30-go grudnia ubiegłego roku ukazał sie w (przepraszam za wyrażenie) Gazecie Wyborczej wywiad z neurobiologiem, profesorem Jerzym Vetulanim.
Pozwolę sobie zacytować poniżej fragment tego artykułu, zatytułowanego: Co zrobić, żeby nauka była cudowna?
"...Jak pan przyjmował niedawne doniesienia o tym, że w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu zdarzył się cud, bo lekarze wyprowadzili z głębokiej hiopotermii 2-letniedziecko? (pyta dziennikarz)
- Wie pan, ja jestem już tak stary, że gdyby głupota ludzka mnie irytowała, to całe życie bym spędził w nieustannej pasji (śmiech).
Wygląda pan profesor na dość rozluźnionego.
- Z cudami religijnymi jest tak, że one są zawsze funkcjonalne. To znaczy ktoś odzyskuje wzrok czy słuch, albo wstaje z wózka inwalidzkiego czy nawet z martwych. Natomiast nie zdarzyło sie jeszcze, żeby komuś odrosły ucięta ręka czy noga. A więc nawet cuda mają swoje granice. Co jest sprzeczne z zasadą, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych..."
Nie jest Pan, Panie Profesorze pierwszym niedowiarkiem, który rzuca Bogu i światu takie wyzwanie. Przed Panem podobnie robili tacy ludzie, jak: Voltaire, pisarz Emil Zola, czy neurolog Jean Martin Charcot.
Szanowny Panie Profesorze! Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Na pewno będzie to dla Pana zaskoczeniem, ale taki cud się zdarzył i został dokładnie opisany i udokumentowany, potwierdzony nie budzącymi wątpliwości zeznaniami naocznych świadków. W 1640 roku, a dokładnie 20 marca tego roku, niejakiemu Miguelowi Juanowi Pellicer, wieśniakowi urodzonemu w hiszpańskim miasteczku Calanda, 118 kilometrów od Saragossy, cudownie odrosła noga, amputowana przez chirurgów ponad dwa lata wcześniej, po tym, jak wpadł pod wóz i w złamaną nogę wdało się zakażenie. Fakt ten został potwierdzony specjalnym aktem notarialnym, licznymi zeznaniami świadków, rodziny, znajomych, lekarzy ( w tym tych, którzy obcięli mu nogę), dokumentem sporządzonym przez sędziego pierwszej instancji Martina Corellano, odpowiedzialnego za publiczny porządek w Calandzie. W maju tego samego roku władze Saragossy przeprowadziły oficjalne dochodzenie, mające wyjaśnić tę sprawę. Proces był publiczny. Rada miejska wyznaczyła jako swoich przedstawicieli dwóch znanych profesorów oraz prokuratora generalnego króla Hiszpanii Filipa IV. Potwierdzono zeznania świadków i fakt odrośnięcia amputowanej wcześniej nogi.
O tym wszystkim, może Pan, Panie Profesorze, poczytać znacznie obszerniej w sieci, w książce Vittorio Messoriego Il Miracolo (Cud), ewentualnie udać się do Hiszpanii i obejrzeć sobie dokumenty mówiące o tym wydarzeniu na własne oczy (podobnie jak to zrobił Messori, pisząc swoją książkę).
Czy wierzy Pan, Panie Profesorze, w to, że kiedyś, dawno temu, żył Aleksander Wielki? Sądzę, że tak. Nie wiem, czy Pan wie, ale wszystko to, co dziś wiemy o życiu i działaniach Aleksandra Wielkiego, pochodzi ze źródeł pisanych, które powstały w 400 (słownie - czterysta) lat po jego śmierci! Nikt rozsądny nie poddaje w wątpliwość istnienia Aleksandra Wielkiego, ale ludzie, tacy jak Pan, nie są w stanie uwierzyć w zeznania świadków naocznych, dokumentujące Zmartwychwstanie Chrystusa, cudowne odrośnięcie nogi i wiele, wiele innych cudów. Panie profesorze, świadkowie Męki Chrystusa, za tę prawdę oddali życie na krzyżach. Więc niech się Pan zastanowi, z czego Pan się śmieje...
Jeżeli już nie jest Panu wstyd za ten pański śmiech, za to, że nazwał Pan ludzi wierzących inaczej, niż Pan, głupcami, to na pewno jeszcze będzie się Pan tego wstydził. Jak nie teraz, to na Sądzie Ostatecznym.
Łączę pozdrowienia,
Lech Mucha
P.S. Skrzynka odbiorcza gazety wybiórczej, do której wysłałem ten tekst, nie przyjmuje wiadomości.
Przypadek?
Nie sądzę... :-)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9711
Uratowanie owego dwulatka to żaden cud, do ciężkiej cholery! Takich "cudów" medycyna dokonuje setki i tysiące rocznie. Również celowo, przy zabiegach kardiochirurgicznych. Ale i w ramach ratowania rozbitków, topielców, ofiar lawin etc. Zależnie od okoliczności i cech osobniczych takiej ofiary, udaje się to lub nie. Wiele zależy także od sposobu postępowania lekarzy. W naszym przypadku lekarze działali zgodnie ze sztuką, nie dopuścili do ogrzania tkanek obwodowych przed przywróceniem krążenia ośrodkowego, nie doszło więc do niedotlenienia i martwicy narządów i dziecko udało się uratować. Naprawdę, żaden cud. Cudem byłoby, gdyby jeden z drugim dziennikarz zechciał sprawdzić u wujka Gugla podstawowe fakty.
Ale chyba już prędzej komuś odrośnie amputowana noga.
Pozdrawiam i życzę Szczęścia w Nowym Roku.
Postawa profesora jest bardzo "gównonurtowa", rzekłbym. O ile faktycznie powiedział, co powiedział, podkreślam. Bo wiemy, jakie bywają media.
Nie miałbym pretensji do profesora, gdyby spokojnie powiedział, że nie uznaje tego przypadku za cud, że w ogóle nie wierzy w cuda itp. Mnie poddenerwowała forma jego wypowiedzi, poczułem się potraktowany protekcjonalnie, a tego nie lubię. Wysłałem ten tekst na skrzynkę mejlową profesora. Jeśli dziennikarze coś przeinaczyli, powinien się odezwać i sprostować.
Proponuję, żeby ją Pan wysłał na adres profesora:
[email protected]
Ja mu mój list tam wysłałem, czekam na odpowiedź.
Pozdrawiam.
LM