Teoria bytu według Pułkownika Mamrotki

Czyli obrazki niekoniecznie z centrum

"W Małym Cycku są sami mądrzy ludzie, tylko Pułkownik Mamrotka jest głupi".

Stałem nad brzegiem jeziora i patrzyłem z przyjemnością na małą rybacką łódkę, której załoga dzielnie walczyła z silnym zachodnim wiatrem i półmetrową falą. W miejscu, w którym stałem, a właściwie staliśmy, było zacisznie, Od wiatru osłaniały nas rosnące wokoło wierzby i wysokie trzciny. „Pewnie pomoczeni do cna” – pomyślałem z ­satysfakcją.
Mały Cycek to – już sama nazwa powodowała szybsze bicie serca – to raptem dwadzieścia kilka dymów usytuowanych na wzgórzu łagodnie opadającym do jeziora.
 Właściwie to są dwa Cycki – powiedział.
 Pewnie – mruknąłem. – Jeden cycek to dziw nad dziwy – zaśmiałem się.
 Jakie tam dziwy ? Łachudry i nic więcej – usłyszałem.
Odwróciłem się i przyjrzałem mu się uważnie. Przede mną stał jegomość w strażackim mundurze. Łypał na mnie jednym okiem. Drugie miał dziwnie zniekształcone i nieruchome. Na patkach naramienników błyszczały po dwie belki i trzy gwiazdki.
 Pułkownik Mamrotka jestem – powiedział, obserwując mnie uważnie tym swoim jednym okiem. Podałem mu rękę. Wyciągnął swoją i potrząsnął ją kilkanaście razy, odrobinę za długo, jak na mój gust. Powiedziałem swoje imię i nazwisko. Z trudem oswobodziłem rękę z jego serdecznego uścisku.
 I rym cym cym, i tralala, idziemy do pracy z ochotą – zapiał nagle Pułkownik Mamrotka i zaczął podskakiwać raz na jednej, raz na drugiej nodze.
„Wariat” – pomyślałem.
Poły jego strażackiej kurtki rozchyliły się. Za paskiem spodni tkwił trzonek noża. Poczułem się trochę nieswojo i zacząłem rozglądać za czymś, co mogłoby posłużyć do odparcia ataku.
 Co to za łódka? – spytałem raczej żeby ukryć lęk niż zdobyć informację o właś­ci­cie­lu walczącej z falą i wiatrem łodzi.
 Rybaki, Jul – Al i Antek, płyną na przestawę, pewnie znowu się potłuką o ryby – powiedział Pułkownik Mamrotka. – Oni zwykle się tłuką – dodał. Przestał podskakiwać, ale zaczął robić przysiady. Wymachiwał przy tym rękami i głośno sapał.
 Tai chi? – spytałem.
 Kto tańczy? – zdziwił się i rozejrzał wokoło.
Zaśmiałem się głośno.
 Pewnie, że lepiej się śmiać niż płakać – mruknął. – Ale jeszcze lepiej płakać ze śmiechu – dodał.
„Wariat i filozof” – pomyślałem. – „Ale chyba niegroźny” – dodałem w duchu.
 Pewnie, że Pułkownik Mamrotka to pijak i serce ma z kamienia. Dla mnie zabić to żaden problem – wypalił nagle.
„O cholera” – pomyślałem i zacząłem uważniej rozglądać się za jakimś porządnym kawałem kija.
 Drugiego Cycka już nie ma. Chłopy rozebrali. Ja tam im nie żałuję, jak nie oni to kto inny by rozebrał – powiedział, wyciągając nóż zza paska.
 Ech, piękna rzecz to mordowanie – przeciągnął dwoma palcami po cienkiej klindze ostrza. – Ech, i to ruchanie to jeszcze piękniejsza rzecz – westchnął.
 No, na mnie już czas – powiedziałem i zacząłem się oddalać , nie tracąc z  oczu Pułkownika Mamrotki. Od niechcenia podniosłem gruby kawał kija i podpierając się nim, zacząłem bokiem wspinać się na wzgórze w kierunku drogi, ma której zostawiłem samochód.
 A nie ma czego? – krzyknął w moim kierunku. Nie bardzo wiedziałem, co ma na myśli.
 Na przykład czego? – spytałem.
 No tego, hmm, hmm – chrząknął głośno.
 Nie mam hmm – mruknąłem pod nosem.
 Ani piwa, ani nic? – powiedział z wyraźnie słyszalnym żalem w głosie. – A może przynajmniej mamrotkę?
 A co to jest mamrotka? – zaciekawiłem się
 A to takie wino, po którym się tak fajnie mamrocze – wyjaśnił.
   Aha – pokiwałem głową ze zrozumieniem. „Pewnie dlatego Pułkownik Mamrotka” – pomyślałem.
 A jak nie, jak tak – powiedział, jak gdyby odgadując moje myśli.
 Niestety, i mamrotki też nie mam – powiedziałem z udawanym smutkiem w głosie.
Pułkownik Mamrotka ruszył w moim kierunku. Przyspieszyłem kroku. Wszedłem na wąską ścieżkę między krzakami. Nadepnąłem na jakąś butelkę. Kopnąłem ją ze złością. Potoczyła się w dół ścieżki. Zarośla były jednym wielkim wysypiskiem śmieci. oprócz wszelkiego rodzaju butelek, walały się tam pordzewiałe puszki po konserwach, poszarpane reklamówki, jakieś plastikowe opakowania, pożółkłe gazety, podarte lumpy i inne trudne do zidentyfikowania obiekty. „No cóż, wygląda na to, że Mali Cycanie i Małe Cycowianki urządzili sobie śmietnik w krzakach” – pomyślałem z odrazą. Przeskoczyłem jakiegoś rozwalonego pampersa.
 Ech, gdyby te krzaki umiały mówić – zaśmiał się Pułkownik Mamrotka, który nadal trzymając nóż w dłoni, podążał za mną. – Ech, piękna to rzecz to ruchanie – usłyszałem za sobą.
Później, gdy już kupiłem całe to zrujnowane gospodarstwo z działką nad jeziorem, wywiozłem z niej dwie pełne przyczepy od traktora śmieci, z czego jedną samych butelek po gorzałce i innych wynalazkach typu mamrotka.
Dotarłem w końcu do drogi i odetchnąłem z ulgą. Samochód stał tam, gdzie go zostawiłem. Poczułem się trochę pewniej. Wiatr pędził drogą, niosąc za sobą tumany kurzu. Ziarna piasku waliły mnie boleśnie w policzek. Postawiłem do góry kołnierz kurtki i odwróciłem się plecami do wiatru. Pułkownik Mamrotka stanął obok. Wieś wydawała się zupełnie wymarła. Nawet psy pochowały się gdzieś. Przypomniało mi się nagle powiedzenie Pułkownika Mamrotki o tym, że w tej wsi są sami mądrzy ludzie, tylko on jeden jest głupi i zaśmiałem się.
 Zna pan Czechowa, panie Pułkowniku Mamrotka – krzyknąłem.
 Mamrotka zna wielu ludzi, wrzasnął mi wprost do ucha.
 Rozumiem – zarechotałem.
 Czy to czasem nie ten, co handluje na rynku w Piszu wódką i papierosami ruskimi? – spytał
 Też Czechow? – zainteresowałem się.
 Nie wiem. Ja tam ze wszystkimi po imieniu, ale i my mamy u siebie Ruska na wsi. W szkole mieszka. Jak ma ze dwadzieścia złotych, to skoczę... – zaproponował z wyraźnie słyszalną nadzieją w głosie.
„Co za paskudna wieś, w sklepach kolonialnych na krechę nie dają” – zaśmiałem się  w duchu.
 Rusek z Azerbejdżanu. Dobry chłop, ale na krechę nie daje – dodał.
„Co za plugawa mieścina, po prostu nikczemność” – przypomniałem sobie i zaśmiałem się w duchu. – Okropne – mruknąłem.
 A jak nie, jak tak? Ja też mu tak mówię: „Aliat, daj na zeszyt, jutro ci oddam.”. A on tylko się uśmiecha pod wąsem i kręci głową. Nie wierzy, że mu jutro oddam. Nie wierzy i już. Po prawdzie, to ma i trochę racji, bo jak ja mu jutro oddam, jak ja dzisiaj nie mam. A jutro co, z nieba spadnie? No, chyba że będę miał fuchę, ale wtedy tez oddać szkoda, bo pić się zawsze chce.
 No tak – zgodziłem się skwapliwie.
 No to jak, ma te dwadzieścia złotych? Świniaka muszę zadziobać. Ech, piękna rzecz to zabijanie. Ręce w ciepłej krwi umoczyć... ale do jutra może sobie jeszcze pożyć...
 Co to za ruina? – zapytałem raczej by zmienić temat i nie wdawać się w szczegóły dotyczące mordowania świniaków. Obserwowałem kątem oka duży dom na wzgórku z czerwonej cegły, z zapadniętym dachem, pustymi oczodołami okien. Więźba dachowa, pozbawiona większości dachówek, trzeszczała pod naporem wiatru, grożąc w każdej chwili zapadnięciem się do wnętrza czegoś, co trudno byłoby  w obecnej chwili nazwać domem.
 A mieszkał tu taki chłop Ptak. Z metra cięty, ale zadziorny. W sieczkarnię się wkręcił ze dwa lata temu. Ptakowa się do miasta wyprowadziła i stoi – mruknął wyraźnie niechętnie.
 Już pewnie niedługo – odmruknąłem. Zacząłem powoli iść do samochodu. Miałem dość towarzystwa Pułkownika Mamrotki, a i wieś wydała mi się jakaś dziwnie upiorna. Gdzie nie spojrzeć, same ruiny, śmieci i ludzie z metra cięci, którzy na dodatek wkręcają się w sieczkarnię.
 A mówią, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Ptak wyjątkowo rano wstał i co?

Wkręcił się – usłyszałem za sobą. Odwróciłem się machinalnie. Poczułem na twarzy uderzenie ziaren piasku. Zamknąłem oczy.
 No tak, a co z robakiem? – powiedziałem, przypominając sobie angielski odpowiednik polskiego Kto rano wstaje.... – Co z robakiem? – powtórzyłem głośno i zamyśliłem się.
 E nie, robak cały, połą od marynarki wkręcił się – powiedział.
 No tak, robak cały a wczesny Ptak w sieczkarnię wkręcony – powtórzyłem lekko zdziwiony grą słów.
 A jak nie, jak tak – przytaknął Pułkownik Mamrotka.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

30-05-2016 [10:37] - NASZ_HENRY | Link:

Blogowanie, wstęp do propagowania własnej twórczości literackiej. Wielu już tej sztuczki próbowało ;-)

Obrazek użytkownika rolnik z mazur

30-05-2016 [20:29] - rolnik z mazur | Link:

A co to jest blogowanie ? Napisz pan coś ciekawego to chętnie poczytam. Nikt nikogo do czytania nie zmusza. Pozdrawiam ro z m.

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

30-05-2016 [10:37] - NASZ_HENRY | Link:

Blogowanie, wstęp do propagowania własnej twórczości literackiej. Wielu już tej sztuczki próbowało ;-)