
Niemalże 10 lat temu moje zainteresowanie najważniejszymi zagadnieniami bytu było tak samo mocne jak dzisiaj. Potem przesunąłem się z nauki bardziej w stronę filozofii, bo dawała ona więcej swobody wyobraźni i wolnym rozmarzaniom. I dzisiaj potwierdzam, że był to krok słuszny. Szerokie horyzonty versus wąska specjalizacja...
Te zasadnicze dociekanie moje, czego zazwyczaj nie robią naukowcy, to zadawanie sobie nieustannie pytania - dlaczego? Dziecinne prawda? A potem jeszcze takie śmieszne, które w rzeczywistości są zmorą naukowców i praktycznie wszystkich myślicieli: czy może powstać coś z niczego (tak podobno powstał cały Wszechświat w chwili Wielkiego Wybuchu); co to jest myśl (chyba nikt już nie wierzy, że to elektrochemiczny proces); gdzie w mózgu ulokowana jest pamięć i czym jest świadomość. Takich bardzo prostych pytań jest mnóstwo, tylko zazwyczaj omijamy je z daleka, żeby się jeszcze bardziej nie frustrować.
No więc wtedy rozmyślałem sobie tak:
================
Na początku była myśl, powiedział jeden mędrzec. Na początku był chaos, mówi inny. Czyżby? Początek jest znacznie prostszy - dla wszechświata to osobliwy punkt, który nagle wybucha, a dla człowieka spirala DNA. Potem wszystko zaczyna się komplikować.
[Dzisiaj, w 2020, już prawie z niezachwianą pewnością powtórzę za św. Janem Ewangelistą - NA POCZĄTKU BYŁO SŁOWO]
George Fitzgerald Smoot, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley w dziedzinie astrofizyki i kosmologii, uhonorowany Noblem napisał książkę wydaną u nas jako "Narodziny Galaktyk" (org. "Wrinkles in Time"). I w tej fajnej książce napisał m.in. tak:
"... gdy zbliżamy się do chwili stworzenia, składniki wszechświata i rządzące nim prawa stają się coraz prostsze. ... Warto porównać ewolucję wszechświata z życiem, a mówiąc prościej, z życiem dowolnej pojedynczej osoby. Każdy z nas jest niezwykle skomplikowanym układem, zdolnym do niezliczonych zachowań i myśli. Można jednak prześledzić rozwój dowolnej osoby wstecz w czasie, aż do chwili połączenia się plemnika z jajem. Widzimy, że dana osoba staje się coraz prostsza, aż wreszcie zostaje zredukowana do informacji zawartej w DNA. Rozwój, który przekształca zakodowaną w DNA informację w dojrzałego osobnika, to proces narastającego komplikowania. Uważam, że z podobną sytuacją mamy do czynienia w kosmologii [jak powstał Wszechświat - moje]. Widzimy, jak skomplikowany jest dzisiejszy wszechświat i sami jesteśmy częścią tego skomplikowanego układu."
Czy to nie jest piękna analogia? I jakie pole do snucia rozważań i hipotez...
Czy można (oczywiście w dużym uproszczeniu) uznać podwójną helisę DNA za skompresowaną informację o dorosłym osobniku? Ja bym to widział nieco inaczej - jest to program, zespół algorytmów - co się ma dziać i jak postępować. Raczej, trzymając się komputerowej nomenklatury, to byłaby np. Java, albo nawet sam Windows czy Linux.
A później, gdy już DNA zaczyna działać, to każdorazowo pracuje on w tak różnorodnych warunkach i z natury rzeczy w oparciu o nieliniową dynamikę procesów, powoduje, że w rezultacie mamy wielką różnorodność dojrzałych osobników.
Biorąc to pod uwagę, z w zasadzie prostej struktury DNA powstaje bardzo skomplikowany układ dorosłego osobnika.
Autor również wspomina, że w ewolucji (szeroko pojętej, nie tylko natury) bardzo ważną rolę odgrywają przemiany fazowe (jak woda - lód). Ciekawe, gdzie i czy w ogóle w rozwoju osobniczym moglibyśmy znaleźć takie przemiany.
Cały wszechświat, czy kosmos, gdy był w pierwszym i jedynym punkcie osobliwości, to wszystko było niesłychanie proste. Fakt, że przez jedną kwadrylionową sekundy i w temperaturze 10 do 34 potęgi. Nie mniej, totalna prostota. Później zaczęły powstawać fotony, oddziaływania mocne i słabe, jakieś tam kwarki, z tego protony, neutrony, elektrony, potem to stygło i jest wodór i hel...i dalej, dalej... i są gwiazdy, galaktyki, gromady, czarna materia i czarne dziury; a co najważniejsze - przestrzeń i czas.
Z dużym poziomem wyobraźni, biorąc te nowe DNA za pierwotną osobliwość, to nasza spiralka potrafi również wyprodukować całkiem niesamowite twory, gdzie na końcu kreacji jest tak ulubiona przeze mnie świadomość i myśl.
==========================
"Gdy zastanawiam się nad sobą i swoimi sposobami myślenia, jestem bliski wniosku, że dar fantazjowania znaczył dla mnie więcej niż mój talent przyswajania wiedzy."
ALBERT EINSTEIN
=====================
Oh, let the sun beat down upon my face
Stars fill my dream
I'm a traveler of both time and space
To be where I have been
Sit with elders of the gentle race
This world has seldom seen
They talk of days for which they sit and wait
All will be revealed
Talk in song in tongues of lilting grace
Sounds caress my ear
There are not a word I heard could I relate
Story was quite clear
Czytałeś może o eksperymencie w którym przywalili neutronowi jakąś cząstką, która częściowo wniknęła ( przeszła przez) i wykazała, że składa się z warstw obracających się w różnych osiach ?
Nie podoba mi się model cząstki /worka w którym miota się kilka (3/4/5/6) kwarków. Lubię jak jest ładnie.
Wydaje mi się, że ta cała fantastyczna i tajemnicza (głównie ze wzgl. na słownik) robota dokonywana przez Imć Waszecia, to głównie porządkowanie. Bałagan trzeba pozamiatać i po to jest matematyka. Lecz świat robi swoje: dzień w dzień przybywa coś nowego i nawet nieznanego. A czasami jest odwrotnie - matematycy twierdzą że takie coś musi być i potem sfora fizyków leje pot z czoła w poszukiwaniach. Jak to było z tą "boską cząstką" - bozonem Higgsa, taką efemerydą, która żyje 1,56 × 10 do−22 s.
Widzę potrzebę poważnej zmiany metodologii i podejścia zarówno w nauce, jak i teologii. Dla mnie to się wspaniale łączy. Lecz jak widziałem wczoraj w dyskusji, matematyk i kolega bazujący głównie na wierze, omalże nie skoczyli sobie do gardeł.
Czy Panu również czasami znika wszystko, co się pisze w komentarzu? Szału można dostać.
Mnie to założenie o takim początku też się nie podoba. Ta makabryczna temperatura świadczy przecież o przepotężnej energii. Czyli to nic, z czego powstaliśmy, to niezła petarda. Widać wyraźnie, że fizycy gonią w pietkę. Jak matematycy przy punktach osobliwych, albo przy, co strasznie mnie raduje, zbiorach pustych. Cóż, każdy ma swego demona. To pewnie dzieło tego, jak nazywacie, "ludu wężowego", bo dranie bawią się ciągle w paradoksy.
Myślałem, że tylko fizycy dostali pierdolca w kwestii symetrii. Jak widać, matematycy też już zostali ugryzieni. To najpewniej wina praw estetyki (widocznie rzeczywiście istnieją i mają tak potężny wpływ, jak rola obserwatora na dobrostan słynnego kota). Nawet jeśli się do tego dołoży jeszcze anamorfozę.
Materia nie odgrywa już głównej roli w fizyce. Jej miejsce zajęły zasady symetrii, z których pewne w obecnym stanie wszechświata pozostają ukryte.
Steven Weinberg
Ale dajmy sobie spokój z geometrią i za fizykami zaznaczmy również symetrię praw zachowania i sił. Tu pewnie jest nasze słynne oko za oko. Jest to bardzo pozytywne i radujące nasze serca i umysł mojej małżonki, która ma kota na punkcie porządku i sprzątania, że nieważne gdzie się znajdujemy, czy w mojej gdyńskiej pseudo-kajucie, czy chyba na najdalszej odkrytej przez Hubbla i odległej o jakieś 9 miliardów lat świetlnych gwieździe Icarus (lub MACS J1149+2223 Lensed Star 1, w skrócie LS1) to zawsze będziemy mieli do czyniena z identycznym zestawem - brawo symetria - praw i reguł.
Cieszymy się bardzo, bo nasza czasoprzestrzeń jest bardzo elegancka, a nie jakieś pokręcone dziwadło. Oczywiście symetrie są w tym wszystkim decydujące i żeby te elegancję przypieczętować powinniśmy zawsze wkładać kwiatek do butonierki.
Chwileczkę, chwileczkę! A może my budujemy taki cudowny obraz pod siebie, pod nasze zmysły, naszą estetykę i poczucie piękna? Może wcale tak nie jest, a prawdziwa prawda jest taka jak w "Ubiku" Philipa Dicka? To ty, Szanowny Imć Waszeci, nie robisz nic innego tylko poszukujesz porządku. Prawda?
Długo, długo tak można. Teraz trzeba by wspomnieć o bozonach i fermionach, a potem wdrapać się piętro wyżej by podyskutować o SUSY. A na dachu już czeka M-teoria i możemy sobie pograć na strunach (ja - gitara basowa).
https://youtu.be/4_NE3uOiUyE
Językiem służącym wdrażaniu reguł symetrii w koncepcje fizyczne jest teoria grup, podwędzona od norweskiego matematyka Sophusa Liego. Tak jak pisałem w drugiej części cyklu, na początku lat 80. Adbus Salam, Sheldon Glashow oraz Steven Weinberg postawili dwa istotne kroki prowadzące do unifikacji oddziaływań podstawowych. Nie napisałem wtedy jednak, iż dla osiągnięcia celu, nobliści zaadoptowali liczące ponad sto lat zasady symetrii Liego. Na fali modelu standardowego szanowane periodyki rychło wypełniły się wymyślnymi typami symetrii, jak: SU(n+1), SO(2n+1), SP(2n), E(6), E(8). Litery obecne w tych oznaczeniach bynajmniej nie są przypadkowe. “U” oznacza unitarność, a więc zachowanie wektorów w płaszczyźnie zespolonej. Od “O” zaczyna się określenie ortogonalny, czyli związany z grupą obrotów. “S” to specjalny, co w tym kontekście oznacza brak odbić. “E” pochodzi natomiast od angielskiego exceptional (wyjątkowy). I tak dla przykładu, Salam, Glashow i Weinberg projektując teorię oddziaływań elektrosłabych użyli matematycznej symetrii SU(2)xU(1). Wkrótce potem spróbowali zastosować symetrię SU(5) do włączenia w to wszystko gluonów i w rezultacie wyprowadzenia teorii wielkiej unifikacji, GUT. Możliwe, że niewiele z tego wszystkiego rozumiesz. Niestety akurat w tym przypadku wysmarowanie jakiejś barwnej metafory graniczy z cudem i trudno powiedzieć coś więcej bez uciekania się do karkołomnych modeli matematycznych. Mimo wszystko myślę, że warto przynajmniej usłyszeć o narzędziach, którymi tęgie umysły świata rzeźbią swoje dzieła.
Ps
Moje najszczersze gratulacje za obronę Nauki postawionej w kontrze do Wiary u Kmeehowa. Oponenci kiedyś pewnie sami dojdą, studiując uważnie Słowo Boże, że to właśnie tylko poprzez Naukę dochodzi się do pełni Wiary.
Ja już tego dokonałem nauczony przez chyba najwybitniejszego współczesnego filozofa, który bedąc bojownikiem ateizmu, na którego się powoływano, a który po wnikliwym rozważeniu praw,reguł i faktów Nauki został oświecony pełnią Wiary, co opublikował w niedużej książeczce BÓG (NIE przekreślone) ISTNIEJE (Autor - ANTHONY FLEW. Jego wyznanie wiary (wybtał deizm arystotelowski z pełnym szacunkiem dla chrzescijaństwa) w 2004 roku był szokiem nie tylko w Oxfordzie, ale w całej zachodniej filozofii. Ateiści stracili kolejny autorytet).
.
Mimo to ciagle jeszcze czasami oglądam 3G Live in Tokyo.
A co do arpeggio na basie - tu jest sporo fajnych. Chyba by musieli palce mi uciąć.
https://youtu.be/30YT0cG2EkE
Jestem pod wrażeniem .... Też próbuję się trochę tym zajmować ale idzie mi jak po grudzie.
A tak często o tym zapominamy, lub jeszcze gorzej - gubimy to.
Bóg Kreator źle nam nie życzy, ale się nie wtrąca. Jednakże bezwzglednie On to dobro i szczęście. I także, czego nie ma w żadnej innej religii - miłosierdzie. Więc, kto dobrze szuka, ten zawsze zrozumie, że celem życia jest dążenie do szczęścia - bo to przecież droga do Boga. Ludzie często szczęścia nie pojmują, mylą go z radością, czy uciechą. Niech dalej szukają.
Pozdrawiam