Nie wolno swoich problemów oddawać Bogu

Nie możemy swoich problemów oddawać Bogu. Nie możemy z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że Pan Bóg nie istnieje. Serio, nawet dla wierzących. Czy którykolwiek z wierzących martwiłby się czymkolwiek, gdyby naprawdę był w stanie jakiegoś kontaktu (wierzył) z Bogiem, który jest ponad czasem, który jest samym źródłem istnienia, który jest wszechmocny, wszechwiedzący i kocha właśnie jego?

No tak, ale nasza wiara nie jest doskonała - padnie wyjaśnienie. No właśnie o to chodzi. Ona jest taka... e.... hm... no tego no... nasza! Że tego no, chodzi się do kościoła i wszystkie te przepisy, ofiary, przepiórki, tace, obrzędy, wyznania, wypowiadania, ale... No właśnie, ale to wszystko przecież - nie naprawdę. I to jest naturalne, bo w końcu i św. Tomasz Apostoł - nie wierzył, aż mu Pan Jezus kazał wkładać palce do swoich ran. No ale nas to nie spotka.

Nie możemy swoich problemów oddawać Bogu, bo nawet jak istnieje to i tak z nimi przecież nic nie zrobi. Jakby miał robić coś z problemami wszystkich ludzi na świecie, co się o załatwienie swoich spraw zwracają, to byłby już raj albo ze dwa na tej ziemi, wszyscy byliby młodzi, bogaci, piękni z ferrari w garażu i piękną młodą żoną, albo mężem, i gromadką dzieci zdobywających same bardzo dobre oceny. Ale... tak nie jest. Ja to wiem, ty to wiesz, każdy to wie. Tak na poważnie, to skala potworności i krzywdy wyrządzanej ludziom, jest częstym i w jakimś tam wymiarze uzasadnionym, argumentem przeciw wierze w Boga. Więc... robi, coś z naszymi problemami czy nie? Może czasem... Jak nie jest zbyt zajęty. Jak my jesteśmy wystarczająco w porządku. Jak... mamy farta. Ale generalnie... Generalnie, to wszystko co przed "ale" się podobno nie liczy.

Nie możemy swoich problemów oddawać Bogu, bo są n a s z e! Mamy je. Na wyłączność. Nie oddamy ich. Za dużo nas kosztowały już bólu, ciężaru, cierpienia, niepokoju, smutku, obaw, gniewu, wściekłości, wkurzenia. W cały ten sposób, są n a s z ą -- w ł a s n o ś c i ą. A wiadomo - jak uczą postępowi myśliciele - tyle godności ile własności.

Nie możemy wreszcie - i to już ostatni argument - swoich problemów oddawać Bogu, bo jak je zaniedbamy, jak ich nie będziemy wystarczająco mocno doświadczać, to nie naprawimy rzeczywistości, świata, samych siebie. Przestaniemy po prostu się zajmować usuwaniem przyczyn tych problemów. Nasza efektywność w realnym działaniu spadnie. Doprowadzimy w ten sposób do pogorszenia i tak fatalnej sytuacji. Jeśli nie będziemy w stresie, przygnębieniu, napięciu, smutku, rozdrażnieniu, rozpaczy czy tak... tak... - wściekłości, to będziemy o wiele mniej wydajnie i skutecznie zajmować się rzeczywistością, aby była lepsza. Więc się zrobi gorsza. To musimy się przejmować. Musimy się stresować. Musimy mentalnie, psychicznie i emocjonalnie wracać i uczepić się, i mieć nasze problemy. W ten sposób najlepiej je... no... rozwiązujemy!

No bo co by było, gdybyśmy je jednak oddali? Przekazali. Nie mam pojęcia. Nie wolno tego robić. To jakieś szaleństwo. One... SĄ naszym życiem. Życie polega na posiadaniu problemów i zajmowaniu się problemami. Właściwie to samo słowo "problem", sygnalizuje, że to jest coś, czym się martwimy, co sprawia nam taki czy inny dyskomfort lub ból. Bo jakby nie, to byłoby "zadanie", "wyzwanie" czy coś takiego. Może wyjątkiem jest problem matematyczny dla matematyka, który rzeczywiście jawi mu się jako wyzwanie i zadanie, ale już ten sam - dla matematycznego głąba - staje się rzeczywistym "problemem", jego - problemem.

Więc, gdybyśmy przekazali je Bogu, który oczywiście dla nas nie istnieje, także z tego powodu, że mu swoich problemów nie przekazujemy, bo jakbyśmy je mu przekazywali, to wtedy by dla nas istniał, bo głupi przecież nie jesteśmy i komuś kto nie istnieje, to byśmy swoich problemów nie przekazywali. Więc, gdyśmy jednak przekazali je Bogu, to... jak właściwie by się zrobiło? Jak przebiegałby ciąg zdarzeń? Jak wyglądałaby sytuacja? Nasza zdolność do radzenia sobie z wyzwaniami i zadaniami życia?

Jak wyglądałby poziom kortyzolu w naszym organizmie? A oksytocyny? Jak sprawność kory mózgowej? Jak wreszcie wyglądałaby przyszłość? Nie nie ta, za ileś czasu, tylko ta teraz, gdy na nią patrzymy, posiadanymi przecież, oczami wyobraźni?

Jak w końcu wyglądałaby nasza wiara, to znaczy nasz stosunek do Boga? Ba... ryzykowna ewentualność dla niewierzących.

Więc w chwili zapomnienia, zapętlenia, braku należytej uwagi, może tak.... by oddać? Te nasze problemy Bogu? Ryzyko jest spore i to działanie dość niepoważne, ale w końcu można od czasu do czasu popełnić jakiś błąd, nietakt, czy coś nierozsądnego. Całkowity rozsądek to cechował szefów Rewolucji Francuskiej, którzy nawet do masowego ścinania głów podchodzili rozsądnie. Zero szarmanckości, zero poczucia humoru, zero polskiego nie brania rzeczy na serio. Było - r a c j o n a l n ie .

Więc ta dosłowna racjonalność może być po prostu - nieludzka. Groźna. Nawet śmiertelnie. Żart, hipokryzja, intuicja, eksperyment, przygoda, podróż w niewiadomą, zawsze ludziom były pisane. Więc może korzystając z tego dziedzictwa właśnie, przekazać. Na chwilę. Na dzień. Na godzinę. Kurcze? Jaki okres czasu byłby najlepszy? Żeby nie za krótko, ale i nie za długo. No dobra - nie ważne. Może po prostu wtedy, gdy naprawdę jakiś problem przekazalibyśmy Bogu, to to, co z nim związane stałoby się w pewien sposób - "nie ważne". Nie aż tak...  ważne. Mniej ważące, to znaczy nie ciężkie, bo przecież każdy "problem" to jest swego rodzaju ciężar. Nie ten niesiony w siatce, bo jabłoń obrodziła i wysyp jabłek w tym roku taki, że nie ma jak ich zbierać, tylko ten, który odczuwa się gdzieś... w żołądku, klatce piersiowej, gdzieś, gdzie właściwie nie wiemy, gdzie, ale czujemy, że jest ciężko, bo to "ważny", bo to "ważne", co będzie dalej.

Czyli po wyczerpującym ustaleniu zakresu czasu na eksperyment, proponuję godzinę, żeby nie przesadzać, możemy - nie na próbę, bo tu nie ma miejsca na próbę, tylko na serio i całkiem, i dosłownie, i bezwzględnie oraz bezwarunkowo - oddać, przekazać, powierzyć... problemy. A niech tam. Pal go sześć - o przepraszam. Właściwie...co szkodzi spróbować? No wiem, wiem. Szkodzi. Bo to problem. Zachowajmy powagę. I bądźmy rozsądni. Albo...

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika tricolour

08-11-2022 [18:00] - tricolour | Link:

Problemów się Bogu nie oddaje, bo to nie magazynier, który przyjmuje artefakty. Problemy się Bogu powierza, co wymieniłeś jednym tchem - to powierzanie i oddawanie. Błąd. W powierzaniu jest stan zależności, bo niekoniecznie drugi weźmie udział.

Po drugie - z Bogiem się nie eksperymentuje i nie szuka odpowiedzi na pytanie, czy da się łachudrę wykiwać podrzucając niepotrzebny szmelc.

I po trzecie: do Boga nie chodzi się po coś, co leży i da się wziąć własnymy ręcamy, tylko się nie chce zgiąć.

Obrazek użytkownika u2

08-11-2022 [18:07] - u2 | Link:

do Boga nie chodzi się po coś, co leży i da się wziąć własnymy ręcamy, tylko się nie chce zgiąć.

Typowe roszczeniowe podejście pełomafii. A przecież Nietsche oznajmił, że Boga ni ma i nie będzie :-)

PS. Zgodnie z teorią Big-Bang Bóg jest wszędzie. Więc jak ktoś zaprzecza istnieniu Boga, to zaprzecza swojemu istnieniu. To są proste sprawy :-)

Obrazek użytkownika Zbyszek_S

08-11-2022 [18:27] - Zbyszek_S | Link:

@tricolour: Celnie i do rzeczy.

Obrazek użytkownika u2

08-11-2022 [18:33] - u2 | Link:

Do Boga jak do znajomego zza rogu. We wszystkich sprawach, głupich i mądrych. Od tego świat się nie zawali, ale może się troszeczkę polepszy :-)

Obrazek użytkownika Zbyszek_S

08-11-2022 [18:53] - Zbyszek_S | Link:

@u2: Oczywiście!

Obrazek użytkownika u2

08-11-2022 [22:08] - u2 | Link:

Ano, świat jest lepszy niż nam się wydaje :-)

Obrazek użytkownika spike

08-11-2022 [23:40] - spike | Link:

Jeżeli się modlisz, to powierzasz Bogu swoje życie również z problemami, które sam stworzyłeś, bo nie słuchałeś Boga, licząc że ci pomoże je rozwiązać. Rozwiązanie problemów jest prostsze niż się wydaje, wystarczy wrócić na drogę Boga, tylko że człowiek chciałby "zjeść ciastko i dalej je mieć", człowiek najczęściej żyje dla samego siebie, a to ślepa droga.
Wielu zastanawia się nad sensem życia, a odpowiedź jest bardzo prosta, człowiek powinien żyć dla drugiego człowieka, a wtedy życie jest łatwe i piękne, z tego powodu że pewnym ludziom się to wyjątkowo nie podobało, został skazany na okrutną śmierć Jezus.
Paradoksem jest, że ci co Go skazali na śmierć, mieli nauczać nawracać ludzkość wg nauk swojej ofiary, na którą jeszcze czekali kilkaset lat !

Obrazek użytkownika Zbyszek_S

09-11-2022 [10:20] - Zbyszek_S | Link:

@spike: Do osób obych, w kulturze kontynentalnej Europy zwracamy się poprzez formy grzecznościowe, chyba, że to taki styl ogólny pisany w drugiej osobie.
Co do "prostych" spraw, to wyjaśnił je Pan Jezus w odpowiedzi na pytanie, które przykazanie jest najważniejsze. Ale trywializować tego i zawężać, jak Pan to czyni - nie warto.

Obrazek użytkownika spike

09-11-2022 [16:58] - spike | Link:

Komentarz jest, ale odpowiedzi nie ma, niech i tak będzie.

Obrazek użytkownika ruisdael

09-11-2022 [07:45] - ruisdael | Link:

A mi się wydaje, że większym problemem jest wymiana nauki Syna Bożego na naukę Marksa, Hegla,  Marcusego i in., co skutecznie popiera Kościół Chrystusowy (np. w drodze synodalnej). Droga do zatracenia jest szeroka a do zbawienia wąska i wyboista.