Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Fizyka cudów
Wysłane przez tsole w 12-04-2013 [09:24]
Nieco historii
Cuda to jeden z równie podstawowych, co kontrowersyjnych fenomenów w religiach świata. Nic więc dziwnego, że wzbudzają one od wieków namiętności nie tylko rzesz wiernych, lecz także badaczy.
Skąd te kontrowersje? Mają one źródło w samej istocie cudu, zwłaszcza w jego scholastycznym, (ściślej: tomistycznym) rozumieniu: „Cud, nadzwyczajne i zewnętrzne, (tzn. nie mogące być doświadczalnie, zmysłowo poznane) wydarzenie, które wykracza poza możliwości przyrody i dlatego można je wytłumaczyć tylko przez bezpośrednią działalność Boga. Cuda uważa się za zewnętrzny sprawdzian i cechę wiarygodności Objawienia.” (Ks. M. Kowalewski, Mały słownik teologiczny). Zatem - mówiąc zwięźlej - cud ma być w pewnym sensie „empirycznym” dowodem na istnienie Boga. Jest luką, wyłomem uczynionym przez Boga w prawach natury, by w ten sposób umocnić nas, maluczkich w wierze.
Ta koncepcja z oczywistych powodów nie satysfakcjonowała wszelkiego autoramentu materialistów, zwłaszcza zaś pozytywistów, którzy - by się tak górnolotnie wyrazić - w empirii złożyli całą swą nadzieję. Scholastyczne koncepcje okazały się grząskie także dla teologów, pośrednio osłabiając atrybut doskonałości Stwórcy, skoro musi On raz po raz interweniować w świat poprzez zawieszanie ustalonych w nim praw (konstruktor telewizora, w którym dla zmiany kanałów należałoby za każdym razem wymieniać podzespoły nie cieszyłby się najlepszą renomą). Z kolei zwolennicy tezy o Bogu ukrytym, niedostępnym dla doznań o charakterze empirycznym także - z oczywistych powodów - nie byli w stanie zaakceptować wizji Stwórcy - Wiecznego Majsterkowicza.
Scholastyczna „fizyka cudów” prokurowała mechanizm dla teologii bardzo niebezpieczny, przeto skrzętnie wykorzystywany przez prądy racjonalistyczne. Myślę tu o pokusie tłumaczenia poprzez cud wszelkich zjawisk, których nauka na danym poziomie rozwoju wyjaśnić nie umiała. Wizja „Boga w defensywie” cofającego się przed gwałtownie ekspandującym obszarem oświetlonym przez naukę aż dopraszała się prostej ekstrapolacji: trzeba jedynie czasu, by nauka oświetliła wszystko. Ten poznawczy optymizm pozwalał ojcom europejskiego racjonalizmu wypowiadać zdania pokroju „Bóg? Dla mnie ta hipoteza jest zbędna”.
Wobec naporu prądów pozytywistycznych teologowie wycofali się na „z góry upatrzone pozycje”, lansując koncepcję całkowitej przepaści między naukami przyrodniczymi a metafizyką. Temat mechanizmów rządzących cudami przezornie omijano, akcentując rolę cudu jako znaku Bożego. Zwrócono się do źródeł - czyli do Biblii. Autorzy Ksiąg Objawionych zarówno Starego jak i Nowego Przymierza nie pojmowali cudu w sensie scholastycznym. Aby to zrozumieć, trzeba zauważyć, że świat w pojęciu biblijnym nie jest doskonałą, raz na zawsze wprowadzoną w ruch maszyną, lecz ciągle pozostaje w zależności od Stwórcy - zatem nie tylko początek, lecz i aktualne trwanie zawdzięcza woli Bożej. Cud nie łamie praw natury, lecz je doskonali. Nie przeciwstawia się siłom stworzenia, lecz ułatwia ich pełną realizację (zob. Ks. J. Kudasiewicz, Biblia, historia, nauka, Znak, 1987, s. 345 i nast.).
Idąc tym tropem, rozszerzono pojęciowy obszar słowa „cud”: „Cały świat stworzony ze swym ustalonym porządkiem (Jer 32,36 n) jest „cudem” (Ps 89,6) i „znakiem” (Ps 65,9) podobnie jak (owe) niezwykłe interwencje Boga w historii” (Słownik teologii biblijnej, Pallotinum 1982, s.163).
Pachnie to nieco słowną ekwilibrystyką. Myśląc prostolinijnie i tak normalnie po ludzku, bierze nas ciekawość: w jaki sposób doszło do rozmnożenia chleba? Jakie mechanizmy wykorzystał Chrystus, chodząc po wodzie? Czy Zmartwychwstanie jest rzeczywiście jakimś buntem przeciwko fizyce tego świata? Czujemy różnicę między tymi zdarzeniami a normalnym porządkiem rzeczy, dostrzegamy ich „nienaturalność”. Trzeba to wyraźnie oddzielić od aspektu teleologicznego i symbolicznego cudów. Są one w sposób nie budzący wątpliwości ważniejsze dla teologa, dla wierzącego (...czy figa nie rodząca owocu uschła natychmiast (Mt. 21,19), czy nieco później (Mk 11,20), nie ma to żadnego znaczenia; ważna jest lekcja, którą kryje w sobie jakieś symboliczne działanie” - tamże). Nie zamierzam tej hierarchii ważności kwestionować. Zgadzam się też ze zdaniem „świat jest Znakiem, Sygnałem, Świadectwem”, bo nie umiem go - samego w sobie - wytłumaczyć. Lecz jakoś nie umniejsza to mej chęci poznania odpowiedzi na podobne sformułowanym wyżej pytania.
Sparzeni na długiej serii porażek w potyczkach z przyrodnikami teologowie zastosowali taktykę ślimaka. Ogłosili swoistą „dychotomię” Rzeczywistości: świat materialny to jedno, transcendentny - drugie. Teolog nie ma kompetencji wypowiadania się w kwestii praw rządzących pierwszym, fizyk - na odwrót. Osiągnięty dziejowy kompromis bardzo służy obu stronom, położył bowiem kres nie tylko stosom dla heretyków; także wszelkiej maści „naukowym światopoglądom”. Mniej jednak służy „szaraczkom” (myślę tu o szaraczkach wierzących, jako że ateiści problem transcendencji w ogóle mają z głowy) którzy, myśląc zdroworozsądkowo, wyczuwają tu jakiś dysonans: toć Biblia mówi o tym, że Bóg jest w ciągłej relacji ze swym stworzeniem, więc gdzie miejsce na przepaść? Gdzie Odkupienie, gdzie Paruzja?
Na ostatnie pytanie teologowie ochoczo odsyłają do Apokalipsy. Koniec świata jest dla nich jakimś kosmicznym kataklizmem, kolapsem obracającym wniwecz świat materialny. Oczywiście, taka Paruzja to cud cudów, ostateczne i całkowite zawieszenie praw przyrody. Znów kłania się scholastyka.
Czy tak być musi? Czy jest tu miejsce na harmonię między fizyką i metafizyką? Czy można pomyśleć świat, w którym zjawiska, wyglądając nienaturalnie, cudownie, opierają się na prawach w tym świecie immanentnych, choć może dotąd tylko wirtualnie? Czy jest do pomyślenia model świata, którego prawa ewoluują, są zmienne w czasie? Czy jest do pomyślenia „nowa fizyka cudów” nie domagająca się nadzwyczajnych interwencji Stwórcy w każdym wyglądającym na nadnaturalne zjawisku, lecz z drugiej strony wolna od płaskich racjonalizmów w stylu Kosidowskiego?
Pozytywnej odpowiedzi na te pytania nie otrzymamy z pewnością wśród „apokaliptyków” (nazywam tak zwolenników „dychotomii” Rzeczywistości, stale obecnego, niezmiennego w czasie napięcia między światem materialnym a transcendentnym, zwolenników Paruzji - kosmicznego kolapsu). Istnieje jednak nurt przeciwny. Można by rzec, że ma on pewne podstawy naukowe, gdyż wywodzi się z obserwacji nad trendami we Wszechświecie.
Bodaj najdonioślejszą konsekwencją nowożytnej nauki jest spostrzeżenie: świat jest procesem. Aby wagę tego, zda się truizmu, uświadomić, trzeba pamiętać, że przez całe tysiąclecia dominowała myśl o niezmienności świata (pominąwszy zdarzające się od czasu do czasu intuicje filozofów obwieszczających zdania pokroju „panta rei”). Nie mieściła się w głowie myśl, że dzieło doskonałego Stwórcy może ulegać zmianom - te bowiem przypisywano tworom niedoskonałym. Wrażenie owej niezmienności potęgował obraz nieba - od stuleci niewzruszony układ gwiazd. Trzeba było astrofizyki spektralnej, by udokumentować ewolucję gwiazd. Ona też pozwoliła odkryć, że Wszechświat nie znajduje się bynajmniej w stanie kinematycznej równowagi - lecz ekspanduje.
Ewolucja Wszechświata stała się oczywistością jeszcze przed II wojną światową. Znacznie wcześniej udokumentowano mechanizmy ewolucyjne na ziemi - w świecie biologii. A potem stało już oczywiste, że ewolucja - to zjawisko w świecie uniwersalne. Występuje na każdym poziomie organizacji materii - od kwantowego po kosmiczny.
Teologowie długo nie mogli strawić tej nowej, zdawałoby się sprzecznej z Biblią wizji świata. Kto wie, czy to m. in. nie ona właśnie przyczyniła się do owej „strategii ślimaka” owocującej dychotomiczną koncepcją Rzeczywistości. Tymczasem syntetyczne spojrzenie na różnorakie występujące w świecie mechanizmy ewolucyjne pozwala wyłonić prawidłowości, które teologa właśnie powinny bardzo zainteresować, więcej - rozbudować arsenał jego argumentacji. Przecież ewolucja na każdym szczeblu rozwoju jest procesem prowadzącym do powstania wyżej zorganizowanych form materii. Wszechświat nie zmierza zatem bezładnie „byle gdzie”, lecz w konkretnym, jednoznacznie określonym kierunku. Potocznie mówilibyśmy tu o celu.
Mówiąc o ewolucji, nie sposób pominąć człowieka. Póki co, jest on - tu wszyscy zdają się zgadzać - jej ukoronowaniem. Rodzi się jednak pytanie - co dalej? Czy motor ewolucji zatrzyma się, czy, prąc nadal, wytworzy nowy gatunek „nadludzi”? Stanisław Lem artykułuje hipotezę zakładającą, iż ewolucja biologiczna, tworząc gatunek homo sapiens osiągnęła kres możliwości. Postęp jednak jest możliwy, choć dzięki podstępowi: następny wytwór powstanie... dłońmi człowieka. Komputer, praprzodek sztucznej inteligencji - oto nowa alternatywa, jaką serwuje nam rodzimy filozof o naukowo-fantastycznej proweniencji!
Lecz istnieje tu inna alternatywa. Już wcześniej zdarzało się, że mechanizmy popychające materię ku wyższym formom organizacji zmieniały się skokowo, np. inne stymulatory działały w ewolucji kwantowej (wczesna faza Wszechświata), inne w ewolucji chemicznej, jeszcze inne w biologicznej. Ku takiej koncepcji skłania się Teilhard de Chardin, francuski jezuita, paleontolog, wielki mistyk i myśliciel. Dokonana przezeń synteza intuicji i wiedzy przyrodniczej wypchnęła go poza obręb jakiejkolwiek paradygmatyki, skutkiem czego myślenie Teilharda było obce obu stronom - zarówno teologom (nacierpiał się on sporo od ówczesnej hierarchii, dla której był niewygodny, przeto wysyłano go byle dalej, m.in. do Chin, gdzie zapisał się jako współodkrywca tzw. człowieka pekińskiego), jak i przyrodnikom, którzy nigdy nie traktowali jego pomysłów serio, umieszczając je w getcie mistyki.
Tymczasem wizja Teilharda, prowokując niezwykłą śmiałością, posiada klarowną logikę właściwą intelektualistom, którzy odebrali solidne przyrodnicze wykształcenie. Wydaje się być coraz świeższa. W czym należy upatrywać owej mocy?
Teilhard wystartował od spostrzeżenia będącego obecnie truizmem: ewolucja jest procesem realizującym się na każdym poziomie rzeczywistości kosmicznej. Patrząc tak szeroko można pokusić się o poszukanie jej cech wspólnych. Teilhard zauważył, że na każdym poziomie działa identyczny mechanizm dialektyczny: dywergencja - konwergencja – wyłonienie nowej jakości.
Jak przystało na wizjonera, Teilhard stosuje do objaśnienia swej koncepcji niezwykle obrazowy, poetycki język (kto wie, może to właśnie temu językowi zawdzięcza ów „epitet” wizjonera?). Myśląc o uniwersalnych, immanentnych we Wszechświecie mechanizmach ewolucyjnych, stosuje określenie „zwijającego się” Wszechświata. Gdzie indziej używa obrazu-modelu wznoszącej się spirali zbieżnej w Ognisku. Celem i Ogniskiem ewoluującego Wszechświata jest punkt Omega - czyli Chrystus Kosmiczny.
Wznoszenie się po spirali opisuje sens prostej prawidłowości ewolucji: prowadzi ona zawsze w jednym kierunku: ku wyższym formom organizacji materii. „Wszechświatem włada nie tylko rozpaczliwa entropia, o której wciąż słyszymy, a która redukuje wszystko do form najbardziej elementarnych i najbardziej stałych. Z tego deszczu popiołów wynurza się, wznosząc się wyżej, jakiś kosmiczny wir, w którym tworzywo wszechświata, wykorzystując preferencyjny rozkład losowy, skręca się i zwija coraz ciaśniej w coraz bardziej złożone i coraz bardziej ześrodkowane skupiska” (Pierre Teilhard de Chardin, Zbieżność wszechświata, w zbiorze „Moja wizja świata, IW Pax,1987, s. 357). Teilhard używa także określenia „przebóstwiania” świata. W Jego optyce Zbawienie jest również procesem; świat ewoluując, wydaje z siebie owoce materii coraz bardziej złożone (zatem doskonałe), coraz mocniej „przesiąka” pierwiastkiem duchowym.
W różnych fazach ewolucji działają różne stymulatory decydujące o rozwoju. Np. w fazie biologicznej postęp był możliwy poprzez współdziałanie dwóch zjawisk: zmienności gatunków (mutacje genów) i doboru naturalnego (walka o byt). Według Teilharda, z chwilą pojawienia się człowieka (etap hominizacji) ewolucja dokonuje się już nie w płaszczyźnie biologicznej, lecz duchowej, zaś jej stymulatorem jest Miłość. Ona to ma doprowadzić do pełnej duchowej integracji świadomości, co jest zasadniczym celem Wcielenia (jedna owczarnia i jeden pasterz).
„Na obszarze naszego doświadczenia człowiek jest jedyną istotą żywą, która nie tylko wie, lecz nadto wie, że wie”. („Moja wizja świata”, s. 174). Człowiek dysponuje świadomością. Od tego momentu następuje rozwój noosfery: warstwy duchowej (myśli) na ziemi. To ona stanowi obecnie środowisko działań ewolucji.
Świadomość jest produktem wysoko zorganizowanej materii. Wyłoniła się w toku jej ewolucyjnych przeobrażeń, lecz w jej ponadmaterialny (duchowy) charakter nikt nie wątpi, choć przypisuje się jej różny status ontologiczny. Czy jednak istnieje jej realne i bezpośrednie oddziaływanie na materię? Realne - to znaczy pozostawiające skutek materialny. Bezpośrednie - to znaczy bez udziału „przekaźnika” (np. człowieka, który wprowadzony w stan ekstazy na koncercie rockowym demoluje krzesła na widowni).
Twierdzącej odpowiedzi na to pytanie udziela parapsychologia. Znamy możliwości telekinetycznych „siłaczy” łamiących siłą woli łyżeczki. Słyszymy o podrygujących stołach w seansach spirytystycznych. Lecz słyszymy także sceptyczne opinie naukowców, oskarżenia o szarlatanerię, iluzjonistyczne oszustwa... Gdzie leży prawda?
W odpowiedzi na szereg negatywnych wyników naukowych eksperymentów wierzący w autentyczność parapsychologicznych zjawisk wysuwają argumenty o zakłócającym wpływie właściwego metodologii pozytywnego poznania sceptycyzmu. Skoro czynnikiem mającym wpływ na zachowanie się materii jest tu wiara, wola (atrybuty świadomości), to rzeczywiście sceptycyzm nie sprzyja powodzeniu eksperymentu.
Istnieje silna pokusa, by część cudów (zwłaszcza tych opisanych w Ewangelii) tłumaczyć mechanizmem oddziaływania świadomości na materię. Chrystus wielokrotnie podkreśla znaczenie wiary uzdrawianego, a w Nazarecie, wobec bardzo niesprzyjającej, sceptycznej aury wydaje się być bezsilny: „I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa” (Mt 13,58).
Kwestionując totalnie możliwość jakiegokolwiek bezpośredniego oddziaływania świadomości na materię, pozostawiamy bez wyjaśnienia wiele zjawisk, których udokumentowanie jest bardzo solidne. Weźmy choćby korelację między zaufaniem do lekarza a skutecznością jego leczenia. Zaobserwowano przed laty w Afryce pewien paradoks: skuteczność miejscowych czarowników była większa niż białych lekarzy uzbrojonych w moc racjonalnej, opartej na pozytywnej nauce medycyny. Jedynie czynnik wiary może go skutecznie wyjaśnić. Również fenomen wszelkiej maści Harrisów, bioenergoterapeutów nie daje się objaśnić bez udziału pewnej sprzyjającej psychicznej aury (czasem wręcz psychozy).
Sama intuicja podpowiada, że skoro świadomość jest owocem wysoko zorganizowanej materii (jesteśmy, jak powiada Ditfurth „dziećmi Wszechświata”), to byłoby czymś nienaturalnym, wręcz dziwacznym, gdyby między duchem a materią występowała jakaś drastyczna szczelina, nieciągłość.
Tymczasem postawienie choćby hipotezy o istnieniu takich powiązań jest z punktu widzenia nauki pozytywnej niepurawnione. Paradygmatyka, a za nią i metodologia fizyki są zbyt mało elastyczne. Fizyka bowiem - to nauka badająca mechanizmy w świecie materii - zatem jeden z podmiotów takiej hipotezy już leży poza granicami jej kompetencji i zainteresowań.
Lecz fizyka może obserwować potencjalne efekty takich oddziaływań. Przypomina to trochę sytuację badań nad cząstkami elementarnymi. „Zobaczyć” wprost ich nie można, owszem, lecz ślad, jaki pozostawiają - tak (komora Wilsona).
Większość tzw. „poważnych” fizyków dystansuje się od parapsychologii. Wydaje się jednak, że skutki tego nie działają w interesie samej fizyki. Prędzej czy później z problemem wypadnie się zmierzyć (kiedyś taką nadzieję dawała biofizyka, teraz optymizm nieco chyba osłabł). Obecnie jednak pole oddano w ręce „amatorów” dziarsko i bez zahamowań szermujących quasinaukową terminologią. Mamy więc pola bioniczne, siły lub energie kosmiczne - słowem bełkot profanów, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że wszelkie te pojęcia obłożone są rygorem metodologicznej ścisłości i stosowanie ich w takich przypadkach ma wyłącznie sens poetyckiej alegorii.
Istnieją jednak na terenie fizyki (lub w bliskich jej okolicach) teorie i hipotezy rokujące nadzieję, że podejmowanie prób metodologicznie poprawnego wyjaśnienia owych zjawisk nie będzie bezowocne. Chciałbym tu zwrócić uwagę na dwie. Pierwej jednak zauważmy, że wytłumaczalność cudów jest „od biedy” możliwa już od czasów Boltzmanna i Maxwella (ściślej - od dokonań w dziedzinie termodynamiki statystycznej). Prawdopodobieństwo tego np. że w podgrzewanym kociołku woda zamarznie jest, co prawda niezwykle znikome, lecz niezerowe.
Znaczenie prawdopodobieństwa w fizyce okazało się jednak bardziej fundamentalne, niżby to miało wynikać z modeli termodynamiki statystycznej, opisującej, koniec końców, makroskopowe stany układów fizycznych. Początek wieku dwudziestego przynosi przełom: kwantowy model rzeczywistości. Wbrew intuicyjnym oczekiwaniom fizycznych autorytetów (Einstein: „Bóg nie gra w kości”), prawdopodobieństwo staje się immanentną cechą mikroświata. Okazuje się wręcz, że nie ma czegoś takiego, jak orbita elektronu; możemy jedynie mówić o maksimum prawdopodobieństwa (funkcja falowa w równaniu Schrodingera jest duża tam, gdzie prawdopodobnie znajduje się cząstka). Okazuje się, że równoczesny pomiar pędu i położenia cząstki a priori nie może być dowolnie dokładny (zasada nieoznaczoności Heisenberga).
Objaśnienie wszelkich zjawisk występujących w świecie (również makroskopowych) musi rozpocząć się na poziomie elementarnym, czyli kwantowym. Jeśli zatem gdziekolwiek należy poszukiwać fundamentalnych mechanizmów oddziaływania świadomości na materię, to tu właśnie. Kierując się tym, niektórzy badacze poszukują „łącznika” między świadomością, która jest wielkością niefizyczną, lecz realną, a rzeczywistością materialną. Amerykański fizyk, laureat Nagrody Nobla z 1973 r Brian D. Josephson zaproponował hipotezę o dwojakiego rodzaju zmianach jakim podlegać może funkcja falowa. W warunkach „normalnych” jej ewolucja jest zgodna z równaniem Schrodingera (określa ją operator zwany hamiltonianem). Natomiast „przy obserwacji” (czyli przy udziale czynnika świadomości) hamiltonian zmienia się drastycznie i funkcja ta (wektor stanu) ulega kolapsowi. (Laurence M. Beynam, Fizyka kwantowa i zjawiska paranormalne).
Myśl tę rozwinął inny fizyk amerykański, Evalyn H. Walker. W zbudowanym przezeń modelu (a właściwie teorii świadomości) poniżej klasycznego (obserwacyjno-teoretycznego) poziomu kwantowego istnieje poziom subkwantowy; jest to miejsce, gdzie lokuje się wszelkie doświadczenie podmiotowe. Świadomość pozostaje tu w oddziaływaniu ze światem fizycznym poprzez wektor stanu opisujący oddziaływania kwantowo-mechaniczne (tunelowanie elektronów), które stanowią o działaniu synaps (podstawowych elementów mózgu) jako przełączników.(zob. E. H. Walker, N. Herbert, Zmienne ukryte na zbiegu fizyki i zjawisk paranormalnych)
Sedno proponowanych tu modeli objaśniających oddziaływanie świadomości na realizację procesów kwantowych leży w założeniu różnicy zachowania się cząstek pod wpływem świadomości; różnica owa wynika z ”odchylenia” biegu zdarzeń od najbardziej prawdopodobnego toru (jaki zaszedłby w stanie „czystym”) Świadomość działa tu zatem jako swoisty „wzmacniacz prawdopodobieństwa”.
Koncepcja ta bardzo koresponduje z ciekawą interpretacją mechaniki kwantowej zaproponowaną przez H. Everetta III, J. A. Wheelera i R. N. Grahama. Interpretacja ta znana pod nazwą EWG oparta jest o nieskazitelny (w sensie matematycznym) model tzw. superprzestrzeni, której każdy punkt to cały wszechświat. Rzeczywistość realizuje się poprzez wybór kolejnych wirtualnie możliwych wszechświatów zgodnie z regułą maksimum prawdopodobieństwa. (zob. Fizyka kwantowa i i zjawiska paranormalne.)
Jeśli zastosować koncepcję Walkera (kolaps wektora stanu powodowany oddziaływaniem czynnika świadomości - woli) do modelu EWG, okaże się, że owo oddziaływanie to nic innego, jak „zepchnięcie” trajektorii, którą podąża realizowana rzeczywistość w kierunku innego - mniej prawdopodobnego punktu superprzestrzeni (wirtualnego wszechświata).
Na pierwszy rzut oka nie zdajemy sobie sprawy z powagi konsekwencji prawdziwości powyższych hipotez. Pierwsze implikacje podważają wiarygodność wszelkich eksperymentów (jeśli ktoś byłby uczuciowo zaangażowany w eksperyment, np. chciałby potwierdzić własną hipotezę, mógłby spowodować zmianę jego rezultatów!). Pominąwszy wszelkie inne konsekwencje (m.in. społeczne), zauważmy tylko, że zmieniłby się obraz świata w sposób równie przełomowy jak na początku wieku (newtonowko-kopernikańska koncepcja czasu i przestrzeni musiała ustąpić ze względu na konsekwencje mechaniki kwantowej i obu teorii względności). Subiektywizm nabiera tu nowych rumieńców. To już nie tylko zabawa z grą zmysłów (np. odurzonych halucygenami; ekstremalny obraz znajdujemy w ”Kongresie futurologicznym” Lema). To rzeczywisty wpływ zmysłów na materię!
Nas jednak interesuje tu możliwość wyjaśnienia mechanizmów cudów. Przy założeniu prawdziwości powyższych hipotez wydają się one oczywistymi. Raz jeszcze podkreślę, że wyjaśnienie takie w niczym nie deprecjonuje ich symbolicznego przesłania. Czy jednak owo wyjaśnienie nie desakralizuje cudów? Czy nie zabiera im boskich atrybutów?
Niewątpliwie tak - odpowiedzą „apokaliptycy”, zwolennicy przepaści między rzeczywistością materialną a transcendentną. Rzeczywiście, całkowita rozłączność sfer sacrum i profanum wyklucza takie rozwiązanie. Czy jednak owa rozłączność da się w ogóle utrzymać - choćby w perspektywie Wcielenia?
Zwolennicy wizji przebóstwiającego się w procesie ewolucji Wszechświata znajdą tu jednak wzmocnienie swych argumentów. Popatrzmy: rozwój teilhardowskiej noosfery to nasilająca się erupcja myśli, integrującej się świadomości. Im większy stopień integracji tym (należy sądzić) intensywniejsze jej oddziaływanie na materię. To, co kiedyś było cudem (stało poza granicami wytyczonymi przez fizykę), dziś staje się możliwe! I wcale nie mamy do czynienia z jakimś „zawieszeniem praw natury” - po prostu, poprzez wysiłek świadomości (wola, bardzo silna wiara) Rzeczywistość realizuje się innym torem (aktualizując inne wszechświaty wirtualne w superprzestrzeni EWG), niż bywa to w wypadku jego braku.
Brnąc konsekwentnie w tym kierunku, musimy zadać pytanie o stabilność praw rządzących światem. Skoro bowiem Rzeczywistość jest procesem, może i prawa fizyki zmieniają się w czasie?
Taka wizja jest fizykom nieobca. Padają tu bardzo poważne hipotezy (np. kwestionuje się stałość stałych fizycznych). Padają też bardziej fantastyczne, choćby obraz Graczy kształtujących lokalnie prawa fizyki w „Nowej Kosmogonii” Lema.
Być może, powyżej pewnego poziomu koncentracji świadomości możliwa będzie kreacja praw fizyki. (Zauważmy, że poziom naszej wiary jest praktycznie zerowy; Chrystus wielokrotnie wypominał to swoim uczniom: „jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy...” (Mt 16, 20)). Prędzej czy później przypisane nam będą atrybuty Boga - taka nadzieja płynie z kart Ewangelii. Owa Myśl, która zrodziła świat niewątpliwie nas przekracza. Niewątpliwie ku Niej zmierzamy. Lecz czy dojdziemy tam w sposób ciągły, czy skokowy? Któż to wie? Możemy tylko sądzić, że - skoro świat jest procesem, dlaczego miałby się skończyć kolapsem? Skoro Bóg jest Ojcem, to czemu nie miałby stopniowo powiększać obszaru naszych możliwości – w miarę dojrzewania i wzrostu odpowiedzialności?
Patrząc na świat, trzeba mieć wiele optymizmu, by uwierzyć, że On nie robi tego zbyt pochopnie.
Komentarze
12-04-2013 [10:15] - dogard | Link: jako wybitny laik w tej materii
musze jedno napisac--cholernie sie ciesze,iz fizyka wcale nie jest jednoznacznym wskaznikiem zachowan wszechswiata .Badnia nanoczasteczek wskazuja na dzialania wbrew ustalonym regulom fizyki.Im wiecej hipotez tym mniej wlasciwych odpowiedzi.Wiec wiemy,iz malo co wiemy.To wielce pouczajace.
12-04-2013 [10:54] - tsole | Link: wbrew ustalonym regułom fizyki
Dobrze ze padło to słowo "ustalonym", bo inaczej myśl ta nie byłaby poprawna. W fizyce najlepiej są widoczne "zakręty" czyli rewolucje burzące dotychczasową wiedzę w bardzo perfidny sposób, bo jednocześnie ją potwierdzające. Przykład: mechanika relatywistyczna. Szczególna teoria względności obala właściwie klasyczną, galileuszowsko-newtonowską mechanikę, lecz jednocześnie potwierdza jej słusznośc w dziedzinie małych prędkości. Tak, że możemy tu mówić o uogólnieniu. Trochę gorzej jest już z rewolucją kwantową, która zburzyła dotychczasową wiedzę o porządku świata. Z początkiem XX w. to, co wydawało się budowlą zakończoną legło w gruzach i fizyka wkroczyła w erę nowej paradygmatyki. Dziś jest już ona ciasna, mamy w zasadzie dziwną stagnację - dziwną, bo występującą w atmosferze burzliwych dokonań empirycznych (obserwacyjnych). Kto wie, czy ostatnie nie będą zaczynem kolejnej rewolucji w fizyce, bo jeśli okazuje się, że znana nam postać materii stanowi ledwie 5% jej ogółu we Wszechświecie, a pozostałe 95% jest nieosiągalne dla naszej obserwacji, to moim zdaniem coś jest nie halo z teoriami. Mam zamiar o tym pisać na tych łamach, więc już zapraszam :)
Tak więc albo fizyka przeżyje kolejny przełom i powstaną nowe "ustalone" reguły, albo dojdzie do marginalizacji tej dyscypliny. Moim zdaniem poznanie przyrodnicze biegnie asymptotycznie do rzeczywistości, tj zbliżamy się coraz bardziej do prawdziwego obrazu, do którego jednak nigdy nie dotrzemy (jak w przypadku uciekającego horyzontu). To jedna (dla mnie osobiście) z najmocniejszych przesłanek za istnieniem Boga.
Pozdrawiam!
12-04-2013 [14:37] - dogard | Link: POprawnosc
mnie nie interesuje,wole PRAWDE---o ktora zaprawde trudno.
12-04-2013 [17:14] - NASZ_HENRY | Link: Cuda?
Nauka każe wątpić;
Religia każe wierzyć ;-)
12-04-2013 [19:04] - Leszek Witkowski | Link: Dociekliwosc
Bardo ciekawe rozwazania.
Dociekliwosc jest jedna z najwspanialszych cech czlowieka rozumnego, a dziecinne pytanie - DLACZEGO ? chyba najistotniejszym pytaniem czlowieka.
Daleki jestem od poznania, a tym bardziej zrozumienia fizyki kwantowej, lecz jak kazdego, frapuja mnie rzeczywiste fakty wymykajace sie prawom fizyki.
Chociaby fenomen Ossowieckiego, Harrisa i innych uzdrowicieli, eksperymenty plk. Norberta Okolowicza, ktore znam z wiarygodnych relacji - "duch" zanurzal reke czy noge w roztopionym wosku i nastepnie wkladal ja do wiadra z woda. Powstawal odlew ktorego w zaden sposob nie mozna bylo wykonac w "fizyczny", ludzki sposob.
Pan Norbert zgromadzil spora kolekcje takich odlewow - wszystkie splonely w Powstaniu, szkoda.
Istnieje wiele innych tego typu zjawisk.
Jak Pan zauwazyl, posiadamy bardzo nikla wiedze o otaczajacym nas swiecie.
Fakty wskazuja, ze swiadomosc, wola, potrafia czynic cuda - wbrew przyjetym prawom.
To fascynuje.
Chociazby jak udokumentowane cudowne zjawiska czynione przez Sw. Kinge.
Albo techniczna strona powstania fotografii, a wlasciwie obrazu negatywowego Chrystusa utrwalonego na Calunie Turynskim, o ktorym wiemy tylko tyle, ze promienie wydobywaly sie z Ciala rownolegle w kierunkach gora - dol, a nie centrycznie dookola jak to powinno byc - zgodnie z logika.
A hipnoza, rozdzkarstwo ! A odrzucana przez naukowcow teoria "Perpetum mobile", ktorym jest przeciez wszechswiat, nie mowiac juz o jego najdrobniejszych czastkach jakimi sa atomy.
To jest wspanialy swiat niewiadomych, a czesto nie odkrytych jeszcze mozliwosci, ktore moga drzemac w kazdym z nas.
Od dawna interesowala mnie odpowiedz na pytanie - skoro materia tworzy energie, a energia ludzkiej woli potrafi stworzyc energie innego rodzaju, to czy mozliwy jest proces stworzenia materii przez jakiegos typu energie ?
Bardzo wielka szkoda ze naukowcy sa tak sceptyczni i niechetni w stosunku do badam zjawisk wymykajacych sie utartym normom.
Coz, ktos powiedzial, ze glupota ludzi inteligentnych jest najbardziej razaca.
12-04-2013 [19:17] - tsole | Link: Salony naukowe
"Bardzo wielka szkoda ze naukowcy sa tak sceptyczni i niechetni w stosunku do badam zjawisk wymykajacych sie utartym normom."
Rzeczywiście, jest takie zjawisko, także w środowisku przyrodników, gdzie zdawałoby sie, nie powinno brakować ludzi dociekliwych, bez uprzedzeń i otwartych na poszukiwanie nowych rozwiązań - jedynym kryterium powinna być w tej dyscyplinie weryfikacja empiryczna czyli zgodnośc z doświadczeniem/obserwacją. Tymczasem obserwujemy funkcjonowanie czegoś na kształt "salonu" naukowego, gdzie się nie bada tylko bywa. Gdzie za pewne poglądy, hipotezy, inicjatywy badawcze można popaść w totalny ostracyzm. Los taki spotkał np, wspomnianego u mnie w tekście Everetta, fizyka, który już w latach 50. XX w. postawił hipotezę wieloświatu (multiverse), za co spotkał go taki ostracyzm, wylądował w getcie dziwaków i nikt go poważnie nie traktował. Dziś spekulacje kosmologów nt. multiversu są na porządku dziennym i nikogo nie gorszą.
Z getta zaczyna powoli wyłazić także parafizyka. Sporo sie spekuluje nt. tzw. kwantowej teorii świadomości, powstała nawet taka dyscyplina jak neuroteologia.
Dziękuje za interesujący komentarz i pozdrawiam!
26-05-2013 [23:18] - goral | Link: Akt Stworzenia i Tajemnica jego Boskosci
Dziekuje za temat, ktory pan porusza..Nie znalem pana blogu..Ale zakres tematyczny na nim jest fascynujacy dla mnie..Jakze nie moze byc skoro mowimy o Ojcu Stworzenia Wszystkiego..Od wielu lat interesuje sie tematem ,ktory pan tutaj analizuje i przybliza..Nauka Newtona jest praktycznie w dzisiejszych czasach w Agoni..Wyczerpala wszystkie mozliwosci poznawcze,miedzy innymim przez swoj empiryzm..Przyblizyla Poznanie w jakims stopniu,ale bylo w niej tyle niedomowien i bledow logicznych , ze potrzebujemy nowej formy i narzedzia..Nie jest to calkowicie prawda..bowiem to narzedzie jest juz znane,tylko nie umiemy z niego korzystac Mysle o Duchu ktory kazdy z nas posiada i Wolnej Woli ktora to nas obdarzyl..
Bylem scetykiem zapatrzonym w "klasyczny realizm"..(cokolwiek to jest)..Oczywiscie poza tym dialektycznym..
No i dane mi bylo bez udzialu wlasnej woli i checi,doswiadczyc empirycznie tego "czego oko nie widzialo ,uszy nie slyszaly".."Kurtyna Niebios" zostala mi uchylona na chwile....Nie pije nie pale nie znane mi sa jakiekolwiek uzywki,Na dodatek zdarzylo sie to podczas mszy liturgicznej podczas Ofiary Przemienienia... (bylem i jestem wierzacym praktykujacym chrzescijaninem w obrzadku Kosciola Rzymskieg i w tej tradycji bylem wychowywany ,ze wszystkimi Swietymi Sakramentami)Od tego czasu NIC nie jest takie same..Poza Nim..Swiat w ktorym zyje (udanie)moje prywatne zycie..Wkrotce po tym zrozumialem co chcial powiedziec Tomasz z Akwinu w przypowiastce o naszej ludzkiej probie poznania Boskosci Boga...Wracajac do tematu..W post-Newtonowskim swiecie panuje jak na razie haos..Ale w mojej opini jest on tworczy..Ciagle to nowe technologie i instrumenty pomagaja zajrzec dalej.Jego Obecnosc W nas rowniez a moze przede wszystkim pomaga i pozwala wyjsc poza ten kawel skaly nazywany przez nas Ziemia i coraz smialej szukac we wszechswiecie,ktory jak sie okazuje nie jest taki pusty..Ta vacum wszedzie wszechobecna jest pelna Energi..Interesujaca konepcje tworzy i kresli Nassim Haramein w swoim modelu Geometrii Przestrzeni,,Haramein-Rauscher metrics,zaczynaja przyprawiac o bol glowy "uznane slawy" fizyki kwantiwej i "specjalistow" od "strong fields" :)))Wcale udanie zaczyna udawac mu sie praca nad marzeniem Einsteina w poszukiwaniu i nadaniu ksztaltu "United Fields Theory" Wspomnialem tylko o tych probach..A ON musi posiadac niezwykle poczucie humoru..Patrzy na nas i sie usmiecha..Jest to zapraszajacy usmiech..
27-05-2013 [13:01] - tsole | Link: "Kurtyna Niebios" zostala mi
"Kurtyna Niebios" zostala mi uchylona na chwile"
Gratuluję. Ja miałem okres zwątpienia na tyle długi, że jest sens mówić o nawróceniu, lecz stanów mistycznych nie było dane mi skosztować.
"potrzebujemy nowej formy i narzedzia"
Zgoda. Jakkolwiek mam przekonanie, że poznanie (przyrodnicze) zmierza ku nowym paradygmatom, to do Nassima Harameina mam raczej stosunek sceptyczny. Kuhn miał rację z załamywaniem się paradygmatów, ale zawsze nowa fizyka była budowana na fundamencie starej. Nawet często wbrew intencjom takich rewolucji animatorów (vide Planck).
"A ON musi posiadac niezwykle poczucie humoru"
O, z pewnością. Nade wszystko jest jednak pełen troskliwości, choć obserwując świat można dojść do zupełnie przeciwnych wniosków. lecz jeśli zwątpimy - utoniemy.
28-05-2013 [17:26] - goral | Link: 'siegac gdzie mysl nie siega"
Zacytuje pana:"Kuhn miał rację z załamywaniem się paradygmatów, ". Tutaj z panem moge sie tylko zgodzic czesiowo..Tak naprawde to nie wiemy jakie byly fundamenty i paradogmaty nauki ktora nazywamy fizyka. Zniszczona i spalona Krolewska Bibioteka w Aleksandrii pozwalila by odpowiedziec na wiele pytan.
W listopadzie 2009 roku ,bylem zaproszony i uczestniczylem w ewenemencie swiatowej skali(nikt wtedy jeszcze o tym nie wiedzial).Byla to skromna i niepozorna wystawa Nowym Yorku pod nazwa The Lost World Of Old Europe
After shock w srodowiskach (kulturoznawstwa ,archeologi,antropologi etc.etc)trwa do dzisiaj i to w wzrastajacej skali.Zalaczam link,(moze zainteresuje..http://www.youtube.com/watch?v...(link is external))
Nie ulega watpliwosci,ze logicznym paradgmatem jest zalamywanie sie paradogmatow z panska teza wlacznie:"ale zawsze nowa fizyka była budowana na fundamencie starej" Zaakceptuje pana teze pod warunkiem uwzglednienia mozliwosci,o poznaniach Fizyki w przeszlosci a ktore to z roznych przyczyn sa "chowane pod dywan"..Aby nie byc goslownym przytocze tu tylko nazwisko Tesli..Serdecznie pozdrawiam.
28-05-2013 [17:43] - goral | Link: gdynym wzbudzil zainteresowanie tematem innych..
Polecam ten link:http://isaw.nyu.edu//exhibitio...(link is external)
27-05-2013 [14:40] - goral | Link: Gratulacje..
Witam serdecznie..Zostawilem wczoraj nieco "cierpki" wpis na panskim blogu.Mam nadzieje,ze nie zranilem..
Nie wiem czy Gratulacje to wlasciwe slowo..Podczas tego wielominutowego doswiadczenia,w ktorym mi bylo dane uczestniczyc,pamietam wlasne przerazenie i strach ktory mi wtedy towarzyszyl i ktorego poziom byl mi zupelnie nieznany..(a przezylem sporo)..Ten aspekt mojego doswiadczenia pozwolil mi przypomniec,ze Jego nieskonczonej Milosci i Milosierdziu towarzyszy rowniez Jego Boska Potega i nie na darmo jednym z jego imion w naszej ludzkiej probie poznania Jego Boskosci jest El Shaddai...
Pisze pan o wlasnym Zwatpieniu..Moglbym byc przez wieksza czesc wlasnego zycia panskim kompanem w podrozy..
Moge pana zapewnic,ze warto byc cierpliwym w tej naszej wedrowce do Wiecznosci i Niesmiertelnosci..Nic sie nie konczy.."Oko nie widzialo,ucho nie slyszalo"..to co teraz i tutaj doswiadczamy to po moim wtedy przezyciu oceniam jako "catharsis"..Bowiem rzeczywiscie trzeba byc niezmiernie czystym aby moc z nim obcowac w Wiecznosci..Tutaj krotochfilnie przyrownal bym siebie do zarowki hologenowej,na ktorej dotkniecie tlustego palca pozostawia slad..Maly i nieistotny,,wystarczajacy jednak aby po zaswieceniu ta zarowka natychmiast sie spalala..Czyzby nasza inperfekcja i brak czystosci w Jego Obecnosci powodowal ten sam efekt na naszych Duszach??
Szczerze sie ciesze cie,ze poznalem pana blog..Pomoze mi on kroczyc z wieksza pewnoscia w kierunku Swiatla,nie wspomnajac, ze razem w drodze jest latwiej i ciekawiej..