Jeśli nie wierzycie w Zmartwychwstanie Chrystusa, to po co tu przyszliście?
Taką homilię rezurekcyjną wygłosił ponoć onegdaj w jednym z krakowskich kościołów ks. Mieczysław Maliński. Powiedział to zdanie, po czym opuścił ambonę, nim ludzie zdążyli się na dobre rozsiąść się w ławkach.
Chrystus zmartwychwstał. Wiemy o tym, czy wierzymy?
Wielu uczonych mężów Kościoła usiłowało udowodnić historyczność faktu Zmartwychwstania. Teraz mamy takie „pewne”, naukowe sposoby, na przykład Całun Turyński badany w laboratoriach NASA.
Porzućmy tę ekwilibrystykę. To jeszcze jedna odmiana szarlatanerii. To jeszcze jeden dowód słabości wiary zakompleksionego człowieka.
Gdyby Chrystus chciał historycznie udokumentować fakt swego Zmartwychwstania, uczyniłby to. Tymczasem - powiedzmy to sobie szczerze - jest ono - z punktu widzenia nauki zwanej historią, która ma swoje metodologiczne rygory - udokumentowane wręcz beznadziejnie. Popatrzmy: gdzieś na peryferiach Imperium Rzymskiego za panowania Tyberiusza jacyś nieokrzesani rybacy twierdzili, że ich Nauczyciel powstał z martwych. O ileż łatwiej dla historyka przyjąć, że oni sami wykradli zwłoki, by skuteczniej móc głosić nauki Mistrza (w końcu kto z nas lubi się przyznawać do omyłek?). Historyk w poszukiwaniu naukowej prawdy jest obowiązany szacować prawdopodobieństwo zaistnienia takich czy innych faktów. Zmartwychwstanie Chrystusa jest natomiast najbardziej nieprawdopodobnym wydarzeniem w dziejach ludzkości.
Skoro tak, to dlaczego Jezus nie uczynił tego w taki sposób, by nikt, nawet największy sceptyk nie mógł podważać prawdziwości tego wydarzenia?
Wyjaśnienie daje nam sam Zmartwychwstały. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli - mówi do Tomasza Apostoła.
Mamy zatem ufać. Mamy wierzyć. Wiara w Chrystusa to zaufanie Mu bez granic.
Zapytasz: dlaczego wiara a nie wiedza? Wszak namacalnie czujemy potęgę tej ostatniej. Telewizory, komputery, smartfony, pojazdy kosmiczne, energia jądrowa, inżynieria genetyczna... świat zmienia się poprzez wiedzę błyskawicznie. Wiara wygląda przy niej blado. Czemu na niej właśnie oparł się Chrystus?
Ulegasz złudzeniu. Wiedza jest niczym wobec potęgi wiary. Przekonałbyś się o tym, gdybyś tylko miał jej odrobinę. Nie więcej niż ziarnko gorczycy.
Jeśli wiedziałbyś, że Chrystus zmartwychwstał, jakaż byłaby twoja zasługa w wyznawaniu Jego nauki? Czyż Twój układ z Nim nie przypominałby raczej umowy o pracę?
Jeśli wiedziałbyś, że Bóg istnieje, jakąż dysponowałbyś wolnością?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5926
Jeśli uważa Pna, że "uważam za zbędne poszukiwania i odkrywania racjonalnych podstaw wiary.", proszę sobie poczytać moje teksty, np. ten
http://naszeblogi.pl/375…
przede wszystkim zachowajmy proporcje. Chciałby Pan traktować ten tekst jako dysertację teologiczną, a to jedynie garść refleksji dotyczących ufności. Ufność jest nieodłączną towarzyszką wiary, to chyba Pan przyzna. A wiara jest fundamentem naszej rzeczywistości; na dobrą sprawę każdy z nas jest na nią skazany, bo jedyną rzeczą, jaką jesteśmy pewni, to fakt, że jesteśmy (cogito ergo sum); co dane jest nam drogą autopsji, a istnienie czegokolwiek poza tym jest kwestią naszej wiary. Nie może Pan udowodnić solipsyście, że nie ma racji, twierdząc, że istnieje tylko on, a cała reszta jest jego wyobrażeniem.
Solipsyzm nie ma jednak dobrej prasy; jego zwolenników uważa się raczej za świrów i nikt serio ich nie traktuje, ale praktycznie cały mainstream myślicieli, zarówno materialistów jak i idealistów hołduje realizmowi, czyli uznaje istnienie świata zewnętrznego. Tymczasem nie jest to akt wiedzy, lecz wiary! Odwołajmy się do Karla Poppera: Twierdzę, że realizmu nie można ani udowodnić, ani odeprzeć. Podobnie jak wszystkiego innego, z wyjątkiem logiki i elementarnej arytmetyki, nie można go poprzeć dowodami; jednakże o ile empiryczne teorie naukowe dają się obalić, o tyle realizmu nie można nawet odrzucić... Można na jego korzyść argumentować, a argumenty przemożnie za nim przemawiają.
Tak więc realność naszego codziennego świata okazuje się przedmiotem wiary. Tak o tym pisze Ditfurth: Uznanie rzeczywistości tego świata nie jest aktem poznania, lecz aktem zaufania, swobodną decyzją na rzecz jednej spośród wielu innych możliwości (między innymi i idealizmu).
Nie wiem, gdzie Pan wyczytał sugestię jakobym uważał wiarę (zaufanie) za coś irracjonalnego. Wiara i rozum są komplementarne ale nie tożsame. Są - jak to zgrabnie ujął św. JP2 w encyklice Fides et ratio - jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Zatem każde z nich jest niezbędne.
Należy jednak rozróżniać między wiarą i wiedzą, w szczególności wiedzą pozytywną, czyli tą, której podstawowym narzędziem jest empiria (doświadczenie, obserwacja). Jeśli stawiam pytanie „Chrystus zmartwychwstał. Wiemy o tym, czy wierzymy?” to mam na myśli taką właśnie wiedzę. Zmartwychwstanie (wcześniej także zwiastowanie) opiera się na wierze a nie takiej wiedzy. W przeciwieństwie do śmierci krzyżowej Jezusa, czy Jego narodzin – to są fakty historyczne. W zmartwychwstanie (zwiastowanie) wierzymy, ufając autorom ewangelicznego przekazu. Znów wkracza na arenę zaufanie. Czymś naturalnym i niezbędnym dla naszego myślenia jest zawierzenie innym osobom. JP2 pisze we wspomnianej encyklice: Wierząc człowiek opiera się na prawdzie, którą przekazuje mu druga osoba. Zatem wiara w porównaniu ze zwykłym poznaniem opartym na oczywistych dowodach jawi się często jako rzeczywistość bogatsza o pewien wymiar, wiąże się bowiem z relacją międzyosobową.
Zaufanie może być oparte na przesłankach racjonalnych, ale nie musi. Zaufanie dziecka np. nie jest. Mąż na zaufanie do żony, bo jej wierzy, ale ileż mamy wiarołomnych małżonków? Dlatego w relacjach międzyludzkich znalazła się zasada „Ufaj, ale kontroluj”. W relacjach z Bogiem byłaby ona bluźnierstwem. Tu wiara musi być bezwarunkowa. I w tym sensie prowadzę moje rozumowanie. Nigdzie nie twierdzę, że Zmartwychwstanie Jezusa to wymysł baśniopisarzy, uważam jednak, że dane jest nam ono do wierzenia. Wcale nie jest tak, jakoby wszystko, co dane jest do wierzenia było bajką. Powtórzę: z punktu widzenia wiedzy pozytywnej Zmartwychwstanie Chrystusa jest najbardziej nieprawdopodobnym wydarzeniem w dziejach ludzkości. Trzeba złej woli, aby w tym stwierdzeniu doszukiwać się zaprzeczenia, że fakt ten jednak miał miejsce.
Powołuje się Pan na św. Pawła pisząc, że wiara w Zmartwychwstanie jest bardzo racjonalna, bowiem "gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, byłaby próżna".
Proszę Pana ja nie widzę tu żadnego związku. Dokładnie Paweł mówi tak: A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa.(1 Kor 15, 14-15). I jest to poprawne, racjonalne wnioskowanie, lecz niczego nie dowodzi, podobnie jak zdanie „jeżeli pociąg nie wyjechał ze stacji początkowej to daremne jest nasze oczekiwanie” nie jest dowodem ani na to, że wyjechał, ani na to, że nie wyjechał, tylko logicznym wnioskowaniem. Jeśli jednak wciąż marzniemy na peronie, to przez wiarę, że jednak wyjechał.
Proszę też zauważyć, że wspominana w moim tekście homilia rezurekcyjna ks. Mieczysława Malińskiego w gruncie rzeczy mówi to samo, co św. Paweł. Pan pyta, co by było, gdyby wszyscy apostołowie zachowali się jak ten ksiądz, a ja Panu na to też pytaniem: co by było, gdyby nie było w nich wiary?
„Pan niebezpiecznie przeciwstawia wiarę wiedzy”.
Nie wiem, co pan nazywa wiedzą. Niektórzy uważają, że wiara jest innym rodzajem wiedzy. Ja mam na myśli wiedzę pozytywną, czyli tę opartą na empirii. Jeśli Pan uważa, że za pomocą fizyki, chemii i biologii wyjaśnimy kiedyś mechanizm Zmartwychwstania tak, abyśmy mogli to WIEDZIEĆ, a nie w to WIERZYĆ, to raczej Pan jest heretykiem.
Na koniec dziękuję Panu za pouczenia jak prowadzić winienem moje refleksje. Nie stwierdziłem do tej pory, aby Czytelnikom (mam może nieliczną ale wierną ich grupę) lektura tych tekstów osłabiła wiarę.
Z szacunkiem, tsole.
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!