Ten tekst kieruję w głównej mierze do środowiska akademickiego, lecz również do wszystkich podmiotów i instytucji kształtujących świadomość społeczno-polityczną Polaków.
Choć każde dziecko wie, że jest inaczej, im bliżej wyborów tym częściej media maintreamowe donoszą, że podług badań sondażowych druzgocąca przewaga Platformy nad PISem utrzymuje się na stałym poziomie rzędu 15 do 20 punktów. Ten stan potwierdzają ochoczo telewizyjni eksperci.
No i ręce człowiekowi opadają. Bo przecież, już kilka razy z rzędu wyboryokazywały się zawstydzającą kompromitacją ośrodków badania opinii społecznej. Bowiem zawsze było tak samo - przez szereg tygodni, aż do ogłoszenia ciszy wyborczej, podawano obywatelom prognozy, mówiąc najdelikatniej dalekie od prawdy. Oczywiście na korzyść Platformy.
Powtarzalność tego rodzaju zjawisk kategorycznie wyklucza element przypadku.
Jednakże najbardziej zawstydzający jest fakt, że działania naszych sondażowni były i są nadal wspomagane przez największe autorytety szeroko pojętej socjologii polskiej, ulokowane na uniwersytetach, w instytutach badawczych, a także w Polskiej Akademii Nauk.
I tutaj zaczyna się poważny problem. Bowiem, o ile politycy w pewnym sensie mogą „manipulować” prawdą, to naukowcom takich rzeczy czynić nie wolno.
Bo jeśli regularnie, przez szereg lat, ośrodki sondażowe do ostatniej chwili podają nieprawdziwą różnicę notowań pomiędzy partiami, to tak kardynalny błąd można tłumaczyć wyłącznie dwojako.
Albo metodyka przeprowadzania badań była niewłaściwa, albo w sposób świadomy zataja się prawdę. Przekładając to na kodeks etyki i rzetelności badań naukowych, w pierwszym przypadku mamy do czynienia z błędem sztuki, w drugim natomiast z zafałszowywaniem naukowej prawdy. A mówiąc bardziej dosadnie, obu przypadkach mamy do czynienia nie tylko z kompromitacją, lecz co tu dużo ukrywać, z „kryminalizacją” badań socjologicznych.
Nie mnie oceniać jak rozwiązać ten wstydliwy problem. Uważam natomiast, że już czas najwyższy, by dla dobra polskiej demokracji podjąć uczciwą dyskusję na ten równie drażliwy, co palący temat.
Jednakże, znając zachowawcze postawy i pokrętność niektórych uczonych, szczególnie socjologów, już słyszę wymówkę, że przecież sondaże są robione przez ośrodki badania opinii publicznej, a nie przez ośrodki stricte naukowe.
Zgoda. Ale nawet, jeśli tak jest, to w sonażowniach pracują uczniowie i wychowankowie telewizyjnych gwiazdorów, panów profesorów: Janusza Czapińskiego, Ireneusza Krzemińskiego, Piotra Sztompki, Pawła Śpiewaka et consortes. Niestety, być może nie miałem szczęścia, ale nigdy mi się nie udało usłyszeć ze strony tych panów choćby słowa krytyki pod adresem tej żenującej grandy z sondażami.
Więc, jak teraz mówi młodzież, „żal i wiocha” mości panowie, pożal się Boże elita!
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
P.S.
Bardzo mi przykro, że to, co napisałem uderza niestety rykoszetem we wspaniałych polskich socjologów - patriotów, że wymienię profesorów: Staniszkis, Fedyszak-Radziejewską, Krasnodębskiego, Zybertowicza i wielu innych.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6205
Nie ma cienia wątpliwości, że profesor Piotr Sztompka jest jednym z najbardziej uznanych w świecie socjologów. Świadczy o tym jego imponujący dorobek naukowy.
Tym bardziej dziwiły mnie jego wystąpienia telewizyjne w upolitycznionych programach publicystycznych. A pamięć mam dobrą.
Na szczęście chyba się w porę zreflektował, że nie tędy droga, bo przyznaję, iż ostatnio już go w telewizji nie widać.
Ale autorytet naukowy to jedno, a moralny to drugie. Dlatego oczekiwałem z jego strony reakcji na tę całą grandę sondażową.
Nie tylko jesteśmy z jednego miasta, ale świetnie się znamy. Dlatego wiem, że zrozumie, o co mi chodziło w moim tekście.
Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz