Skończył się właśnie świetny program BBC, gdzie znany profesor opisywał nieuchronny koniec wszechświata, gdyż istnieje ta przeklęta druga zasada termodynamiki i entropia, a z nią chaos musi się tylko zwiększać, zgodnie z kierunkiem strzałki czasu.
Zdążyłem się nawet pocieszyć, że nie jest to wcale takie pewne, bo jest to wizja oparta na naszej, ciągle szczątkowej znajomości świata i niepełnej wiedzy o prawach, na jakich cały ten niewątpliwie inteligentny projekt się opiera.
Nieważne... to jest zmartwienie wszystkich ateistów, czyli wyznawców religii nieistnienia Boga.
I gdy tak filozoficznie nastawiony się zadumałem, palce moje bezwiednie, tak jak to czynią u milionów ludzi w każdym momencie, naciskały na guziki zmiany programów, aż się zatrzymały, a jakże, bo przecież należy sobie zwiększyć poziom adrenaliny, na TVN24, gdzie Monika "Stokrotka" Olejnik, dziecko resortowe i funkcjonariuszka reżimowej propagandy, a jednocześnie śmieszna osoba pozbawiona gustu z inklinacjami do kretyńskich i kabotyńskich ubiorów, jak choćby ostatnie nakrycie głowy na balu celebrytów, bezczelnie zerżnięte ze słynnej kreskówki o lemurach, maltretuje swoich rozmówców, gdy są przeciwnikami władzy, albo, wprost przeciwnie, pada do nóg, gdy tą władzę reprezentują, w sztandarowym kwadransie nienawiści, czyli w "Kropce nad i".
Chociaż, przyznać się muszę, że przez chwilę zastanawiałem się, czy może ona z tym fikuśnym kapelutkiem błysnęła poczuciem humoru i zastosowała element pastiszu, bo już o parodię nie mogłem jej podejrzewać. Co to, to nie. Są pewne granice wyrozumiałości nawet wobec istot upośledzonych.
No więc siedzi sobie jak zwykle po lewej stronie, w pozycji pełnej niewymuszonego wdzięku Monika "Stokrotka" Olejnik, a za stołem męczy się zazwyczaj złotousty Zbigniew Ziobro, a obok niego z miną autentycznego debila, czuje się nadzwyczaj swobodnie w tym studio, słynny doradca prezydenta, historyk i tęgi umysł, profesor Tomasz Nałęcz.
Przysięgam na wszystko, że bardzo się starałem, ale wytrzymałem tylko trzy minuty.
Wysłuchałem tylko, jak profesor, słynny historyk, z triumfalną miną kretyna, który właśnie się zonanizował, opisał, jaki to on właśnie, ze swoim szefem Komorowskim, zastali bardak w kancelarii prezydenta, zostawiony, właśnie tak, żebyście sobie nie pomyśleli, przez pana Andrzeja Dudę, lenia i obiboka, który wraz z ówczesnym szefem śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim zajmowali się wyłącznie aktem ułaskawienia kumpla zięcia prezydenta.
Tu niestety okazało się, że Zbigniew Ziobro to mięczak i krakowski maminsynek. Gdyby strzelił z liścia natychmiast w tą głupio uśmiechniętą gębę komunistycznego profesora, to żaden uczciwy sąd by nie dał mu najmniejszego wyroku. Niestety, nie uczynił tego, a ja byłem zmuszony jeszcze przez kilka sekund obserwować kretyński grymas triumfu na twarzy człowieka, który nawet bez tego jest beznadziejnie głupim durniem i wazeliniarzem.
Też jestem mięczak i gdyński maminsynek. Nie rozbiłem telewizora. Nie ruszyłem z rykiem do samochodu, żeby w akcie autodestrukcji rozwalić na pobliskiej obwodnicy parę przeklętych tirów.
Zgasiłem telewizor i zjadłem batona "Mars".
Zanuciłem Janka Pietrzaka – "...jeszcze parę skurwysynów muszę przeżyć..."
I się uspokoiłem ponownie rozmyślając o końcu wszechświata.
.
No właśnie... Ta optymistyczna piosenka pana Janka jakoś zniknęła z YT i nie jest łatwo ją odnaleźć.
A rzeczywiście działa uspokajająco.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Czy dobrze myślę?
Oczywiście bez odpowiedzi.
Panie Januszu...
Ta cała mentownia związana z obecnym reżimem dostała widocznej biegunki. Maski opadły i oczy pełne strachu plus plugawy język zdradzają jakość takich profesorków, czy redaktorków.
Pozdrawiam serdecznie
Po niewątpliwym sukcesie pana Dudy widać teraz wyraźnie klasę tych reżimowych pokurczy. Nędza tego towarzystwa wprost wali obuchem.
Pozdrawiam