"Cóż to jest prawda?" - zapytał Piłat Chrystusa.
W słynnej dyskusji z austriackim prawnikiem, twórcą torii państwa i prawa Hansem Kelsenem, Joseph Ratzinger oświadczył:
"Piłat jawi się jako symbol relatywistycznie i sceptycznie nastawionej demokracji, która nie opiera się na wartościach i prawdzie, lecz na procedurach…..Albowiem dla relatywisty i sceptyka nie ma innej prawdy niż prawda większości".
Absolutnie się z tym nie zgadzam.
Wbrew opinii Josepha Ratzingera Pan Jezus nie został skazany na śmierć na podstawie „prawdy większości”, bo trudno krzyki motłochu nazwać demokratycznym głosowaniem, a Piłat funkcjonuje w kulturze jako symbol zbrodniczego oportunizmu, a nie demokracji.
Piłat był namiestnikiem Rzymu a nie demokratycznie wybranym przedstawicielem kogokolwiek.
Przy ogromnym szacunku i sympatii dla Benedykta XVI, ( choćby za porozumienie z Tradycją) i przy własnym dystansie do demokracji, nie mam obowiązku zgadzać się w tej kwestii z emerytowanym papieżem, ponieważ nie wypowiadał się ex cathedra.
W dzieciństwie oglądałam film „Rashomon czyli prawda przeciw prawdzie” Akiro Kurosawy, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ludzie przeczekujący ulewny deszcz w ruinach bramy Rashomon rozmawiają o pewnym wydarzeniu. Otóż podróżujący ze swą żoną samuraj został zabity, a jego kobieta zgwałcona. Wysłuchujemy ( a raczej oglądamy) wydarzenia w relacji kobiety, bandyty, przypadkowego świadka drwala i ducha męża. Każda relacja jest zupełnie inna.
Czy jest możliwe, że właśnie ten film zaraził mnie duchem relatywizmu w kwestiach prawnych ? Oczywiście, że możliwe, choć jak sadzę „ inni szatani byli tam czynni[1]”.
.
Zgadzam się, że w sprawach wiary możliwa jest tylko jedna prawda. Nawet psychologicznie rzecz biorąc . Inaczej wiara nie byłaby wiarą, lecz jedną z konkurujących ze sobą kultur.
Czy w sprawach społecznych, życiowych i sądowych też? I jak tę prawdę odkryć?
Gdyby można było zdać się -jak w wiekach średnich- na próbę ognia czy wody, sytuacja byłaby o wiele prostsza. Jednak te metody prowadzenia śledztwa, dość zresztą rzadkie nawet w średniowieczu, pomału przechodzą do historii[2].
Każdy kto miał do czynienia z tak zwanym wymiarem sprawiedliwości dobrze wie, że poza wszelkimi jego strukturalnymi wadami, przekupstwem, bezwładem, uwikłaniami politycznymi istnieje problem „wielu prawd”. Szczególnie w sądach rodzinnych sędziowie stają wobec konieczności wyboru pomiędzy alternatywnymi wersjami tego samego wydarzenia. Nie tylko chodzi o to, że podsądni i świadkowie nałogowo kłamią . Chodzi o to, że czasami nie sposób rozstrzygnąć kto z walczącej zaciekle o dziecko pary bardziej je kocha i zapewni mu lepsze warunki.
Ciekawe badania badań na temat społecznej roli sędziów rodzinnych, przeprowadziła Magdalena Arczewska[3]. Pytania badawcze autorki to: „Jakie role społeczne sędziowie rodzinni realizują?” oraz „Jaka jest opinia sędziów rodzinnych na temat zadanych im ról?” Badania były przeprowadzane metodą wywiadu pogłębionego z czterdziestoma sędziami.
Odpowiedzi na ankietę były bardzo znamienne. Większość osób traktowało przydział do sądu rodzinnego jako traumatyczne przeżycie.
Przede wszystkim doskwierała im niemożność ustalenia tak zwanej prawdy materialnej. I to nie dlatego, że -jak powtarzam- świadkowie kłamali i ich zeznania były sprzeczne, a dlatego, że system prawny z konieczności oparty jest na ocenie 0-1. Sędzia musi arbitralnie opowiedzieć się po jednej ze stron.
Być może łatwo jest ustalić kto ukradł rower. Już trudniej - kto ma prawo do mieszkania w przypadku konfliktu wielu sprzecznych przepisów i interesów. Zupełnie niemożliwe -kto z dwojga skłóconych rodziców ma rację, jeżeli obydwoje są dobrzy dla dziecka, kochający, nie krzywdzą go i zapewniają mu porównywalne warunki. Pewna sędzina przyznała się, że w takich sprawach modli się o jakiś znak, o dowód, że ktoś jednak dziecko uderzył, albo nie daje mu obiadów. Wtedy ze spokojnym sumieniem mogłaby przyznać dziecko drugiej ze stron.
Można oczywiście powiedzieć, że Salomon poradził sobie nieźle z podobną sytuacją. Jednak gdyby współczesna sędzina zaproponowała skłóconym rodzicom pokrojenie dziecka, wylądowałaby w zakładzie zamkniętym. Można również twierdzić, że gdyby ludzie byli inni nie byłyby potrzebne sądy rodzinne. Ale ludzie są jacy są . Gdyby byli inni zapewne byłoby zupełnie obojętne w jakim systemie społecznym żyją. Nawet socjalizm sprawdziłby się i dziki kapitalizm też.
[1] Kornel Ujejski - "Chorał", znane też jako "Z dymem pożarów". Wiersz napisany po "Rzezi Galicyjskiej" 1846 roku:
[2] Napisałam przechodzą, a nie przeszły bo na przykład Amerykanie z powodzeniem stosują do poszukiwania prawdy waterboarding, a w Guantanamo puszcza się więźniom, aby skłonić ich do zeznań, piosenki z Street Sezame. (w skuteczność tej tortury na postawie własnych doświadczeń chętnie uwierzę).
[3] Magdalena Arczewska: Społeczne role sędziów rodzinnych: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego 2009
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4979
Powiedziałeś koledze : " jeżeli będzie deszcz (p) przyjdę do ciebie (q) ". Teraz myśl czy jesteś w porządku towarzysko.
Był deszcz(1) i przyszedłeś (1). "W porządku" odpowiada uczeń -zatem (1). Był deszcz(1) i nie przyszedłeś(0) - "nie w porządku"- odpowiada uczeń , zatem (0). Nie było deszczu(0) i nie przyszedłeś (0) w porządku, zatem (1). Nie było deszczu(0) i przyszedłeś(1), może zapomniałeś książki. W porządku- opowiada uczeń. Więc (1). Tylko implikacja 1-0 jest fałszywa.