Można powiedzieć, że dzisiejsze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w sejmie było esencjonalne. Jednak argumentacja była tak szeroka, a zakres tematów tak duży, że podsumowań dzisiejszej debaty nad wotum nieufności pojawiło się już bardzo wiele, a będzie z pewnością jeszcze więcej.
Z dotychczas prezentowanych, wiele jest bardzo trafnych, choć bardzo różnych od siebie i formułowanych z zupełnie odmiennych perspektyw. I bardzo dobrze. Ja pozwolę sobie wyabstrahować jednak kwintesencję, która w jednym wątku podsumuje dzisiejsze wysiłki PiS-u.
Żeby nie przedłużać, zacznę od końca. Otóż motywem przewodnim wystąpienia JK był powracający zarzut niewystarczających umiejętności i kompetencji ekipy rządzącej do sprawowania rządów, czyli mówiąc inaczej, JK wprost zarzucał oponentom, wszystkim razem i wielu z osobna, ~[cyt. z pamięci] „panowie, wy po prostu nie umiecie rządzić, nie nadajecie się do tego”. Jednocześnie odwołując się do okresu własnych rządów, podkreślał w pewnym stopniu, często nie wprost, wysokie umiejętności własne i własnego stronnictwa.
Najważniejsze, moim zdaniem słowa, padły podczas krótkiego oświadczenia dla mediów, które Prezes Kaczyński złożył już po wyjściu z sali plenarnej rozgrzany ostrym spięciem z Tuskiem. Zanegował tam sugestię Tuska, jakoby okres rządów Marcinkiewicza i jego, to były jakby oddzielne okresy. Powiedział mniej więcej tak: to był jeden okres rządów PiS-u, a Marcinkiewicz był w miarę dobrym premierem, dopóki realizował program PiS-u („nasz program”), gdy jednak spróbował realizować program swój, przestał być premierem.
Mamy tutaj precyzyjny opis tego, na czym polega dobre rządzenie. Jest to zresztą procedura uniwersalna, sprawdzająca się (i praktykowana) w każdym zespołowym i celowym działaniu, nie tylko w PiS-ie. Tyle tylko, że tutaj, mamy to powiedziane wprost, bez owijania w bawełnę.
Obojętne, czy będzie to premier, czy minister, czy wojewoda itd., itd., a na końcu, czy to będzie pracownik, zasada dobrego rządzenia jest jedna: to co zostało ustalone (mniejsza, czy wspólnie, czy poleceniem) ma być wykonane, a jeśli dobrowolny wykonawca się zbiesi, wtedy się go zwalnia, i już.
Jak Państwo myślicie, czy tej zasadzie nie podlegają posłowie?
Dokładnie. Z maniackim uporem wracam do fundamentalnej dla nas – obywateli (wyborców) kwestii mandatu imperatywnego. Przywołana powyżej zasada, to właśnie instytucja mandatu imperatywnego. Wyobrażacie sobie, co działoby się we wszystkich instytucjach i firmach, gdyby wprowadzić zasadę mandatu wolnego, czyli zasadę, iż zleceniobiorca po przyjęciu zlecenia nie musi go realizować?
To był żart. Wiadomo, że nie musimy sobie niczego wyobrażać, bo taka właśnie relacja „łączy” posłów z wyborcami. I tylko z nimi. Później, gdy poseł jest już posłem, bierze na siebie obowiązki regulowane mandatem imperatywnym, czyli robi to do czego się zobowiązał, a jeśli się zbuntuje, to wylatuje. Niestety, jego przełożonym, którego musi się słuchać, nie są już wówczas wyborcy, tylko partia.
Jarosław Kaczyński doskonale zdaje sobie z tego sprawę, gdyż na początku swojego wystąpienia, namawiał posłów koalicji rządzącej, o kierowanie się zapisem w konstytucji, i przywołał artykuł mówiący o wolnym mandacie poselskim oraz o możliwości głosowania zgodnie z własnym sumieniem.
Oczywistym było, że imperatyw partyjny będzie silniejszy, nawet gdyby sumienie kogoś ugryzło, ale nie o to chodzi – Jarosław Kaczyński namawiał w ten sposób, do pewnego rodzaju zdrady zasad, z których istnienia doskonale zdaje sobie sprawę, że to właśnie one są kluczem do skutecznego rządzenia - mówiąc inaczej Prezes Kaczyński mydlił oczy rządowym posłom syrenim śpiewem o sumieniu i wolnym mandacie poselskim. Wolny mandat, to anarchia, a jeśli sumienie skrzeczy, to nie bierze się brudnej roboty.
Także, podsumowując krótko i treściwie, jeśli chcemy dobrze rządzić, jako tzw. suweren, naszymi posłańcami do sejmu i rządu, to po pierwsze primo: wędzidło trzeba im założyć, chomąto i zaprząc do wozu na którym wreszcie w miarę wygodnie, i bez obawy, że konie poniosą, pojedziemy sobie tam, gdzie my chcemy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2545
Konstytucja Marcowa:
Artykuł 20. Posłowie są przedstawicielami całego narodu i nie są krępowani żadnemi instrukcjami wyborców.(...)
Konstytucja Kwietniowa: [nie odnosi się do tego tematu]
ale co ciekawe, w Konstytucji PRL z 1952 mamy:
Artykuł 2.
2. Przedstawiciele ludu w Sejmie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i w radach narodowych są odpowiedzialni przed swymi wyborcami i mogą być przez nich odwoływani.
Niestety, jak to w PRL-u, był to martwy zapis, jak wszystkie inne oprócz partyjnych instrukcji, więc nie wiemy, jakby działał w praktyce, ale jedno jest pewne: rodzaj mandatu poselskiego nie jest dogmatem i nie powinien być tabu.