Kot w Rzymie (1)

Stanisław Kot, b. ambasador RP w Moskwie, minister w rządzie gen. Sikorskiego, a potem Stanisława Mikołajczyka był zdecydowanym zwolennikiem porozumienia z Moskwą.

    Po ustaleniu  przez członków Wielkiej Trójki w Jałcie wschodniej granicy Polski wzdłuż linii Curzona oraz decyzji o utworzeniu nowego polskiego rządu przez reorganizację komunistycznego Rządu Tymczasowego, Kot w wywiadzie dla dziennika „Observer” w dniu 18 lutego 1945 roku podkreślił, iż „decyzje krymskie dotyczące  spraw polskich mogą stać się punktem wyjściowym dla nowego załatwienia spraw polskich o ile będą wykonywane uczciwie i lojalnie i zakończą politykę faktów dokonanych”. Jednocześnie uważał, iż „jest zadaniem odpowiedzialnych przywódców polskich postarać się o urzeczywistnienie decyzji krymskich w duchu zabezpieczenia przyszłości Polski i uratowania niepodległości Polski”.

    Jego optymizm co możliwości zawarcia kompromisu z komunistami nie uległ zmianie po aresztowaniu przez Sowietów 16 przywódców Polski Podziemnej. Mikołajczyk zaś zgodził się pojechać do Moskwy na „konsultacje” z członkami komunistycznego Rządu Tymczasowego, rezygnując z pierwotnego warunku, jakim było uwolnienie wspomnianych przywódców Polskiego Państwa Podziemnego.

    Po utworzeniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, Kot na łamach „Jutra Polski” uzasadniając słuszność decyzji podjętych przez Mikołajczyka w Moskwie dowodził, iż układ nie został przez żaden czynnik narzucony Polakom. Jest rezultatem ich własnego porozumienia. Zapewne, że w tym porozumieniu mieli ci, którzy od wielu miesięcy obsadzili wszystkie działy rządowe i którym niełatwo było dziś ustępować na rzecz nowo wchodzących czynników. Zdumiewająca naiwność.

    Podkreślając rozpaczliwe oczekiwanie Polaków na stabilizację sytuacji w kraju wskazywał, iż „każdy uczciwy Polak musi przyczynić się do uspokojenia tej atmosfery, w której naród polski zagrożony jest zagładą biologiczną”. Równocześnie zdecydowanie przeciwstawiał się nieodpowiedzialnemu rozpowszechnianie informacji o rzekomo nieuchronnej wojnie pomiędzy Aliantami, których skutki ujawniły się „w bolesnym procesie moskiewskim”. Prześlizgnąwszy się w ten sposób po haniebnej sprawie procesu szesnastu, przekonywał, iż „Mikołajczyk nie cofnął się przed żadnym wysiłkiem i ofiarą osobistą czy partyjną, na rzecz wzajemnego zaufania i stworzenia warunków do szczerej współpracy w polityce zewnętrznej ze Związkiem Radzieckim, w wewnętrznej – z grupą lewicy dotychczas rządzącą”.

   Uznając, iż należy za wszelką cenę doprowadzić do zakończenia walk w kraju, przekonywał, iż „rząd ten jest rezultatem kompromisu, może trudnego i przykrego, ale uzgodnionego i przez Kraj pożądanego, dlatego też rządowi temu, należy się lojalność wszystkich obywateli w kraju i na emigracji”. Tym samym dezawuował wyłączne prawo legalnych władz RP, z prezydentem Władysławem Raczkiewiczem oraz rządem pod kierownictwem Tomasza Arciszewskiego, do ustalania kierunków polskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej.

   W okresie od lipca do sierpnia 1945 roku w prawie każdym numerze „Jutra Polski” bronił nowego rządu i wzywał Polaków na emigracji do powrotu do kraju. Oceniając w jasnych barwach przyszłość nowego rządu podkreślał, iż „mamy podstawy do przewidywania, że bliska przyszłość przyniesie wielkie zmiany w dotychczasowym stanie rzeczy”, a pierwsze nowe decyzje rządu „jak zniesienie cenzury telefonicznej wewnątrz kraju, zniesienie zakazu posiadania odbiorników radiowych (…) zapowiadają linię, po której pójdzie nowy system rządzenia”. Zniesienie zakazu posiadania radia, wprowadzonego przez niemieckich okupantów i potwierdzone przez komunistów w lipcu 1944 roku, miało być dowodem na „demokratyzację” stosunków w kraju. Zniesienie cenzury telefonicznej wobec b. wątłej sieci telefonicznej w Polsce była niczym w obliczu rygorystycznej cenzury prasowej. Tej jednak Kot nie zauważał.

   Ostro krytykując politykę legalnych władz RP, demagogicznie pytał: „Czy fachowcy polscy na emigracji zrozumieją te fakty i interes narodu? Czy będą się dawać terroryzować politykom i dziennikarzom pp. Arciszewskiego, Bieleckiego, Pragiera, itp., którzy zatrząsnęli drzwi za sobą i pragnęliby pozostać emigrantami w jak najbardziej licznym towarzystwie? (…) Czy wojsko polskie zamiast służyć dla Kraju, wybierze demobilizację zagranicą tylko dlatego, że niektórzy z politykujących generałów i pułkowników zagalopowali się w swej ambitnej taktyce, że nie mają możliwości powrotu? Czy wojsko polskie pozwoli się traktować jako prywatna armia przywódców emigracji?”.

   Program nowego rządu, ogłoszony przez Edwarda Osóbkę-Morawskiego, spotkał się z jego pełną akceptacją. B. ambasador napisał, iż „podkreślamy jego staranne opracowanie, przemyślane, pełne umiaru i równowagi. Jaki Polak – demokrata mógłby się nie solidaryzować z rozwiniętym w nim programem?”.

   Jedyny jego niepokój wzbudzał fakt niedopuszczenia do udziału w rządzie Stronnictwa Pracy, które „po zaciętej walce o ideały demokracji politycznej i społecznej w duchu chrześcijańskim (…) miało być dzisiaj ograniczone w swobodzie swej działalności?”.

   Witając z entuzjazmem wyniki konferencji poczdamskiej, dzięki której – jego zdaniem – Polska „wychodzi przekształcona i przesunięta, ale wyposażona tak mądrze i bogato, że ma zarodki niesłychanego rozwoju, potęgi ekonomicznej, rozkwitu kulturalnego i ogromnej roli politycznej”, składał hołd mądrej i wspaniałomyślnej polityce Stalina, który „obmyślał i wykonał program Polski mocnej”, co miało dowodzić „dalekowzroczności jego politycznej myśli: nie chciał Polski rozgoryczonej, przesyconej poczuciem krzywdy i niewiarą w przyszłość”.

   Pisząc ten panegiryk na cześć Stalina zapomniał, iż był współautorem komunikatu rządu z kwietnia 1943 roku w sprawie Katynia, uznającego konieczność bezstronnego wyjaśnienia kulis tego ludobójstwa.. Trudno się więc dziwić, że słowa te wzbudziły oburzenie i powszechne potępienie Kota w polskim Londynie. Jemu samemu jednak umożliwiły powrót do kraju i objęcie stanowiska ambasadora TRJN w Rzymie.

   Do kraju przyleciał w dniu 9 sierpnia 1945 roku, a rzymską placówkę objął na początku października tego roku.

   Jego sytuacja jako reżimowego ambasadora we Włoszech była szczególnie trudna, ze względu na znajdowanie się tam wielotysięcznego II Korpusu Polskiego dowodzonego przez gen. Andersa. Do obowiązków ambasadora należała między innymi organizacja repatriacji ludności polskiej do kraju, co musiało prowadzić do konfliktów z żołnierzami II Korpusu w zdecydowanej większości wrogo nastawionymi do Kremla i zdominowanego przez komunistów rządu warszawskiego.

   W pierwszym raporcie dla centrali Kot podkreślał przemożny wpływ II Korpusu na stanowisko włoskiej opinii publicznej wobec rządu. Wskutek tego „w oczach tej opinii – wyjąwszy koła komunistyczne – II Korpus reprezentuje dążenia Polski. Są wszędzie znani, są rozrzuceni szeroko, posiadają mnóstwo stosunków osobistych. W samym Rzymie posiadają wiele urzędów, biur, lokali, gazet; miasto jest pełne żołnierzy i oficerów. Także polskie instytucje cywilne są  żywione i przeważnie utrzymywane przez Korpus”, który stał się „naturalnym opiekunem także polskiej ludności cywilnej”.

   Opisując sytuację w II Korpusie wskazywał, iż gen. Anders rzekomo skupił wokół siebie „liczne grono przedwojennych polityków i dziennikarzy z obydwóch kierunków totalistycznych: sanacyjnego i ONR-wego. Wciąż tkwią oni w nienawiści do demokracji oraz do stronnictw politycznych”. II Korpus wydawał wiele dzienników i publikacji, w których szerzył „propagandę przeciw Polsce i powrotowi do niej”, a „dzikie  ataki na prezesa Mikołajczyka prowadzi ta sama grupa polityków reakcyjnych, która obsadziwszy redakcję Kuriera Porannego przed wojną /Piestrzyński, Stahl, Hrabyk/ chcieli z tak wielkiego patrioty i obywatela, jakim był Wincenty Witos , zrobić agenta Gestapo”. Insynuacje Kota były niewątpliwie skrupulatnie rejestrowane przez komunistyczną bezpiekę.

   Gen. Anders posiadał także wysoką pozycję w dowództwie wojsk alianckich we Włoszech, które „przywykło na wszystkie sprawy patrzeć oczyma II Korpusu, z którym są zżyci i zaprzyjaźnieni. Generał Anders cieszy się u nich nie tylko sympatią osobistą, ale i nie zwykłym uznaniem jako dowódca. Do niego i jego organów mają absolutne zaufanie”.

   W grudniu 1945 roku Kot wystąpił do warszawskiego MSZ z prośbą o interwencję u rządów brytyjskiego i amerykańskiego, w związku z dekoracją przez Andersa kilku oficerów alianckich orderem Polonia Restituta. Zbulwersowany tym ambasador podkreślił, iż należy „zapytać się Rząd brytyjski i Departament Stanu czy poinformowały Dowództwo Śródziemnomorskie, że uznały rząd w Warszawie, że cofnęły uznawanie Raczkiewicza i że przyjmowanie orderów Raczkiewicza jest sprzeczne z polityką rządów alianckich”.

CDN.