Potem ktoś odkręcił kran z Lechem Wałęsą. Celem ludzkiej mowy jest komunikowanie się, artykułowanie myśli. Lech Wałęsa uważa zaś, że celem mowy jest mówienie. Gdybym wyłapał z potoku słów jakąś myśl, mógłbym przy udziale znanych mi słów zrekonstruować to co Wałęsa miał do powiedzenia, niestety nie wyłapałem sedna, moja wina. Byłbym jednak dla byłego prezydenta niesprawiedliwy, bowiem w końcówce wyłapałem prawdziwą perłę i rozpoznałem Wałesę - jak kiedyś - chytrego cwaniaka. Na pytanie o Bolka odpowiedział, że to nie jego zwerbowali, tylko jemu dało się wciągnąć SB do współpracy. Gdyby tego nie zrobił nie wiadomo jak długo trwałoby obalanie komuny. To prawda, gdyby nie ten chytry wybieg Wałęsy być może dopiero dziś Michnik wsiadałby do samochodu Jerzego Urbana, a dzięki zaangażowaniu SB w pełną niebezpieczństw konspirę mógł cieszyć się owocami demokracji już 25 lat temu i jechać - bez obaw - samochodem razem z Urbanem i Olejnik.
Niewielki był też pożytek z zaproszonego do studia Marka Belki. Nie poszedł tropem obniżonych ratingów Polski, nie załamywał rąk z powodu pikującej gospodarki, wręcz przeciwnie, tonował obawy. Zdawał się mówić - poczekajmy, poobserwujmy, poczekajmy na efekty. Przypadek Belki jest nieco inny niż przypadek dwóch byłych prezydentów. Belka jest po prostu inteligentny, realizuje swój deal, który nie jest zbieżny z dealem realizowanym przez Lisa. Stąd brak kategoryczności w sądach i lekkie dystansowanie się od Lisa. Jako człowiek inteligentny wie, że we wciskaniu kitu istnieje granica, po przekroczeniu której śmieszny staje sie wciskający kit, a nie potencjalny odbiorca kitu. Belka wie również, że jego ewentualna troska o niszczoną przez PiS gospodarkę jest tak samo wiarygodna jak rekolekcje prowadzone przez burdelmamę. Nie mamy pamięci pierwotniaków i pamiętamy, że całkiem niedawno gotów był poluzować rygory finansowe i spragnionej gawiedzi wcisnąć do kieszeni - nie bacząc na konsekwencje - parę groszy, by " pisiory " nie wzięły w wyborach tych cholernych 40 % . Wie również, że jako ekonomista też poważnie traktowany być nie może, skoro podczas spotkania tzw. państwowców " u Sowy " miast zastanawiać się nad poprawieniem ratingów Polski, bawią się w ratingi " wacków " z których to ratingów wynika, że najmniejszego " wacka " wśród bankowców ma prof. Hausner. Takie tam zabawy polskich elit polityczno - finansowych. On to wie i my to wiemy, stąd kwaśna mina i małe zaangażowanie w zabawę zorganizowaną przez Lisa.
Na wysokości zadania stanął jedynie zaproszony Włodzimierz Cimoszewicz, który z lubością dosiadł pisowskiego konika. Cimoszewicz po śmierci pułkownika Miodowicza wydaje się odzyskiwać dawny wigor, łapie wiatr w żagle. Wiedza w betonowym sarkofagu, więc dusza nieco spokojniejsza. Na Cimoszewicza zawsze można było liczyć, zawsze mówił to czego od niego oczekiwano. I wówczas gdy był szefem uczelnianego ZSP i członkiem PZPR i w czasach gdy łasił się do generalskich lampasów. Człowiek elastyczny. Kiedy historia kazała zrzucić maskę politruka założył elegancki garnitur i został - z krwi i kości - europejskim socjaldemokratą. Gładki, na gładko zaczesany człowiek. Łatwy w obejściu.
Najgorsze jednak w całym wczorajszym, ostanim na szczęście, spektaklu było to wiecowe zakończenie, z dziennikarstwem mające niewiele wspólnego... i ta muzyczka w tle. Zabrakło jedynie ręki - w amerykańskim stylu - trzymanej na sercu. Normalne orędzie do narodu.
Rodacy ! wytrwajmy, jeszcze odrobina woli walki z waszej strony, jeszcze odrobina oporu. To nie może wiecznie trwać, kaczystowska smuta musi się kiedyś skończyć... i na naszej ulice bud'et prazdnik.
Ci admiratorzy Lisa, którzy są o wiele, wiele głupsi niż wskazywałby na to ich wygląd mogli nanizać sobie wczorajszy program, niczym perłę, na różaniec profesjonalnych, dziennikarskich dokonań red. Tomasza Lisa. Ci zaś, którzy tylko wygladają na głupich, bądź głupich udają mogli obejrzeć wczoraj, w ramach abonamentu, niezły program kabaretowy z udziełem dwóch trefnisiów, jednego iluzjonisty i jednego człowieka - gumy. Mnie się podobało.
