Polska demokracja jest silna, stabilna i niezagrożona, a zamieszanie i skandal związany z wyborami samorządowymi tylko to potwierdzają - tak w skrócie można zaprezentować agitacyjne, wieczorne orędzie telewizyjne premier Kopacz. Nie obyło się także bez pośredniej (aż nadto widocznej) krytyki opozycyjnej partii Jarosława Kaczyńskiego, która zapowiada na 13 grudnia protesty uliczne.
Władzę zdobywa się w demokratycznym kraju dzięki głosom wyborców, nie w ramach demonstracji. Absolutnie się z tym stwierdzeniem zgadzam. Z tym, że wbrew brutalnym atakom na wszystkich, którzy śmią poddawać w wątpliwość proces wyborczy w naszym kraju, logika i matematyka przeczą tezie o rzetelności i uczciwości tego procesu. To nie tylko liczba głosów nieważnych, lecz także ich statystyczny rozkład.
Zdaję sobie sprawę, że pani premier może mieć drobne problemy z rozróżnieniem metra od centymetra, a uczciwości od hipokryzji, arogancji i fałszowania rzeczywistości dla uzyskania korzyści politycznej - chociażby wbrew interesowi i racji stanu państwa. Dała temu kapitalny dowód w 2010 roku. Lecz tak gorliwe zapewnianie o wzmocnieniu polskiej demokracji i pewność o niezakłóconych i wolnych od fałszerstw wyborach samorządowych graniczy ze śmiesznością. Zwłaszcza w kontekście zapowiadanej kontroli NIK-u, dymisji członków PKW i informatycznych dziurach podatnego na ataki systemu komputerowego. Który, wbrew zdrowemu rozsądkowi - ma być ponownie użyty w wyborczy weekend.
Wyjątkowo silnie brzmią także apele wszelakie od czołowych polityków Platformy Obywatelskiej, zachęcających do udziału w głosowaniu - jako fundamentu demokracji. Potrzebują nas przy urnach! Szkoda, że podobna filozofia nie obowiązywała w żarcie zwanym referendum warszawskim - wtedy olanie spaceru do urny także było formą aktywności wyborczej. Mam nadzieję, że Polacy pokażą pani Kopacz i jej kolegom jeszcze jedną, specyficzną i bardziej wyrazistą formę - 13 grudnia.
A o tym, czy bliżej nam jednak do Białorusi, czy do standardów zachodnich, to już raczej nie odpowiedzialnym za cały ten burdel rozstrzygać. Zwłaszcza, jak się aresztuje dziennikarzy nieprzychylnych rządzącym podczas wykonywania obowiązków zawodowych.
Ładnie to orędzie wygląda w świetle wpisania Polski na listę państw łamiących wolność mediów i ciągłych doniesieniach o pomyłkach, błędach procesu wyborczego. Demokracja rzetelna i uczciwa, na metr w głąb przecież!
Zapraszam do śledzenia: https://twitter.com/MarcinTomala
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4323
Za czujność dziękuję - zawsze to miło mieć osobistego stalkera :)
Przykro mi, że panią rozczarowałem, ale tak już jest, że nie mam zamiaru udowadniać na siłę, że nie jestem wielbłądem, i albo pani ufa mym tłumaczeniom, albo nie. Na siłę nie przekonam.
Jeśli uważniej przeglądałaby pani moje notki, zauważyłaby że nie mam najmniejszych problemów z przyznaniem się do pomyłki i przeprosinami - zdarzały mi się naprawdę mało przyzwoite wpadki ("marry" Christmas, stylistyka poprawiana przez Rosemanna, merytoryczne błędy w notce filmowej w której wspomniałem o Star Treku czy raczej średnio zabawne pomylenie Kostaryki z USA w tekście mundialowym - tak z pamięci, bo staram się pamiętać, warto pamiętać, by nie popaść w pychę i samouwielbienie, czego wzorcem jest wspomniany K.P.).
Pozdrawiam również.
p.s.
Nie byłem w stanie odpowiedzieć, ponieważ w weekend były zablokowane komentarze na NB - "się" w tytule notki brakuje ze względu na ograniczoną liczbę znaków, brakło jednego - a nawet jeśli, zepsułoby to całą zabawę, więc nie jestem przekonany, czy nawet jeśli bym mógł, "się" bym użył;
O ile zabawa słowem w tytule jest w mym rozumieniu dopuszczalna, w konkluzji notki taka nie była. Ot, cała sensacja.
Zwłaszcza, że już bez zbędnych złośliwości - trafiam na całkiem subtelnego a zarazem wyjątkowo dobrze operującego słowem i ironią rozmówcę, zapamiętałbym.
Szczerą mam prośbę zatem - niech pani nie przestaje czytać i komentować, jeśli ja nie uraziłem pani miłości własnej (moja i tak zawsze wyjątkowo marna jeśli chodzi o pisanie - tyle notek i jakoś rzeszy fanów brak, więc proszę się nie martwić), miło czasem trafić na "inteligentnego upierdliwca".
Pozdrawiam szczerze ;)
ps. "Przyznałbym" się wcześniej, ale niech mi pani wybaczy - w pierwszym komentarzu rozmawialiśmy o tytule, a pani kolejny przeczytałem po zablokowaniu komentarzy ze względu na ciszę wyborczą; ja naprawdę nie traktuję czytelników niczym idiotów, którzy oryginału tekstu znaleźć nie potrafią ;)
ps2. Tak się obrony tego "wgłąba" uczepiłem, że oczywistą deklinację przegapiłem, dziękuję i zmieniam.
Zgadza się, "wgłąb" to bardzo częsty błąd, oczywiście w najbardziej powszechnym znaczeniu tego wyrażenia powinno być "w głąb". Ja natomiast postanowiłem (co zwykle robię z tytułami) troszeczkę się pobawić, używając formy rozkazującej liczby pojedynczej czasownika "wgłębić" - w odniesieniu do demokracji.
Stąd wykrzyknik w tytule, który na tryb rozkazujący ma wskazywać. Jak widać, skojarzenie jest trudne do wychwycenia dla czytelnika, więc w sumie pomysł średnio udany ;)
Dziękuję za lekturę i pozdrawiam serdecznie!