W pierwszym tygodniu afery taśmowej, kiedy jeszcze błazny z kabaretu, mieniące się naszym rządem i elitą, były nieco oszołomione, dobrze podsumowywał ich kondycję żarcik, który leciał, jakoś tak, że
Mąż zostaje przyłapany in flagranti przez jakiegoś detektywa, czy paparazziego.
Żona w ostrych słowach łąje go i żąda rozwodu, na co mąż: ależ kochanie, nie pozwólmy zepsuć naszego związku jakimiś nielegalnymi zdjęciami! zrobionymi przez zawistników, wrogów i zbrodzieni w ogóle, nielegałów jednych.
Po ostatnich wyczynach pierwszoplanowych błaznów (np. Niesiołowski: "jaka afera? pani w głowie ma aferę", czy Sienkiewicza: ~[sens był taki]: to się nie liczy, gdyż albowiem mnie nagrali, ale to rzemiosło jakieś podłe jest ci niesłychanie, opozycja przecież dranie).
Dlatego stwierdzam, że dotychczasowa anegdota nie oddaje już wielkości naszych artystów-recydywistów, a prawidłowa wersja powinna brzmieć następująco:
Żona zostaje przyłapana in flagrnti przez męża w jego własnym domu i jego własnym łóżku, z olbrzymim Murzynem o strasznie wielkiej pycie.
Mąż wytrzeszcza z niedowierzaniem oczy i z trudem wykrztusza: won mi z domu szmato, dziwko, kurwo jedna!
Na to żona oburzona: uspokój się agresorze! to się nie liczy, wszak sex pozamałżeński jest nielegalny, wiec stan mój nadal dziewiczy.
koniec pieśni
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4053
oczywiście, jak to w kabarecie, należy lekko przymrużyć oko, i tak też zrozumiałem Pańskie pytanie, i takiej udzieliłem odpowiedzi.