-brukselsko wrogie Polsce światowe media tyle artykułów ze zdjęciami poświęciło obchodom naszego Święta. I oczywiście te wszystkie zdjęcia i opnie są nieprawdziwe.
A więc czuję się przez Pana wyeliminowanym, choć może nie w takim sensie, jaki zapewne mi Pan życzy, a jedynie z grona kandydatów na rozmówców, jako że jestem lemingiem, POlszewikiem, targowiczaninem, gorszym sortem, agentem opłacanym przez Merkel i Putina, polskojęzycznym pseudo Polakiem i t.p., i t.d., etc...
Używanie określeń: gorszy sort, leming i t.p. jest chamstwem do kwadratu, godnym jedynie takiego jak ty prostaka.
Bo trzeba oglądać bezpośrednie transmisje telewizyjne, a nie zmontowane materiały filmowe - to naprawdę nie boli przełączenie telewizora na kanał którejś z niezależnych TV.
Albo takie miał posłanie, od lewactwa „europejczyków” – o tam
kultura przednia !
Przy okazji:
Cieszę się że: na Krakowskim Tronie Biskupim,
zasiadł po „przerwie” ponownie właściwy i prawy człowiek.-
Od dawna jak studiowałem w Krakowie, a Zespół UJ Słowianki,
ciągle jest – to bardzo miłe.-
Pewnie, że jest się z czego cieszyć, że na tronie arcybiskupim w Krakowie zasiadł (po przerwie?) ekspert od zamachów i katastrof lotniczych, głoszący zamiast Dobrej Nowiny, "dobrą zmianę".
Starszy młotkowy, Starszy (chociaż nie wiekiem) - proszę pamiętać! I w dodatku na pełnym luzie więc nie wiem o co Ci chodzi...?