Ostatnio pisałem o sprawach smutnych, bulwersujących i wstydliwych, więc dziś dla odmiany mam dla moich Czytelników coś optymistycznego.
Mniej więcej od trzydziestu lat myłem swoje auta w zaprzyjaźnionej prywatnej myjni „ręcznej” i przez cały ten czas byłem święcie przekonany, iż nigdzie mi samochodu lepiej nie umyją, bo nie ma to jak ręczna robota, wiadro i szmata.
Myjnię tę prowadziło od zawsze wściekłe na wszystko i niegdyś młode małżeństwo, które bez przerwy na coś narzekało, a to na strzykanie w kościach, a to na przeciekający dach, rosnące podatki, leniwych i niesolidnych pracowników, wciąż drożejącą wodę, psujący się sprzęt i tak dalej.
A za każdym razem jadąc umyć auto wiedziałem, że co najmniej dwie godziny nie moje bo trzeba będzie odstać w kolejce swoje i odczekać, aż coraz to nowi pracownicy skończą swoje z namaszczeniem spożywane śniadanie.
Więc nie dziwota, że po każdym myciu przypominały mi się czasy komuny, a z myjni wyjeżdżałem przygnębiony i podenerwowany. A ostatnio coraz częściej przed wjazdem do garażu musiałem poprawiać szyby całe w smugach i niechlujnie popaćkane. Ale jak mi się ubrudziło auto znów, jak dorożkarska szkapa jechałem do zaprzyjaźnionej myjni.
Aż tu dziś podjeżdżam i widzę kartkę, że myjnię zlikwidowano.
Setnie zmartwiony postanowiłem się tedy rozejrzeć w okolicy za inną myjnią. Jadę i pośród jakichś opuszczonych baz samochodowych widzę kolorowy szyld „Fantasy Wash”. „Fantasy” - kurna - zakląłem pod nosem i skręciłem przekonany, że jak zwykle dwie godziny mam z głowy. Podjeżdżam i widzę, że myjnia jest, lecz oba stanowiska zajęte, a jeszcze do tego stoi kilka odstawionych do mycia samochodów.
No to masz babo placek, pomyślałem.
Już miałem zawrócić, kiedy podbiegł do mnie sympatyczny chłopak i spytał uprzejmie, czy zamierzam umyć auto. Odparłem, że tak, ale przecież nie ma miejsca. Na co tenże młodzian z miłym uśmiechem oznajmił, że nie ma żadnego problemu, bo po tego opla, który teraz myje kolega właściciel przyjdzie za godzinę, więc oni wyjadą na chwilę oplem i w międzyczasie umyją mi auto.
Oniemiały z wrażenia zdałem sobie sprawę, że w mojej poprzedniej myjni taki prosty manewr był przez trzydzieści lat po prostu niewykonalny, choć nieraz o to pokornie prosiłem.
Wjechałem tedy do myjni i szczęka mi opadła ze zdumienia. Wszystko wykafelkowane, świeżutkie, pachnące, ganc nowy sprzęt, wysokociśnieniowe dysze, ciepła woda, poczekalnia ze skórzanymi kanapami i delikatnie sącząca się muzyka... Myślałem, że śnię, bo wciąż miałem w pamięci moją obskurną myjnię, gdzie przez trzydzieści lat wszystko było rozklekotane, naderwane bądź popsute, a buty kleiły się do porozlewanego wszędzie oleju.
Jak się okazało, moją nową myjnię prowadzi trzech młodych chłopców. Ponieważ dzień był słoneczny, zaproponowali bym poczekał na zewnątrz, gdzie przygotowali stolik w wygodnymi krzesełkami.
Wystawiwszy się do słońca z zachwytem patrzyłem jak ci młodzi chłopcy pracują. Perfekcyjnie zorganizowana robota paliła im się w rękach, jeden pogwizdywał, drugi śpiewał i czuło się, iż są szczęśliwi, że interes się kręci.
Ani się obejrzałem, jak mój samochód był lśniący jak nigdy, wywoskowany, chociaż o to nie prosiłem, opony pomalowane na nowe, rysę na błotniku chłopaki zatarli polerską pastą, a jak płaciłem jeden z nich radośnie mnie poinformował, iż w samochodzie mam „zapach gratis od firmy”.
Na pożegnanie dali mi firmową ulotkę i pomachawszy przyjaźnie zaprosili bym przyjechał znowu.
Czy teraz już rozumiecie kochani dlaczego od dłuższego czasu z uporem maniaka piszę, że Polskę trzeba jak najprędzej oddać w zarządzanie ludziom młodym?
Dlaczego?
Bo przyzwyczajenia są drugą naturą człowieka, a po sześćdziesiątce, zainfekowanej dozgonnie komuną mentalności już się nie da zmienić, czy to myjnia, uniwersytet, sejm, czy senat.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Suplement
A oto fragment mojej mowy pożegnalnej z uczelnią, którą odchodząc przed czterema laty na emeryturę wygłosiłem do moich koleżanek i kolegów z Katedry, między innymi do naszego kolegi, aktualnego Jego Magnificencji Rektora mojej Almae Matris Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie pana profesora Tadeusza Słomki, cytuję:
"Zbliżała się Solidarność. Zaczęły się strajki i uliczne demonstracje. Nie mogę nie wspomnieć, jak ze śp. Wieśkiem Bilanem, ramię w ramię, biliśmy się z ZOMO w Nowej Hucie, a potem trwaliśmy na naszym uczelnianym strajku po wybuchu stanu wojennego.
Niestety, życie pokazało, co się stało z etosem, o który walczyliśmy z kolegą. Bo wtenczas, gdy jedni się bili o wolność narażając życie, cwani dekownicy tworzyli na sępa obłudne pryncypia Trzeciej Rzeczypospolitej.
No i przyszło nowe. Jedni się zabrali, a inni pozostali na peronie. Pięćdziesiąt lat komuny uczyniło jednak swoje. Bo technologię można usprawnić stosunkowo szybko. Niestety procesy mentalne, mają ogromną bezwładność.
Próbując się wyrwać z dawnych przyzwyczajeń, otworzyłem się na młodych ludzi, nie wstydząc się, że od nich też się można uczyć. I tu chciałbym wspomnieć młodziutkiego wówczas Tomka Bartusia, który mnie nauczył jak się nie bać komputera, a potem, jak się posługiwać tym sprytnym narzędziem.
W miarę upływu lat, coraz mniej myślałem o własnym dorobku, a więcej o studentach, bo to dla nich przecież, o czym wielu zapomina, jest nasza uczelnia.
Zbliżała się Unia wielkimi krokami. Założyłem firmę i jeżdżąc jako konsultant korporacji Philip Morris po całej Europie zorientowałem się, że równie ważną, jeśli nie ważniejszą, niż dyplom ukończenia konkretnej uczelni jest znajomość angielskiego na użytek wyuczonego zawodu.
Wtedy w mojej głowie narodził się pomysł „Geological English”. Na początku napotkałem na irracjonalny opór i mentalną ścianę. I tu znowu muszę sprawiedliwie wspomnieć, że gdyby wtedy Tadek Słomka nie został dziekanem, nigdy bym mojego zamysłu nie wprowadził w życie. Na szczęście się udało. A potem, dziekan Matyszkiewicz, włożył wiele serca w wydanie drugiego nakładu.
A kiedy panie z naszych Wydawnictw Naukowych poprosiły mnie do siebie, żeby mi powiedzieć, iż od wielu lat, żaden skrypt uczelniany nie cieszył się takim powodzeniem, uświadomiłem sobie, że w końcu zrobiłem - coś pożytecznego dla nauki.
I już na koniec, chciałbym się podzielić swoim skromnym doświadczeniem z naszą młodą kadrą.
Kochani, przez te wszystkie lata, jakie spędziłem na naszej uczelni, zrozumiałem, że w nauce, podobnie jak w sztuce, prócz pracowitości, trzeba mieć jeszcze talent, intuicję, wyobraźnię i odwagę. Pamiętajcie! Dobry naukowiec musi być artystą!
Bo znam nie mało przykładów, jak gros ludzi zajmujących się nauką, wykonywało gigantycznie mrówczą pracę kompletnie na darmo, gdyż zbrakło im wyobraźni by spostrzec, że poszli w złą stronę, a co jeszcze gorsze, nie mieli odwagi, by w stosownym momencie porzucić błędnie obrany kierunek. Widziałem, jak się męczą, grzęznąc w coraz to mniej istotnych szczegółach, uznając, jakże błędnie, to, co robią, za zgłębianie wiedzy. Bo chyba nie ma nic bardziej szkodliwego, niż pozorowanie działań naukowych. To już chyba lepiej nic nie robić.
No i refleksja ogólnej natury. W moich czasach misją szkoły wyższej była instytucja profesora, który wychowywał grono swoich uczniów. Teraz, kiedy przyszło nowe, wszystkim zaczynają rządzić wyłącznie wskaźniki, algorytmy i sondaże. Jak się to przełoży na poziom kształcenia Polaków, nie mnie już oceniać, a najlepszym weryfikatorem okaże się życie.
Nie zapominajcie jednak, że poza uczelnią też może być pięknie. Dlatego nigdy się nie zasklepiajcie wyłącznie do jednej sfery aktywności, bo to wyjaławia duszę i kaleczy intelekt!...", koniec cytatu.
Przeczytaj także:
MINISTRA KOLARSKA-BOBIŃSKA KARCI JAGIELLOŃSKICH JAJOGŁOWYCH
http://salonowcy.salon24…
JAK DZIECI WE MGLE
http://salonowcy.salon24…;
JACY AKADEMICY, TAKIE UNIWERSYTETY
http://salonowcy.salon24…;
ŚWIĘTE KROWY WYPASIONE NA ŻAKOWSKIEJ BRYNDZY
http://salonowcy.salon24…;
CIEMNA STRONA MOCY ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO
http://salonowcy.salon24…;
UWAGA STUDENCI! CHCĄ WAS ZROBIĆ W KONIA!
http://salonowcy.salon24…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4797
Pozdrawiam serdecznie,
kp
------------------------------
Raczy Pan sobie żartować! Toż to dla rzeczywiście młodych ludzi godny politowania starzec.
Proszę posłuchać w wolnej chwili mojej "baśni o dobrym Donaldzie i złym Jarosławie:
http://www.youtube.com/w…
Serdecznie Pana pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
------------------------
Wielokrotnie jadąc do tej myjni zadawałem sobie pytanie, czy nie jestem masochistą? Ale było tak jak Pan przypuszcza. Ja się z tymi ludźmi zaprzyjaźniłem. Opowiadali mi o swoich problemach, że dzieci ich nie rozumieją, a ja rozumiejąc te dzieci w pewnym sensie rozumiałem też właścicieli myjni, którzy nie umieli się wyzwolić z niemocy powodowanej zainfekowaną komuną mentalnością.
A sens notki leży w tym, że gdybym był młody podjąłbym decyzję, której z racji solidarności wiekowej z właścicielami myjni nie podjąłem.
Wie Pan jako tłumacz często jestem przy rozmowach kwalifikacyjnych z kandydatami, którzy starają się o pracę w firmach zagranicznych. Prowadzący te rozmowy specjaliści od "human resources" zawsze mi mówią, że przede wszystkim badają, czy kandydat jest "good decision maker". Niestety ludzie starsi nie potrafią podejmować trafnych, a co jeszcze ważniejsze szybkich decyzji.
Dziękuję Panu za wizytę na moim blogu i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pozdrawiam serdecznie.
L.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam Panów,
kp
----------------------
Moje także. Dlatego do myjni wybrałem się dopiero na wiosnę.
"Dodatkowo zauważyłem, że mycia auta ściąga deszcze..."
-------------------------
W pełni się z Panem zgadzam. Na 10 przypadków w ośmiu na drugi dzień po myciu samochodu tłukło żabami.
Dziękuję za wiosennie zabawny komentarz i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Ma Pan absolutną rację, ale tylko tam, gdzie potrzebna jest siła fizyczna, czyli wigor młodego organizmu... W usługach to się sprawdza - sam korzystam z myjni (pralni), gdzie młodzi chłopcy uwijają się jak w ukropie.
Najgorsze są Kachny w urzędach, które muszą dotrwać do emerytury. 50+. Gdy takiego PRL-owskie tapira się spotka, to czas zakalcowacieje.
Dr Stanisław Krajski zaobserwował indoktrynalne ciśnienie na młodość: głupi, bez doświadczenia, ma być wzorem. Stary, stylizowany jako podlotek odgania jak może sędziwość. Włosy w czub, adidasy, kurtka dżolero, "laska" fiko-fago u boku - oto 70-letni Irokez do naśladowania. Mistrzowie-emeryci jako autorytety won! Śmierć ma być dla krzątającego się ogółu zaprzątająca, krępująca, żenująca, o niej oficjalne sza! Już wtedy (a dziś na 100 procent) JPII umierający na oczach świata to obciach. A to było memento - świat przeszedł nad tym GESTEM i ZNAKIEM bez zastanowienia.
Czyli co?
Dążmy do równowagi intelektualnej i sprawnościowej opartej na harmonijnym następstwie pokoleń - tak jak to drzewiej bywało.
Jak chodzi o umieranie pokolenia JPII to odsyłam Pana do mojej notki pt. "Co się stało z Polakami", którą napisałem jakieś dwa lata temu:
http://salonowcy.salon24…
"Dążmy do równowagi intelektualnej i sprawnościowej opartej na harmonijnym następstwie pokoleń - tak jak to drzewiej bywało..."
-----------------------
Pełna zgoda. Tylko jak patrzę, co wygadują autorytety ze starszego pokolenia, to już wolę narwanych i niedoświadczonych młodych.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
przypomniał mi Pan zasłyszaną prawdę, że myjnie automatyczne, z których niestety korzystam, niszczą lakier, a dodatkowo cały samochód.
Muszę się w końcu też rozejrzeć za myjnią ręczną z młodymi chłopakami (A co?) ;)
Przyłączam się do Pana we wiosennej radości.