„Jej udostępniane w mediach społecznościowych zdjęcia zbierają tysiące polubień.” - czytam w Gazecie Wyborczej. "Wiem jedno. Muszę ją wspierać i bronić, bo jest mądra i piękna. (...) To byłoby straszne, gdyby jej się coś stało" - kreuje rzeczywistość organ Michnika, cytując jednego z internautów. O kim tak ciepło? Nie, nie. To akurat nie o pięknej, mądrej i atakowanej Kasi Tusk. To o Natalii Pokłońskiej, osobie ściganej listem gończym, która robi karierę we władzach zainstalowanych przez rosyjskich dywersantów na Krymie. Ze względu na specyficzną urodę i infantylny styl (zapewniający popularność w Japonii) zdjęcia i rysunki przedstawiające panią Pokłońską stanowią ciekawostką internetu, zapełniającą serwisy plotkarskie. Co ciekawe, akurat zarówno dla prześcigających się w zachwytach władz Rosji, dla Gazety Wyborczej oraz innych polskojęzycznych mediów (znanych od lat z ocieplania wizerunku Rosji) pani Pokłońska jest „podbijającą serca” "prokurator generalną Krymu", „śliczną prokurator” (a dla TVN 24 wręcz "cesarzową Pokłońską").
No dobra, ale miało być o niejakiej Kasi Tusk, także zbierającej tysiące polubień, pięknej, mądrej i zagrożonej przez nienawistnych wrogów. Ponieważ do dziś nie za bardzo wiedziałem kto to taki ta cała Kasia Tusk, musiałem poszukać w guglach. Mam trochę czasu, bo jakoś przed świętami mnie rozłożyło, kicham, prycham, kaszlę, łamie mnie w kościach, czosnek spożywam, piwo grzane z goździkami popijam. No więc szukając spokojnie informacji o pani Tusk, trafiłem na coś takiego sprzed półtora roku na Rzeczpospolitej pod tytułem: Córka premiera wykładowcą. Zainteresowany działalnością naukową pani Tusk rozpocząłem więc lekturę, stanowiącą ciekawy przyczynek do rozważań nad zadaniami szkolnictwa wyższego oraz tego, czym w ogóle to całe szkolnictwo wyższe jest:
"Obok doświadczonych wykładowców na prywatnych uczelniach zajęcia coraz częściej prowadzą osoby znane z telewizji, kolorowych gazet czy blogosfery. To jedna z form promocji wyższych uczelni" - uważa psycholog społeczny.
Osoby znane obok wykładowców doświadczonych… Instynktownie dotknąłem czoła (wcale nie było takie rozgrzane) i z podejrzliwością spojrzałem na zawartość kufla: to jednak tylko grzane piwo, tylko jedno i w dodatku słaboprocentowe. Do tego dopiero wychyliłem parę małych łyków. No więc czytam dalej, chcąc się dowiedzieć, co takiego ta pani Tusk ma robić w akademickim świecie.
"Katarzyna Tusk będzie prowadzić warsztaty dotyczące mediów społecznościowych w branży fashion" - mówi dr Piotr Stefaniuk, rektor Viamoda Industrial. (…) Dr Stefaniuk zauważa też, że moda jest jedną z najpopularniejszych kategorii w mediach społecznościowych. (…) Jak tłumaczy rektor, zajęcia Katarzyny Tusk mają być nie tylko dyskusją akademicką, ale także „dyskursem prowadzonym z praktykami”.
Ponieważ mądrości rektora Stefaniuka nie wystarcza, by całą sprawę czytelnikowi Rzeczpospolitej wyjaśnić, uzasadnień dostarcza kolejny naukowiec. Jak bowiem tłumaczy fachowo w cytowanym tekście w Rzeczpospolitej dr Konrad Maj, psycholog społeczny ”Skoro profesorowie akademiccy zostają celebrytami, to i celebryci mogą zostać wykładowcami.”
Różne rzeczy w szkolnictwie widziałem, szczególnie gdy chodzi o uczelnie prywatne, ale dopiero tekst w Rzeczpospolitej zaczął mi horyzonty na nowe zjawiska otwierać. Profesorowie zostają celebrytami, celebryci wykładowcami. Trochę brzmi to jak fragment któregoś z utworów Mrożka. Z artykułu dowiadujemy się jeszcze, że Kasi Tusk nie należy dyskryminować:
„Dodaje, że może się też zdarzyć, iż osoby znane zatrudniane przez uczelnie są tylko w celach promocyjnych, by przyciągać studentów: - Ale jeśli taka osoba ma kompetencje, to nie można jej dyskryminować tylko dlatego, że jest popularna.”
Ja jednak nadal podejrzliwie dotykam czoła, na powoli opróżniany kufel spoglądam i zaczynam mieć podejrzenie, że leczenie przeziębień domowymi sposobami skuteczne nie jest. A może się czepiam i jestem kolejnym nienawistnikiem, dyskryminującym Kasię Tusk?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7140
Najlepszy sposób, jaki moge Ci polecić, to trzy-cztery razy dziennie sok z dwóch cytryn i jednej pomarańczy. Zamiast zwykłego posiłku nietłusta zupa warzywna, może być kwaśny barszcz, ale nie gęsty (jak to Wy w Małopolszcze lubicie) albo barszcz biały, ale bez śmietany i kiełbasy, takoż wszelakaja zupa-smok (np pomidorowa), z dużą ilością czerwonej ostrej papryki. Minimum trzy litry płynów - np woda mineralna z cytryną i miodem, ciepława. Na noc można też zastosować taką miksturę:
1/2 łyżeczki gałki
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki goździków
1/4 łyżeczki czarnego pieprzu zmielonego
zalać wrzątkiem, dodać pół cytryny, posłodzic miodem, wypić to świństwo a duchem. Probatum.
Nie nadużywam, nie nadużywam
A barszcz gęstszy, im bardziej od nas na południowy wschód. Szczególnie w rejonie Koszyc, gdzie nazywa się toto boršč a jest w istocie jakąś przedziwną syntezą polskiego bigos-u, ruskiego борщ-а i madziarskiego standardu o nazwie pörkölt / gulyás (pierwsze gęstsze czyli gulasz właściwy, drugie to bardziej zupa gulaszowa) .
No i jak zwykle na chatę w Beskidzie na historyczno-etnograficznych polsko-węgierskich, góralsko-rusińskich pograniczach zapraszam.