Chyba się pochlastam.
W tefałenie właśnie dyskutują, czy młoda nowoczesna i przedsiębiorcza kobieta może poświęcić jajeczko w imię kariery korporacyjnej.
Ten debilizm jeszcze jakoś przełknąłem.
Ale jak ekspertem w tej intelektualnej dyspucie okazała się polsko-amerykańska modelka niejaka Joanna Krupa dramatycznie wymiękłem i bez wyprawy do całonocnego za cholerę nie zasnę.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
PS. A tu można sobie pooglądać naszego eksperta w trakcie nieco innej konwersacji:
https://www.youtube.com/…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11068
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że są tacy, co się na to moje bieganie do całonocnego rzeczywiście nabierają.
Serdeczności
Krzysztof P.
skoro już co drugi dzień musi Pan biegać do nocnego, to proponuję, żeby sam Pan otworzył taki przybytek, wtedy będzie miał Pan bliżej, szybciej i taniej - no i nie co drugi dzień, a codziennie! żeby tylko problemów w "Tefałenie" nie zabrakło.
W latach sześćdziesiątych wyjechałem do Chicago gdzie dopadła mnie żółtaczka, której nie leczyłem bo nie miałem insiury.
Po powrocie do kraju wybrałem się w ukochane Tatry. Po zamorskiej orce zaległem na na stoku Gubałówki. A gdy nadeszła gaździna z koszykiem oscypków, jak mi się bliżej przyjrzała, załamała ręce biadoląc: - Panocku! O rany Boskie! A cóż żeście Panie Tacy zmarnowani!!! - I dała mi oscypka za darmo, dorzucając jeszcze szklaneczkę śmietany.
Wierząc w ludową mądrość pomyślałem, że chyba ze mną kiepsko i postanowiłem się udać do polskich lekarzy.
Stosowny załącznik z peweksu przetarł mi drogę do pewnej kliniki, gdzie przyjmowały największe sławy polskiej medycyny. Tam mi zrobiono serię szczegółowych badań, a ich wyniki wskazały, że mam w poważnym stopniu uszkodzoną wątrobę.
Po kilkugodzinnym konsylium odwiedził mnie na sali sam pan ordynator, niebywale szykowny profesor w wykrochmalonym, śnieżnobiałym kitlu, spod którego do dzisiaj pamiętam sterczała czarna muszka w żółtozłote kropki. Otoczony wianuszkiem asystentów, spojrzał na mnie spod rogowych okularów i grobowym głosem przemówił: - Chciałbym, by pan zdał sobie sprawę, iż nasze badania wskazują, że od dnia dzisiejszego, każdy wypity przez pana kieliszek to utrata jednego roku pańskiego młodego życia. Po czym skłoniwszy się chłodno, odwrócił się na pięcie i ciągnąc za sobą sznurek asystentów wyszedł z naszej sali.
Na szczęście porad pana profesora nie posłuchałem, a z bilansu wypitych do dzisiaj kieliszków mi wychodzi, że podług skali czasu tego uczonego znajduję się obecnie mniej więcej we wczesnym Paleogenie..., koniec opowieści.
Tu nie ma mowy o jakimś "dowalaniu". Ja cieszyłbym się, jak odbierane są moje notki - kontakt z czytelnikiem to podstawa.
A że bardzo często pisze Pan o upijaniu się i rewelacjach z "tefałenu" to chyba nie moja wina? czy jednak moja?
Także proszę się nie rozklejać, tylko pisać dalej.
pozdrawiam
--------------------
Nie. To nie Pańska wina. To jest proszę Pana Pański problem, gdyż widzę, że Pan naprawdę wierzy w te moje wyprawy do całonocnego. No cóż, nie na darmo Oscar Wilde pisał, że: "największym nieszczęściem, jakie może dotknąć człowieka jest brak poczucia humoru". Więc niestety trudno będzie Panu pomóc.
"Także proszę się nie rozklejać, tylko pisać dalej..."
------------------
Dziękuję za dobrą radę i zapewniam, że się Pan na mnie nie zawiedzie.
Czuj! Duch!
---------------------
Tego się nie da poznać. To się czuje.
"Czy Pan w ogóle nie pije?..."
---------------------
Czy ja wyglądam na upośledzonego? U nas każdy pije. Mogę Panu natomiast zdradzić, że nigdy się nie upijam. Tej zasady bardzo pilnuję.
"Czemu zarzuca mi Pan brak poczucia humoru, co jest dla mnie bardzo bolesne, a jednocześnie nie docenia Pan moich żartobliwych prób prowadzenia rozmowy?..."
--------------------
Obiecuję się tedy poprawić.
Miłego weekendu życzę!
---------------------
Tego się nie da poznać. To się czuje."
============
A tam Panie Krzysztofie.
teraz to zapodał Pan duby smolone, koszałki opałki, albo pic na wodę.
W słowie pisanym nie ma "wyczucia" i "wyczuwania" - to występuje przy osobistej rozmowie i nawet podświadomej obserwacji mowy ciała, czy kontekstu sytuacyjnego.
Bez wskazówek ze strony piszącego rozpoznanie ironii (żartu) jest niemożliwe.
Dowód: proszę wskazać na zdanie w którym nie żartuję/ironizuję - wskazówka: nieżartobliwe jest tylko jedno zdanie (albo na odwrót - tylko jedno zdanie jest żartobliwe).
1. Lecę do nocnego po flaszkę, na trzeźwo tego nie "strzymam".
2. Lecę do nocnego po flaszkę, na trzeźwo tego nie "strzymam".
3. Lecę do nocnego po flaszkę, na trzeźwo tego nie "strzymam".
4. Lecę do nocnego po flaszkę, na trzeźwo tego nie "strzymam".
5. Lecę do nocnego po flaszkę, na trzeźwo tego nie "strzymam".
Uprzejmie proszę to "wyczuć" zgodnie z własną receptą.
pozdrawiam
A teraz wypiję lampkę wina za Pańskie nieszczęście - https://www.youtube.com/…
Głowa do góry!
Errata do mojego poprz. komentarza:
jest: teraz to zapodał Pan duby smolone, koszałki opałki, albo pic na wodę
miało być: teraz to Pan zapodał...
literówka; bardzo przepraszam.
----------------------------
Póki rządzi pani doktor Ewa Kopacz zmian nie będzie. Chyba, że na gorsze.
Pozdrawiam jak zawsze serdecznie.
Jak Pan będzie chciał mi dowalić do spodu, opluć i oszkalować to radzę Panu się porozumieć z paskudzącym na moim blogu trollem kryjącym się za nickiem Hertrich.
Macie z sobą Panowie ten sam problem, więc we dwójkę będzie Wam raźniej, mimo różnic wyznaniowych.
Serdeczności!
------------------------------
A po czym? Jeśli wolno spytać.
---------------------------
Sęk w tym, że w wypowiedzi pani Joanny Krupy w TVN24 tej treści nie było, co dowodzi, że coraz wyraźniej rzucająca się w oczy cofka umysłowa „elit” III RP stoi w ewidentnej sprzeczności z teorią rozwoju osobniczego gatunków Karola Darwina, która zakładała, że ewolucja postępuje zawsze w trendzie rozwojowym.
Otóż owe „elity” odnalazły nad Wisłą nader im przyjazne środowisko powszechnego zidiocenia, gdzie poczuły się na tyle swojsko, iż zaczęły z niepojętym dla nauki powodzeniem ewoluować do tyłu, mówiąc jaśniej od form mózgu resztkowego do bliskiej debilnego absolutu postaci całkowicie odmóżdżonej.
Ta tragikomiczna inwolucja w pierwszym rzucie ogarnęła egzotyczną menażerię pań profesorowych, ministrowych, mecenasowych, doktorowych, et consortes oraz kurzomózgie flamy nadwiślańskich biznesmenów, zaś kolejnym ogniwem tego intelektualnego uwstecznienia jest odnotowywany ostatnio nagły wysyp prawdziwków, czyli „nowofalowych celebrytek i celebrytów postępowych”, których można oglądać przykładowo na śniadaniu Sic! "mistrzów", Modzie na sukces", czy programie dla jamochłonów pt. "Top model".
Jeśli to nie wystarczy, mogę w następnym komentarzu ten wątek rozwinąć.
Serdeczności!
A kto to jest ten hertrich??? Prosiłbym o odpowiedź jeszcze przed inwoluucją!
"aż strach pomyśleć po czym oceniał Pan..."
Więc odpowiem Pani piosenką:
https://www.youtube.com/…
Serdeczności!
Dodałem jeszcze w post scriptum link do pewnej nie mniej ważkiej dyskusji w wykonaniu pani Krupy. Warto obejrzeć ten filmik. Czy dobrze zgaduję, że o taką właśnie sztukę konwersacji Pani chodzi, jako wzorzec do naśladowania na naszych salonach? Będę wdzięczny za szybką odpowiedź.