Kiedy wyrwali się z okrążenia i okopceni, załzawieni i kaszlący wybiegli z lasu, Słońce przewalało się nad Augustowem, dochodziło południe. Szli w kierunku brodu na Czarnej Hańczy, przodem - w bezpiecznej odległości 14 kroków - szedł Profesor za nim, ze spuszczoną głową, powoli szedł Prezydent. Musieli przebijać się do brodu na Burdyniszkach bo z obiecanej przez Sławka przeprawy przez Czarną Hańczę - jak zwykle - wyszły nici. Miejscowi bezrobotni rozkradli materiały budowlane, a na zakup nowych żerdzi nie wyraził zgody minister finansów z powodu jakichś bzdurnych progów ostrożnościowych. Pokonywanie brodu w butach Specnazu nie nastręczało większego problemu, gorzej miał Profesor w botkach do pół kostki. Zwykle Prezydent brał go " na barana " jednakże w obecnej sytuacji Profesor nie mógł liczyć, że usiądzie sobie " na barana " Trudno, zmoczył Prezydentowi polowanie, za karę zmoczy nogi.
Gdy mijali bagno na Burdyniszkach, w którejś z szesnastu kieszeni myśliwskiego kubraka, rozdzwoniła się prezydencka " Nokia "
- Prezydent RP, słucham - powiedział Prezydent RP
- Piąty ostatni, krótki sygnał oznacza punktualnie godzinę dwunastą - powiedział głos po drugiej stronie. To Sławek synchronizował zegarki.
- Sławek ile ty masz lat ? - zapytał Prezydent
- W grudniu będzie mi 39 - odpowiedział Sławek bez owijania w metrykę, jak to miał w zwyczaju, przy okazji zatrudniania konsultantów politycznych.
- A zachowujesz się jakbyś w tym roku był u I Komunii Świętej - kąśliwie zauważył Prezydent.
- Mało co nie zginąłem na polowaniu, a ty ciągle z tymi zegarkami wyjeżdżasz,
Profesorek urządził mi taką bitwę pod Lenino, że świat nie widział - powiedział
- To nie to co ja Szefie, jak ja robiłem polowanka to mucha nie siadała, Co ? -
powiedział Sławek wyraźnie rozradowany.
- Sławciu, nie mów nic o polowaniu Kominiarzowi, on tylko czeka żeby mi dokuczyć. Kominiarz robi we wrześniu rekonstrukcję rządu, napisz podanie, że wracasz do kancelarii, a Profesorka niech sobie zabiera na ministra obrony, jak on taki pirotechnik.
- Się da rady Szefie ! marzę o powrocie, bo dopiekła mi już ta smoła na asfalty, te drogi to unendliche Geschichte - powiedział po niemiecku - bo był akurat po negocjacjach z niemieckimi bankami w sprawie niezapłaconych faktur.
- Aha, sprawdź no jeszcze Sławciu kiedy była bitwa pod Lenino, trzeba jechać na Białoruś i się pojednać. Trochę nasi narobili szkody w roślinach okopowych tym ostrzałem moździerzowym, czytałem że spore straty były. U mnie taka Sławciu prezydentura, że wszystkich muszę mieć pogodzonych - zakończył Prezydent, głosem ukontentowanym. Lubił Slawka.
- Tak jest Szefie ! - po drugiej stronie klapnęła klapka ministerialnej " Nokii " pożyczonej od kolegi podsekretarza stanu. Znak, że Sławek rozłączył się na dobre i udał się do swoich zadań. Po pokonaniu - z marszu - brodu na Burdyniszkach nastrój Prezydenta wyraźnie się poprawił, pióropusze dymu znad Budy Ruskiej miały na niego wpływ balsamiczny, wpływ odwrotny od dymów profesorskich. Dlatego nie okazał Profesorowi swej rozpogodzonej duszy, narozrabiał, niech cierpi - pomyślał sam do siebie.
- Wieroczka z Sońką pewnie już w budzie w Budzie Ruskiej - myślał sam do siebie, dalej. Zawsze puszczał psy przodem, by Prezydentowa wiedziała, że pora już nastawiać Prezydentowi bigos a sobie comber. Skrzypnęła furtka, weszli na teren gumna, jak Prezydent, ze staropolska nazywał swoją wiejską rezydencję. Z chałupy wybiegła - zdawało się - niesiona na skrzydłach Prezydentowa.
- Żyjesz kochany ! cały i zdrowy ! ten karteluszek podany przez Sońkę był tak niejasny - wykrzyknęła - i nie sadź takich byków mój drogi - dodała.
Nie było w tym jednak jakiejś belferskiej przygany, raczej radość ze szczęśliwego poworotu dwóch nieszczęśliwych traperów.
- Łatwo ci powiedzieć pisz jasno, kiedy na polanie ciemno od dymu - bronił się Prezydent, a byka to ja bym posadził gdyby nie ten tu Profesorek - spojrzał kwaśno w stronę Profesora. Profesor zmarszczył czoło, tym razem nie miał wyboru.
KONIEC
Ciche dni między Prezydentem a Profesorem trwały tydzień. Pewnie trwałyby dłużej gdyby nie Sławek, który wpdał na weekend do Ruskiej Budy, aby podregulować prezydenckie kuranty.
- Pogódźcie się panowie dla dobra Polski, nie ma sensu boczyć się z powodu jakiegoś dymu bez ognia, kraj i obywatele potrzebują zgodnej współpracy całego ośrodka prezydenckiego, kraj musi widzieć, że w kancelarii wszystko chodzi jak w zegarku - powiedział - wplatając w przemowę swoje ulubione słówko.
Prezydent wymusił jedynie pisemne oświadczenie Profesora, że bez zgody gen. Kozieja i Głównego Inspektoratu Uzbrojenia Wojska Polskiego, nie będzie prowadził samodzielnych badań nad bronią niekonwencjonalną. Prezydent - jako głowa państwa - musi być chroniony z każdej strony. Bez jaj.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3039
chętnie obejrzałbym to w kabarecie.