0,003 sekundy do szczęścia strażaka!

Przewrotna sobota muszę przyznać. Najpierw niezdrowe i oburzające emocje budzi w nas gorliwy jak zawsze premier Donald Tusk (http://naszeblogi.pl/44324-tusk-na-pogrzebie-i-w-debacie-z-kaczynskim), by po chwili emocje jak najzdrowsze, dostarczając niewiarygodnych wzruszeń i co wrażliwszych przyprawiając o stan przedzawałowy szykuje dla nas polski panczenista, Zbigniew Bródka. Po fenomenalnych zawodach łyżwiarz szybki z Głowna na swym koronnym dystansie 1500 metrów zdobył złoty medal olimpijski!

Pisałem o tym przed igrzyskami, zimowe sporty to nie tylko skoki i biegi. Dla mnie właśnie panczeny i biathlon są konkurencjami noszącymi ze sobą największe pokłady emocji, cudowne do oglądania, kibicowania. Dzisiejszy wyścig tylko to udowodnił. Bródka należał do szerokiego grona faworytów, jego stabilna forma oraz sukcesy w Pucharze Świata sprawiły, że 29-letni zawodnik, który sportową karierę zaczynał w short-tracku a jeszcze cztery lata temu plasował się w ogonie stawki olimpijskiej, stał się osobą, z którą musi liczyć się każdy rywal.

Łyżwiarstwo szybkie to sport specyficzny, o ewentualnym sukcesie (porażce) decyduje mnóstwo czynników, nie tylko hart ducha czy rewelacyjna forma, ważne są także detale - na którym torze zaczyna się i kończy bieg, z kim rywalizuje się w parze (dziś Bródka trafił na świetnego Amerykanina Davis`a) - sam nasz bohater przyznał, że adrenalina oraz motywacja są dla niego szalenie istotne, jest fighterem, który uwielbia bezpośrednią walkę.

Zagrało dosłownie wszystko - kapitalnie techniczny bieg naszego zawodnika, który wytrwałością i ostatnim, finiszowym okrążeniem wdarł się na pierwsze miejsce klasyfikacji końcowej. Emocje trwały do samego końca, gdy główny faworyt do złota, przedstawiciel dominujących w panczenach Holendrów, Koen Verweij wpadł na metę dokładnie w tym samym czasie co Bródka! Decydowały zatem tysięczne sekundy, chwila oczekiwania, której polscy kibice nie zapomną nigdy - tak, jest! O długość wyjątkowo krótko obciętego paznokcia, o 0,003 sekundy wygrywa Polak, a zrozpaczony Holender rwie w żalu swe długie blond włosy. 

Radość i niedowierzanie. Wzruszenie i duma. Tylko jedna uwaga, wara od tego sukcesu polskim politykom! Ten medal, zarówno jak sukcesy Stocha i Kowalczyk, nie został zdobyty dzięki, ale wbrew wam. W opozycji do waszych upartych starań, by polski sport sprowadzić na dno piekiełka związków i działaczy, pozorowanych działań, braku finansowania i jakiegokolwiek pomysłu. 

Warto podkreślić, że mistrzem olimpijskim został dziś zawodnik, który na co dzień jest zmuszony do trenowania w warunkach wręcz spartańskich, a w Polsce nie ma jednego obiektu, zadaszonego toru, który spełniałby choć minimalne wymagania zawodowych panczenistów (ktoś szykuje podobno olimpiadę w Krakowie, tak?). Sam Bródka treningi musi godzić z codzienną pracą... strażaka. W Łowiczu, gdzie ma swój zawodowy etat, muszą koledzy być z niego naprawdę dumni.

Jak my wszyscy zresztą. Miejmy tylko nadzieję, że ten ogromny sukces będzie inspiracją i motywacją do zmian w polskim sporcie, nie przykrywką do jego żenującego stanu. Złoto Bródka zawdzięcza przede wszystkim swej ciężkiej pracy, szczerze mu dziękując życzę, by dzisiejsze spełnienie sportowych marzeń odmieniło całe jego życie. Brawo!