
W związku z tegorocznym Marszem Niepodległości powiedziano wiele. Nie jestem narodowcem, nie mam żadnego związku z organizacją Marszu, tu więc tylko moje trzy grosze – kilka wypowiedzi, które warto krótko skomentować.
Naród jako „bojówka nacjonalistyczna”, albo po prostu „bojówka”. Nie wiem czy ktoś poza bezpieką prowadzi rankingi liczebności demonstracji w Polsce, jeśli jednak Marsz Niepodległości nie jest pierwszy, to drugi na pewno; zresztą nie miejsce w tym rankingu decyduje o jego randze. Szacunkowe dane o liczbie uczestników bardzo są rozbieżne. Milicja moskiewska przyznaje się, że „Łącznie we wszystkich manifestacjach [w Warszawie] wzięło udział 66 tys. osób”[1] - a więc na Marszu Niepodległości 65,700 i z 300 osób na pozostałe imprezy warszawskie ;-)) – jednak danych tych nie trzeba brać poważnie. Mówią, że 50[2], 100 tysięcy, a nawet 450 tysięcy (!) Tak czy owak, łatwo domyślić się, że tak liczna demonstracja uwzględniać musi różne grupy społeczne, wiekowe, od 7 do 77 lat i generalnie ludzi różnie motywowanych. Można zgadywać, że dla sporej ich części nie była to nawet demonstracja antyrządowa bezpośrednio. Nie był to „marsz całego narodu” – to byłaby przesada – ale dość jednak zaawansowany w stronę reprezentatywności. Z całym szacunkiem dla narodowców – również, choć nie tylko za ten Marsz i generalnie za aktywizację Polaków - uczestnicy Marszu Niepodległości nie byli też wyłącznie narodowcami. I oto nie dla Żołnierza Wolności, nie dla TVN, a dla Piotra Skwiecińskiego ludzie ci - w liczbie minimum kilkadziesiąt tysięcy – stali się „nacjonalistycznymi bojówkami”; a nawet – bo propagandziści systemu pojęli już, że ich wyzwiska, w rodzaju „faszyści” dla nas mogą być tylko zaszczytnym wyróżnieniem – „bojówkami” bez dookreśleń[3]. Chciałbym wierzyć, że Piotrowi Skwiecińskiemu znowu – jak zresztą wielu innym – padło na mowę od czytania Gazety Wyborczej, co jest o tyle groźne, że przy najlepszych chęciach, nawet przy świadomości ryzyka, bezwiednie można przejąć tematy i semantykę wroga. Jednak teorię o naiwności Skwiecińskiego rozwiewają kolejne zdania, zwłaszcza to: Pierwszoplanowym wyzwaniem jest znaleźć sposób na efektywne skanalizowanie [powszechnego gniewu i odrzucenia systemu wśród młodych ludzi] przeciw rządowi. Otóż to jest myślenie ubeka. Oni już raz skanalizowali gniew i odrzucenie systemu. W roku 1989. Publikacja Skwiecińskiego jest cenna – zapamiętajmy te obelgi, kto jest kto, i kto chce nas „skanalizować”.
Michała Karnowskiego trudno ustawiać obok Piotra Skwiecińskiego; z jego oceną Marszu (przynajmniej tą tu cytowaną) – poza niedorzecznym dla mnie tytułem („Oblany test narodowców”[4] ???) zgodzić się łatwo, dlatego nie wiem, czy znów nie czepiam się słów. Tak jednak pisze: „Wydarzenia te [podczas Marszu] osłabią jeszcze bardziej intelektualne zaplecze narodowców, odpychają wielu możliwych sojuszników, niweczą szansę na wejście do poważnej politycznej gry. (...) Energia [Marszu] (...) powinna służyć wymuszaniu dobrej zmiany, a nie tylko dymieniu. Bo samo dymienie, bez przełożenia na rozsądny nacisk polityczny, władzy akurat służy. – Arcyracja, jeśli to rozumieć jako potrzebę urozmaicania form; ale racja zależy tu od treści, jakie nadamy tym okrąglutkim i ładniutkim pojęciom. Osobiście mam nadzieję, że „narodowcy” (i wszyscy inni) nadal, tak jak teraz, będą odrzucać „wejście do poważnej politycznej gry” i nie zażyczą sobie „przełożenia na rozsądny nacisk polityczny”.[5] Trzeba dyktować reguły walki własne, a nie bezmyślnie przyjmować cudze. W Polsce od zawsze bowiem nader względne są pojęcia takie, jak „nacisk polityczny”, „polityczna gra”, „rozsądek”. I najbardziej względna - tej „politycznej gry” „powaga”.
Jeszcze trudniej z Piotrem Skwiecińskim zestawiać Piotra Lisiewicza, który zwykle – przynajmniej dla mnie – pisze celnie i nie owija w bawełnę. Przy okazji Marszu 11 Listopada wdaje się jednak w apologię pomysłów rocznicowych PiS chyba jednak przesadną[6]. Tu jednak nie będzie o tym (przynajmniej nie bezpośrednio). Powiada Piotr Lisiewicz:
Sowietolog Ryszard Wraga opisywał, jak Rosja od wieków stosuje wobec podbijanych narodów metodę rozbudzania w nich nacjonalistycznych szowinizmów. Są one za słabe, by zagrozić Moskwie, natomiast skutecznie „odsuwają te narody od Europy, od kultury zachodniej, od uniwersalnych idei społecznych”. A kiedy na pewnym etapie szowinizmy te kierowały się przeciw Moskwie, ta bezkarnie mordowała owe osamotnione narody. Ostatnio Moskwa zastosowała tę metodę wobec Czeczenii, gdzie zainstalowała islamskich fanatyków, by zdominowali niepodległościowy nurt. Tak zapewniła sobie milczenie świata wobec eksterminacji Czeczenów.
„Moskwa” – przy całej mej wrogości – nie za wszystko na świecie jednak odpowiada, np. nie odpowiada jeszcze za pogodę ;-)) ani za „nacjonalistyczne szowinizmy”. Nacjonaliści małych krajów sąsiadujących z Moskwą siłą rzeczy próbowali ułożyć jakoś z nią relacje. Mnie też irytuje dorabianie Dmowskiemu z lat 1902-1917 gęby niepodległościowca; ale tylko trochę irytuje, bo może nie o dorabanie gęby tu idzie, a przewartościowanie - "politykę historyczną" ;-)) - otwarta jest bowiem kwestia, na ile „narodowcy” dzisiaj dziedziczą te idee. Lub choć o nich wiedzą. I właściwie które. Niemniej trzeba uczciwie „nacjonalizmom” przyznać choć tyle, że to nie „Moskwa” powołała je do życia. To samo dotyczy islamskiej irredenty, zjawiska o skali światowej. Muzułmańskiej Wiosny Ludów. Na jej treść nie tylko Moskwa, ale i Czeczeńcy nie mieliby wpływu. Ale i nie dziwmy się, że gdy pojęli, że zostali sprzedani, że „świat” palcem nie kiwnie, że zepchnął ich w otchłań – uznali że jak Kuba Bogu…, że psu im na budę Europa, kultura zachodnia, uniwersalne idee społeczne (sic) i łaskawiej spojrzeli na błędnych-wędrownych rycerzy, bojowników światowej islamskiej irredenty, co choć potrafią umrzeć pięknie. I w ten sposób – piękną śmiercią - przekazać w przyszłość dziedzictwo tego małego, sprzedanego, bezbronnego kraju. Trudno powiedzieć, czy i kiedy Czeczenia się odrodzi, ale jeśli to nastąpi, to będzie miała twarz Basajewa. A nie Kadyrowa. Dziwne, że muszę to tłumaczyć to akurat w Polsce ;-)) choć prawdą jest że tylko w Polsce Targowica jest zjawiskiem ponadczasowym, że odradza się prawie zawsze.
11 listopada to część tego schematu. Świat usłyszał, że Polacy zwalczają Rosję, bo są nacjonalistami i nie lubią obcych.
To, co „świat” „usłyszy” będzie miało jeszcze mniej wspólnego z rzeczywistością niż wirtualna rzeczywistość Gazety Wyborczej; wpływu na te treści nie mamy. I przecież nie jest to nic nowego od co najmniej 1772 r. Caryca zapłaciła Wolterowi za to, co ten… „słyszy”.[7] NB. również z tego powodu – choć nie tylko dlatego - nie ma żadnego „świata”. Miałby mordę prostytutki-Woltera.
To my jesteśmy świat.
Skoro mowa o prostytutkach, pochwała rozbiorów w Gazecie Wyborczej na 11 Listopada świadczy najlepiej o korzeniach tych antypolskich ekstremistów. Dodatkowo najnowszy adres wiernopoddańczy Seweryna Blumsztajna oddaje własnymi słowami istotę pomysłu na Polskę Targowicy z przynajmniej 1791-1792 r. Targowicę demonizujemy, i słusznie, jednak demonizacja i emocje utrudniają zrozumienie tego ich pomysłu, z jego semantyką, systemem antywartości, itp. – a te przecież w historii Polski ostatnich 250 lat obecne są stale i Blumsztajn prochu tu nie wymyśla. Najkrócej mówiąc, Targowica postanowiła sprzymierzyć się z Moskwą, by wspólnie z nią osiągnąć swe cele odrzucane przez naród polski. Który przy okazji określiła jako wrogów złotej wolności, zwolenników absolutyzmu itd. -i doprawdy wszystko jedno, jak ich określiła; określenia te są wymienne - a nawet i to, jakie cele właściwie miała osiągnąć. Żaden z Blumsztajna Szczęsny Potocki, a tym bardziej Wolter już nie będzie, ale i on wpisuje się w tok myślenia z roku 1791 powiadając tak:
Konflikt, którego przejawem były oba ataki na przedstawicielstwa dyplomatyczne, nie ma charakteru narodowego. To nie Polacy walczą z Rosjanami, a wrogowie wolności z jej obrońcami. W tej walce uważamy Was, Koledzy i Przyjaciele, za sojuszników (…) Tylko wspólnie możemy zatrzymać siejących wrogość ekstremistów.
Wolter: „Armia [rosyjska] zjawiła się jedynie w celu opieki nad dysydentami w razie, gdyby ich chciano gwałtem zniszczyć (…) Miast pustoszyć, wzbogacała kraj: będąc tam dla opiekowania się tolerancją.”
Co do spalenia budy ruskiej. Okazało się niestety, że spłonęła nie ta ;-)) Każdy z nas zdążył wyrobić sobie zdanie na ten temat (w tym co do możliwości prowokacji, zresztą tu nie najważniejszej). Widzieliśmy też wszyscy teatrzyk pozorów, w którym prawdziwe było jedynie kolejne upodlenie funkcjonariuszy Nazi Polszy „przepraszających” swych właścicieli. W całym tym wydarzeniu znowu jakoś umknęło wszystkim to, że eksterytorialność ambasady formalnie zaczyna się za bramą, ogrodzeniem, etc. – i w żadnym razie nie obejmuje ustawionej przed tym płotem budy. Buda służy za schronienie milicjantów etnicznie polskich, formalnie nie podporządkowanych wszak jeszcze ambasadorowi. Za co więc Główny Żyrandolowy przeprasza swych suwerenów? Za to że spalili mu – albo spalił sobie sam, przez prowokatorów – jakąś budę?
Jaka buda, takie i żyrandole, i taki żyrandoli nadzorca.
Mariusz Cysewski
Kontakt: tel. 511 060 559
[email protected]
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn
http://mariuszcysewski.blogspot.com [1] http://wpolityce.pl/wydarzenia/66826-policyjny-bilans-wydarzen-72-zatrzymanych-12-rannych-policjantow-19-poszkodowanych-margines-czy-problem [2] http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-andrzeja-rafala-potockiego/66818-sluszna-decyzja-pis-i-po-co-warszawie-tecza-kilka-uwag-o-swiecie-niepodleglosci-przekaz-zostal-zmanipulowany-jak-zwykle [3] http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-piotra-skwiecinskiego/66805-na-szybko-nauki-z-11-listopada-poziom-gniewu-i-odrzucenia-systemu-wsrod-mlodych-ludzi-ewidentnie-rosnie [4] http://wpolityce.pl/dzienniki/jak-jest-naprawde/66817-oblany-test-narodowcow-potrafia-glosno-wykrzyczec-zlosc-ale-okazuja-sie-niezdolni-do-jej-politycznego-zagospodarowania-szkoda [5] http://wpolityce.pl/dzienniki/jak-jest-naprawde/66817-oblany-test-narodowcow-potrafia-glosno-wykrzyczec-zlosc-ale-okazuja-sie-niezdolni-do-jej-politycznego-zagospodarowania-szkoda [6] http://niezalezna.pl/48214-szowinizm-od-putina [7] Dziwne że nie ma o tym wzmianek w internecie; znów konieczne będzie przeszukanie źródeł drukowanych. Wolter o I rozbiorze Polski, 18 listopada 1772: „Armia ta [rosyjska] zjawiła się jedynie w celu opieki nad dysydentami w razie, gdyby ich chciano gwałtem zniszczyć. Zdumiano się na widok armii rosyjskiej, bardziej pilnującej w środku Polski karności niż jej kiedykolwiek miały wojska polskie. Miast pustoszyć wzbogacała kraj: będąc tam dla opiekowania się tolerancją”. Wolter do króla Prus, Fryderyka II: „Mówią, Sire, że to Pan poddał pomysł rozbioru Polski – i ja tak sądzę, ponieważ znać w tym geniusz”.
A gdyby w Polsce było jednak normalnie (słusznie, pomarzmy sobie) to, po kolei: z budą możliwości jest wiele. Rząd będzie organizatorem, współorganizatorem, albo gospodarzem rzeczywistym (=przyjaznym) MN, więc może wywrzeć wpływ na planowaną jego trasę tak, by nie przebiegała pod ambasadą sowiecką, to raz. Chociaż to nie jest pożądane, bo trasa MN właśnie tam powinna przebiegać. Dwa, skoro powinna przebiegać akurat pod ambasadą, to buda przed akurat nią musi być niełatwopalna, albo by wręcz ambasda otoczona była bunkrami i zasiekami (co ma wymiar fotogenicznego symbolu) - choć to też nie jest pożądane; bo dobrze by akurat pod tą ambasadą czasem jednak jakaś buda spłonęła. Dlatego - trzy, i to chyba jest najlepsze: może w takim razie w ogóle nic tam nie stawiać. Albo stawiać, ale z przeznaczeniem z góry do spalenia przez przyszłych demonstrantów. Naturalnie za spalenie takiej budy żaden Polak nie może przepraszać Moskali, choćby tylko dlatego, że ich eksterytorialność zaczyna się za ogrodzeniem, a ewentualne komentarze Moskwy - tak jak ich wypowiedzi o polskich rzeźbach - powinny spotkać się ze spokojną, ale stanowczą reakcją rządu. Przy tej okazji rzecznik rządu mógłby uprzejmie i obszernie wyjaśnić przyczyny emocji polskich demonstrantów, a wypowiedzi te stać się przedmiotem polityki informacyjnej państwa kierowanej też na zewnątrz; chodzi o to by Moskali doprowadzić do stanu w którym będą żałować, no może nie za te przyczyny emocji polskich demonstrantów - nie łudźmy się - ale za to, że wogóle zareagowali, że dali Polakom ważne punkty polityki informacyjnej kierowanej na zewnątrz. - Co do tęczy, oczywiście nie powinna stać tam gdzie ją nam wystręczyli Moskale. W tym miejscu jest tylko antychrześcijańską prowokacją. Przyszłe władze miasta ją rozbiorą. Co do "oberwania kamieniem" przez policjanta od kibica, to niby czemu miałby "oberwać"? Rząd będzie realizował aspiracje Polaków, a nie innych państw względem Polaków, więc Polacy będą policjantów szanować. Porównaj ze stanem obecnym gdy i brak szacunku, i walki z "policją" (milicją) są nieuniknione. Usunąć trzeba przyczynę - antypolskie państwo - a nie biadać nad symptomami. Pozdrawiam
W Sowdepii i Szkopii w policjantów nie rzucano kamieniami z powodów innych niż w przyszłej Polsce. Znów, proszę nie utożsamiać strachu z szacunkiem.
G. Bonello, sędzia ETPC: W społeczeństwie demokratycznym autorytetu nie zrzuca się już na spadochronie; autorytet rodzi się z konsensusu, rośnie przez akceptację, a realizuje w zgodzie. Na szacunek wladza musi zasłużyć; nie zdobędzie go pogardą dla prawa. Niewielki będzie szacunek dla takiej władzy, której roszczenia wynikają z arogancji, a oparte są na nadużyciach. To cytat z jednego z wyroków ETPC uznającego Nazi Polszę winną naruszenia praw człowieka.
W jednym może mieć Pan rację: nie wiem czy to jest etyczne by rząd sobie planował, co ma się wydarzyć na demonstracjach. W końcu mają być spontaniczne ;-)) Postępowanie przyszłego rządu ma być i etyczne, i nawet honorowe. Pewnie dziś brzmi to jak "odjechane", ale nie przejmuję się takimi etykietami. Lepsze odjechane niż niskie, małe, głupie, etc.