Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Proces Leszka Moczulskiego przed ławą przysięgłych
Wysłane przez Mariusz Cysewski w 07-07-2013 [12:02]
Leszek Moczulski 26 czerwca 2013 r. w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Fot. Wolny Czyn
Tu nie będzie o tym, czy Leszek Moczulski był, czy też nie był współpracownikiem SB. Piszą o tym inni. A tu kilka krótkich uwag o tych aspektach prawnych wznowionego procesu lidera KPN, które subiektywnie mam za ważne dla Polski
Jak wyglądałby proces autolustracyjny Leszka Moczulskiego przed sądem naprawdę niezależnym? – czyli przed ławą przysięgłych wylosowaną z dwunastu obywateli?
Kwestią podstawową byłby tu tzw. „ciężar dowodu”, a więc czy to oskarżyciel musiałby przekonać, że Leszek Moczulski z SB współpracował, czy odwrotnie – by to on miał przekonać, że nie współpracował. Nie wyobrażam sobie by w państwie prawa to obywatel miał dowodzić, że nie jest wielorybem; czyli by ciężar dowodu spoczywał na oskarżonym. Ciężar dowodu nie jest pojęciem w Polsce zupełnie nieznanym. Tyle że w Polsce oceny, czy strona procesu coś w nim udowodniła - czyli oceny, czy strona „sprostała ciężarowi dowodu” - dokonuje zawodowy sędzia. W ocenie tej, w większości przypadków sędzia zawodowy kieruje się przesłankami i kryteriami, by ująć to uprzejmie, innymi niż deklarowane. Innymi słowy i mówiąc nieuprzejmie a wprost – jest kłamcą, oszustem, kombinatorem. Tak też zawodowych sędziów postrzegają Polacy.
Ze statystyk wynika, że znaczna większość wyroków w Polsce nie ma nic wspólnego z prawdą i prawem, ani nawet elementarną przyzwoitością. Świadczą o tym procesy Krzysztofa Wyszkowskiego, Jarosława Marka Rymkiewicza, i w sprawach pozwów Adama Michnika. Wynik tych spraw przed sądem niezależnym (przed ławą przysięgłych) lub Strasburgu będzie odwrotny - i wie to każdy prawnik w Polsce. Łajdacki jest wynik procesów niemal wszystkich zbrodniarzy komunistycznych. Łajdackie są wyniki procesów najbardziej znanych współpracowników SB, w tym Wałęsy, Jurczyka, i innych. Paradoksalnie więc, niekorzystny dotychczas dla autolustrowanego wynik procesu Leszka Moczulskiego był dlań korzystny w oczach radykalnej opozycji (a przynajmniej moich). Wynik korzystny z tych samych powodów będzie niekorzystny.
Narzucone Polsce doktryny prawne – te zawiłe klątwy wschodnich alfabetów[1] – zawierają pojęcie „obiektywnego obserwatora”. W Polsce jest to pojęcie groteskowe. Gdy sąd mówi o „obiektywnym obserwatorze” to znak to niechybny, że za chwilę wysłuchamy kolejnego absurdu, kłamstwa, łajdactwa. Nie było jeszcze takich zbrodni przeciw ludzkości, których nie dokonano w imię powszechnego szczęścia tejże ludzkości; każda też wojna toczy się – a jakże - o pokój. Rząd zamachowców i nieznanych sprawców to rząd – a jakże - miłości. Na tej samej zasadzie, najskrajniejsze nawet ferując wyroki - nie bacząc na zerową już dziś własną powagę, na powszechne oburzenie, coraz częstsze chichoty, i torty - sędzia zwykle sugeruje, że to on właśnie jest tym „obiektywnym obserwatorem”, nikt inny. Że to on, „obiektywny obserwator”, najlepiej oceni czy oskarżyciel lub obrońca „sprostał ciężarowi dowodu”. Niech polscy podludzie, vel Polnische Banditen, nosa nie wtykają. „Orzeczeń sądów się nie komentuje” – oto kwintesencja; czyż po roku 1989 nie słyszeliśmy tego setki razy?
I to jest klucz do problemu najważniejszego Polaków z obcymi sądami. Dyktat. Ich sądy są nam obce w sposób nieunikniony i naturalny, bo i wobec Polaków kierują się logiką dyktatu, pogardy, i wreszcie - przemocy. Raz lepiej, a raz gorzej to maskują, ale żaden sztafaż istoty problemu nie zmieni. Ostro komentując jedno z wydanych w Polsce orzeczeń łajdackich maltański sędzia ETPC G. Bonello powiada: W społeczeństwie demokratycznym autorytetu nie zrzuca się już na spadochronie; autorytet rodzi się z konsensusu, rośnie przez akceptację, a realizuje w zgodzie. Na szacunek wladza musi zasłużyć; nie zdobędzie go pogardą dla prawa. Niewielki będzie szacunek dla takiej władzy, której roszczenia wynikają z arogancji, a oparte są na nadużyciach[2]. Podkreślenie ode mnie.
„Ciężar dowodu” to pojęcie nie tylko konkretne, ale i wymierne. Nawet banalne. Społeczeństwa wolne mają skłonność do represji. Dlatego do najbardziej represyjnych – choć i sprawiedliwych - zaliczają się właśnie te państwa, w których funkcjonują ławy przysięgłych. Stąd wymóg, by to oskarżyciel sprostał ciężarowi dowodu, i wysoko ustawiona poprzeczka tego dowodu. W Wielkiej Brytanii, w sprawach karnych, o tym że oskarżony jest winny oskarżyciel musi przekonać 10 przysięgłych na 12[3] – a w przeciwnym razie oskarżony jest niewinny. Ten model procesu sprzyja więc obronie, której wystarczy wywołać wątpliwości u trzech przysięgłych. Uważam że Leszek Moczulski proces taki wygra. Nie dlatego, że „był” czy „nie był”, ale z powodu dużo prostszego: nietrudno mianowicie przewidzieć, że liczba przysięgłych wyrażających wątpliwości przekroczy wymagane minimum.
Proces przed ławą przysięgłych to miejsce dla mówców, efektownych wystąpień, argumentów, ripost… Czasem kluczowe znaczenie ma gra na emocjach ławy przysięgłych i publiczności - a więc i to, jak kto się zachowuje, a nawet jak jest ubrany. Oczywiście można i trzeba sarkać na tanie efekciarstwo i sentymentalizm amerykańskich filmów z gatunku court drama („dramatów sądowych”) i zwłaszcza słusznie podnosić, że prawdy nie ustala się w głosowaniu. Słusznie. Prawda (zwłaszcza przez duże P) to domena jednostek. Zresztą po to są zdania odrębne sędziów i niezależność dziennikarzy. Pomyłki sądowe, czasem tragiczne, będą nieuniknione. Ale na co dzień i w zwykłych warunkach do prawdy można zbliżyć się tam, gdzie rozgłos nęci historyków, prawników, i dziennikarzy do badania dokumentów źródłowych a strony procesu – oskarżyciel i oskarżony – na równych prawach przedstawić mogą w zasadzie wszystkie w danym czasie osiągalne argumenty. Wszystkich przekonać nie sposób, lecz w procesie prawdziwym, po wygłoszeniu wszystkich osiągalnych argumentów, dalszych sporów jest mniej, a te które są - mają jakieś podstawy. Zresztą proces rzadko służy ustaleniu prawdy. Służy tylko ustaleniu, w jakim stopniu prawda okaże się przekonująca – a zwłaszcza, czy jest przekonująca na tyle, by wydać wyrok po myśli oskarżenia.
Wyrok sądu nie ma być genialny.
Ma tylko nie być zupełnie nieprzyzwoity.
ZOBACZ TEŻ: "L. Moczulski znów przed rosyjskim sądem - pozory lustracji"
[1] Jacek Kaczmarski, Do generała (1982) [2] Janowski v. Polska (25716/94), 21.01.1999. [3] Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Edwards v. W. Brytania (13071/87), 16.12.1992, zdanie równoległe sędziego Pettitti: Wydaje mi się oczywiste, że Sąd Apelacyjny winien był podnieść z urzędu tę przesłankę unieważnienia postępowania i zwrócić sprawę do ponownego rozpoznania sądu nie przesądzając kwestii jego przyszłego orzeczenia, zwłaszcza w sytuacji, gdy pierwszy skład ławy przysięgłych wydał orzeczenie stosunkiem głosów dziesięć do dwóch i jeszcze jeden głos oznaczałby uniewinnienie.
Komentarze
07-07-2013 [13:39] - KOCHAM POLSKE | Link: http://grzegorzbraun.pl/
film NEW POLAND-wstrząsające fakty!!!
Polecaj znajomym
http://www.youtube.com/watch?v...
07-07-2013 [19:12] - W.J. | Link: Wystarczy obejrzeć film „NOCNA ZMIANA”
Ja bez ławy przysięgłych (choćby nawet stu ich było) wyrobiłem sobie zdanie o przeszłości Moczulskiego. Dla mnie sprawa jest zamknięta.