A oto jak to wygląda na Zachodzie:
- Wicepremier Szwecji Mona Sahlin została zmuszona do dymisji po tym, gdy wyszło na jaw, że kartą służbową zapłaciła za: batonik, pieluchy i papierosy.
- Wiceprezydent USA musiał solennie tłumaczyć się dlaczego z telefonu stacjonarnego w Białym Domu wykonał telefon w sprawach partyjnych. Obronił się, udowadniając, że dzwonił z telefonu na piętrze, który oznaczony jest jako ten do rozmów prywatnych.
- Szefowa szwedzkiego urzędu pracy podała się do dymisji za zbyt wysokie rachunki generowane przez służbową komórkę.
- To już najwyższa "szkoła jazdy", z uwagi na ochronę prywatności chyba niemożliwe do realizacji w Europie: w wielu stanach USA zarobki policjantów (być może także sędziów - tego nie sprawdzałem), łącznie z podziałem na kategorie (pensja stała, nadgodziny, premie) oraz wielkość podatku są całkowicie jawne i dostępne w Internecie dla wszystkich zainteresowanych. Imię i nazwisko policjanta i ciągi liczb za każdy kolejny rok.
W Polsce spektakularny sukces odniosła Julia Pitera, gdy za publiczne pieniądze piastowała strategiczne stanowisko pełnomocnika ds. zwalczania korupcji - ujawniła, że w 2007 roku minister PISu Marek Gróbarczyk zapłacił służbową kartą za dorsza w kwocie 8 złotych 16 groszy. Był to bodaj jedyny sukces Julii Pitery, warty jednak odnotowania, bowiem jak niektórzy twierdzą: prawdziwą sztuką jest odkrycie takich drobnych machlojek, zaś 2,5 miliona łapówki to banał.
Jest taki kraj, w którym wydatki służbowe polityków i funkcjonariuszy publicznych są objęte tajemnicą. Wprawdzie nie należy do UE, ale zajmuje część kontynentalnej Europy: to Federacja Rosyjska. Tam nikt nie przejmuje się uzasadnianiem tajemnicy. Oznacza to, że Sąd Najwyższy kraju bez wątpienia należącego do UE jakim jest Polska, wykazuje jednak większą subtelność. Skutek tych usiłowań jest jednak taki sam.
Tak jak rozmiary korupcji w Warszawie pod rządami HGW przybliżają nas do stylu rządów w Rosji, tak "propozycja" tajności wydatków sędziów stanowi dalszy krok w realizacji tej strategii. Im bardziej Opozycja Totalna oraz jej gorliwi sojusznicy opowiadają o strategicznej więzi z Zachodem, tym bardziej dowodzą, że własna mentalność i sposób pojmowania służby publicznej upodabnia ich do Rosji.
Prawny dziwoląg autorstwa prezes SN ośmiesza sędziów, a przynajmniej tą ich większość, która stara się porządnie wywiązywać ze swoich obowiązków. Można domyślić się powodu blokowania dostępu do rejestru transakcji: skoro przez lata nikt tego nie kontrolował, zapewne skala nadużyć jest wielka. Ciekawe czy PIS wykaże tzw. zdrowy cynizm i zaproponuje elitom sędziowskim, że za cenę zaprzestania oprotestowywania reformy sądownictwa zatrzyma ujawnianie rejestru transakcji np. o rok, aby potem ogłosić jawność dla transakcji nie starszych niż 12 miesięcy? Jeśli taki "numer" nie przejdzie, bardzo uprzejmie proszę o wykaz wszystkich transakcji kartami służbowymi.
Ten wrzód warto raz na zawsze przeciąć. To może być cenna lekcja dla innych: zawsze może dość do władzy ktoś, kto prześledzi na co były wydawane publiczne pieniądze, także za poprzednie lata. Jak powiedział Antoni Słonimski: "jak nie wiesz jak się zachować, zachowuj się przyzwoicie, choćby na wszelki wypadek". To najlepsza rada dla wszystkich urzędników, sędziów, policjantów.