Szkolenia na początek roku szkolnego

Od samego rana na osiedlu, na którym mieszkali Hiobowscy, panował uroczysty nastrój.
- Ja tam nic nie czuję. Dzień jak dzień - wzdychał tata Łukaszka. - Już dawno przestał człowiek żyć rytmem wakacyjnym...
- Taki dzień wypada zacząć od mszy świętej - oznajmił uroczyście dziadek Łukaszka.
- To skandal, że w dwudziestym pierwszym wieku placówki oświatowe neutralnego światopoglądowo kraju zmuszają uczniów... - zaczęła babcia Łukaszka, ale dziadek jej przerwał:
- Nie szkoła, tylko ja go zmuszam! Za to jest dodatkowy bonus!
- Jaki? - zainteresował się Łukaszek.
- Zbawienie!
- Nie kłóćcie się - powiedziała mama Łukaszka cichym uroczystym, drżącym ze wzruszenia głosem. - W taki dzień nie wypada...
- To tylko szkoła - powiedział ostrożnie Łukaszek.
- Co tam szkoła! - machnęła ręką mama Łukaszka. - Czy wy wiecie co napisał "Wiodący Tytuł Prasowy" na swojej stronie internetowej?! Bezrobocie w Polsce spadło o sześć procent!! Z dnia na dzień!!!
- To jest niemożliwe - oświadczył z mocą tata Łukaszka. - Chyba, że nasz rząd dokonał albo masowej eksterminacji, albo masowego odebrania obywatelstwa.
- Sprawdźcie sami!
Hiobowscy zaczęli sprawdzać i okazało się, że faktycznie. Bezrobocie spadło w sposób znaczący.
- Ale tylko w Polsce - uzupełnił informacje tata Łukaszka. - To jest jakiś szwindel...
- Może rząd sprzedał naszych bezrobotnych w zamian za... Ja wiem... Najszybsze trolejbusy świata? - siostra Łukaszka nie chciała pozostać intelektualnie w tyle.
- Nie żeby mi zależało, albo żebym się spieszył, ale jak nie wyjdziemy za pięć minut to się spóźnię na to żałosne rozpoczęcie roku - przypomniał sobie Łukaszek.
Dziadek i babcia szybko się ubrali i wyszli odprowadzić Łukaszka do szkoły. Mama i tata szybko się ubrali i wyszli do pracy. Siostra Łukaszka ubrała się i wyszła, po czym dopiero wtedy sobie przypomniała, że będąc studentką zaczyna rok szkolny miesiąc później.
- Ale ja mam dobrze! - zawołała siostra Łukaszka i w różowym humorze wróciła do domu.
Łukaszek wraz z babcią i dziadkiem podążał w kierunku swojej szkoły.
- Dlaczego nazwałeś tą ceremonią żałosną? - dopytywała się surowo babcia Łukaszka. - Kiedy nasza ojczyzna była ludna i ludowa, do takich ceremonii przykładano wielką wagę...
- A tam, ceremonia - skrzywił się Łukaszek. - Oni kłamią, że się cieszą na nasz widok i my też...
- Co to? - przerwał im zdumiony głos dziadka Łukaszka. Spojrzeli i ujrzeli jak wokół szkoły Łukaszka bieli się całe mnóstwo namiotów otoczone mrowiem ludzi.
- Białe miasteczko, strajk pewno jakiś - próbowała zgadnąć babcia.
- Strajkują? Chcą zamknąć szkołę czy odwrotnie? - chciał wiedzieć Łukaszek.
- A co to jst to "odwrotnie"? Zamknąć uczniów? - zdenerwowała się babcia.
Ale siedzący pod namiotami nie wyglądali na strajkujących.
- Obawiam się, że to te sześć procent ludzi, którzy byli bezrobotnymi - wyjąkał dziadek.
- I co oni tutaj robią? - spytała babcia.
- Obawiam się, że pracują.
- Mówisz to tak, jakby to było coś strasznego!
- A jak myślisz, kto im mógł dać pracę? I płaci im?
Dalszą kłótnię przerwało im pojawienie się pani pedagog.
- Ach, tu jesteś Hiobowski! Nie, nie masz się co spieszyć, uroczystość odwołana. No, z braku czasu. Inaczej uczniowie by nie zdążyli. Z czym? Z tym formularzem oczywiście. Czy towarzyszy ci jakiś pełnoletni opiekun? Ach, to państwo. Świetnie. Proszę pokwitować odbiór formularza. Bez wypełnionego formularza uczeń nie ma prawa przystąpić do nauki.
- Na wszelki wypadek weźmiemy dwa - powiedziała babcia Łukaszka.
- Wydajemy tylko po jednym.
- A jeśli ktoś zgubi? - spytał dziadek Łukaszka.
- Wydajemy duplikat. Odpłatnie - i pani pedagog wymieniła jakąś solidną kwotę w euro.
- Po co ten formularz? - spytał pochmurnie Łukaszek. - Przecież zdałem do następnej klasy!
- To nie wystarczy - pani pedagog próbowała powtórzyć podpatrzony u pana dyrektora gest polegający na założeniu rąk do tyłu. Udało jej się z najwyższym trudem, bo przeszkadzały jej wałeczki na bokach. Wreszcie chwyciła dłonią za dłoń. Coś tam zgrzytnęło, ale pani pedagog nie zwróciła na to uwagi. Kontynuowała:
- To nie wystarczy, Hiobowski. Dzisiaj szkoła jest traktowana jak miejsce pracy, jak fabryka hodująca nowych obywateli. Są przepisy, reguły, które musicie poznać przed przystąpieniem do wchłaniania wiedzy otworem usznym i wydalania jej otworem gębowym. Są to bardzo ważne sprawy. Otóż najpierw musicie przejść szkolenie bhp dotyczące poruszania się po szkole. Następnie szkolenie z jedzenia...
- Z jedzenia? - zdumiała się babcia Łukaszka. - Przecież on umie jeść!
- Może i umie ale czy ma na to certyfikat? A co będzie jak sobie, na ten przykład, wydłubie oko widelcem na stołówce? Kto będzie za to odpowiedzialny, co? Po jedzeniu wszyscy umyją ręce i powiedzą: przecież w domu zawsze jadł widelcem, więc myśleliśmy, że umie. A okaże się, że jednak nie. I co? Następne szkolenia obejmują stroje szkolne, toksykologię z zakresu kredożerstwa, ewakuację pożarową i bombową, pierwszą pomoc, drugie śniadania, sprawy korzystania z telefonów komórkowych...
- Przecież regulamin szkoły zabrania korzystać z komórek - poirytowany Łukaszek przerwał pani pedagog.
- Brawo, Hiobowski, widzę że się czegoś jednak nauczyłeś w szkole. Tak, nie wolno korzystać z komórek w szkole. Ale uczniowie muszą wiedzieć jak z nich nie korzystać.
- Co za bezsens - Łukaszek był zły.
- Może i dla ciebie bezsens, Hiobowski, ale zobacz, ilu ludzi dzięki temu ma pracę! - oznajmiła triumfująco pani pedagog.
- Te wszystkie namioty... - zaczął słabym głosem dziadek Łukaszka i urwał. Bo teraz zobaczyli, że na każdym namiocie wisi napis. O ile druga linia napisu za każdym razem była inna, o tyle pierwsza brzmiała zawsze identycznie: "Szkolenia z...".
Babcia Łukaszka podniosła do oczu kartkę formularza. Policzyła ile jest na niej rubryk i kartka zaczęła jej skakać w ręku.
- I ja te wszystkie szkolenia... - przerażony Łukaszek przełknął ślinę.
- Wszystkie - pokiwała głową pani pedagog napawając swoje oczy strachem Łukaszka. - Ale nie martw się, będziesz miał to z głowy na całe półrocze!
- Półrocze! To w lutym znowu! - Łukaszek złapał się za głowę.
- Przecież to kosztuje kolosalne pieniądze! - zawyła babcia Łukaszka. - Nie stać nas...!
- A właśnie, że nic państwo nie musicie płacić - poinformowała ich pani pedagog.
- Jak to? - dziadek Łukaszka był nieufny. - Przecież ktoś tym ludziom płaci, tak? No właśnie? To co, znowu państwowe pieniądze?! Znowu nie będzie na służbę zdrowia, wojsko, drogi i tak dalej!?
- Zmartwię pana, będzie - odparła słodko pani pedagog. - Rząd nie daje złotówki na te szkolenia.
- To kto daje?
Pani pedagog uśmiechnęła się i rzekła magiczne słowo:
- Samorząd... Radzę państwu się pospieszyć, jeśli chcecie aby Łukasz zdążył zaliczyć wszystkie szkolenia przed zmrokiem!
Babcia i dziadek odeszli zabierając ze sobą załamanego Łukaszka.
W tym czasie poczerwieniała pani pedagog stękała kręcąc się w kółko po boisku szkolnym. Kiedy założyła sobie ręce za plecy jej dłonie się sczepiły pierścionkami.