Strajkowy Okruszek

W sierpniu 1980 roku kierownik budowy toruńskiego  „Poldrobiu”, mgr inż. Józef Rusiecki, zawiadomił Dyrektora (E.G.)  Toruńskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego,  że po śniadaniu robotnicy odmówili wyjścia do pracy i rozpoczęli strajk solidarnościowy w stołówce. Robotnicy zażądali przyjazdu Dyrektora, Sekretarza PZPR i Przewodniczącego Związku Zawodowego. Oczywiście, o takim wydarzeniu natychmiast powiadomiono Zjednoczenie Budownictwa Przemysłowego w Bydgoszczy i toruńskie Komitety PZPR, co było łatwe, bo KW PZPR mieścił się w tym samym budynku co TPBP.
Nikt z notabli do strajkujących nie pojechał. – Bali się? – Nie wiedzieliby co mówić, bo nie mieli wytycznych? Obowiązywał zakaz rozmów po nieudanych występach swoich w „Towimorze”? Dyrektor TPBP (E.G.) polecił pojechać na rozmowy mało ważnym osobom: inż. Jerzemu Bernatowi i mnie. Byłem wówczas tylko kierownikiem Działu Umów i Odszkodowań oraz  członkiem egzekutywy POP PZPR, Jurek zaś, kierował Działem Wykonawstwa.
 
Robotnicy posadzili nas za prezydialnym stołem i wręczyli mi kartkę: 21 postulatów. Ktoś powiedział, że oni te postulaty popierają i zażądał, abym się do tych postulatów ustosunkował. Wcześniej postulatów nie znałem. Odczytywałem więc je głośno i każdy z nich spontanicznie komentowałem. Poparłem wszystkie, z wyjątkiem jednego. Ten jeden postulat, który zakwestionowałem, dotyczył zrównania zasiłku dla niepracującej żony milicjanta z uprawnieniami innych żon. Oświadczyłem, że żonom milicjantów ten zasiłek się należy -- bo jak kobieta ma żyć do śmierci z takim „palantem” to rekompensata jej cierpień jest słuszna. – Wszyscy wybuchnęli śmiechem i  łatwo dogadaliśmy się, że Oni pójdą pracować, a ja pojadę do Władzy, aby te postulaty załatwić. Robotnicy mnie znali z lat minionych, gdy  kierownikowałem na budowach. Wiedzieli, że zawsze dotrzymywałem danego słowa. Nie ulega wątpliwości, że historia ta została zarejestrowana przez SB.
 
Strajki nie były dla mnie czymś nowym. W 1963 roku, będąc studentem Politechniki Warszawskiej i pilotem zagranicznych wycieczek w BZTM, zorganizowałem strajk głodowy mojej grupy z ZSRR w Międzyzdrojach, protestując przeciwko lekceważeniu zagranicznych gości przez administrację BZTM. Moskwa błyskawicznie uruchomiła „opiekę” pobliskiej bazy marynarki wojennej. – Zastanawiam się do dziś, czy  tamte wydarzenia nie były testowaniem „króliczka”?
W 1976 roku na budowie Mleczarni, Piekarni i GPRD, którymi kierowałem, przy ul. Polnej w Toruniu, robotnicy ogłosili strajk przeciwko podwyżce cen. (Tak jak w Ursusie i Radomiu.) Szybko dogadałem się z nimi, że oni będą pracować, a ja w ich imieniu będę pertraktować z władzami. – Stałem się dla miejscowej nomenklatury PZPR przeciwnikiem, który nie przejawiał do nich nadmiernego szacunku i którego na wiele sposobów zaczęto gnębić. Ja zaś, korzystałem z każdej narady, na którą mnie zaproszono, a w PRL urządzano je ciągle, aby publicznie krytykować, sprzeciwiać się poczynaniom władzy i mówić prawdę.
 
W sierpniu 1980 roku, po powrocie z budowy „Poldrobiu” do siedziby TPBP, zreferowaliśmy sprawę Dyrektorowi (E.G.) Jurek wtedy przyznał się, że jechał do strajkujących z duszą na ramieniu, bał się, że robotnicy obrzucą nas śrubami i wywiozą na taczkach.
Potem już sam, udałem się do KM PZPR i później do KW PZPR w sprawie załatwienia 21 postulatów strajkujących. Tym samym, dołączyłem do protestujących robotników, jako ich Pełnomocnik. – W obu Komitetach PZPR uciekali przede mną jak karaluchy. Bali się ze mną rozmawiać. Mówiłem im w oczy, a później  publicznie, że nie nadają się do rządzenia.  Myliłem się,  takie posłuszne, bezmyślne niezguły były Jaruzelskiemu potrzebne jak powietrze, bo tak zaprojektowano PRL.
 
Po podpisaniu sierpniowych porozumień w 1980 r. PZPR zaczęła natychmiast przygotowywać siłowe rozwiązanie problemu. Na jedną z takich narad zostałem pierwszy i ostatni raz zaproszony do KW PZPR w Toruniu przez Zygmunta Najdowskiego, w październiku 1980 roku. Na naradzie tej, sekretarz PZPR z toruńskiej Elany, jako pierwszy dyskutant, poparł siłowe rozwiązanie problemu „Solidarności”,   co  tak ostro skontrowałem, że już nikt w mojej obecności nie odważył się zabrać głosu i narada się skończyła.
Zygmunt Najdowski, I Sekretarz KW PZPR w Toruniu, miał ponoć spore pretensje do dr Bogdana Lewandowskiego (późniejszego posła SLD) który przyczynił się do zaproszenia mnie na wspomnianą naradę i zwolnił go, podobno za to, z pracy w KW PZPR. 
Na listopadowe spotkanie w 1980 roku, w Sali WOKI, z Kazimierzem Barcikowskim już mnie nie zaproszono, jednak nie odważyli się mnie zatrzymać, gdy pojawiłem się tam samowolnie i nawet pozwolili mi zabrać głos. Około 240 aktywistów PZPR z województwa toruńskiego słuchało mnie z rozdziawionymi ustami, zapomnieli nawet chrząkać i tupać, co robili niektórym moim przedmówcom. Oczywiście, całość tej narady nagrywano.
– Co było dalej? -- Proszę przejrzeć moją teczkę IPN By 081/451 i kilkanaście innych oraz teczki różnych TW.
 
Pozdrawiam serdecznie wszystkich Czytelników, Kazimierz Jarząbek
Jutro: „Fałszywe oskarżenie”