Opisywałam swego czasu dramatyczną historię mego sąsiada, skazanego wbrew własnej woli na pobyt w domu opieki tylko dlatego, że pani kurator nie podobał się wystrój jego pokoju. Sąsiad miał ogromne ilości książek, które w pewnym nieładzie zajmowały liczne regały. Kurator sądowa, patrząc na książki powiedziała: „ proszę usunąć mi te wszystkie śmiecie”. Kiedy nieśmiało napomknęłam, że nie mam prawa ani zamiaru niczego wyrzucać bez zgody sąsiada, a poza tym w jego pokoju są tylko książki a nie śmiecie pani kurator oświadczyła, że dla niej osobiście książki są to śmiecie, a poza tym to ona podejmuje wiążące decyzje. Sąsiad był tylko przewlekle chory, nie był ubezwłasnowolniony, miał z naszej strony pełną opiekę. Pomimo wszystko decyzją sądu rodzinnego umieszczono go w domu opieki w Józefowie gdzie przeżył niespełna dwa miesiące. Zmarł na gangrenę, spowodowaną zaniedbaniem przez personel właściwej pielęgnacji cukrzycowych ran na nogach. Według opinii lekarza domowego mógł żyć jeszcze przynajmniej dziesięć lat w swoim zagraconym pokoju.
Przerażające dla mnie było, że o naszym losie, o życiu i śmierci może decydować osoba, dla której książki są to śmiecie, czyli najdelikatniej mówiąc jest z zupełnie innego niż my kręgu kulturowego. To co w jej oczach jest wręcz przestępstwem, to znaczy bałagan w pokoju sąsiadowi zupełnie nie przeszkadzało, zresztą za takie „przestępstwo” nie należy się kara śmierci.
Opisywałam również historię pani Teresy, którą w zimie, w nocy w samej koszuli i boso wywlekli z mieszkania policjanci i przewieźli do domu opieki na Solcu gdzie przywiązano ją pasami do łóżka, założono cewnik i zaopatrzono w pampers. Resztę swego żywota miała spędzić w małym pokoiku w towarzystwie pięciu nieprzytomnych, bezwiednie się zanieczyszczających ( jak to się fachowo mówi - w stadium terminalnym) osób. Panią Teresę udało się nam uratować. Żyła jeszcze dobrych kilka lat w komforcie swego własnego mieszkania ( próbowała ukraść to mieszkanie wspólnota mieszkaniowa) chodziła na koncerty do Filharmonii , uczęszczała na zajęcia Uniwersytetu III wieku. Faktycznie nie była zbyt elegancka i schludna, ale jak powiadam nie jest to czyn zagrożony karą śmierci.
Jak mi kiedyś powiedziała mądra adwokatka osoby powyżej siedemdziesiątego roku życia są w Polsce praktycznie ubezwłasnowolnione przy czym nikt nie troszczy się nawet o ich ubezwłasnowolnienie formalne czyli przez sąd. O podstawowych sprawach życiowych tych starszych ludzi decyduje opiekunka społeczna czy kurator sądowy. Bardzo często są to osoby niezwykle prymitywne, bez żadnych kwalifikacji formalnych i jak to już napisałam z zupełnie innego kręgu kulturowego. Nie widzę żadnych przyczyn abym miała podzielać gusta pani kurator w kwestii wystroju wnętrz, sposobu ubierania się czy sposobu spędzania czasu. Nie godzę się na to żeby książki nazywać śmieciami. Nie przeszkadzają mi okruchy na stole czy muszki owocówki w kuchni. A jednak okruchy na stole i muszki owocówki w kuchni bywały podstawą odbierania przez sąd rodzinny dzieci i umieszczania ich w placówkach tak zwanej pieczy zastępczej gdzie bywały ofiarami prawdziwej przemocy poniżania i molestowania seksualnego.( przypominam, że w Pucku dwoje dzieci z niezamożnej rodziny zostało zatłuczone na śmierć przez opiekuna z zawodowej rodziny zastępczej). O wyroku sądu rodzinnego decyduje opinia kuratora, a kurator to jak pisałam najczęściej osoba bez zawodu, bez wykształcenia często niezwykle prymitywna, dla której jedynym sposobem zarobkowania jest wtrącanie się w sprawy innych ludzi.
Osobnym problemem są dyspozycyjni biegli sądowi. W sprawie pani Teresy biegła psychiatra nie wchodząc do mieszkania staruszki orzekła, że ma ona wszawicę, grzybicę i świerzb i wymaga odosobnienia w domu opieki. Pani Teresa oczywiście nie cierpiała na żadną z tych dolegliwości, poza tym biegła była psychiatrą a nie dermatologiem. Jej orzeczenie wystarczyło jednak sądowi.
W czasach stalinowskich tak zwana „psychuszka” była karą za niewłaściwe poglądy polityczne a także sposobem pozbywania się z życia społecznego niewygodnych osób. Coś takiego spotkało Władysława Broniewskiego po samobójczej śmierci jego córki Anki gdyż miał zamiar rozliczyć za tę śmierć Bogdana Czeszkę pupila komunistycznej władzy w którym Anka była zakochana, ale jak się okazało jej kochanek sypiał jednocześnie z jej matką. Wydawałoby się że ta haniebna praktyka czyli „psychuszka” powinna zniknąć wraz z przodującym komunistycznym ustrojem. Okazuje się jednak, że psychuszka nadal działa i ma się doskonale.
Kilka tygodni temu pisałam o dziewczynie w której samochód w 2000 roku wjechał prominent PO Wiesław Pszczółkowski. Został za ten czyn skazany prawomocnym wyrokiem. Choć od tego czasu minęło osiemnaście lat poszkodowana czyli pani Paula Powązka nie otrzymała żadnego odszkodowania z Warty, w której ubezpieczony był sprawca wypadku. Pomimo orzeczonej niepełnosprawności nie otrzymuje też należnej jej pomocy z Opieki Społecznej. Jedynym jej „przewinieniem” wobec systemu jest fakt, że od lat upomina się o swoje. Nie godzi się również na przedmiotowe traktowanie jej i jej matki przez wizytatorki z Opieki Społecznej, które pozwalają sobie na wrzaski, fałszują kwestionariusze wywiadów, rozpowszechniają kłamliwe oskarżenia.
System zamiast udzielenia pomocy postanowił pozbyć się kłopotliwej osoby klasyczną metodą „psychuszki”. W sądzie toczy się obecnie postepowanie w sprawie jej ubezwłasnowolnienia. Znalazła się oczywiście dyspozycyjna biegła sądowa z zakresu psychiatrii Ewa Marciniak. Według pani Marciniak Paula Powązka ma "rozwój psychozy paranoicznej: urojenia prześladowcze i interpretacje prześladowcze faktów". Wypisz wymaluj „schizofrenia paranoidalna bezobjawowa”, epidemiczna choroba, która prześladowała sowieckich dysydentów”.
Pani Paula jest w pełni władz umysłowych, inteligentna, elokwentna dowcipna. Rozmawiałam z nią wielokrotnie. Będę wracała do tej sprawy podając szczegóły i nazwiska.
Wszystkich nas nie ubezwłasnowolnicie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9984
Slyszalam to z niejednych ust.
Zamkniete w czterech ścianach, robią z dziećmi co chcą.
W domach dziecka jest jednak jakas kontrola, z obawy przed koleżanką, żeby nie wydała.
Podobnie kuratorzy sądowi, od jednej czesto czuć alkohol, a w ciemnych okularach, żeby nie było widać śladów przepicia, widać ja często.
To jest straszne co się dzieje. Ludzie przyzwoici uzależnieni od patologii.
Zwłaszcza jak Siostra Bernadetta ma pieczę nad dziećmi.
Ale Zdzichu zadowolony pewnie, bo ukazał się znów " wdzieczny" temat do wysmarzenia jakiegoś antykatolickiego gniota, a w głównej roli koniecznie jakąś szantrape, tak dla dopełnienia i "ocieplenia"
wizerunku siostry.
Wyrażam szczególne uznanie dla Pani wysiłków, by nie było cicho o rzeczywistym froncie walki zachłannej dziczy z oczekującymi sprawiedliwości. Nie dokładam opisu przykładu ze swojego otoczenia, nie jest to takie proste, żeby działać tu na gruncie pewności, ale finał tej konkretnej sprawy mówi sam za siebie: mój ubezwłasnowolniony kolega popełnił samobójstwo. Za szóstym razem mu się udało, a że wcześniej próbował tyle razy, więc można sobie próbować wyobrazić, jak wielka była jego rozpacz.
Nawet we wspólnotach mieszkaniowych w Pani mieście, patologiczne przypadki
są szczególnie pazerne. Kolejny n-ty raz zapytam, nie panią Izabellę a wszystkich
jak zamierzacie obronić się przed tą po lewicową patologią kutą przez siedemdziesiąt
lat bez organizowania się we wspólnoty. W Polsce wici ma tysiącletnią tradycję budowaną
bez czekania na Państwo. W dobie mobilnej komunikacji i internetu trudno nie pojąć, że ludzie
zrzeszeni w grupy posiadają większe prawa niż jednostka. Na wsi istnieją wspólnoty parafialne
sołeckie, rady parafialne i koła gospodyń. W miastach problem jest bardzo poważny, to mnóstwo
samotnych ludzi. Jeżeli tworząc wspólnoty do zarządów wybierzecie ludzi nieodpowiednich tonie
pozostaje nic, tylko spojrzeć w lustro. W temacie drugim bądźmy konsekwentni, musi nastąpić
zmiana prawa dotyczącą funkcji kuratora środowiskowego powołanego na bazie zmiany ustawy.
Młodych prawników mamy na pęczki i jest w kim wybierać. Pieniądze na ten cel należy wycofać
z dofinansowania samorządów w obszarze MOPS-ów. Nie powinien nikt liczyć na dotychczasowe
struktury z powodów, które podnosiłem wcześniej, tj.64 kilo net rekordów, dotyczących naruszeń
prawa w MOPS-ach.
Pozdrawiam, Jan.
Że co? Zapisywać, to będą argumenty, do dyskusji? Do dyskusji niby z kim?
ONI -funkcjonariusze systemu na Wasze pisane argumenty mają jeden , którego bez wahania użyją bez żadnych sentymentów i ograniczeń - jeżeli uznają to za konieczne.
Ten argument to PAŁA. To SIŁA.
Przyjmijcie sobie taką oto definicję "państwa": "Państwo jest to najwyższa forma przestępczości zorganizowanej".
I przez pryzmat tej definicji oceniajcie "państwo" i jego funkcjonariuszy.
Zrobi Wam się jaśniej.
"Wszystkich nas nie ubezwłasnowolnicie." - już ubezwłasnowolniliśmy i ubezwłasnowolnimy jeszcze bardziej!!
Trafiłaś Izo swym mądrym tekstem w strumień moich ostatnich rozmyślań. 70-tka blisko, więc trzeba zacząć się troszczyć. Jednakże Ty zetknęłaś się z bezdusznością i głupotą paniuś z opieki społecznej, biegłych sądowych i gestapowskich sędziów. Czarny i ponury obraz. Ja natomiast z pewnym przerażeniem obserwuję i słucham premiera Morawieckiego i jego entuzjastyczne panie minister, które w temacie starości pieją z zachwytem o wielu inwestycjach, które można nazwać, jak komuniści - domami pogodnej starości. Nie wiem, gdzie szanowne panie z rządu się chowały, lecz jeżeli nie w rodzinach patologicznych, to by wiedziały, co oznacza dom wielopokoleniowy i jak ekstremalnie istotne jest, pod żadnym pozorem nie zmienianie starszej osobie miejsca zamieszkania i przyjaznego otoczenia. To przecież jest elementarz geriatrii. Więc rząd, gdyby naprawdę chciał to robić mądrze, a nie tylko dla poklasku, to by pomógł rodzinom, by tak, jak dziećmi, mogły się opiekować swoimi rodzicami, dziadkami, czy nawet ciotkami i wujkami. Nie wspomnę, że to również ekonomicznie jest bardziej uzasadnione. Fakt, hospicja są niezbędnie potrzebne. Lecz tylko w faktycznym stanie terminalnym. Lecz, jeżeli nie ma ciężkiej choroby i pełnej nieporadności, to osoby starszej nie powinno się tykać i wyrywać z miejsca, które zna, kocha i jest do niego przywiązana. Domy pogodnej starości to odebranie paru lat życia.
Pozdrawiam
A jak nie jest to przyjazne otoczenie tylko rodzinka żyjaca z emerytury seniora i jednocześnie mająca w 4 literach jego potrzeby?
Powiedziałbym: nie tylko. Bo często wielu starszych nie potrafi jasno wyrazić swojej woli. Świadkiem byłem bardzo przykrej sprawy, bo to rodzina; osoba z początkami demencji, głównie z typowymi kłopotami z pamięcią i koncentracją, sama przyjmowała leki, w tym benzodiazepiny (zwykłe Relanium 5 mg), chętnie ordynowane osobom starszym, a ponieważ nie pamiętała, czy już zażyła, czy nie, to nadużywała i chodziła otumaniona. Wówczas można było z nią zrobić wszystko. W Holandii bez zastanowienia podpisałaby wyrok śmierci na siebie.
Więc wyrażenie woli to jedno, lecz ważniejsze to prawdziwy, odpowiedzialny nadzór i opieka rodziny. To standard, jaki znam w Grecji, Włoszech i w Chinach. Zaraz tu się odezwą ci, którzy wyłącznie znają rodziny patologiczne w Polsce. A to nieprawda.
A co do przypadku, który przywołujesz - wiem, że to trudne z powodu upadku sądownictwa, ale nauczmy się korzystać z pomocy prawników i spisywać akty woli, przechowywane w kancelariach lub sejfach, tak, że gdy nadejdzie czas, kiedy nam trudno będzie logicznie myśleć, ktoś przedstawi nasze prawdziwe zamiary i chęci.