Spirit of Adventure, czyli znowu atakują!

Za nami Indie, Sri Lanka wreszcie Maledivy. I znowu co pół godziny rozbrzmiewa meldunek „za rufą czysto, po lewej czysto, po prawej czysto”.

Pocieszaliśmy siebie i pasażerów, ze piraci nie atakują statków pasażerskich, bo nie bardzo wiedzieliby, co z takim statkiem zrobić, a zwłaszcza z kilkuset ludźmi, których trzeba pilnować, karmić, leczyć, a wielu zapewnić opieką pielęgniarską. Wszystko się zgadza, tym niemniej piraci najwyraźniej o tym nie wiedzą, tak, jak ten trzmiel, co to, licząc powierzchnię skrzydełek, nie ma prawa latać, tylko nie umie, głupol, czytać i w związku z tym lata, bo nie wie o tym, że nie potrafi. No i piraci też nie zapoznali się z naszą prezentacją Powerpoint, naszymi nieodpartymi argumentami i zaatakowali luksusowy „Spirit of Adventure”


po drodze z Madagaskaru do Zanzibaru, jakieś 100 mil od Mombasy. Prawie godzinę trwał atak dwu łodzi, które w końcu odpuściły, nie mogąc dojść, wobec prędkości i zygzakowania „pasażera” do pozycji, w której mogliby zaczepić drabiny abordażowe i wspiąć się na statek.

Taktyka jest dość prosta, prawie zawsze taka sama. Piracki statek- matka podpływa, opuszcza szybkie łodzie, który podchodzą od rufy i zaczepiają drabiny abordażowe.

Tu widzimy RoRo przechwycony przez piratów i użyty, jako statek- matka, właśnie opuszczają łodzie przez rampę rufową:

W tym czasie inna łódź podpływa od dziobu i strzela po oknach z kałacha, albo i z RPG, zależy, na ile kasy zebrali w wiosce na zakupy:

No, ale tym razem nie doszli na odleglosc strzalu. Pasażerowie, ponad 340, wyfraczeni, bo akurat był uroczysty dinner, zgromadzili się w środku statku, siedząc na pokładzie przeczekali atak, a po ataku, jak pisze prasa, powrócili do restauracji, by dokończyć kolację.

W istocie atak piratów w tym rejonie ( w odróżnieniu od tych, na przykład w Cieśninie Malakka) bardzo przypomina atak lwów, czy raczej lwic, bo to lwice polują w większości przypadków) na antylopy. Popatrzcie kiedyś na National Geografic- przeważnie atak to sondowanie, przebiegnięcie zaledwie kilkunastu metrów, jeśli antylopa ucieka żwawo, lwy(ice) odpuszczają. Gepard gna, aż do upadłego, natomiast lwy atakują tylko wtedy, gdy wiedzą, ze dopadną słaba sztukę.

Tak i w przypadku piratów- trzeba „dać w rurę”, ile stocznia dała koni mechanicznych, nie dać się zastraszyć strzałami w mostek, jak podejdą do rufy, zygzakować z 5 stopni w lewo i prawo, nie za dużo, żeby z kolei nie stracić prędkości, ale żeby wytworzyć w okolicach rufy fale , która w połączeniu z wodą z hydrantów, wysoką wolna burtą i kratą ochronną na pokładzie manewrowym uczyni abordaż wielce problematycznym.

No i po takim pościgu łodzie przeważnie odpuszczają, tym bardziej, że statek w tym czasie wzywa pomoc. Przy odrobinie szczęścia w pobliżu znajdzie się jakiś patrol połączonych flot, a wtedy:


 


 

Przy braku szczęścia się nie znajdzie, oczywiście. Niestety, ocean wielki, okrętów mało.

Jak słyszę, Seabourn odwołał rejsy w tym rejonie, my także skasowaliśmy zawiniecie do Zanzibaru. Szkoda, bo nigdy nie byłem ;-)

P.P.S Bardzo się cieszę i jestem dumny, bo mój blog zajął w pierwsze miejsce na 197 zgłoszonych blogów ( w tej kategorii). Dziękuję, także w imieniu misia polarnego Rudolfa i zaprzyjaźnionego stada morsów!

I piraci tez dziekuja!

Teraz następny etap konkursu, wybór Bloga Blogerów. SMSy wyzerowane, będę bardzo wdzięczny za ponowny SMS na numer 7122, z treścią D00041. Przy czym, 000 to trzy zera, a nie ”o”.

http://seawolf.salon24.pl/
http://niepoprawni.pl/blogs/se...