Spostrzeżenie moje jest w gruncie rzeczy banalne. Otóż mam wrażenie, że wielu autorów potępiających (z taką łatwością i pewnością siebie) decyzję o powstaniu, popełnia podstawowy błąd. Angażując całą swoją, profesjonalną nieraz, wiedzę, będącą jednak przecież wiedzą współczesną, opartą na dorobku kilkudziesięciu lat badań, milcząco, nie wiem – czy nieświadomie, czy nie do końca świadomie – wydają się oni automatycznie przenosić ów stan wiedzy do umysłów ówczesnego polskiego rządu i dowództwa. Jest to jakieś niepojęte i ukryte założenie, na mocy którego polski rząd i dowództwo AK miałyby być obdarzone jakąś nadzwyczajna wiedzą, dysponować jakąś absolutną wręcz bazą danych, i to zarówno polityczno-militarnych dotyczących Niemców, sowietów i zachodnich aliantów, jak i pozwalających niemalże przenikać przyszłe losy świata.
Tymczasem, ażeby móc stwierdzić w miarę poważnie i przekonująco, że decyzja o powstaniu była jednoznacznie decyzją zgubną, by oskarżać powstańcze dowództwo o zbrodnię, czy wręcz uznać, że powstanie było „obłędem” (jak określił to przecież Piotr Zychowicz), należałoby wykazać, że podejmujący ową decyzję posiadali przekonujące dane, pozwalające im z wysokim prawdopodobieństwem przewidzieć, że zryw jest militarnie i politycznie bezsensowny oraz zakończy się klęską ze wszystkimi jej przerażającymi konsekwencjami.
Znowu wypowiem coś, co dla profesjonalisty będzie banałem, ale poważny historyk nie może pracować w oderwaniu od pewnych konkretów. Krytyczna ocena powstańczego zrywu a w szczególności decyzji o jego podjęciu bezwzględnie musi być poprzedzona rzetelną i kompetentną analizą, wyczerpująco ukazującą wszystkie okoliczności działania oraz właśnie stan wiedzy polskiego rządu w Londynie a przede wszystkim polskiego dowództwa w momencie podejmowania decyzji. Może wydać się znów, że wypisuję tu banały… Uważam to jednak za sprawę absolutnie podstawową.
Alternatywą dla powstania, jak zwracają uwagę niektórzy historycy, było po prostu poddanie się sowietom. Można, owszem, fantazjować o jakichś innych możliwościach – rozpuścić Armię Krajową? Stworzyć front otwartej wojny z sowietami? Zacząć paktować z Niemcami? – tyle, że są to fantazje z gatunku coraz bardziej oderwanych od rzeczywistości.
O ile latem 1944 bieg wydarzeń był dla Polski niekorzystny, powstanie w strategii jego inicjatorów miało ten bieg odwrócić. Czy na pewno wszystko było wówczas absolutnie przesądzone?
Przecież to Niemcy przegrywali wojnę...
Sowieci…
Zakładać należało niewątpliwie jako rzecz oczywistą niechęć sowietów do powstania i brak pomocy z ich strony. Czy na pewno jednak można było z góry przewidywać blokadę pomocy z Zachodu oraz celowe działanie Moskwy zmierzające do utopienia Warszawy w krwi? Czy do końca działanie to było logiczne ze strony Stalina?
Czy można było przewidzieć, że Moskwa posunie się nawet do gróźb internowania alianckich lotników udzielających pomocy powstaniu, którzy zdecydowaliby się wylądować na „wyzwolonym” terytorium?
Krytycy powstania zdają się milcząco uznawać, że Polacy powinni byli wówczas znać cały scenariusz przygotowywany przez Stalina. A przecież Stalin konkretnego gotowego scenariusza wcale nie miał!
Czy z punktu widzenia powstańczego dowództwa należało przyjąć jako pewnik, że dla sowietów na pewno korzystne będzie wstrzymanie ofensywy i opóźnienie marszu w kierunku Europy zachodniej? Dlaczego zdecydowana ofensywa krasnoarmiejców a w perspektywie większe wpływy sowieckie na terenie Niemiec, nie miałyby być wariantem dla sowietów korzystniejszym (nawet za cenę bardziej liberalnego, czasowo (?) podejścia do Polski)?
Czy sam Stalin nie kalkulował i nie stawiał sobie związanych z tym pytań? Kalkulował i kombinował! Jest udokumentowanym faktem, że w pierwszych dniach sierpnia zajmował wobec powstania postawę niejednoznaczną i bynajmniej wcale nie było wiadomo, jakie decyzje podejmie.
O ile w ekspansji imperialnej Rosji (zarówno w wersji carskiej, sowieckiej jak i putinowskiej) można wskazać jakieś prawidłowości, to przecież swoje plany modyfikuje ona, biorąc pod uwagę zmieniające się fakty, w szczególności zaś na bieżąco testując swoich „partnerów” i sprawdzając, jak daleko może się posunąć.
Cóż rząd w Londynie i dowództwo AK wiedziały na temat dalszych kroków Stalina związanych z dywersją lubelską i zainstalowanym przez niego komunistycznym "rządem"? Twierdzę, że mniej więcej tyle, ile parę miesięcy temu wiedzieliśmy o tym, co Putin zrobi jutro z zainstalowaną przez siebie „Republiką Doniecką”! Odpowiedź może być tylko jedna: zrobi to, na co pozwoli mu rozwój sytuacji i tzw. społeczność międzynarodowa! Dlaczego z działaniami Stalina latem 1944 miałoby być inaczej?
Czy w stu procentach wiadomo było latem 1944, że sowieci zamierzają urządzić w Polsce dokładnie taki reżim, jaki stworzyli? A może Stalin wolałby powołać Polskuju Sawietskuju Riespubliku? A może, przy takim czy innym rozwoju wypadków, gotów byłby zaakceptować jakąś formę finlandyzacji? (na marginesie zapytam, co przecież już podnoszono od dawna, czy to akurat tej demonstracji polskiego oporu jaką było powstanie nie zawdzięczamy, że rozwój wydarzeń po wojnie nie okazał się dla nas gorszy?)
Bzdury gadam i gdybam? Być może, ale proszę wziąć pod uwagę, że wartość moich zdań jest nie niższa aniżeli wartość zdań obwiniających powstańców warszawskich o ułatwienie Stalinowi sowietyzacji Polski.
Zachód...
Co konkretnie Polacy wiedzieli w sposób pewny a co z większym czy mniejszym prawdopodobieństwem, o planach zachodnich „sojuszników”? Czy latem 1944 mogli z trafnością prognozować na temat tego, co może mieć miejsce choćby kilka miesięcy później? O ile naiwnością byłoby z ich strony wierzyć w jakąś bezinteresowność Zachodu w stosunku do Polski, o tyle przecież mieli podstawy do założenia, że interes własny i minimum realizmu wobec zagrożenia sowieckiego nakazywałyby zachodnim aliantom w jakiś sposób wesprzeć aktywnie polską walkę i polskie aspiracje.
Jeżeli powyższe sformułowanie wydaje się komuś naiwne, to proponuję zastanowić się:
Co konkretnie, dokładnie polski rząd i dowództwo wiedziało latem 1944 na ten temat podejmowanych ustaleń dotyczących przyszłości Polski i Europy Środkowej, ewentualnie czego konkretnie mogło się spodziewać w tej materii z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem?
Przypomnę jeszcze to, co właściwie należy do wiedzy szkolnej (a na pewno należało przed kolejnymi "reformami oświaty"):
Kwestie, będące przedmiotem konferencji w Teheranie (listopad-grudzień 1943), a dotyczące sprawy polskiej, zostały przed Polakami utajnione. Niezależnie zresztą od tego, ile z wiedzy na ten temat polskie władze uzyskały, konferencja ta nie przesądzała wszystkiego w naszej sprawie ostatecznie.
Konferencja jałtańska z kolei, podczas której zapadły w sprawie polskiej ustalenia przesądzające o naszym losie, odbyła się dopiero ponad pół roku od wybuchu powstania.
* * * Krytyce powstania towarzyszy nieraz niezbyt przekonująca ocena wydarzeń, dokonywana na podstawie dość powierzchownego i dowolnego zestawiania a czasem naciągania faktów („Zachód nas sprzedał”, choć przecież do końca nie było to jeszcze wiadome; „stolica została zburzona”, choć mogła zostać zburzona podczas walk sowiecko-niemieckich, „Polska została łatwiej zsowietyzowana, bo elita przyszłej Polski zginęła w powstaniu”…). Nieraz krytyka ta przybiera formę urabiania argumentów z faktów, które wcale skutkami powstania nie były, a których przede wszystkim nie można było z jakimś większym prawdopodobieństwem przewidywać latem 1944. Dziwne to uprawianie historii.
„Oceniając” w ten sposób wydarzenia na podstawie faktów znanych nam z perspektywy czasu i nawet gruntownie przebadanych (a stan dysput o powstaniu wywołuje wrażenie, że okoliczności powstania wcale takimi nie są), można też z równą pewnością powiedzieć, że żadnych szans nie miały ani imperium rzymskie, ani plany Napoleona.
Czy na pewno powstańczy zryw 44 „nie miał najmniejszych szans powodzenia”? Nie jest to wcale oczywiste i co do tego również toczone są przecież spory!
Chwała bohaterom!
źr. ilustracji: Wikipedia
Najgorszym chwytem propagandy ośmieszającej Powstanie i pomniejszającej jego znaczenie jest komusze bełkotanie " przecież z góry było wiadomo, że powstanie skończy się klęską". Z jakiej góry? Komu było wiadomo? Ktoś już wtedy znał koniec, zanim się odbył początek? Kto? Wszystkich 118 żołnierzy Armii Ludowej? Swołocz komusza zawsze będzie zwalczać wszelkimi siłami takie symbole jak Powstanie Warszawskie, bo ten Symbol może uświadomić dzisiejszemu społeczeństwu, że są rzeczy w naszym życiu ważniejsze niż kasa, przekręty czy też pedalska tęcza - a jedną z tych rzeczy jest umiłowanie wolności - i tego te czerwone gnidy obawiają sie najbardziej. I dobrze.
Pozdrawiam MSP
równie dobrze można dzisiaj krytykować ciemnotę średniowiecza w zakresie anatomii człowieka
w końcu te ciemne średniowiecze nie próbowało użyć aparatury rentgenowskiej... ciemnota nieprawdaż ?
poruszył pan ważna kwestię, spojrzenia na sprawę Powstania z punktu widzenia tamtego czasu...
można tez krytykowac Napoleona, że pomaszerował na moskwę...tyle, ze mało kto dzisiaj wie iż moskwa a raczej
petersburg szykowała "wojnę wyzwoleńczą" dla jewropy całej... operacja nazywała "wielkie dieło"
tak, to łatwo mundorwac się z pozycji wiedzy dzisiejszego człowieka...choć z nia tez bywa róznie...
Co do wiedzy o naturze "państwa o zmiennych nazwach z siedzibą w Moskwie (a czasem w Petersburgu)", zwanego w skrócie Moskowią, to uważam, że nasze elity były i są niedouczone, a w każdym pokoleniu tak samo naiwne i myślą, że teraz już będzie inaczej. Nie chodzi mi o ogólną znajomość historii Rosji - bo z tym nie jest tak źle. Chodzi o zrozumienie moskiewskiego ducha. A zrozumienie tego ducha przychodzi jako suma badań każdego z nas. Ktoś czyta teksty z wieku XVII, inny studiuje powstanie listopadowe, a ktoś czyta dokumenty Stalina, a dyplomaci i wywiad obserwuje to na bieżąco i z tego może powstać jakiś spójny obraz. Moskowia dzięki temu staje się przewidywalna. Ale często odrzucamy wnioski, które płyną z tych badań, bo są one zbyt straszne. Powiadasz, kto mógł przewidzieć, że Stalin... no wiesz. Myślę, że Piłsudski by przewidział. Bo do tego, żeby rozumieć Moskowię trzeba chyba być "Litwinem" i żyć na serio. My w Polsce mamy zbyt wielki dystans do samych siebie i do świata, aby w pełni zrozumieć zagrożenie zanim znajdziemy się w celi, z perspektywą długiej, nocnej rozmowy z Wolandem.
Ad 4. Kwestia wpływu brytyjsko-sowieckiego czy raczej brytyjskiego i sowieckiego z osobna?
Pozdrawiam