O "elitach", co najbardziej psioczą na prezesa Kaczyńskiego

Notkę tę napisałem między innymi dlatego, że to na Uniwersytecie Jagiellońskim właśnie knuto plany jak obalić nową władzę. To tam między innymi smutni panowie z tytułami profesora pod batutą prof. Zolla kombinują, jak odebrać doktorat prezydentowi Dudzie. To tam Rada Wydziału Prawa i Administracji wystosowała uchwałę, w której apeluje do prezydenta Andrzeja Dudy o uszanowanie prawa i wolności obywatelskich, zaś  modlący się do bożka demokracji panowie profosorowie Zoll i Rzepliński nadal uważają, że UJ i TK to ich własne folwarkii.

Pisałem już o tym, lecz myślę, że trzeba ten tekst przypomnieć, gdyż między innymi bohaterowie tego eseju mieniący się "uniwersyteckimi elitami" najgłośniej teraz nawołują do bojkotu nowej władzy. Ktoś może mi zarzucić, że powtarzam teksty. Lecz uważam, że ten temat wymaga tego by pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Do znudzenia. Świetny wzór przytoczył w Klubie Dziennikarza Pod Gruszką pan profesor Nowak z Wydziału Historycznego UJ, który przypomniał setki artykułów w sprawie Jedwabnego zamieszczonych na łamach Gazety Wyborczej w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Bo jajogłowym akademikom w znakomitej większości o PZPR-owskim rodowodzie udało się niestety stworzyć jakże złudną atmosferę i wciąż powszechne mniemanie, iż stanowią intelektualne elity dzisiejszej Rzeczpospolitej. Ten mit należy odkłamać jak najszybciej i wszystkimi możliwymi sposobami.

Otóż w marcu 2014 w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie odbył się Kongres Kultury Akademickiej, na którym co prawda nie byłem, ale oglądałem transmitowaną przez Internet relację z inauguracji tego wydarzenia zapowiadanego szumnie przez wszystkie możliwe media maistreamowe.

I oto, co zobaczyłem na ekranie monitora.  

Na proscenium, przed świecącym pustkami audytorium ustawiono stół prezydialny nakryty suknem w kolorze blue-Brussels, za którym zasiadła uniwersytecka starszyzna, a dzięki ugadanemu kamerzyście można było się do woli napatrzeć na pokazywanych we wszystkich możliwych ujęciach trzech tenorów rzeczonego kongresu, profesorów: Andrzeja Zolla, Piotra Sztompkę i Jana Woleńskiego.  

Odebrane w domu wychowanie nie pozwala mi zdradzić wieku tych uczonych, powiem tylko, że w czasie, kiedy owi szacowni nestorzy przychodzili na świat, Adolf Hitler się dopiero szykował do wojny, co studentom niechybnie musi się kojarzyć z zaraniem jurajskiej epoki dinozaurów.  

I akurat miałem szczęście trafić na reasumujące pierwszy dzień obrad kongresowych krótkie wystąpienie ówczesnej ministry Nauki i Szkolnictwa Wyższego pani profesor Leny Kolarskiej-Bobińskiej, która muszę sprawiedliwie przyznać wykazała się nie byle, jaką odwagą.

Bo choć każdy student wie, że w Trzeciej RP Uniwersytet Jagielloński utracił praktycznie wszystkie przymioty swej dawnej świetności, to panującym na zasadzie zasiedzenia uczelnianym beneficjentom okrągłego stołu udało się przekuć niegdysiejszy majestat Jagiellońskiej Wszechnicy w złudne przeświadczenie, że to wciąż tak samo renomowana uczelnia, jak kiedyś. A tę ewidentną ściemę uprawiano z zadziwiającym powodzeniem dzięki wprowadzeniu na tejże uczelni systemu feudalnych rządów leciwych i kompletnie oderwanych od racjonalnego postrzegania rzeczywistości świętych krów akademickich o komuszym rodowodzie, którym jak dotąd nikt się podskoczyć nie odważył. 

Słowem "ordnung muss sein", albo jak ktoś woli „poprawność polityczna siłą przewodnią środowiska akademickiego”.

A jednak ku mojemu zaskoczeniu pani ministra zdobyła się na ułańską śmiałość by przyzwyczajonym do pochlebstw jajogłowym tuzom jagiellońskim, że się tak wyrażę bez obciachu wygarnąć na odlew kilka słów gorzkiej prawdy.

Pani ministra zaczęła od z pozoru niewinnej uwagi, iż nie bardzo podoba jej się naczelne hasło kongresowe „REAKTYWACJA”, które jej zdaniem sugeruje chęć powrotu do praktyk, które wobec wyzwań dnia dzisiejszego kompletnie się zdezaktualizowały.  

I zanim zniesmaczeni wypowiedzią ministry Kolarskiej-Bobińskiej nietykalni dotąd jagiellońscy mędrcy zdążyli ochłonąć po tym prztyczku, pani ministra przywaliła odłamkowym przeciwpancernym i zerkając kątem oka w stronę stołu prezydialnego wypaliła z grubej rury, że polskie uniwersytety przekształcono ostatnio w kierujące się kulturą korporacyjną przedsiębiorstwa masowego przerobu studentów i, że już najwyższa pora by profesorska starszyzna zrobiła więcej miejsca młodym naukowcom, którzy w przeciwieństwie do starej kardy są otwarci na wyzwania XXI wieku. A na koniec dolała jeszcze oliwy do ognia, iż jej zdaniem to, co stara kadra naukowo dydaktyczna wciąż każe studentom wykuwać na pamięć kompletnie nie ma sensu, gdyż studenci mogą to sobie w kilka sekund wyklikać na swoich laptopach i smartfonach.  

Nieulękłe wystąpienie minister Kolarskiej-Bobińskiej doprowadziło do furii cichociemnego pieszczocha salonu uniwersyteckiego Krakówka, nietykalnego dotąd akademickiego tuza nad tuzami niejakiego prof. Jana Woleńskiego, któremu jak dotąd nikt się nie odważył wprost powiedzieć (wtajemniczeni dobrze wiedzą, czemu), co rzeczywiście myśli o trzęsących Uniwersytetem Jagiellońskim jajogłowych matuzalach. Dotknięty do żywego obrosły machem sławy akademik wskoczył na mównicę i przyjąwszy pozę rozjuszonego wołu w typowy dla siebie sposób zaatakował „bezczelną” delegatkę rządu Donalda Tuska i wzorem przewodniczącego Sekuły przemówił do praktycznie pustych krzeseł - patrz załączona nad notką galeria fotografii.  

Pohukując groźnym basem jak to przemądrzali belfrzy mają zwyczaj czynić przeciągał chmurnie głoski i tak kładł akcenty by upokorzyć zuchwałą ministrę, która łamiąc odwieczne tabu miała czelność zganić poczynania nietykalnych dotąd „autorytetów moralnych” UJ. A na koniec swego wystąpienia pewien rzęsistych oklasków zbeształ hardą ministrę.  

Więc cóż się dziwić, że ci, którzy czuli się na tyle bezkarni i nietykalni, iż karcili nawet swojego ministra teraz jojczą i biadolą, kiedy rządzi ówczesna prawicowa opozycja, którą całymi latami traktowali, jak powietrze.

A to, co się wydarzyło na Kongresie Kultury Akademickiej potwierdziło słuszność słów młodego „technokraty” profesora Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie Andrzeja Jajszczyka, który w przeciwieństwie do pohukującego na niego w Gazecie Wyborczej jagiellońskiego „humanisty” Jana Woleńskiego, ma otwartą głowę, bo nie wahał się wypowiedzieć na łamach Gazety Wyborczej, cytuję:  

Profesorowie-celebryci wypowiadają się często i chętnie na wiele tematów, ale brak im rygoru intelektualnego, by trafnie wskazywać zagrożenia i jednocześnie praktycznie się im przeciwstawiać. Swobodnie poruszają się po modnych tematach, mając o nich nikłe pojęcie. Zamiast pracowicie studiować źródła i stawić śmiałe hipotezy, konfrontując je z najtęższymi umysłami świata, swoje kariery budują na publikowaniu felietonów bądź pisaniu po polsku książek, które mało kto czyta. Są skrajnymi indywidualistami, rzadko potrafią działać razem czy sensownie się odnosić do głębszych prac swoich koleżanek i kolegów.

Są jednak chwile, gdy humanistyczne środowisko przemawia jednym głosem – wtedy, gdy czuje zagrożenie utraty dochodów czy przywilejów. Tak było ostatnio, gdy podniesiono wielki krzyk w obronie kształcenia na kierunku filozofia. Nie przypominam sobie, by ci sami ludzie kiedykolwiek upomnieli się o jakość nauczania studentów czy przeciwstawili masowemu przyjmowaniu na uczelnie kogo tylko popadnie („Polski inteligent tęskni za utopią”, Magazyn Świąteczny Gazety Wyborczej, 15-16 lutego 2014r.)…”, koniec cytatu. 

Bowiem uważam, iż generacja 60 Plus nie jest już w stanie się zmierzyć z nienotowanym dotąd przyśpieszeniem rozwoju cywilizacji, jakie nastąpiło w ostatnich dwudziestu latach i wciąż następuje, gdyż wiek XXI stał się wiekiem ekspansji coraz bardziej doskonałych technik generowania, gromadzenia, przekształcania i udostępniania informacji, a zjawisko, jakim jest Internet nie ma precedensu w historii cywilizacji.

Te nowe warunki pociągają za sobą konieczność zmiany mentalności i przestawienia się na idące z duchem czasu nowoczesne myślenie, kompatybilne z tempem i specyfiką dokonujących się zmian. Niestety, znakomita większość ukształtowanych przez komunę reprezentantów pokolenia „60 Plus”, nota bene wciąż zajmujących na uczelniach większość stanowisk kierowniczo-decyzyjnych, nie nadąża za rozwojem świata nauki, co im jednak nie przeszkadza by się pazurami trzymać uczelnianej pensji, w wielu przypadkach wbrew Ustawie o Szkolnictwie Wyższym.  

Wiem, że zaraz spadną na mnie gromy, że mnie zgnoją i oplują, ale ktoś to musi w końcu powiedzieć. Otóż prawda jest taka, że znakomita większość polskich profesorów starszej generacji od dziesiątków lat niewychylających nosa poza progi swoich gabinetów „naukowych” nie zdaje sobie sprawy, że się kompletnie oderwała od otaczającego ich świata, a często „szacowni” profesorowie nie mają bladego pojęcia, na jakim poziomie robi się obecnie światową naukę i jakich narzędzi do tego używa. Że wielu naszych „uczonych” nie zdaje sobie sprawy, iż jako w ich mniemaniu najwyższej marki specjaliści od czegoś tam, w realiach nowych czasów błądzą, jak dzieci we mgle. 

Niestety stare nawyki, jeśli w ogóle można, bardzo trudno zreformować. Bo nasi akademicy starszej generacji od lat chodzą na uczelnię tą samą trasą, a w pracy, w tym samym od niepamiętnych czasów rytmie, każdy ich dzień jest niezmiennie taki sam – a świat bezlitośnie ucieka do przodu.  

A nierzadko, Sic! kartki ich wykładowych konspektów są pożółkłe od starości, a jedynym, co ich naprawdę kręci to popisywanie się pseudonaukowym bełkotem na nudnych jak flaki z olejem dętych sesjach PAN i PAU, a także uczestnictwo w uczelnianych spotkaniach towarzyskich przy okazji niepoliczonych nigdy obron prac magisterskich, doktorskich i habilitacyjnych i rytualnych imienin, urodzin i jubileuszy, gdzie można coś na sępa przekąsić i miło pogadać.  

I choć w to trudno uwierzyć, takich imprez zdarza się często na uczelniach więcej niż dni w kalendarzu, a znam rekordzistów, którzy przy okazji popularnych imienin potrafią takich jubli obskoczyć kilkanaście dziennie. A nauka? Nie ucieknie przecież. Słowem, raj objawiony i życie lżejsze od snu.

Innym zagadnieniem jest paniczny strach akademickich oldbojów czujących na karku oddech młodych wilków. W efekcie gros „uczonych trzeciego wieku”, którzy o zgrozo wciąż decydują o losach naszych uczelni, bojąc się konkurencji, miast najzdolniejszymi otacza się miernotami, a błyskotliwych i zdolnych z reguły wypycha na margines.  

Jaki jest poziom nauki polskiej każdy widzi – koniec czwartej setki w europejskich sondażach.  

A dlaczego? Między innymi, dlatego, że dożywotni profesorowie polskich uczelni nie podlegają praktycznie żadnej weryfikacji, choć zdarzają się przypadki, że przychodzą na uczelnię zaledwie dwa trzy razy w roku, żeby za darmo znajomych obdzwonić. 

Gorzej, ileż razy widziałem, jak ludzie zajmujący się nauką wykonywali przez całe lata gigantycznie mrówczą pracę kompletnie na darmo, gdyż nikt się nie odważył im tego powiedzieć, a oni nie mieli dość wyobraźni by spostrzec, że to, co robią jest pozbawione sensu, a efekt ich pracy na nic nikomu się nie przyda. Widziałem, jak się męczą, grzęznąc w coraz mniej istotnych dla nauki szczegółach uznając, jakże błędnie to, co robią, za zgłębianie wiedzy. Jeszcze gorzej, w to brnięcie do nikąd wciągają swoich uczniów, którzy wyrastają na podobnych im pozorantów naukowych.  

Kolejnym zagadnieniem jest problem zarządzania uczelnią, wydziałem, katedrą bądź zakładem. Niestety, stanowiska wszystkich szczebli struktury uczelnianej są nadal w dziewięćdziesięciu procentach obsadzone przez kompletnie pozbawionych zdolności menadżerskich profesorów starszego pokolenia, którzy do grobowej deski nie ustąpią miejsca młodym.  

Nie mniej poważnym problemem są niewymierne szkody wyrządzone przez miernoty naukowe, które za czasów komuny awansowano na uczelniach nie za rzeczywiste osiągnięcia naukowe, lecz za aktywną działalność w szeregach Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To z tej właśnie grupy wywodzą się rzesze profesorów, którzy dzisiaj dzierżą w swoich łapskach kluczowe uczelniane stanowiska „wychowując” swych następców, którym przekazują w spadku mentalność wyzutą z wszelkich zasad etyczno moralnych.  

Jednakże, gwoli sprawiedliwości, należy zaznaczyć, że zdarzają się na polskich uczelniach również katedry na prawdziwie światowym poziomie, zarządzane przez otwartych na świat profesorów - lecz niestety, są to wciąż nieliczne odstępstwa od powszechnej reguły.  

Nasuwa się, więc logiczny wniosek, że polskimi uczelniami powinni zacząć zarządzać ludzie młodzi. Po pierwsze, dlatego, że z racji wieku nie są skażeni odziedziczonym po komunie strusiowato nielotnym myśleniem, po drugie, że dojrzewali już w dobie Internetu, po trzecie zaś, że w przeciwieństwie do tchórzliwie zachowawczych postaw pokolenia starej generacji, odznaczają się odwagą, świeżym spojrzeniem, umiejętnością podejmowania odważnych decyzji i rozmachem na miarę wyzwań nowych czasów.  

Dlatego uważam, iż warunkiem sine qua non, żeby nauka polska ruszyła do przodu jest dokończenie „rewolucji” rozpoczętej przez  NSZZ „Solidarność”, brutalnie stłamszonej stanem wojennym, a potem zdradzonej przy okrągłym stole - przykro mi to mówić - przy haniebnie biernym przyzwoleniu zdemoralizowanych komuną akademickich środowisk opiniotwórczych, które w imię partykularnych interesów nie sprzeciwiły się, a powinny przecież się sprzeciwić lustracji i do dziś nie zmieniły zdania na ten temat.  

I dlatego tę „rewolucję”, którą trzeba zacząć od dekomunizacji polskich uczelni są w stanie dokończyć tylko i wyłącznie ludzie młodzi.  

Bo młodzi potrafią myśleć niezależnie i nie są wplątani w pajęczynę post-komuszych układów i powiązań.

A jak im się uda, pokażą Polsce i Światu, że można raz na zawsze skończyć ze starym myśleniem i postawić na nogi niegdyś renomowane uczelnie. 

Tak! Tak! Na polskich uczelniach rozpoczyna się właśnie „rewolucja” młodego pokolenia, które w przeciwieństwie do trzęsących dotąd uczelniami niereformowalnych zgredów stukających w klawiaturę jednym palcem, pisze na komputerze z zamkniętymi oczami, jak Halina Czerny-Stefańska na Steinwayu.   

Krzysztof Pasierbiewicz (nauczyciel akademicki)  

Czytaj także:

Różowy matecznik:
http://salonowcy.salon24.pl/68...
Psychologia zamachu „elit” III RP na nową władzę:
http://salonowcy.salon24.pl/68...
JAK DZIECI WE MGLE
http://salonowcy.salon24.pl/46...
JACY „AKADEMICY”, TAKIE „UNIWERSYTETY
http://salonowcy.salon24.pl/41...  
CIEMNA STRONA MOCY ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO
http://salonowcy.salon24.pl/50...

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Muni

06-01-2016 [01:41] - Muni | Link:

Brawo! W końcu lat 70-tych miałem okazję zetknąć się z tymi ostojami różowej nauki jako student UJ. Już wtedy dało się zaobserwować jak kształtuje się ten matecznik elit, wtedy jeszcze pięknie wymieszany z doktorami "z klucza" jak p. Jaskiernia, czy starymi utrwalaczami władzy ludu, jak prof. Buchała... Pamiętam nawet, jak dyskretnie instruowano nas, że nazwisko Zoll powinno się wymawiać "po polsku", przez Z, bo przez C to tak niemiło i obco... A ten pan, który dziś do prezydenta pisze żale i chce mu tytuł odbierać to takim był szaraczkiem asystentem, bez charyzmy i żadnego polotu w nauczaniu. To skansen. To ludzie zatrzymani w czasie w roku 1980. Ich cała nowoczesność, to konto mailowe.
Podobnie zresztą jest w innych urzędach, a przykładem na to jest choćby słynna komisja wypadków lotniczych, która nie potrafiła zbadać niczego, zdjęcia brała z internetu, a brzozę mierzyła 3 lata. Tam też sami naukowcy - trepy.

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

06-01-2016 [11:45] - Krzysztof Pasie... | Link:

@Muni

Serdecznie dziękuję za aprobatę i istotne dopełnienie przekazu mojej notki, z którym zgadzam się w całej rozciągłości
Krzysztof Pasierbiewicz

PS.
Ktoś może mi zarzucić, że powtarzam teksty. Lecz uważam, że ten temat wymaga tego by pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Do znudzenia. Świetny wzór przytoczył w Klubie Dziennikarza Pod Gruszką pan profesor Nowak, który przypomniał setki artykułów w sprawie Jedwabnego zamieszczonych na łamach Gazety Wyborczej w ciągu zaledwie kilku miesięcy.
Bo jajogłowym akademikom w znakomitej większości o PZPR-owskim rodowodzie udało się niestety stworzyć jakże złudną atmosferę i wciąż powszechne mniemanie, iż stanowią intelektualne elity dzisiejszej Rzeczpospolitej. Ten mit należy odkłamać wszystkimi możliwymi sposobami.

Obrazek użytkownika xena2012

06-01-2016 [09:31] - xena2012 | Link:

przypuszczam,że wymienieni panowie profesorowie nawet w wieku 40+,czy50+ też nie wyróżniali się charyzmą,osiągnięciami naukowymi ani szczególną wiedzą a ich posady były z nadania partyjnego. Wejście w podeszły wiek nie umiejszyło więc braku potrzebnych zalet których nigdy nie było niesłuszne jest ocenianie po wieku.

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

06-01-2016 [13:15] - Krzysztof Pasie... | Link:

@xena2012

Pani Xeno, nigdy bym się nie odważył podważać czyjegoś dorobku naukowego, szczególnie jeśli dotyczy dziedzin wiedzy, na których się nie znam. Mnie w notce chodzi nie o dorobek naukowy ale poziom intelektualny "elit" III RP, który wielu Polakom wciąż się, jakże złudnie zdaje nieosiągalny i nieprzekraczalny.

Obrazek użytkownika art.1

06-01-2016 [12:31] - art.1 | Link:

Szanowny Panie, rzecz nie w tym, iż zamieszcza Pan powtórki, lecz w tym, że muska Pan problem i tyle. Też jestem emerytem z AGH, w starej książce tel. AGH mam nr do Pana. Czy mogę zadzwonić?

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

06-01-2016 [13:16] - Krzysztof Pasie... | Link:

@art1.

"Czy mogę zadzwonić?..."
----------------
Oczywiście. Porozmawiam z Panem z największą przyjemnością.

Obrazek użytkownika marekagryppa

06-01-2016 [23:01] - marekagryppa | Link:

Po raz kolejny wsadził Pan kij w mrowisko.Ci "starsi panowie" powinni już dawno odejść
gdyby mieli trochę honoru a nie honorarium z bycia "profesorskim zgredem".
Cieszę się że opisuje Pan to z pozycji nauczyciela akademickiego.

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

07-01-2016 [10:55] - Krzysztof Pasie... | Link:

@marekagryppa

"Cieszę się że opisuje Pan to z pozycji nauczyciela akademickiego..."
------------------
Jakbym nie znał ludzi ze środowiska akademickiego na wylot to bym się nie wymądrzał. Napisał bym więcej, ale nie lubię się włóczyć po sądach.

Pozdrawiam Pana.