Oficjalnie już cała opozycja stwierdziła, że III RP żre zgnilizna. Znaczy to ni mniej, ni więcej tylko tyle że mamy do czynienia z organizmem porażonym gangreną lub rakiem.
Z drugiej strony wiemy też, że głowa tego organizmu cierpi na zdiagnozowane sitwogłowie. Jednym z objawów jest uporczywe trzymanie się przez sitwę wersji, że żadnej choroby nie ma. Może świadczyć to o zaburzeniach umysłowych, ale z drugiej strony wiemy, że samoświadomość sitwy określa kondycję naszego państwa, jako byt teoretyczny – w praktyce jako rozczłonkowaną, nie powiązaną ze sobą hybrydę. Z tego z kolei wynika, że zgnilizna faktycznie przeżarła już cały „system nerwowy” – i jest to ważne spostrzeżenie, gdyż wynika z opinii adwersarzy.
Zgnilizna moralna i systemowa, nie jest niestety żadnym zaskoczeniem, gdyż nasze państwo boryka się z tym problemem już od czasów saskich. Wtedy to, gdy ustrój naszego państwa przekształcony został praktyką polityczną w oligarchię zarządzaną przez magnaterię, rozpoczął się powolny upadek naszego państwa, ponieważ magnaci mający rozległe interesy i władzę polityczną, skierowali swe wysiłki na pomnażanie własnych majątków i wpływów zapominając o żywotnych interesach państwa, nie mówiąc już o rodakach – współbraciach i współobywatelach.
W wymiarze polityki międzynarodowej postawa ta sprowadzała się do poszukiwania możnego protektora spoza Polski, zamiast do budowania własnej, wspólnej koncepcji geopolitycznej. Stało się tak, ponieważ, państwo nasze przestało działać jako całość, osłabione potęgą i wpływami magnaterii, a stało się luźną hybrydą magnackich partykularyzmów.
Na marginesie trzeba jednak uczciwie dodać, iż początki tworzenia arystokracji były procesem państwotwórczym, ograniczającym absolutną władzę monarchy, był więc to proces przyczyniający się w konsekwencji do budowania systemu demokratycznego.
Tak więc widzimy, że występuje tu pewna analogia do medycyny, w której znamy podobne przypadki, gdy ten sam czynnik raz jest lekarstwem, a raz zabójczą substancją – jak np. cukier w przypadku dwóch typów cukrzycy.
Paraliż I RP spowodowały dwa czynniki: mandat imperatywny, który wiązał posłów instrukcjami magnatów oraz liberum veto, które paraliżowało pracę sejmu. W ówczesnej Polsce lekarstwem stała się Konstytucja 3 Maja, która wprowadziła mandat wolny, czyniąc z posłów przedstawicieli „całego narodu” oraz likwidując liberum veto.
Cudzysłów jest tu niezbędny, gdyż poseł faktycznie reprezentuje cały naród jedynie w przypadku jednomyślności całego narodu. W praktyce reprezentuje część narodu, o zbieżnych poglądach. Była to jednak potrzebna zmiana, gdyż wyzwoliła ona posłów spod kurateli magnackiej, pozwalając podejmować decyzje zgodne z racją stanu, a nie z racją ówczesnej sitwy.
W swej mądrości Konstytucja 3 Maja obligowała Sejm do weryfikacji skutków swych własnych zapisów co 25-lat. Już wówczas zdawano sobie sprawę z tego, że dzisiejsze lekarstwo jutro może stać się trucizną.
Instytucja mandatu wolnego trwa niewzruszenie do dnia dzisiejszego, pomimo, że sam system polityczny ewoluował przez lata stając się raz republiką, systemem prezydenckim ze skłonnościami autorytarnymi, socjalizmem, ochlokracją, aż do dnia dzisiejszego, czyli do poronionego płodu znanego, jako III RP.
Obecny system partyjny wymusił przekształcenie partii z ideowych, na „pragmatyczne” partie masowe, które usiłują pozyskać wyborców ze wszystkich środowisk i grup społecznych. Użyty cudzysłów podkreśla patologiczny cel, którego przyjęcie wymusza tak ustawiony system: jedynym celem staje się zdobycie władzy, a następnie utrzymanie się przy władzy.
Partie polityczne stały się monopolistami na rynku politycznym tworząc wszechwładną oligarchię. Ich emanacją zaś stali się partyjni liderzy, którzy „ubezwłasnowolnili” „swoich” posłów, dokładnie tak, jak za czasów I RP magnaci ubezwłasnowolniali ówczesnych posłów.
Skutki w obu przypadkach są podobne: zwykli obywatele nie maja nic do gadania, a zwyrodniałe elity zżerają państwo usiłując ogryźć je do samej kości.
W ten sposób, bez większego wysiłku zlokalizowaliśmy źródło naszej państwowej gangreny. Odpowiedź na pytanie, dlaczego nasze elity notorycznie gniją jest prosta: zawodzi „czynnik ludzki”. Niestety, jak poucza nas historia, jest to przypadłość ponadczasowa i uniwersalna, więc obmyślając środki zaradcze nie ma sensu koncentrować się na tym problemie, gdyż wszystkie deliberacje sprowadzają się do tego, że potrzeba nam elit złożonych ze szlachetnych i uczciwych ludzi.
Jedyne co możemy zmienić, to zasadę funkcjonowania systemu politycznego. Zwyrodnienie elit, czyli sitwogłowie, spowodowane jest oderwaniem posłów od obywateli, i podporządkowanie ich zoligarchizowanym ośrodkom władzy.
I tak jak pod koniec XVIII w. lekarstwem było wprowadzenie mandatu wolnego dla posłów, aby oderwać ich od magnatów-oligarchów, którzy zmonopolizowali mandaty imperatywne, tak obecnie, skoro współczesna oligarchio-magnateria zmonopolizowała mandaty wolne, należy zastąpić je imperatywnymi, które zwiążą posłów bezpośrednio z wyborcami, z pominięciem zgniłych struktur tworzących obecne elity. Skutek takiej zmiany byłby podobny do działanie chirurgicznego lancetu czyszczącego organizm ze zrakowaciałych tkanek.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3084
Owszem, ale wbrew zgniliźnie, a nie dzięki niej :-)
Co do wątku teologicznego, to proponowana postawa rezygnacji - rodzaju predystynacji - jest z gruntu protestancka. ja jestem katolikiem, więc pewnie zawsze będziemy te sprawy widzieli inaczej.
pozdrawiam :-)
Dokładnie. Myślę, że tylko do tego sprowadza się aktywność nierządu - do prób zapełnienia sakiewki.