Właśnie wracam z jubileuszowego Koncertu Laureatów krakowskiego Festiwalu Piosenki Studenckiej.
Niepomiernie wzruszony, bo ani by mi nie przyszło do głowy, że od pierwszego koncertu tego festiwalu minęło już pięćdziesiąt lat!
A mnie się wciąż niepoprawnie zdaje, że rok 1964 dopiero, co minął.
I wszystko się zgadza, bo młodzi laureaci sprawili dziś wieczór, że znowu byłem studentem, który w roku 1962 przekroczył próg Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie. Studenccy Artyści sprawili, że znów poczułem ów, jak już nigdy potem cudowny klimat czasu zbuntowanych i krnąbrnie beztroskich dzieci kwiatów lat sześćdziesiątych mających charaktery zbyt harde by się dać oprawić w za ciasne dla nich ramy ówczesnych konwenansów, którymi buńczucznie gardziły czerpiąc z życia samo piękno i radość.
Przypomniałem sobie bajeczną studencką przygodę jaką przeżyłem właśnie w roku 1964, kiedy byłem na drugim roku swych hulaszczych studiów. Wówczas w Królewskim Stołecznym Mieście Krakowie, z okazji sześćsetlecia Uniwersytetu Jagiellońskiego odbyły się, stosownie do rangi rocznicy, chyba najdłuższe w świecie żakowskie Juwenalia, które nie uwierzycie, trwały dziesięć dni i nocy z rzędu. A imprezą towarzyszącą tych uroczystości była właśnie inauguracja krakowskiego Festiwalu Piosenki Studenckiej.
Pamiętam jak dziś, jak po uroczystej Mszy świętej w studenckiej kolegiacie św. Anny, kiedy nie tylko w kościele, ale i na Plantach brakowało miejsca, pochód akademicki przeszedł majestatycznie spod Collegium Maius pod Bazylikę Mariacką, gdzie prezydent miasta uroczyście ogłosił otwarcie Juwenaliów wręczając braci żakowskiej pęk kluczy od miasta. Od tej radosnej chwili, blisko dwa tygodnie, we wszystkich możliwych miejscach pod Wawelem tętniła spontaniczna i ani na chwilę nieustająca gigantyczna balanga nieznająca jutra.
Od tamtego czasu minęło równo pół wieku, a to już historia. Wiele się po drodze wydarzyło. W latach osiemdziesiątych naród się zbuntował, powstała „Solidarność”, a potem o ironio! Pan Bóg nas pokarał wolnością, z którą do dnia dzisiejszego nie umiemy sobie poradzić.
Jaki jest koń każdy widzi.
Ale nie wierzcie proszę tym, którzy mówią, że dzisiejsza młodzież to pokolenie bezpowrotnie stracone, że to sami kibole i jamochłony, dla których liczy się tylko grillowana karkówka podlewana tanim piwskiem.
Dziś wieczór przekonałem się, że pośród młodych Polaków jest wielu "pięknych dwudziestoletnich", którzy wiedzą i czują, czym są prawdziwe wartości, co jest rzeczywistą poezją życia, w co naprawdę warto wierzyć. Z zapartym tchem patrzyłem na te pełne inwencji inteligentne buzie.
I powiem krótko. Nie jest wcale tak źle proszę Państwa z tą naszą młodzieżą.
Bowiem dzisiejszego wieczora było mi dane przeżyć coś, czego długo nie zapomnę. Zobaczyłem fascynujący pokaz kunsztu pieśniarsko aktorskiego grany pod partyturę, zdziwicie się teraz, takich ikon moich czasów, jak Jeremi Przybora, Agnieszka Osiecka i Zygmunt konieczny.
Wszyscy laureaci byli wspaniali, moja dwudziestodwuletnia córka oglądała spektakl z rozdziawioną buzią, a mnie ręce same się składały do oklasków. Wyluzowani, radośni, pełni życia i energii, patrzący z optymizmem w przyszłość.
Brawo brać żakowska! Wielkie brawo!! Na stojąco!!!
A więc nie jest tak źle!
Tylko "starych koni" żal, że właśnie teraz, jak wszystko zaczyna być piękne będą musiały pakować walizki.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Post Scriptum
Jest niedziela 19 października 1014, godz. 23.15.
Właśnie wróciłem z odbytego w ramach 50. Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie ostatniego już spektaklu tej niesamowitej imprezy.
Wisienką na torcie okazał się być jubileuszowy koncert pt. „Wszyscyśmy kupcy starej tandety – czyli żadnego jubileuszu nie będzie” dedykowany na 90-te urodziny Jej Magnificencji Pani Profesor Marcie Stebnickiej, wieloletniej nauczycielce śpiewu aktorskiego w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie.
Koncert wykonali genialni młodzi aktorzy scen polskich, a autorką scenariusza, scenografii, kostiumów i reżyserii była Agata Duda – Gracz, córka Dudy, którego przedstawiać nie muszę.
Jak było?
Przypomnijcie sobie obrazy Dudy Gracza, a teraz spróbujcie sobie wyobrazić, że ktoś podłożył pod to fascynujące malarstwo muzyką i napisał słowa cudownych piosenek, które ożywiły postaci z obrazów tego krnąbrnego Artysty.
Taki spektakl już się nigdy nie powtórzy.
Zresztą, po stokroć lepiej ode mnie powiedziała o tym sama Jubilatka.
Próbowałem zapisać, co mówiła ale ręce mi się trzęsły ze wzruszenia. Więc cytuję z pamięci jedynie strzępy tej historycznych słów Pani Marty Stebnickiej:
„ten cudowny spektakl dodał mi nowych sił, więc mam problem, bo nie wiem, co w tej sytuacji będzie dalej!... Wykonane przez was piosenki, których Was uczyłam i sama śpiewałam dały mi dziś wieczór tak mocno w głowę, że nie potrafię wypowiedzieć jak wspaniały był ten spektakl… myślę, że dostałam tak cudowny prezent w nagrodę za to, że przez całe życie walczyłam z banałem… bo są tajemnice, których poznanie nie każdemu są dane itylko Wy wiecie, o czym mówię…
I na koniec dziewięćdziesięcioletnia Jubilatka wciąż piękna i pełnokrwista kobieta przy zastygłej w bezruchu widowni zaśpiewała cichutko a capella, jak zapowiedziała, swoją ostatnią sceniczną piosneczkę "o życiu staruszki, co ma skrzywione serduszko, a nie tylko nóżki".
Więcej powiedzieć nie potrafię, bo mi zaschło w gardle.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5848
Martwi mnie natomiast, że jeden komentarz na prawie 700 wejść zdaje się dowodzić, że na Naszych Blogach temat kultura nie budzi zainteresowania. A przecież naród bez kultury wcześniej, czy później musi zginąć. Warto o tym pamiętać! Nim będzie za późno!
Serdeczności!
PS
Smutne to, że elektorat prawicowy nie jest zainteresowany sprawami naszej młodzieży, od której przecież zależy przyszłość Polski. Bo z takimi ludźmi Jarosław Kaczyński daleko nie zajedzie.
Jak napiszę banalną notkę o wygłupach pani Kopacz w Berlinie wchodzi kilka tysięcy osób i roi się od komentarzy. A jak napisałem coś pozytywnego o młodych Polakach, którzy stworzyli wielką wartość kulturową to ... resztę dopowiedzcie sobie Państwo sami.
Źle to wróży! Bo samym honorem, wiarą w Boga i miłością Ojczyzny opozycja prawicowa wyborów nie wygra.
Miłej niedzieli
Jan Paweł II też lubił śpiewać - pamiętacie jeszcze?
https://www.youtube.com/…
Hi! Don't worry! Just take it easy! I still trust that truth will be a winner!
Mam nadzieję, że ktoś z komentatorów wreszcie wykurzy z mojego blogu tego parszywego trolla, który nie ma odwagi się przedstawić pełnym imieniem i nazwiskiem.
Dla porządku wyjaśniam, że autor powyższego błyskotliwego komentarza to warujący na moim blogu w cyklu całodobowym (co łatwo sprawdzić po dacie i godzinie dodawanych komentarzy) emerytowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i laureat najbardziej prestiżowej nagrody naukowej w Polsce nazywanej "polskim Noblem", a także wieloletni przewodniczący Sic! Komitetu Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk, niejaki Jan Woleński. Więcej informacji o rzeczonym trollu można znaleźć w Internecie. Wystarczy do wyszukiwarki wpisać jego nazwisko, a wyskoczy Państwu przebogaty materiał natury niekoniecznie naukowej. Zapewniam, że warto spróbować, bo wtedy Państwo zrozumiecie dlaczego mój blog tak go drażni i spać mu po nocach nie daje.
Takie mamy "elity" akademickie w Krakowie!
Czuję się tedy nad wyraz nobilitowany, że taaaka persona ślęczy na moim blogu od rana do nocy od kilku lat z rzędu i napina swe nie byle jakie przecież mózgowe zwoje tropiąc zapamiętale literówki i nieścisłości w moich notkach, czym jak Państwo zdążyli już zapewne zdążyli zauważyć "robi sobie dobrze".
PS. A tych, którzy uważają, że ja prowadzę na blogu polemikę z rzeczonym trollem pragnę wyprowadzić z błędu, gdyż to rzeczony troll mnie upierdliwie zaczepia, a na mój blog włazi li tylko dlatego by popsuć powietrze. Ale na to niestety nie mam wpływu, gdyż na Naszych Blogach nie ma możliwości blokowania trolli.
Serdecznie Państwa pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Dziś jeden z największych w Krakowie koryfeuszy kąśliwego dowcipu, a zarazem niedościgły bałamut, szyderca i intrygant podarował mi egzemplarz świeżo wydanej książki autorstwa paskudzącego na moim blogu trolla, które to dzieło autor opatrzył tytułem, UWAGA!, "JAn Woleński". Jak Boga kocham nie ściemniam z tą wariacją wielkości czcionki.
No i wszystko nam się wyjaśniło, ponieważ chyba już nik nie ma wątpliwości, że to "JA" świadczy niezbicie, że mamy w tym przypadku do czynienia z patologicznym przypadkiem zaburzenia psychicznego nazywanego manią wielkości.
I wszystko się zgadza, bowiem ten typ zaburzenia afektywnego charakteryzuje się nadmierną drażliwością i frustracją, co prowadzi do nasilenie gniewu bądź występowania urojeń prześladowczych.
W tramwaju przewertowałem książkę naszego trolla i zapewniam Państwa, że jeśli nadal będzie na moim blogu paskudził, zacytuję Państwu kolejne perełki z tego wiekopomnego dzieła, z którego jeszcze przed promocją pół Krakowa się naśmiewa.
Pani Tereso,
To nie jest żadna NASZA wojenka, tylko JEDNOSTRONNE, mędliwie upierdliwe paskudzenie mojego blogu przez mściwego starca ogarniętego na moim punkcie jakąś manią prześladowczą. Zakompleksionego jegomościa, przed którym muszę się opędzać, jak od natrętnej muchy klozetowej. Czy naprawdę Pani nie czuje, że ten naukowy "noblista" ośmiesza w ten sposób autorytet Instytucji, która wyróżniła go tym zaszczytnym tytułem? Nobel naukowy zobowiązuje! Nie pomyślała Pani o tym?
To samo robił zmieniając wielokrotnie nick na Salonie 24, ale jak go kilka razy zablokowałem już się tam nie napatacza. Poza tym tam pogonili go Internauci. To jest bardzo nieciekawy typ proszę Pani.
Pozdrawiam.
PS. Przewertowałem książkę naszego krakowskiego noblisty pt "Wierzę w to, co potrafię zrozumieć JAn Woleński" i czuję się nobilitowany, gdyż jak się łatwo zorientować ta książka to nic innego, jak odpowiedź na to, co o rzeczonym trollu napisałem na moim blogu, a mówiąc dokładniej pokrętne tłumaczenie się z pytań, jakie mu postawiłem w kilku moich motkach. Ta książka to spowiedź byłego działacza PZPR, który się do tej przestępczej organizacji zapisał Sic! by pomóc Polsce. To gloryfikacja jemu podobnych aparatczyków i próba wciśnięcia ludziom ciemnoty, że w PZPR działali polscy patrioci. Za przeproszenie zrzygać się można.