Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Zaczarowane miasto, zaczarowane boisko, zaczarowany gracz

Krzysztof Pasierbiewicz, 01.02.2014
Dla poety Kraków
to
zaczarowany dorożkarz, zaczarowana dorożka, zaczarowany koń
dla mnie zaś
niegdysiejszego trampkarza i dozgonnego kibica Cracovii
Stołeczne Królewskie Miasto
to także
zaczarowany zamek, zaczarowane kościoły, zaczarowane uliczki
i zapadłe mi głęboko w serce
zaczarowane boisko
przycupnięte na lewym skraju krakowskich Błoń
patrząc na Kopiec Kościuszki od strony Uniwersytetu Jagiellońskiego
 
To zaczarowane miasto
w którym jak nigdzie indziej na świecie
życie płynie tak wolno, iż kac mija nim jeszcze zdoła się zrodzić
ma także
zaczarowany Rynek
który
każdego dnia, punktualnie o godzinie drugiej , bez względu na aurę
spotykanym jeszcze tylko pod Wawelem dostojnie wolnym krokiem
okrąża trzy razy
grupa „starszych panów”
którzy całe życie oddali dla sportu
i
choć niektórzy dobijają już siedemdziesiątki
ci wciąż pełni życia atleci
latem grywają w tenisa, a zimą szaleją na nartach tak dziarsko
że niejeden młodzian mógłby pozazdrościć
 
Owej grupie uczelnianych wuefistów  i namiętnych miłośników sportu
jeszcze do niedawna przewodził
śp. Władysław Radwański
dziadek i wychowawca Agnieszki, która wyniosła na wyżyny świata polski tenis
 
To pan Władysław właśnie
animował zapalczywe dyskusje owych pasjonatów sportu
kiedy spotykali się na kawie w kultowej kawiarence RIO na św. Jana pod piątym
i nigdy nie zapomnę
ich niekończących się dyskusji, debat, polemik, zajadłych sporów, a częstokroć kłótni
kto był w tym roku lepszy w „świętej wojnie” między Wisłą a Cracovią
 
Boże!
Ileż w tym było młodzieńczego żaru i autentycznej pasji
lecz
lecz choć sobie nieraz do oczu skakali
godziła ich zawsze
jednocząca miłość do Cracovii, za którą poszliby w ogień
 
Częstokroć nurtowało mnie pytanie
kto im zaszczepił tę miłość???
aż zrozumiałem
że ich klubową namiętność od małego chłopca kształtował niedościgły guru
Józef Kałuża
człowiek legenda
genialny piłkarz
Cracovii
najstarszego nieprzerwanie istniejącego klubu sportowego w Polsce
gracz nad graczami
i wiekopomny symbol
dziewiczego dla futbolu czasu
kiedy piłka nożna była jeszcze piłką nożną
a piękno tej kształtującej ludzkie charaktery gry zespołowej zawierało się
w sportowej rywalizacji
a nie, jak to dzisiaj bywa  
wyrachowanej pogoni za mamoną
 
Bo pan "profesor" Józef Kałuża
przedwojenny nauczyciel
prócz tego, że jak nikt umiał grać w piłkę
był żarliwym polonistą, zapalonym geografem, wymagającym matematykiem,
nauczycielem muzyki i gimnastyki zarazem
a ów człowiek renesansu
jak wspomina jego uczeń Stefan Szlachtycz w tekście pt. „Józef kałuża – legenda nie umiera nigdy”
wpoił swoim wychowankom dwa przesłania:
pierwsze
piłkarskie i dziś mniej przydatne,  
czyli „nigdy nie kopać piłki SZPICEM”
oraz drugie
polonistyczne i aż nadto dziś przydatne,
czyli „nigdy nie używać przysłówka JAK, zamiast: kiedy, gdy, jeśli, o ile…
 
Ten wspaniały belfer, wychowawca, a zarazem genialny piłkarz i trener
ma też w swoim życiorysie szczytną kartę niepodległościową
bo jak pisze wspomniany już jego uczeń
w czasie okupacji hitlerowskiej, gdy złożono mu „propozycję nie do odrzucenia”
by został trenerem-selekcjonerem reprezentacji Niemiec!?
bądź szefował reaktywowanej pod niemieckim protektoratem krakowskiej piłce nożnej  
choć ryzykował przekroczeniem bramy z napisem: „Arbeit macht frei”,
nie poszedł na kolaborację z Niemcami
 
W tym roku przypada siedemdziesiąta rocznica śmierci Józefa Kałuży
 
I jak się okazuje
wychowankowie tego niezwykłego człowieka o wrażliwej duszy i pięknym umyśle
nie zapomnieli o Autorytecie ich wieku chłopięcego
który ich ukształtował na całe przyszłe życie
i
postanowili ufundować mu pomnik
który stanąłby u wejścia na niedawno zbudowany nowy stadion Cracovii
by młodzi kibice wiedzieli
że ich ukochany klub przed Drugą Wojną Światową
też miał swojego Messiego
który w 408 meczach strzelił 467 bramek, co jest do dziś niepobitym rekordem klubowym  
ale co najważniejsze
by uświadomić młodym kibicom „pasów”  
do czego ich zobowiązuje dumne klubowe zawołanie
- CRACOVIA PANY! –
  Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)

Post scriptum
To post scriptum dodałem zainspirowany komentarzem pana piszącego na S24 pod nickiem "W KAPELUSZU PANAMA", mówiącym o niewymiernej sile wspomnień.

Bowiem.

Jako, że w dzieciństwie mieszkałem przy ulicy Zamkowej naprzeciwko Wawelu, ale już po drugiej stronie Wisły, wuj Ludwik zabierał mnie na mecze Garbarni na Ludwinów. Pamiętam, jak po każdym zwycięstwie Garbarzy śpiewaliśmy razem „Ludwinowskie tango”.

Zatem moją pierwszą miłością piłkarską była Garbarnia. Nie opuściłem ani jednego meczu na Ludwinowie i do dziś pamiętam smolny zapach drewnianej trybuny. Mieliśmy tam na stałe zarezerwowaną lożę honorową, gdyż mój drugi wuj, brat mamy Marian Nagraba grał przed wojną w Garbarni i był w składzie, który zdobył mistrzostwo Polski.

W piłkę grywaliśmy z kolegami na wiślanej terasie zalewowej dokładnie vis a vis Wawelu. Ja od małego stałem na bramce, którą robiło się wtedy z dwu cegłówek.

Pewnego dnia, był to chyba rok 1954, trenowaliśmy rzuty rożne, co się wtedy nazywało strzelaniem na budę z kornera. Ja stałem oczywiście w bramce, a koledzy podawane z „narożnika” piłki kierowani główką na bramkę.

Terasa wiślana, która służyła nam za boisko była okolona wałem powodziowym, który służył za spacerowe korso. Tymże właśnie korso szła po rękę jakaś para, która zatrzymała się na chwilę by popatrzeć na grających chłopców. I wtedy grom spadł z jasnego nieba, gdyż rozpoznaliśmy, że przystojny mężczyzna spacerujący z piękną dziewczyną po wałach to sam inżynier Leopold Michno, ówczesny bramkarz pierwszoligowej Cracovii.

Możecie Państwo sobie wyobrazić cóż to był dla nas za zaszczyt, że sam Michno nas ogląda. Pamiętam, jak z bijącym sercem, nie bacząc na kolana niemiłosiernie obtłukiwane na wiślanym żwirze wyciągałem się jak struna w bramkarskich paradach.

I wtedy nastąpiła jedna z najszczęśliwszych chwil mojego życia. Pan Leopold Michno krzyknął bym do niego na chwilę podszedł. Ze ściśniętym gardłem o łomoczącym sercem wysłuchałem, jak Michno powiedział: „jesteś trochę za mały, ale masz wrodzony bramkarski talent, bo widziałem, że w momencie jak napastnik składa się do strzału ty już jesteś w powietrzu. Masz chłopcze bramkarskie wyczucie i refleks. Jakbyś chciał, przyjdź w piątek na trampkarski trening na Cracovię…”.

Świat zawirował w głowie ze szczęścia i dumy.

Ale był jeden niezwykle poważny problem. Jako chłopak z Ludwinowa, chcąc grać w Cracovii musiałem zdradzić Garbarnię, moją pierwszą piłkarską miłość. Pamiętam, że przez dwie noce nie spałem, bo zżerały mnie wyrzuty sumienia, że popełnię nielojalność wobec garbarskiego klubu, a koledzy mi tej zdrady nigdy nie wybaczą.

I tak też się stało, lecz uratowało mnie to, że moja bramkarska kariera była bardzo krótka.

Bowiem w tamtych czasach, przed meczami ligowymi odbywały się tak zwane przedmecze, w których grali trampkarze rozgrywających spotkanie klubów. Na pełnowymiarowym boisku! Przed prawdziwą widownią! Nie zdajecie sobie Państwo sprawy, co to było za przeżycie dla kilkunastoletniego chłopca.

Spełniło się największe marzenie mojego dzieciństwa. Bramkarz pierwszego składu zachorował i Michno wystawił mnie na zbliżający się przedmecz.

Pamiętam, jak kochana Mama, wyprała w rękach jedenaście zestawów niemiłosiernie ubabranych błotem pasiastych koszulek, spodenek i sztuc. A ja sobie przyrzekłem, że choćbym miał sczeznąć to bramki nie puszczę.

I wybiegliśmy na murawę. Ci, co grają w piłkę wiedzą, co to za uczucie. Serce wali w gardle, a w uszach brzęczy tumult trybun.

Trampkarze Ruchu zaatakowali ostro od pierwszego gwizdka. W piętnastej minucie był moment krytyczny, gdyż ich kostropaty i nad wiek wyrośnięty napastnik strzelił mi w lewy róg zjadliwego szczura zdawało się nie do obrony. Ale się rzuciłem jak tygrys i jakimś cudem Boskim złapałem piłkę pod siebie przyciskając ją mocno do serca.

Do śmierci będę pamiętał zapach mokrej trawy zmieszany ze specyficzną wonią natłuszczonej skóry, bo wtedy sznurowane rzemieniem piłki z gumową dętką smarowało się kawałkiem słoniny, żeby piłka nie namakała.

Przedmecz się miał ku końcowi przy stanie zero do zera, stadion się zapełnił i wzrastała wrzawa na trybunach. Aż w ostatniej minucie, rozpędzony obrońca Ruchu dostał tak zwaną wykładkę i z kilkunastu metrów z całej siły rąbną mi z woleja piorunującą bombę pod samą poprzeczkę.

Zdawało się, że przy moim wzroście nie mam najmniejszych szans by ten strzał obronić.

A jednak, kiedy usłyszałem pełną przerażenia ciszę kibiców Cracovii, coś mi szepnęło w duszy: "Musisz ten strzał obronić!" I poszybowałem w powietrze, jak orzeł. Jakimś nadludzkim wysiłkiem wypiąstkowałem prawą ręką piłkę nad poprzeczkę. Niestety wylądowałem na lewej, którą złamałem w trzech miejscach, co zakończyło moją piłkarską karierę.

Ale gola nie puściłem.

Post post scriptum

Ponieważ inicjatorzy akcji budowy pomnika Józefa Kałuży przy wejściu na nowy stadion Cracovii zwrócili się do mnie z prośbą na FB o podanie informacji w jaki sposób sympatycy Cracovii mogliby wspomóc to przedsięwzięcie finansowo - patrz:

https://www.facebook.com…

podaję, że datki pieniężne można przelewać na następujące konto:

Fundacja 100 lat KS Cracovia Aleja 3 Maja 11A, 30-062 Kraków, tel. 12 633-27-24 numer konta:
  68 2130 0004 2001 0492 8636 0001
z dopiskiem: POMNIK JÓZEFA KAŁUŻY
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 6732
Domyślny avatar

Steve

01.02.2014 19:18

Mieszkam w mieście, któremu Kraków zabrał stołeczność. Na stadionie Cracowii nigdy nie byłem, żałuję. Dziękuję za ten tekst.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

01.02.2014 20:05

Dodane przez Steve w odpowiedzi na Dziękuję

To ja Panu dziękuję za atencję i miłe słowa.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
marsie

marsie

01.02.2014 19:43

Tak, nawet zwykłe piwo, wypite wieczorem na krakowskim Rynku, ma czarodziejski smak, pozdrawiam!
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

01.02.2014 20:06

Dodane przez marsie w odpowiedzi na Zaczarowane miasto...

Więc zaraz jak stopnieją śniegi zapraszam na piwo na krakowski Rynek.
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
marsie

marsie

01.02.2014 20:21

Dodane przez Krzysztof Pasi… w odpowiedzi na @marsie

Do zobaczenia!
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

02.02.2014 09:31

Dodane przez marsie w odpowiedzi na Krakowski Rynek...

Jestem prawie codziennie o 13.30 w ogródku kawiarenki Vis a Vis na krakowskim Rynku, obok wejścia do "Piwnicy pod Baranami". Siedzi tam również przy kawie odlany z brązu Piotr Skrzynecki.
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

Kazmirz

01.02.2014 19:49

Pozdrawiam serdecznie zza oceanu . Byly trampkarz/junior Nadwislanu ,ale rowniez dozgonny kibic Cracovii.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

01.02.2014 20:16

Dodane przez Kazmirz w odpowiedzi na Dzieki za wzruszajacy tekst :)

Też Pana serdecznie pozdrawiam i za miłe słowo dziękuję. A pamięta Pan jeszcze woń świeżo przystrzyżonej trawy zmieszaną z zapachem skórzanej sznurowanej piłki, którą się smarowało tranem by nie nasiąkała po deszczu?
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

Krak

01.02.2014 20:39

Wspaniały tekst,warto też dodać że Józef Kałuża był również reprezentantem Polski. W barwach narodowych zdobył siedem bramek,po zakończeniu kariery piłkarskiej został selekcjonerem reprezentacji Polski w 1936 roku na olimpiadzie w Berlinie Polacy pod wodzą Kałuży zdobyli czwarte miejsce,a w 1938 roku wprowadził reprezentacje do finałów mistrzostw świata we Francji.Dziś większość Polaków myśli,że to Kazimierz Górski jako pierwszy zdobył awans do mistrzostw świata,a jednak nie to był Józef Kałuża. Kiedy odwiedzam swoich dziadków na cmentarzu Podgórskim zawsze zapalam świeczkę również na grobie obok u Józefa Kałuży. Widziałem prezentacje projektu pomnika i jeśli jego budowa dojdzie do skutku będzie piękny...Rada Seniorów KS.Cracovia jak podjęła decyzje o budowie tego pomnika to na pewno dopnie celu,to wspaniali ludzie. Z wyrazami szacunku i Pasiastym pozdrowieniem...
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

02.02.2014 00:02

Dodane przez Krak w odpowiedzi na Panie Profesorze

Cieszę się, że tekst się spodobał i dziękuję za miłe słowa. Dziękuję również za uzupełnienie przekazu mojej notki.
Pisze Pan:
"Kiedy odwiedzam swoich dziadków na cmentarzu Podgórskim zawsze zapalam świeczkę również na grobie obok u Józefa Kałuży..."
Odpowiadam:
I takich nam ludzi potrzeba w Krakowie.
Z wyrazami szacunku,
Krzysztof Pasierbiewicz
PS.
Nie jestem profesorem, ale za to doktorem nauk technicznych.
Domyślny avatar

bolesław

01.02.2014 20:40

Pozdrawiam i zamiast komentarza do pięknego tekstu przesyłam: (bolesław) http://teksty.org/pod-bu…
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

01.02.2014 21:37

Dodane przez bolesław w odpowiedzi na Pozdrawiam i zamiast

Wiedziałem, że się Pan odezwie Panie Bolesławie i jak zwykle podda dobry pomysł.
Już dodałem do tekstu zaproponowane przez Pana motto muzyczne.
Serdecznie Pana pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz
Nazwa bloga:
Echo24
Zawód:
Emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta niezależny, autor, tenisista, narciarz, człowiek wolny
Miasto:
Kraków

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 593
Liczba wyświetleń: 12,555,466
Liczba komentarzy: 30,114

Ostatnie wpisy blogera

  • Niedorżnięta wataha
  • List otwarty do prof. Pawła Śpiewaka
  • A jednak miałem nosa pisząc, że mi nie po drodze z PiS-em

Moje ostatnie komentarze

  • Pamięta Pan jeszcze? - vide: https://raskolnikow2.fil… Serdeczności!
  • @Autor & @ALL   ---   W wolnej chwili zapraszam do lektury - vide: https://www.salon24.pl/u…
  • Jacy akademicy, takie uniwersytety - czytaj: https://www.salon24.pl/u…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Nieznane oblicze Witolda Gadowskiego
  • Kraków olał post-komuszą subkulturę TVN-u
  • Pytanie prawicowego blogera do posłanki Scheuring-Wielgus

Ostatnio komentowane

  • Alina@Warszawa, Niestety owo PROSTACTWO (skupione wokół Tuska) wróciło do władzy. Że to niewyobrażalne "prostactwo" nie trzeba nikogo przekonywać - kto inny mógłby przyswoić i używać 8* w przestrzeni publicznej do…
  • Beskidzki Góral, Tego platfusa przejrzałem na wylot. Hedonista, wlazłby do doopy, każdemu za kilka kliknięć i marzy o zerżnięciu na boku głupiej dziewoi.
  • keram, Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma !!! Z uporem maniaka  część z nas nie potrafi się zadowolić tym czym dysponujemy , tym co mamy, lecz natychmiast przechodzi do natarcia. …

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności