Odpalam kompa. Z rozpędu przeglądam główne portale - i od razu robi mi się niedobrze. Mydło i powidło, jak mawiano niegdyś. Sklep GS-su, gdzie gumiaki obok masła, a z cukierków co najwyżej ohydne landryny...
Ale ja nie o tym dzisiaj, to tylko taka impresja wstępna. Tak naprawdę to męczy mnie od dawna coś zupełnie innego, a mianowicie tzw. społeczeństwo obywatelskie.
Kiedy prof. Gliński startował swego czasu na tzw. premiera technicznego, powiedział bardzo ciekawą rzecz – Polacy charakteryzują się bardzo niskim poziomem wzajemnego zaufania, czyli mamy bardzo niski wskaźnik tzw. kapitału społecznego. To zjawisko w owym czasie można było zobaczyć gołym okiem, czyli dawało się odczuć na co dzień w różnych relacjach. Wkrótce okazało się, że diagnoza była jednak dość powierzchowna, udowodniły to kampanie wyborcze prezydenta Dudy i Kukiza. Nagle, nieomal z dnia na dzień, ogromna rzesza zwykłych ludzi zaangażowała się zupełnie bezinteresownie, bo otrzymała sensowny bodziec. Skutkiem były wygrane wybory PIS i spora reprezentacja Kukiz’15 w parlamencie.
Muszę szczerze przyznać, iż późniejsza opinia, już premiera Glińskiego, o społeczeństwie obywatelskim, a dokładnie o tzw. NGO i ich roli kompletnie mnie rozczarowała, zorientowałam się bowiem niejako przy okazji, że premier Gliński mówiąc o społeczeństwie obywatelskim ma na myśli te wszystkie stowarzyszenia i fundacje podczepione pod dotacje rządowe lub samorządowe i oficjalnie zarejestrowane, natomiast w ogóle nie zajmuje się naukowo całą resztą – sam to przyznał. Do tego już poza sferą NGO, w ramach obywatelstwa, mamy jeszcze tę całą nieszczęsną sferę korporacyjną, gdzie państwo kompletnie oddało na rzecz różnych nepotycznych układów podstawową wartość, jaką jest systemowe wspieranie młodych, zdolnych ludzi po studiach. Przypadki korporacji prawniczych to tylko czubek góry lodowej, a premier Gowin, który próbował to zmieniać jako minister sprawiedliwości PO, szybko pożegnał się ze stanowiskiem. Mamy więc dzisiaj pas transmisyjny do wyłapywania pieniędzy państwowych i z UE poprzez NGO i mamy jednocześnie absolutną dominację/samowolę zasiedziałych starców w podstawowych sferach rozwojowych.
Układ zamknięty.
Jednocześnie chyba nikt nie ma zielonego pojęcia, co tak naprawdę dzieje się na samym dole, czyli tam, gdzie niezliczone tysiące ludzi własnym kosztem i pracą organizują mnóstwo niewielkich, ale jakże ważnych dla miejscowych społeczności działań lokalnych. Podam przykład > tzw. fundusz sołtysa dla mojej wsi to około 20 tys. zł na rok. Za te pieniądze co roku odbywają się:
- zabawa sylwestrowa,
- kuligi dla dzieci,
- doroczne sprzątanie lasu na wiosnę,
- doroczny wywóz odpadków wielkogabarytowych,
- Dzień Dziecka – zabawa z prezentami dla wszystkich dzieci,
- półkolonie dla dzieci z wyjazdami nad wodę,
- letni piknik z zabawą,
- doroczne spotkanie mieszkańców kilkunastu wsi z Polski o tej samej nazwie,
- dożynki,
- dzień seniora,
- wieczór kolęd itd., itp.
Prócz tego działa Ochotnicza Straż Pożarna, drużyna piłki nożnej, Koło Gospodyń Wiejskich, pracownia komputerowa i zajęcia z aerobiku w remizie, a sołtys pracowicie o wszystkim pisze w internecie (wcześniej wydawał własną gazetkę). Wszystko to w miejscowości, gdzie w porywach jest 400 dusz. Mniej niż w dużym bloku mieszkalnym w mieście.
I to nie jest wcale wyjątek – wystarczy poszukać w necie stron z różnych małych miejscowości. Życie kwitnie, a od różnych inicjatyw aż się roi. Co ciekawe, jest także mnóstwo stron poświęconych historii miejscowości, legendom, zabytkom itp., i robią to amatorzy, za swoje pieniądze. Wydają jakieś książki, kręcą filmy, tworzą kabarety, konkursy poetyckie czy muzyczne. I cicho o tym, a z trybuny warszawskiej ogłasza się niski poziom zaufania społecznego. Co wiecie np o sieci małych szkół wiejskich, tzw. społecznych, de facto prawie prywatnych?
Tak naprawdę społeczeństwo polskie rzeczywiście jest podzielone – na tych, którzy stłoczeni w dużych miastach żyją przekazem z mediów i tylko w niewielkim stopniu są zaangażowani w jakieś działania wspólnotowe, czyli na konsumentów - oraz na całą resztę, która żyje zupełnie inaczej. I o której niewiele się wie i nie mówi „centralnie”, ba, nawet chyba tego nie widzi. Owszem, mamy wyjątki, np w czasie Kongresu Kobiet, kiedy jego uczestniczki pozakładały te torby na głowy, pani Prezydentowa uczestniczyła w spotkaniu Kół Gospodyń Wiejskich w Pałacu. Pytanie - ile mediów rozwodziło się nad tymi torbami, a ile opisało choć maleńki wycinek działań KGW?
Oczywiście jest mały problem, te działania nie są w opcji gender, wręcz odwrotnie - utrwalają raczej tradycyjne podejście, bardzo często we współpracy z miejscową parafią. Np stowarzyszenie kobiet Babiniec w mojej gminie nie organizowało Marszu Szmat, za to załatwiło darmowe jabłka na zimę dla wszystkich mieszkańców. Żeby było śmieszniej, nazwa babiniec, to także staropolska nazwa kruchty kościelnej* :)
To są dwa światy, a ten drugi, mimo ogromnego nakładu pracy i starań, zupełnie niewidoczny, dlatego obraz naszego społeczeństwa w mediach i przekazach centralnych jest zupełnie zafałszowany.
Myślę, że czas najwyższy, żeby coś z tym zrobić. Nie trzeba niczego wymyślać, wystarczy znaleźć i pokazać sprawdzone działania, posłuchać tych, którzy mają sukcesy mimo braku wsparcia, bez pomocy Rózi czy innej Kasi. Uprościć kilka przepisów, ułatwić samodzielność, wyprostować idiotyzmy, wesprzeć wymianę informacji – a ludzie dadzą sobie radę sami. Naprawdę.
Myślę, że czas najwyższy, żeby docenić prawdziwe społeczeństwo obywatelskie, które ma się dobrze mimo trudności, a często wbrew różnym paranojom dotychczasowych działań liberalnego państwa. Nie wymyślać od góry, nie aplikować obcych wzorów, nie pouczać – docenić i skorzystać z tego, co działa. I co ważne - działa niezależnie od poglądów politycznych.
Pytanie tylko, jak to zrobić?
*Babiniec, według Zygmunta Glogera, przedsionek w kościele, w którym baby żebrzące siadują. Jan Mączyński w słowniku łacińsko-polskim, wydanym w Królewcu w 1564 roku podaje: Vestibulum templi, kościelna krukta albo babiniec, jak niektórzy mówią. / za Wiki
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10723
Takich wsi jest pełno, a plan zagospodarowania w mojej wiosce był najlepiej przedyskutowanym i uzgodnionym planem, z jakim się spotkałam w całej praktyce zawodowej. Nie masz pojęcia o normalnych ludzkich stosunkach.
Przesadza pan. Czemu zakłada pan że we władzy centralnej znajdą się ludzie, którzy zrozumieją ten problem a w lokalnej już nie? Skąd założenie że gminy będą walczyć ze sobą a rząd centralny będzie czynić dla ludzi dobrze?
Tak matematycznie patrząc to szansa 50/50. Tylko że to nie wszystko. Jeślibyśmy np. stworzyli 1000 gmin to szybciutko okazałoby się że:
1. Mądrzej zarządzane gminy prosperują lepiej.
2. Gminy współpracujące prosperują lepiej.
Jeśli jakaś gmina spuszcza ścieki to mieszkańcy poszkodowanej przecież nie pozostaną dłużni. Przybędą wyleją im swoje gówno gdzieś do rzeki.
3. Błyskawicznie wzrasta świadomość społeczna bo każdy na własnej skórze odczuwa swoje decyzje.
Bardzo ważne też jest uświadomienie sobie że tak długo żyjemy w systemie złodziejstwa że przekładamy to na złodziejskie postrzeganie świata. Ale przecież nie powinniśmy zakładać że na wszystko ma brakować pieniędzy i trwa nieustanna walka o byt i zawłaszczanie dóbr. Przeciwnie! To obecny chory stan wynikający z władzy centralnej zdzierającej z nas efekty naszej pracy. Natomiast gdybyśmy dzisiaj w tej chwili usunęli wszystkie podatki i zobowiązania. Stali się właścicielami wszystkiego co jest w Polsce. Zaczęli od organizacyjnego zera to błyskawicznie okazałoby się że bez tych wszystkich sępów żerujących na naszej pracy nagle z łatwością możemy zbudować wszytko czego potrzebujemy.
Że nawet policja i sądy są zbędne gdyż dobrobyt wydatnie likwiduje przestępczość.
W tym kontekście bawi mnie też krytyka eski mojego tekstu niżej. Jak to chce być społeczna i jednocześnie zawierzyć mądrzejszym ludziom z politycznej centrali PiSu :)