Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Republika Arogancka Niemiec
Wysłane przez MaSZ w 11-09-2017 [08:52]
Kilka dni temu jeden z czołowych niemieckich polityków, przewodniczący Bundestagu Norbert Lamert oświadczył, że węgierski opór przeciwko przyjmowaniu uchodźców to "wirtualna deklaracja" wystąpienia Węgier z Unii Europejskiej. Polityk wybrany jedynie głosami niemieckich wyborców ogłasza, który kraj ma prawo do członkostwa w UE. Taka deklaracja to nie osamotniony głos przepełniony pychą, arogancją i niezrozumieniem pojęcia systemu demokratycznego, lecz dość typowa wypowiedź ważnej osoby z Berlina. Arogancja.
Kilka lat temu Niemcy bez żadnych konsultacji z innymi krajami Strefy Schengen witały "uchodźców" i zapraszały kolejnych do Europy. Kraje Strefy Schengen, której istotą jest brak monitorowania granic krajów członkowskich, zostały postawione przed faktem dokonanym. Argumentacja uderzająca w najwyższe tony humanitaryzmu całkowicie lekceważyła oczywisty fakt, że przytłaczająca większość przybyszów to migranci ekonomiczni, a nie uchodźcy. Berlin w poczuciu wyższości najpierw krytykował Węgry za rozpoczęcie budowy płotu granicznego, który miał ograniczyć napływ migrantów, by potem piętnować kraje Południa UE za niewystarczające monitorowanie granic zewnętrznych Unii. Arogancja.
Pomysł ostatnich dni to próba wyrównania stawek pomocy socjalnej dla "uchodźców". Berlin chce sam płacić mniej, zaś inne kraje zmuszane do przyjmowania tzw. "kwot" uchodźców, miałyby zwiększyć pomoc socjalną by wyrównać do poziomu dla całej UE. Gdyby Polska ugięła się i przyjęła niechcianych migrantów, zapewne "na dzień dobry" dostaliby oni większe zapomogi niż polscy renciści i większość emerytów. Polityka i głos wyborców niemieckich miałby decydować o dochodach Polaków. Arogancja.
Pomysłem Berlina na Unię Europejską jest dalsza jej integracja w celu zbudowania tworu mającego być federacyjnym superpaństwem. Pomysł całkowicie nierealny, ale rozmach może budzić szacunek. Sposób realizacji tej strategii już nie. Niemcy zamiast przekonywać kraje członkowskie do swojej wizji i budować konsensusy, oskarżają i wygrażają szczególnie ostro członkom V4. Albo zgoda z polityką Berlina, albo kara. Rządy PIS w Polsce stanowią szczególnie bolesny kłopot dla Berlina, bowiem zamiast dotychczasowej silnie proniemieckiej polityki, Warszawa przestawiła wektory polityki zagranicznej na proamerykańską. Kilka spotkań kanclerz Merkel z Jarosławem Kaczyńskim najwyraźniej nie spełniło oczekiwań, bowiem wbrew zwyczajom poprzednich lat Polska nie przyjęła bezwarunkowo żądań Berlina. Warunek Polski dotyczący zmiany szefa Rady Europejskiej został stanowczo odrzucony. Tusk wbrew Warszawie i mimo swojej oczywistej niekompetencji został wybrany na drugą kadencję. Arogancja.
Berlin ustami Merkel, Schulza, Gabriela i wielu innych prominentnych polityków oraz poprzez podporządkowane rządowi media, nieustannie i nachalnie przypomina karcącym tonem o tzw. "solidarności europejskiej". Gdy jednak pojawił się temat w sposób oczywisty przeczący solidarności projekt gazociągu North Stream, Niemcy go przeforsowały. Dziś trwają targi o NS2. Ktoś trafnie zauważył, że solidarność europejska leży na dnie Bałtyku i nazywa się North Stream. Arogancja.
Kanclerz Merkel w nietypowy dla siebie sposób w bardzo ostrym tonie skrytykowała polski rząd za sprawy dotyczące polskich spraw wewnętrznych, czyli reformy sądownictwa. Jej ostra wypowiedź traktowana jest jako część kampanii wyborczej przed wyborami 24 września. To racjonalne wyjaśnienie, mówi jednak wiele o niemieckiej klasie politycznej i oczekiwaniach wyborców. Niemcy uważają, że mają pełne prawo wtrącać się do wewnętrznej polskiej polityki. To najlepszy dowód na nieukrywane poczucie wyższości. Arogancja.
W powyższych przykładach świadomie pominięte są organa Unii Europejskiej. Oczywiste bowiem jest, że w sprawach fundamentalnych to Berlin podejmuje decyzje nt. kierunków działań. Potem co najwyżej musi je uzgadniać z innymi krajami, zaś Bruksela dostaje wytyczne do wykonania.
Polityka anglosaska w wydaniu Londynu i Waszyngtonu bywa brutalna, oparta jest jednak na nieustannym poszukiwaniu kompromisu. Jest twardość polega na przesuwaniu jego linii jak najbliżej własnych celów. Polityka Berlina to nieustane wygrażanie, straszenie i ogłaszanie swojej wyższości. Albo pełna zgoda, albo kara. To w niczym nie różni się od sposobu prowadzenia polityki przez demokratycznie wybranego kanclerza Adolfa Hitlera w latach 30-stych XX wieku. Zmieniła się jedynie forma: Hitler lubił krzyczeć, dziś w epoce telewizji i internetu skuteczniejsze są mniej ekspresywne środki wyrazu. Arogancja w treści jest jednak taka sama.
Rada dla Polski: zachowywać spokój, twardość i nie przejmować się pogróżkami. Poprzednie lata rządów PO, a wcześniej SLD na zbyt wiele Niemcom pozwalały. Pora by zacząć zachowywać się jak normalny, duży europejski kraj i twardo bronić swoich interesów. W sprawach spornych z USA i UK szukać kompromisów tam gdzie to dla Polski najkorzystniejsze. Z Niemcami stosującymi aroganckie czarno-białe sposoby negocjacji, postępować podobnie jak oni. Zresztą z Rosją podobnie. Wytoczenie sprawy reparacji wojennych to dokładnie taki sposób, nieoczekiwanie piłka znalazła się na boisku Berlina.
Współpraca gospodarcza polsko-niemiecka rozwija się nieźle, Polska sporo zarabia na niemieckiej potędze eksportowej. Straszenie, że to się zmieni z powodu ochłodzenia stosunków politycznych to mit dla politycznych tchórzy. Spory polityczne tłumaczone przez domorosłych moralizatorów w kategoriach "obrażanie" kontra "przyjaźń" to bajki dla małych dzieci. Kraje realizują swoje interesy, tak było zawsze i zawsze będzie. W żadnym razie nie ma powodu, by niemiecki wyborca, podejmujący decyzję na kogo zagłosuje w niemieckich wyborach, miał mieć także przemożny wpływ na żyjących w niepodległym państwie Polaków. Zgoda na taką anomalię byłaby zaprzeczeniem demokracji, pojęcia do którego nieustannie i bez jego zrozumienia odwołują się proniemieccy politycy z Polski.
Komentarze
12-09-2017 [17:34] - xena2012 | Link: Czy jest chociaz jeden dzień
Czy jest chociaz jeden dzień w niemieckich mediach aby nie pisano o Polsce? Ilość artykułów,wywiadów sugeruje,że nie jesteśmy suwerennym państwem,nawet nie członkiem UE tylko biedną kolonią.