Ideolodzy wolnego rynku uważają, że jest to optymalny regulator stosunków społecznych. Twierdzą, że tylko urynkowienie służby zdrowia i oświaty jest w stanie wydźwignąć te istotne dziedziny życia społecznego z zapaści w której się znalazły po kilkudziesięciu latach tak zwanego realnego socjalizmu i blisko trzydziestu latach tak zwanej niepodległości. Ten mit jak zwykle upada w konfrontacji z rzeczywistością. Wprawdzie niektóre szpitale i przychodnie poprawiły swój zewnętrzny wygląd ale nigdy chyba sytuacja pacjentów nie była tak tragiczna jak teraz. Wciśnięcie się do szpitala graniczy z cudem. Ciężko chore osoby spędzają po kilkanaście godzin w izbach przyjęć szpitali, doświadczają lekceważenia i obojętności ze strony służby zdrowia dbającej tylko o zachowanie procedur, bardzo często po takim wielogodzinnym oczekiwaniu wracają do domu z niczym. Na planowe operacje czeka się po kilka lat, na wizytę u specjalisty od kilku do kilkunastu miesięcy. Prywatne szpitale bezceremonialnie odmawiają wykonania zabiegów nawet tych ratujących życie i nawet za wielkie pieniądze.
Podobna sytuacja jest w oświacie. Poziom uczniów jest obecnie o wiele gorszy niż za czasów znienawidzonej komuny pomimo, że powstało bardzo wiele prywatnych szkół i uczelni. Paradoksem jest, że wbrew powszechnym oczekiwaniom i ideologii wolnego rynku poziom szkolnictw publicznego jest o wiele wyższy niż poziom szkolnictwa prywatnego, a w szkołach i uczelniach prywatnych uczą się i studiują na ogół osoby niezamożne natomiast szkoły publiczne szczególnie w wielkich miastach okupują osoby zamożne, które stać na korepetycje i kursy przygotowawcze a także na wynajem mieszkania i utrzymanie w mieście. Szkoły prywatne stały się chcąc nie chcąc szkołami specjalnymi. Dzieci które nie radzą sobie w szkole publicznej, dzieci chorowite albo z problemami emocjonalnymi, czy kłopotami adaptacyjnymi trafiają do szkoły prywatnej w nadziei, że łatwiej dostaną promocję i za swoje a raczej rodziców dobre pieniądze spotkają się z większym zrozumieniem niż w szkole publicznej. Można powiedzieć, że rynek odpowiada na takie potrzeby i jedynym skutkiem rozbudowania oświaty prywatnej jest duża liczba osób z wykształceniem średnim, za którym nie stoi ani wiedza, ani dojrzałość społeczna ani przygotowanie do wyższych studiów.
Trochę poważniejszy jest problem wyższych uczelni prywatnych, tych przysłowiowych szkół tańca i różańca, w których za mniejszą czy większą sumę można kupić sobie dyplom wyższej uczelni. Szkoły te powstają jak grzyby po deszczu w różnych małych ośrodkach i są często jedyną możliwością uzyskania dyplomu dla okolicznej młodzieży. Najczęściej mają kłopoty ze spełnieniem wszystkich formalnych wymogów wyższej uczelni, kłopoty ze skompletowaniem kadry z wystarczającym cenzusem naukowym, kłopoty z wyegzekwowaniem właściwego poziomu nauczania.
Jedną z takich szkół wyższych jest Nadbużańska Szkoła Wyższa imienia Marka J. Karpia w Siemiatyczach. W szkole tej niedawno była przeprowadzona kontrola przez Biuro Kontroli I Audytu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Kontrola jak to zwykle bywa skupiła się na sprawach formalnych. Sprawdzano czy pracownicy przeszli szkolenie BHP i czy wydawane dyplomy mają odpowiedni znak graficzny. Zastrzeżenia budził brak tak zwanego minimum kadrowego, czyli problem formalny, który przekładać się może na poziom nauczania, a więc sprawy merytoryczne. W żaden sposób kontrola nie ujęła najistotniejszego moim zdaniem problemu tak zwanych martwych dusz na uczelni i to martwych dusz z obcego kraju. Otóż na listach studenckich umieszczono około dwudziestu studentów z pobliskiej Ukrainy. To bardzo miło i szlachetnie, że chcemy nieść kaganek oświaty do tego umęczonego wojnami kraju. Problem jest w tym, że tych studentów jak mi zgłaszali ich potencjalni koledzy nikt nigdy nie widział na zajęciach. Pokazują się czasem żeby przepisać oceny, które otrzymali na uczelniach ukraińskich, a wykładowcy chętnie im te oceny przepisują. Po trzech latach takiej partyzantki otrzymają zapewne upragniony dyplom polskiej uczelni. Nasuwa się w tej sprawie sporo pytań. Dlaczego ukraińscy studenci nie usiłują ukończyć rozpoczętych na Ukrainie studiów? Dlaczego chcą płacić za studia w polskiej prywatnej uczelni? Opłata za studia w Nadbużańskiej Szkole nie jest wprawdzie wygórowana, ale jak wiadomo zarobki na Ukrainie są relatywnie bardzo niskie. Jeżeli studenci ukraińscy zdecydowali się studiować w Polsce to dlaczego nie przyjeżdżają na zajęcia? Czy oznacza to, że nie jest im potrzebna fachowa wiedza lecz tylko dyplom polskiej uczelni? Dlaczego wreszcie władze uczelni godzą się na podobną fikcję?
Wydawanie fikcyjnych dyplomów nie jest zjawiskiem nowym ani wyłącznie polskim. Starsi ludzie pamiętają niesławną szkołę nauk społecznych przy KC. Niejeden profesor wyższej uczelni czy naczelny redaktor legitymował się dyplomem tej szkoły. Nikt nie żałował przecież zakompleksionemu partyjniakowi papierka bez wartości, który mógł sobie powiesić co najwyżej w łazience. Bez tego papierka byliby jednak zapewne mniej szkodliwi.
Publiczną tajemnicą jest, że niektórzy znani politycy na tej samej zasadzie kupowali sobie niedawno dyplomy w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Naiwni zdumiewali się jak ekonomista z certyfikatem wydrukowanym na czerpanym papierze w Anglii może być aż tak głupi. Dyplom, który w Anglii traktowany jest jako dowcip umożliwił niejednemu zajmowanie poważnych stanowisk w Polsce. Na pewno nie w Anglii gdyż Anglicy doskonale znają listę rankingową swoich szkół i taki dowcip tam nie przejdzie.
Polacy nie znają rankingu polskich prywatnych szkół, jest ich zbyt wiele i zbyt często zmieniają nazwy i zarząd. Oczywiście są wśród nich szkoły przyzwoite i nikt nie myśli wrzucać ich do jednego worka. Tym bardziej należy wyjaśnić tajemnicę cichociemnych ukraińskich studentów. Ministerstwo szkolnictwa wyższego wyraźnie nie ma ochoty tego zrobić. A tam gdzie są niewyjaśnione tajemnice pojawiają się zwykle teorie spiskowe.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 14690
Sytuacja pacjentów nie była tak tragiczna jak teraz, za co można winić wolny rynek tylko o tyle, że on nie działa tam, gdzie go nie ma. Służba zdrowia jest państwowa, Łaskawa Pani!
Szkoły prywatne optymalniej dostarczają rzeczy najbardziej pożądanej – papierka. Poziom ma znaczenie drugorzędne, bo w tym kraju patrzy się na papierki. Tu zgoda. Jednak wolny rynek odpowiada tylko na potrzeby, które tworzy biurokracja i biorąca się z niej mentalność. Rozmawialiśmy już o tym, a Pani w kółko na wolny rynek nastaje. Sytuacja, nawiasem mówiąc, mam wrażenie, właśnie się zmienia i szkoły będą musiały się dostosować.
Co do dyplomów, wystarczy znieść państwowe stopnie naukowe, a wolny rynek załatwi resztę. Gdy szkoła wyższa będzie przy każdym punkcie ksero, zacznie się liczyć, co faktycznie dyplom zaświadcza i kto go wystawił. Niech drukują Ukraińcom doktoraty na przejściu granicznym.
https://scholar.google.c…
Gdyby to, co Pan mówi o optymalizacji było prawdą, to wszystkie najlepsze algorytmy świata byłyby probabilistyczne w rodzaju Monte Carlo, bo po się wysilać. Nie powstałaby też nigdy dziedzina zwana teorią sterowania:
1) Control theory: https://en.wikipedia.org…
2) "Notes on optimal control theory with economic models and exercises" Andrea Calogero: http://www.matapp.unimib…
Szczególnie zachęcam do przeczytania końcówki, gdzie jest pokazane na palcach w jakim sensie jest coś optymalne. Jeśli Pan nadal nie dowierza, to polecam porozwiązywać Pańską metodą dwa znane problemy (takie muszki owocowe złożoności obliczeniowej), które można sformułować w języku zrozumiałym nawet dla gimnazjalisty:
1) Problem komiwojażera (TSP): https://en.wikipedia.org…
2) Problem plecakowy: https://en.wikipedia.org…
Nie jestem raczej mało rozgarnięty, mam wyższe wykształcenie i za sobą prawie 50 lat pracy zawodowej - nie w teorii, a w tzw. "wykonawstwie". Czy aby to nie jest tego przyczyną.?
Pani Anno, można mówić prostym językiem, ale nie można mówić prostackim. Gdyby Pani teza była prawdziwa, to już wszyscy byliby naukowcami, zaś wykłady polskich profesorów czytano by w gimnazjach. Kiedyś, ze 20 lat temu, uczestniczyłem w podobnej dyskusji bodaj na Onecie i wtedy puenta była mniej więcej taka: "Was po prostu zżera zazdrość o to, że Polacy mogą być zdolniejsi od żydów czy innych, którym chcecie wiernie służyć". To były takie młodzieńcze porywy i dziś już nie jestem aż tak radykalny. Było tam parę ciekawych osób, które wczesny polszewizm wypchnął na banicję, jak pewien lekarz z Monachium, informatyk Rutra ze swoim żółwiem 8] z Francji, z którymi można było pogadać na te tematy. Pisałem też, że nawet ówczesny szef rady wydziału MIMUW był tego rodzaju zazdrośnikiem z awansu. Skąd to wiem? Bo z nim rozmawiałem. Przed laty był współlokatorem w akademiku z moim ojcem. Tak więc zakończmy te dziwaczne podchody i powiedzmy sobie otwarcie o co chodzi? Jeśli brakuje Pani lub Panu wiedzy z tego tematu, to ja chętnie napiszę to w jakiejś przystępnej formie, lecz tu nie mam zbyt wielkich możliwości ze względu na brak MathJaxa. Stąd zamiast wzorków na 10 znaków trzeba namachać się rękami, pisząc po 10 zdań.
Lecz jeśli uważa Pan/Pani, że ja będę brzydził się własnej przeszłości, pracy, wiedzy, czy pochodzenia, że będę wstydliwie milczał i zgięty w pół, z ręcznikiem na ręce podawał Państwu tacę, to jesteście w wielkim błędzie.
https://www.salon24.pl/u…
Z delikatności nie użyłem tam słowa "trollowała", bo zaintrygował mnie przypadek człowieka wściekle poszukującego "prawdy". To był kiedyś fizyk z krwi i kości i dało się go czytać, ale teraz, pod jakimś tajemniczym wpływem, kompletnie popłynął w stronę ścieku z parapsychologią. Pytam dlatego, bo może Pani też go "naprostowywała" na owo "zrozumiałe" mówienie o rzeczach, które rzeczywiście każdy może mieć przed nosem w Wiki bez mówienia w ogólne, tyle tylko że tego nie zrozumie w żadnych oznaczeniach z powodu ograniczenia percepcji, a nie z chronicznej niewiedzy. Nie lubię być gołosłowny, więc podam przykład ze szkoły średniej, gdzie podobno Pani widziała dzieła uniwersyteckie. Dodam, że ja ten wzór widziałem w szkole podstawowej ... fakt, miałem ojca matematyka.
Przykład na ograniczenie percepcji: "Rozwiń wyrażenie (x+1)^7".
Na czym to ograniczenie polega? Na szukaniu w pamięci "wzoru, którym można to rozwiązać". Nie chodzi o to, że taki wzór nie istnieje, bo istnieje i podam go Pani z pamięci w środku nocy. Chodzi o to, że szkoła kompletnie wyłącza lub wypacza u dzieci proste myślenie. Gdy polskim uczniom mówi się, że żaden wzór nie jest tu potrzebny, to robią oczy lwa z ciężkim zatwardzeniem. A ja Pani pokażę na palcach, że to jest tak proste, że aż prostackie:
Wyobraźmy sobie siedem pojemników w których są piłeczki pingpongowe, w każdej dwie, jedna z napisem "x", a druga "1". Tu kończy się "edukacja" 50% dzieci. Naszym zadaniem jest wybieranie po jednej piłeczce z każdego pojemnika i układanie ich na stole. Ile będzie sposobów na wybranie powiedzmy 3 piłeczek z "x" i reszty z "1". Tu kończy się kariera naukowa kolejnych 20%, bo np. nie wiedzą co to jest reszta z "1", albo nie wiedzą jak wybrać :) To dopiero początek, ale do końca dotrwają już tylko "zdolniachy", a Pani w której grupie obecnie się znajduje? Oznaczmy liczbę wyborów przez L(a,b):
1. L(7,1): Gdybyśmy chcieli wybrać dokładnie jeden "x" to zrobimy to na dokładnie 7 sposobów, bo jest 7 pojemników. Analogicznie na 7 sposobów wybierzemy jedna "1".
2. L(7,2): Dwa "x" wybierzemy na tyle sposobów, na ile wybierzemy jeden "x" (lub inaczej pojemnik z pierwszym "x"), razy liczba sposobów wybrania jednego "x" z 6 pojemników pozostałym pojemników, ale nie na chama. Wybieramy tylko z tych, które stoją dalej za pierwszym wybranym. To jest myślenie rekurencyjne, więc tu można wyławiać już talenty informatyczne. Dla jednych jest to proste, a innych odrzuca na całe życie i nigdy tego nie pojmą. Czemu ważna jest kolejność? Bo bez tego ograniczenia wybralibyśmy każdy układ 2 razy. Liczba ta to L(7,2)=L(6,1)+L(5,1)+L(4,1)+L(3,1)+L(2,1)+L(1,1) i nie ma tu żadnej mądrości w zapisie, lecz nie ma też humanistycznego machania rękami.
3. L(7,3): Jak wyżej wybieramy pierwszy w kolejności "x" na 7 sposobów, a potem z ogona wybieramy jeszcze dwa "x". Czyli L(7,3)=L(6,2)+L(5,2)+L(4,2)+L(3,2)+L(2,2). Musieliśmy pominąć 2 przypadki, bo jak wybierzemy na pierwszy "x" przedostatni lub ostatni pojemnik, to nie będzie z czego wybrać dwóch kolejnych "x". Jak mówiłem chłopska logika - proszę wziąć chłopskie głodne dzieci i kazać im na analogicznej zasadzie wybrać ciastko, a na pewno się nie pomylą, bo nikt nie chce być głodnym frajerem. Czyli
L(7,3)=(5+4+3+2+1)+(4+3+2+1)+(3+2+1)+(2+1)+1=15+10+6+3+1. Jak Pani widzi jest to taka rekurencja wszerz, bo wzory za chwilę nie zmieszczą się w jednej linii. Pasuje do 7!/3!4!?
4. L(7,4)=L(6,3)+L(5,3)+L(4,3)+L(3,3), ale L(6,3) to to samo co wyżej bez pierwszego nawiasu, L(5,3) bez dwóch pierwszych nawiasów itd. Ja tego nie wymyślam, nie modzę i nie szukam tablic matematycznych, tylko po prostu przepisuję z miejsca w miejsce stosując regułę, jak komputer. To jest właśnie sama istota myślenia matematycznego i informatycznego też. To właśnie o tym piszę tu artykuły, a nie epatuję wzorkami, jak Pani uważa.
5. L(7,5)=L(6,4)+L(5,4)+L(4,4)=(L(5,3)+L(4,3)+L(3,3))+(L(4,3)+L(3,3))+1=((L(4,2)+L(3,2)+L(2,2))+(L(3,2)+L(2,2))+1)+((L(3,2)+L(2,2))+1)+1=... to jest to samo co w pkt. 3 tylko inaczej pogrupowane
6. L(7,6)=L(6,5)+L(5,5)=(L(5,4)+L(5,5))+1=(2+1)+1
7. L(7,7)=1
Na początku zabrakło punktu 0., czyli na ile sposobów nie można wybrać żadnego "x", co jest równe oczywiście 1 (same "1"). To samo można zapisać powiedzmy dla L(7,3) tak:
xxx1111, xx1x111, xx11x11, xx111x1, xx1111x, x1xx111, x1x1x11, x1x11x1, x1x111x, x11xx11, x11x1x1, x11x11x, x111xx1, x111x1x, x1111xx
1xxx111, 1xx1x11, 1xx11x1, 1xx111x, 1x1xx11, 1x1x1x1, 1x1x11x, 1x11xx1, 1x11x1x, 1x111xx
11xxx11, 11xx1x1, 11xx11x, 11x1xx1, 11x1x1x, 11x11xx
111xxx1, 111xx1x, 111x1xx
1111xxx
Nie ma tu żadnej finezji, kodujemy jedynie za pomocą "x" i "1", co wybraliśmy kolejno z każdego z 7 pojemników. Powiem Pani coś jeszcze w sekrecie - właśnie udało się Pani odkryć wzory Viete'a, należy tylko zacząć rozróżniać jedynki. Bo one są odróżnialne - są uporządkowane ze względu na kolejność pojemników. No dobrze, ale gdzie są te szkolne silnie? Otóż wystarczy sobie wyobrazić teraz nieporządek, czyli najpierw losujemy, a potem głowimy się nad porządkiem pojemników. Wtedy ten sam "x" albo "1" można znaleźć się na każdej z siedmiu pozycji, a nie tylko i wyłącznie na swojej. Wszystkich takich ustawień jest tyle, ile permutacji 7-elementowych 7!. Gdy mamy konkretny układ x1x11x1 dla L(7,3)...
(x+1)^7=L(7,0)x^7+L(7,1)x^6+L(7,2)x^5+L(7,3)x^4+L(7,4)x^3+L(7,5)x^2+L(7,6)x+L(7,7)
Tak samo to działa w przypadku (x+y)^7, tylko zamiast "1"-ek mamy tę sama liczbę "y"-ów w tych ustawieniach, a współczynniki są te same.
(x+y)^7=L(7,0)x^7+L(7,1)x^6y+L(7,2)x^5y^2+L(7,3)x^4y^3+L(7,4)x^3y^4+L(7,5)x^2y^5+L(7,6)xy^6+L(7,7)y^7
Gdzie są wzory Viete'a? Proszę to przemnożyć: (x-a)(x-b)(x-c)(x-d)(x-e)(x-f)(x-g). Problemy? Dla mnie żadne. Znów zabawimy się w wybieranie z siedmiu pojemników. Z każdego pojemnika możemy wybrać "x" albo literę, to oznacza, że otrzymujemy ciągi postaci "lxlxxll" (zob. wyżej). Ponieważ iksy są nierozróżnialne, więc wystarczy je zgrupować w odpowiednią potęgę x^3. Natomiast litery będą pochodziły z 4 różnych nawiasów. Czyli może to być:
abcd, abce, abcf, abcg, abde, abdf, abdg, abef, abeg, abfg
acde, acdf, acdg, acef, aceg, acfg
adef, adeg, adfg
aefg
bcde, bcdf, bcdg, bcef, bceg, bcfg
bdef, bdeg, bdfg
befg
cdef, cdeg, cdfg
cefg
defg
Ale to są przecież wszystkie wybory 4 elementów spośród 7. Dlatego np. współczynnik A(6) przy potędze x^6, to będą wybory jednej pozostałej litery z siedmiu, a więc A(6)=-(a+b+c+d+e+f+g). Jest to suma pierwiastków z minusem, bo na początku wzięliśmy w nawiasach minusy (mogliśmy tego nie robić, ale konwencja...). Podobnie A(5)=ab+ac+ad+ae+ef+ag+bc+bd+be+bf+bg+cd+ce+cf+cg+de+df+dg+ef+eg+fg i minusy się w każdej parze liter znoszą. Przedostatni A(1)=bcdefg+acdefg+abdefg+abcefg+abcdfg+abcdeg+abcdefg, czyli zabieramy po jednej literze. Ostatni A(0)=-abcdefg. Proste jak drut.
Jeszcze coś Pani pokażę. Mamy wielomian n-tego stopnia w(x)=a[0]x^n+a[1]x^(n-1)+...+a[n-1]x+a[n], o którym wiemy, że ma n pierwiastków x1,x2,...,xn. I załóżmy dodatkowo, że a[0]=1. Jego współczynniki są jakimiś liczbami. Co możemy powiedzieć o pierwiastkach wielomianu v(y)=a[n]y^n+a[n-1]y^(n-1)+....+a[1]y+a[0], czyli takiego, w którym odwróciliśmy kolejność współczynników? Odpowiedź kryje się we wzorach Viete'a. Wystarczy tylko sumiennie raz w życiu to przeliczyć. Najpierw normujemy wielomian, czyli robimy tak, żeby współczynnik przy najwyższej potędze był jeden. To oznacza podzielenie przez iloczyn pierwiastków, czyli a[n]. Wtedy drugi współczynnik będzie równy a[n-1]/a[n]. Ale a[n-1] to jest suma w której wykreślamy po jednej literze (pierwiastku), a zatem otrzymamy -(1/x1+1/x2+...+1/xn), minus jest z różnicy znaków, czyli sumę odwrotności pierwiastków. Stąd w(y) ma postać s(x1y-1)(x2y-1)...(xny-1).
Proste? Głupie pytanie, aż tak naiwny nie jestem ;)
Prywatne we wszystkich trzech zakresach usługi medyczne są w zdecydowanej mniejszości, bo trudno konkurować z "bezpłatnym".
Dlatego nie zgodzę się, że "Ideolodzy wolnego rynku uważają, że jest to optymalny regulator stosunków społecznych.":
1. w kontekście wad obecnego systemu
2. ze względu na piętnowanie wolnego rynku mianem ideologii (to negowanie zasad określanych jako wolny rynek jest ideologią)
Dodam, że skokowe odejście od obecnej sytuacji do w pełni wolnorynkowej uważam za niemożliwe z powodu braku zapasu kapitału u pacjentów do pełnego finansowania leczenia, braku kapitału i mentalnej gotowości u lekarzy do prywatyzacji, gwarancję pełnego przejęcia rynku usług i ubezpieczeń przez instytucje finansowe. To ostatnie i tak nastąpi jako konsekwencja obecnego stanu i trendu.
To co jest możliwe to współudział pacjentów w kosztach własnego leczenia od symbolicznego po większy powiązany z reformą podatków od pracy. Ponadto prywatyzacja w ręce lekarzy z 5-10 letnią zapowiedzią i po deregulacji podyplomowego kształcenia medycznego.
W szkolnictwie sytuacja jest podobna, a jedynie nie podejrzewam przejęcia przez instytucje finansowe. To zbędne. Przejęcie ideologiczne już nastąpiło.
Pozdrawiam
Optymalność jest uwarunkowana przez koszty, wydatki i punkt widzenia (pacjenta, lekarza, urzędnika NFZ, kierownika i/lub właściciela placówki medycznej, decydentów, finansistów). Wiele o optymalizacji mówi przysłowie, że lepsze jest wrogiem dobrego.
ach! ta ich znakomita polszczyzna, ta wiedza historyczna, ta znakomita orientacja w świecie współczesnym i znajomość języków.....
"hatakumba" po prostu...
ps. nie bronię tu szkoły prywatnej o której pisze autorka- samo zjawisko warte jest jednak głębszej analizy - np. reforma Gowina, która na pewno nie pozwoli upaść prywatnej uczelni krakowskiej, skąd obecny minister się wywodzi....
ps.2 - już do autorki - kiedyś wspomniała Pani jak ceni Michalkiewicza - szkoda, że już wówczas nie dostrzegła Pani OHYDY moralnej tego człowieka, potwierdzonej właśnie jego ostatnim komentarzem dotyczącym wyroku za gwałt na 13-latce ...
UKraina i Słowacja od kilkunastu już lat to zagłębie do produkcji naszych doktorantów ,Czechy też swoje dokładają.
Dlaczego jest jak ze studntami w Siemiatyczach to skoro Pani nie chce sie dociekac dlaczgo to mnie tym bardziej ale podpowiem , tu chodzi o kasę ...!?
Co do opieki medycznej to tutaj jeśli nie rozdzieli się prywatnej praktyki i nie pozbawi dostepu do kontraktów z FOZ to będzie tylko gorzej a afery Z VAT,FOZ,alkoholem,akcyzami ,to psikuś.