O Palikocie źle i dobrze, czyli dyptyk

Nie myślałem, że kiedykolwiek napiszę coś dobrego o tak odrażającym typie, jak Palikot, ale jednak należy przyznać, że, późno, bo późno, obiecywał na Mikołaja, 6 grudnia, a mamy już styczeń, ale jednak zrezygnował z mandatu posła. To się nie zdarzyło w ostatnim czasie, zatem należy obiektywnie odnotować ten fakt. W ten sposób niespodziewanie, a zapewne niespodziewanie nawet dla samego siebie, wykazał się wyższością nad takimi postaciami, jak Ludwik Dorn, Zbigniew Romaszewski, czy mężykowie stanu pośledniejszego płazu, spod znaku Polski Plus, a ostatnio PJN, co niektórzy tłumaczą, na Polen UeberAlles.
Owo PJN nie tylko, że nawet teoretycznie, przez ułamek sekundy nie rozważała złożenia mandatów, co obiecała solennie, na piśmie, pod utratą honoru uczynić w razie wystąpienia z PiS, ale nawet nazwę podprowadziła kolegom, bez specjalnego obcyndalania się i przeżywania rozterek moralnych.

Co prawda, wyżej wymienieni po złożeniu mandatów musieliby udać się do najbliższego oddziału PCK, Opieki Społecznej, lub Caritasu w celu odebrania paczki żywnościowo- ubraniowej, tudzież talonu na zakupy,zaś w odróżnieniu od nich, Palikot nie musi przewracać się trwożnie z boku na bok myśląc, z czego, u licha zapłaci te rachunki i kredyt w tym miesiącu, więc dieta poselska nie jest mu aż tak bardzo do życia potrzebna, choć, już taki immunitet jak najbardziej. Bo trochę tych bezsennych nocy Palikot zapewne jednak miał, czy aby nikt z tych emerytów i studentów, co to ostatnie 10 tysięcy z emerytury i stypendium wpłacali na konto wyborcze, nie puści pary z gęby, na przykład. Albo, czy te machloje z transferem majątku za granicę nie przyciągną jednak nadmiernej uwagi prokuratury i urzędu skarbowego. Albo, czy odcięcie prądu i gazu byłej żonie i dzieciom nie spowoduje jednak pewnego dysonansu poznawczego u zachwyconych Palikotem dziennikarzy.

Albo, żeby pogrzebać jeszcze głębiej, jak to było z tymi winami, co to rzekomo na nich zrobił fortunę, bo są tacy, co mówią, ze nie ma siły, żeby to się udało ot tak, samo z siebie, bez dyskretnej opieki służb PRL w tym czasie inwestujących swoje lewe pieniądze za pomocą słupów i zaufanych ludzi w interesy, które miały im zapewnić dostatek i bezpieczeństwo na następne dziesięciolecia, co się w końcu i udało.

No, aż tak źle nie było, prokuratura powodowana zapewne dobrością i miłością, uwierzyła, że emeryci i studenci o niczym innym nie marzą, tylko o wspomożeniu ubogiego polityka, że żona, jak uważa, że coś było nie tak, może sama dochodzić swoich praw za pomocą wynajętych Ukraińców, jak już tak bardzo jej zależy, zamiast zawracać głowę prokuraturze, która i bez tego ma od cholery roboty.

Zatem martwił się pan poseł niepotrzebnie, istnieje nawet domniemanie, ze niepotrzebnie robił wokół siebie taka wrzawę, jakby chciał uprzedzić ewentualne zarzuty prokuratorskie, że to niby patrzcie, jak opozycjonistę prześladują politycznymi, sfabrykowanymi zarzutami!
Ani zarzuty nie padły, ani wrzawa nie taka, jak planowano, co tu ukrywać, inicjatywa Palikota skończyła się żenującą klapą. Nikt za nim nie poszedł. To znaczy, poza Kaliszem, który co prawda wagowo przeważa nad każdym politykiem w Polsce, podobnie, jak Giertych na długość, ale waga polityka nie liczy się w kilogramach, ani w centymetrach. Na szczęście.

Plan był prosty, po pierwsze zagospodarować antyklerykalny segment elektoratu, odebrać go SLD, po drugie, uwolnić PO od niewygodnego image i przyciągnięcie segmentu, który nienawidzi Kaczyńskiego, ale już woli jego, niż Palikota. Wygląda na to, ze ani- ani. Ani jedno, ani drugie nie nastąpiło. Przy czym, albo nie nastąpiło rzeczywiście, albo sondażownie nie podjęły decyzji o pompowaniu tego ugrupowania. Bo co by im szkodziło napisać, ze Palikota popiera 76%? A bo to pierwszy raz by było? A jednak nie napisali, zatem wśród tych, co to wszystko kontrolują i rozpisują na głosy jednak Palikot castingu nie wygrał. I to chyba będzie koniec kariery tej dziwnej figury, aczkolwiek zaprzyjaźnione media podjęły jeszcze jedną próbę reanimacji i zainteresowania opinii publicznej tym człowiekiem. Próbę budzącą litość i zażenowanie.

Bo co czytam? Najpierw nagłówki- „sensacyjny transfer!!!!” „olaboga!” „No, teraz to dopiero zobaczymy”, „Hosanna”, a potem, nawet nie ZONK!, ale co najwyżej małe „pik!” I pokazuje się kto? Niejaki Tymochowicz, przyjaciel Leppera i Wachowskiego. Ostatnio znany jest głównie z tego, ze procesuje się z Dodą, innych powodów do zaistnienia w mediach nie odnotowano. I teraz sprzedaje się ten akces jednego zera do drugiego zera, jako jakąś straszliwą sensację, od której mury ruuuną, ruuunaruuuuną i pogrzebią stary świat. Transfer? A skąd dokąd ten transfer, jeśli mogę spytać?

Patrzę na te dwie twarze, z których zrobiono galerię w Wyborczej, zapewne, żeby wyglądali, że niby jest ich więcej, bo zdjęcia nie różnią się niczym, wszystko jest takie samo, wyraz twarzy, ubrania, tło. Patrzę i autentycznie litość mnie bierze.

Kiedyś obserwowałem graczy w trzy karty na hali targowej, nikt nie chciał obstawiać, bo wszyscy znali owych graczy, dawnych cinkciarzy, poza tym nawet ci, co odgrywali tak zwanych „hojniakow”, czyli przechodniów owładniętych nagłym szałem hazardu i równie nagłym szczęściem do spektakularnej wygranej, wyraźnie różnili się ubiorem, karczychem, tatuażem i językiem od przechodniów, których mieli przedstawiać. No, jednym słowem bida z nędzą. Nawet na flaszkę nie zarobią. Co jakiś czas cała grupa, czyli główny magik, plus grupa hojniaków, plus skrzynka po jabłkach przemieszczała się o kilkanaście metrów, główny magik zaczynał żonglować kartami, krzyczeć, hojniaki zaczynały obstawiać głośno krzycząc z radości, że oto właśnie wygrali tak wielkie pieniądze, pozostali szarpali za rękawy przechodzących ludzi, pokazując im, jak wielka wygrana ich może spotkać, prosząc o potrzymanie wybranej karty, proponując podzielenie się stawką po połowie.

Jak patrzę na tego żałosnego Palikota z tym żałosnym Tymochowiczem , to mam przed oczyma te przekrzywiona skrzynkę po jabłkach i te wymiętolone trzy karty. I tylko te hojniaki teraz mnie szarpią za rękaw z ekranów telewizyjnych i internetowych, zamiast na rynku. Zamiast tatuażu i dresu, garnitur, lub kozaczki. Taka różnica.

http://seawolf.salon24.pl/
http://niepoprawni.pl/blogs/se...