
Na studiach miałem przyśpieszone szkolenie wojskowe, którego szefem był pan pułkownik Winek, który usiłował zrobić z nas artylerzystów, bo nasz wydział przydzielono do artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów, aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego, kiedy to miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z prawdziwej armaty na poligonie wojskowym w Orzyszu - vide fotka. Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek przyjął, że się tak wyrażę charakterystycznie macierewiczowską pozę z podbródkiem zadartym ku górze i wydał rozkaz: Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!
I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia. I jak to przepraszam za wyrażenie pierdyknęło, byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem, trzymałem oburącz w pozycji klęczącej. Bałem się otworzyć oczu, a jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę.
Podmuch wystrzału porozrzucał załogę mojego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie za armatą z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie i nie cofnął głowy. Parę metrów dalej kiwał się w pozycji siedzącej przypominający żydowskiego płaczka kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew pociekła z ucha, gdyż zapomniał o otwartych ustach biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. A spanikowany dowódca działonu wczołgał się ze strachu pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy.
A niczym niezrażony pan pułkownik Winek przyjąwszy można by dziś rzec macierewiczowską pozę z uniesionym ku górze podbródkiem obwieścił tubalnym barytonem: Zadanie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Gratuluję wam żołnierze! Od tej chwili jesteście podoficerami! A teraz wojsko śpiewa! - dodał, zaś my, świeżo upieczeni obrońcy Ojczyzny zaśpiewaliśmy gromko naszą ulubioną wojskową piosenkę: „A gdy nam wojnę, wypowie Ghana, my jej powiemy, ty….”
Dla niekumatych informacja, że ja na podoficera byłem szkolony na studiach dziennych przez osiem semestrów ze skutkiem opisanym w notce. Zaś nowi generałowie min. Macierewicza są ponoć szkoleni na kilku tygodniowych kursach zaocznych.
Krzysztof Pasierbiewicz (bombardier artylerii przeciwpancernej, rezerwista)
https://www.salon24.pl/u…
PS. Aaa - i może tu Pana boli jako "emerytowanego nauczyciela akademickiego"?
to się, jak to Pan nazywa pitolenie, porównuje szkolenia studenckie, ze szkoleniem zawodowego oficera i to po latach praktyki i szkoleń. Pan się ośmiesza .
"W Stanach Zjednoczonych Donald Trump, natychmiast zatrudnił u siebie odchodzących do cywila trzech generałów. U nas pan prezydent podziękował i pochwalił odchodzącego generała Mieczysława Gocuła, (który między innymi ukończył kurs dla dowódców wojskowych w Kanadzie). Nie zatrudnił go jako doradcy, chociaż jego wiedza jest po prostu bezcenna. Efekt jest taki, że wśród doradców prezydenta Andrzeja Dudy, czyli zwierzchnika Sił Zbrojnych, nie ma nikogo z doświadczeniem – dodaje Polko."
Prezydent pewnie swoją wiedzę o wojsku, podobnie jak Pan, czerpie z czasów studenckich szkoleń, obym się mylił.
Krótka wypowiedź Jerzego Targalskiego. Kto chce - to wie.
A pan Pasierbiewicz niech dalej duma nad bublem prawnym, który został zawetowany oraz nad słusznością niemianowania generałów "po zaocznych kursach". We wrześniu będzie Pan musiał uzasadnić słuszność zawetowania ustawy o mediach....
Aha - i radzę już myśleć czym uzasadnić wiosenne wybory parlamentarne, które rozbity PIS przegra. "Żeby było tak jak było". I będzie.
"Współczesne systemu walki należą do systemów wielce złożonych. Obejmują one związki operacyjne, taktyczne, oddziały i pododdziały różnych rodzajów sił zbrojnych, wojsk i służb o różnym składzie i przeznaczeniu. W systemach tych mamy do czynienia z dużą liczbą różnorodnych obiektów, a także z różnymi formami i zakresem współdziałania oraz powiązań między nimi. Są to systemy, w których występują - we wzajemnym powiązaniu - złożone układy techniczne i zespoły ludzkie, a na ich funkcjonowanie wywierają wpływ różnorodne czynniki zewnętrzne i wewnętrzne. W pierwszej grupie, stanowiącej otoczenie wyróżnianego systemu walki, do najważniejszych można zaliczyć: przeciwnika, sąsiadów, siły oraz środki wsparcia i wzmocnienia, nadrzędne systemy walki, warunki terenowe i stan pogody. W grupie drugiej, należącej wprost do wyróżnionego systemu walki, na pierwszym planie należy widzieć: skład, organizację, ilość i jakość uzbrojenia, morale, poziom wyszkolenia bojowego, sprawność systemów dowodzenia, łączności, rozpoznania oraz logistyki.
Systemy walki należą do takiej klasy systemów działania, które ulegają wyjątkowo częstym, a niekiedy także i gwałtownym zmianom. Wprowadzenie do wojsk nowego jakościowo uzbrojenia oraz systemów komputerowego wspomagania dowodzenia i kierowania ogniem, wywołuje bowiem istotne zmiany w ich strukturze organizacyjnej i technicznej oraz w zasadach prowadzenia walki i operacji, sposobach użycia i współdziałania różnych rodzajów wojsk i służb, a także różnych środków walki. Dla współczesnych systemów walki charakterystyczne jest również to, że istotnym zmianom ulega także ich szeroko rozumiane otoczenie. (...)
Badania systemów mogą być prowadzone zarówno na systemach rzeczywistych, jak i w oparciu o ich modele. Jednak ze względu na specyfikę systemów walki badania prowadzone na systemie rzeczywistym praktycznie nie są możliwe, a jeżeli nawet możliwość taka powstaje, to mają one charakter ograniczony i fragmentaryczny."
Tak właśnie chyba musi wyglądać literatura dla generałów. Potem przekartkowałem podręcznik w poszukiwaniu instrukcji strzelania z armaty i nic nie znalazłem. Jest tam projektowanie koncepcyjne, szacowanie siły i potencjalnych strat, kryteria oceny, tworzenie formacji dla konkretnych zadań, planowanie czasów i logistyki, ale nigdzie nie znalazłem przykładu kilku uśmiechniętych misiów Yogi likwidujących papierowy czołg i przy okazji siebie. Czyżbym czegoś nie wiedział o właściwym szkoleniu generałów?
Pozdrawiam.