Profesor

 

 
Profesor stawał się dla wszystkich coraz bardziej nie do wytrzymania. Paweł już dawno by go zamknął w jakimś pilnie strzeżonym, na wszelki wypadek z kratami w oknach i bez telefonu i telewizji, a najlepiej w ogóle bez prądu, domu pogodnej starości.
Ale nie. Szef go uwielbiał, i jak kiedyś nadużył, to, co u niego niesłychanie rzadkie, łzawym głosem szepnął : ja, ja, takiego dziadka pamiętam. Uczył mnie przecież O Tanenbaum. Chociaż w nic nie wierzę, to he... he... heinkahnacja.
 
 
Pielęgniarki już nie chciały się zajmować profesorem, bo bez przerwy wkładał rękę pod fartuszek i wulgarnie buczał – muuuu...
Trzeba było sprowadzić wysokowykwalikowane pielęgniarki z Niemiec, niemłode już kobiety, ale o najwyższych kwalifikacjach sięgających II Wojny. Najlepiej radziła sobie Helga, do której profesor odczuwał przedziwny respekt. Podejrzewała jednak, że profesor specjalnie moczył pieluchę, żeby mu ją zmieniała. W ogóle, na pieluchy kancelaria wydawała ma-ją-tek. Jednak na jej zdecydowane – Ruhe!!! Profesor milkł natychmiast, co nawet szefowi się nie udawało.
 
Codziennie rano odbywała się ta sama ceremonia. Profesor umyty, wysiusiany i odkupany, ze świeżą pieluchą i przymocowanymi zębami, otwierał szafę, wyciągał plecak, jak sam mówił, rukzak, zaczynał go pakować, bo twierdził, że wybiera się na zachód, bo tutaj żyć nie może. Boi się tubylców i w ogóle. Ściągano wtedy Helgę, która przychodziła w oficerkach na wysokim obcasie i z krótkim biczykiem. Przeraźliwym tonem wołała: Alle Raus!!!. Co jak szef kiedyś usłyszał, to przez tydzień nie mógł mrugać i zamknąć oczu. Tak mu się wytrzeszczyły.
Potem Helga zamykała drzwi, zapadała cisza na jakieś dziesięć minut i potem profesor był spokojny, aż do obiadu.
 
Chyba, że zobaczył kamerę, a już nie daj Boże tą blondynę z telewizji. Wtedy mieli profesora na tydzień z głowy.
 
Igor stanowczo się sprzeciwiał, ale szef, jak wiemy miał słabość wnuczą i ulegał kaprysom starca. Oboje z Pawłem usiłowali mu wybić z głowy ten spot telewizyjny, ale on się uparł, że staruszek ma tak mało rozrywki, a jak mu się to nakręci, to będzie z nim spokój na pół roku.
A tak w skrytości ducha profesor mu strasznie imponował, bo po pierwsze, swobodnie i nawet z przekąsem wymawiał, rrrrrrr, a po drugie, jak to mówią, jego mowa ciała była niesamowita. Te wymachy i ten chwyt z palcem: TY!, Ty!, ty!. Ćwiczył później sam w łazience dobrą chwilę.
 
Sesja zdjęciowa zakończyła się awanturą, bo profesor do dosyć wysokiej zapłaty (nieopodatkowany dodatek do emerytury dla wybitnych bohaterów) zażyczył sobie dostarczenia do apartamentu dwóch dziwek (!). Robił już wcześniej takie numery, więc Helga była już w pogotowiu. I tym razem wybiła mu to z głowy oznajmiając, że jak się nie uspokoi, to cały dzień będzie chodził w jednej pielusze.
 
Jest spokój. Z pokoju profesora dochodzą radosne okrzyki i pohukiwania. Technik z kancelarii szefa ustawił mu tak telewizor, że nagrany przez profesora spot leci na okrągło.
Staruszka trzeba siłą odrywać na posiłki i takie tam. Nawet jak już zasypia w łóżku telewizor głośno krzyczy : TY! Ty! Ty!
 
..............................
 
Kolega Andrzej ładnie to skomentował używając tego padalca Urbana (zawsze zazdrościł profesorowi)

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

17-05-2014 [09:19] - NASZ_HENRY | Link:

Z Urbanem też coś nie tak ;-)

Obrazek użytkownika tadeusz.K

17-05-2014 [12:25] - tadeusz.K | Link:

Zboczenia to jak meandry rozlewisk nizinnych rzek...wszystko tam znajdziesz.

Obrazek użytkownika tadeusz.K

17-05-2014 [12:26] - tadeusz.K | Link:

Zboczenia to jak meandry rozlewisk nizinnych rzek...wszystko tam znajdziesz.

Obrazek użytkownika Andy51

17-05-2014 [09:45] - Andy51 | Link:

Cześć
Urban i Bartoszewski mają wspólną cechę, są odrażający.

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

17-05-2014 [10:05] - Teresa Bochwic | Link:

Trzeba bardzo nienawidzić, zeby to tak udatnie zagrać.

Obrazek użytkownika nauczyciel akademicki

17-05-2014 [10:42] - nauczyciel akad... | Link:

Orwell- to małe piwo, jakby powiedzieli młodzi

Obrazek użytkownika gorylisko

17-05-2014 [11:49] - gorylisko | Link:

nieźle sie ubawiłem...zwłaszcza niemiecka pielęgniarka...na obcasie i z pejczykiem ;-))

Obrazek użytkownika tadeusz.K

17-05-2014 [13:03] - tadeusz.K | Link:

Wedle Miszny bydłoszewskiego wszyscy, którzy Miszny nie przestrzegają to bydło.
Bydło to cosik takiego co nie ma duszy. Dusza w takie cosik wstępuje, gdy takie cosik zostaje obrzezane.
To jest racjonalizm propagowany przez UE... fajne, nie?

Obrazek użytkownika tadeusz.K

17-05-2014 [15:55] - tadeusz.K | Link:

Bydłoszewski vel bartoszewski, vel profesór bartoszewski =BYDŁO wedle Misyny.

Obrazek użytkownika bulsara

18-05-2014 [00:28] - bulsara | Link:

W 1990 roku J.Urban napisał książkę "Alfabet Urbana".Nie to wszak jest istotne,lecz pewna sytuacja,której byłam
świadkiem podobnie jak inni przebywający wówczas na Rynku Głównym w Krakowie.
Otóż Urban szedł (choć trudno nazwać jego próby przemieszczania się po Rynku krokiem...był nawalony jak ruski plecak) w towarzystwie dwóch "lasencji"(dużo wyższych od niego).To nic strasznego w końcu ...lecz głowę jego nie
zdobił turban (mówiło się wtedy,gdyby Urban włożył turban....)lecz ogromniasty kondom...tak więc miał chłopina
pomysły.
Pojawił się wtedy w Krakowie na promocji w/w książki wydanej przez BGW (siedzibę wydawnictwo miało w Rynku Głównym)