Z mlekiem matki

Nie bardzo lubię gdy ktoś przypisuje sobie, albo mu się przypisuje jakieś szczególne cechy argumentując, że wyssał to z mlekiem matki. Na przykład rzekomy antysemityzm. Albo umiejętność zachowania się przy stole.
Jest jednak wiele dziedzin w których przekaz rodzinny jest tak silny- biologowie nazywają to wdrukowaniem-  że pewne formy, (albo ich brak) stają się drugą naturą.

W jaki sposób powstaje taki wdrukowany przekaz.? Nie wszystko można odnaleźć w pamięci. Tworzy go podglądanie dorosłych w ich codziennym życiu, anegdoty rodzinne, celowe pouczenia. Podglądanie przede wszystkim- bo jak pisze Lorenz,  młoda gęś gęgawa zabrana z gniazda i wychowywana przez ludzi nie potrafi opiekować się potomstwem. To nie instynkt nią kieruje lecz wdrukowane wzorce postępowania.

Z wczesnego dzieciństwa pamiętam opowiadaną przez ojca autentyczną anegdotę. Międzynarodowy pociąg zatrzymuje się na małej stacji- być może była to Dębica. Napuszony konduktor wykrzykuje oczywiście z akcentem na „e”: „ panie i panowie proszę wsiadać do coupe.”  Kilkunastu wyrostków, którzy codziennie specjalnie przychodzą żeby przywitać ten pociąg wykrzykuje, też z akcentem na „e” : „ pocałuj nas w d...”.
Pamiętam co sobie wówczas myślałam. Że życie w Dębicy musiało być dla tych chłopców bardzo nudne. Ale przede wszystkim, że napuszone formy  nie są „ jak trzeba”, a raczej są  „jak nie trzeba”.
To samo przesłanie miał opowiadany przez ojca dowcip o eleganckiej paniusi, która mówiąc „ incognito woda ciecze” chciała poinformować hydraulika, że zepsuł się jej rezerwuar w WC.

W naszym domu nie chodziłyśmy z książką na głowie i nie sadzano nas z linijką miedzy łokciami. Savoir vivre sprowadzało się do jednej prostej zasady-  nie wolno robić nikomu bez ważnej przyczyny przykrości. Wszystkie inne szczegółowe przepisy dały się z  tej zasady wyprowadzić

A jednak pewne obyczajowe odruchy wdrukowano nam wyjątkowo mocno.

Takim niezwykle silnie wdrukowanym odruchem jest dla  mnie na przykład  fizyczna niemożność otworzenia cudzego listu. Przez całe swoje długie życie nie zrobiłam tego ani razu.
Nie jest to niczym odosobnionym. Zaprzyjaźniona dziennikarka, po dwóch fakultetach, pracowała w Niemczech w domu starców. Taką pracę jej zaoferowano i taką wykonywała z perfekcją i oddaniem. To też znamienna cecha. Pani Wolska, prawowita właścicielka Wilanowa, była na Syberii doskonałym wozakiem. Moja 12 letnia matka, w czasie ucieczki (po pierwszym wkroczeniu na kresy bolszewików) , pędziła konno i  doiła na ziemię kilkadziesiąt krów, żeby nie dostały zapalenia wymion. Resztę krów doiły jej nieletnie siostry. Matka jeździła konno od 3 roku życia.
Sole trzeźwiące i fumy to raczej rzeczywistość powieści Mniszkównej, a nie realia życia kresowego ziemiaństwa i arystokracji.

Wracając do znajomej. Opiekowała się pewnym bardzo  zamkniętym w sobie starcem. Gdy wielokrotnie wypytywała go o samopoczucie powiedział wreszcie: „ to naprawdę nieistotne, czy pani nie rozumie, że nie żyję od 45 roku, że jestem zombie?”. Okazało się, że dziadunio był skruszonym esesmanem. Zostawił pamiętniki. Znajoma je spaliła, nie zajrzawszy do nich.. Powiedziała, że próbowała je otworzyć, ale miała takie uczucie jakby jej usychała ręka. Zrobiła oczywiście ogromny błąd, ale dobrze ją rozumiem.

Można wdrukować nie tylko odruchy grzecznościowe. Z moimi rodzicami w bardzo bliskich relacjach spędziłam kilkadziesiąt lat. Słowo daję, że nie zmyślam- w ciągu tych kilkudziesięciu lat ani razu zdarzyło się żebyśmy mówili o ubraniach, ubiorze, modzie, czy o czyimś wyglądzie. Po prostu nikogo to nie obchodziło.
Mówiliśmy o historii, o sztuce, o podróżach. Pamiętam wieczorne opowieści ojca o klątwie faraonów, na które- małe dzieci-  czekałyśmy z niecierpliwością. Uświadomiłam sobie, że w tych czasach dorośli- przynajmniej z naszego środowiska- byli dla dzieci naturalnym autorytetem, bo wszystko wiedzieli. Czasy w których babcia musi dopraszać się u wnuczka o usługi komputerowe - to tego naturalnego autorytetu kres.
Rozmawialiśmy również  o zwierzętach, o poleskiej przyrodzie, o przygodach jeździeckich. Do dziś pamiętam imiona dworskich koni i krów-  mlecznych rekordzistek, których przecież nigdy nie widziałam.

Pamiętam straszliwy szok, kiedy podczas pierwszej wycieczki szkolnej w renomowanym liceum N. Żmichowskiej klasowa koleżanka- potem gwiazda opozycji kawiorowej, a dziś nobliwa dama prawicy- powiedziała o innej koleżance „ to hołota, nie stać jej na porządne  spodnie”. Zrozumiałam, że nigdy się z taka „elitą” nie porozumiem.
(Koleżanka jest spokrewniona z rodziną Natansonów. Ale to nie wszystko tłumaczy.)

Powiedzieć o kimkolwiek „hołota” w moim domu  byłoby to horrendum. Najcięższe słowo na czyjś temat było -  „ oryginał”. Tym słowem określało się wybryki najbardziej ekscentrycznych członków rodziny.
Co do brzydkich słów- raz nasza mama, po jakimś dziecinnej psocie powiedziała: „ psia kość”. Pamiętam szok jaki przeżyłyśmy,  jak wybuch bomby.

W moim domu nigdy nie mówiło się nieżyczliwie o ludziach. A przecież ojciec przeżył karną kampanię w Oświęcimiu. Nie mówiło się również  o pieniądzach, o chorobach i o kłopotach. A przecież rodzice przeżyli odnalezienie się po wojnie w komunistycznej rzeczywistości. I odnaleźli się- choć zostaliśmy obrabowani do gołej skóry.

Kresową serdeczność łączyło się w moim domu z pewną sztywnością. Wszyscy, rodzina ,goście, a nawet gosposia byli traktowani jak książęta. Nikomu jednak nie należało rzucać się bez potrzeby na szyję.

W wielu sprawach sprzeniewierzyłam się obyczajom rodzinnego domu. Na przykład w kwestii języka. Tu zaważył wieloletni staż na wyścigach. Przekonałam się tam, że ludzie i konie lepiej rozumieją słowa krótkie i treściwe.

Zupełnie nie do utrzymania jest również obecnie - słuszna lub nie- zasada nie zapraszania do domu nowych partnerów rozwiedzionych znajomych i  krewnych.

Wiele form kultywuję natomiast wyłącznie na zasadzie odruchu.

Takim wdrukowanym odruchem jest dla mnie sposób zwracania się do różnych osób oraz  sposób tytułowania listów i pism.

Mam wyjątkową alergię na zwracanie się „per wy”. To kwestia czasów w których dorastałam i otoczenia, którego nie wybierałam. Kierownik studium wojskowego mawiał do mnie: „wam Brodacka się wydaje, że zjedliście wszystkie rozumy”. Nieodmiennie odpowiadałam: ” nas jest raz” i nie była to oczekiwana odpowiedź. Podobnie alergicznie reaguję na zwrot „obywatelko” choć teoretycznie rzecz biorąc nie ma w nim nic złego, a  o zwrocie: "towarzyszko” nie warto nawet mówić.

Nieznośną obecnie dla mnie  manierą jest zwracanie się do mnie  per „ pani Izabelo” przez sprzedawców usług telefonicznych, anonimowych ankieterów, lekarzy i urzędników państwowych. Studiowali oni zapewne sztukę wywierania wpływu na ludzi według Roberta Cialdiniego (na przyspieszonych kursach socjologii) i uważają, że familiarne zwracanie do osób obcych to sposób na ich rozbrojenie i wykorzystanie.

Pani Izabelo czy po prostu Iza mają prawo mówić i pisać do mnie ( poza znajomymi) wszyscy internauci, których sama sobie wybrałam jako specyficzną wspólnotę. Ale na pewno nie sprzedawcy odkurzaczy i agenci ubezpieczeniowi..

Jak napisała pewna komentatorka: „Pan Tadeusz to piękna polska forma. Nie należy jej jednak nadużywać."

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

30-06-2012 [17:41] - NASZ_HENRY | Link:

bo "ludzie i konie lepiej rozumieją słowa krótkie i treściwe" ;-)

Obrazek użytkownika izabela

30-06-2012 [21:37] - izabela | Link:

Trudno gdy uczeń zjeżdża ci konno w krzaki i  zsuwa się na ziemię mówić : " może pan byłby uprzejmy wrócić na drogę i odchylić się nieco do tyłu". "Zjedź - tu brzydkie słowo - na drogę" rozumie jeździec, a co ważniejsze koń. Dzięki temu jest mniej wypadków. To jako usprawiedliwienie:)

Obrazek użytkownika matiniki

30-06-2012 [20:38] - matiniki | Link:

Dziekuje w imieniu Internautow! To czysta przyjemnosc zwracac sie do Pani w swoich komentarzach "Pani Izabelo" i kamien spadl mi z serca, ze Pani to nie przeszkadza. Pozdrawiam, Pani Izabelo!
P.S. W moim nieco krotszym zyciu takze nie zdarzylo mi sie otworzyc cudzego listu ;) I dobrze mi z tym. Podobnych zasad ucze moje dzieci.

Obrazek użytkownika izabela

30-06-2012 [21:32] - izabela | Link:

Serdecznie pozdrawiam. Pewne odruchy pomagają w życiu, czasami może przeszkadzają. Uważam, że znajoma powinna przekazać dziennik staruszka historykom. Ale rozumiem jej lojalność wobec bezradnego podopiecznego. Historia być może coś straciła, rodzina starca zyskała spokój.

Obrazek użytkownika SWD40

30-06-2012 [20:48] - SWD40 | Link:

Panią, którą tutaj wspomnę,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,
raz bolały bardzo skronie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,

od komara co namolnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,
skórę drążył bardzo znojnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie.

Masując więc skronie one,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,
rzekła godnie i przytomnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,

że choć żyje bogobojnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,
lecz nie po niej, czyli po mnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,

natręt będzie tak swawolnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,
używał wręcz nieprzystojnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie.

Ująwszy go w swoje dłonie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,
zupełnie nie mimowolnie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie,

sprawnie, zgrabnie, ba wytwornie,
w dobrym tonie w dobrym tonie,
łeb urwała mu potwornie,
w dobrym tonie, w dobrym tonie.

Morał:

Nie podskoczy damie brutal
Zwłaszcza gdy dama podkuta.

Obrazek użytkownika izabela

30-06-2012 [21:27] - izabela | Link:

Czy wie Pan, że gromadzę Pana wiersze w osobnym folderze? Jak zwykle dziękuję. Morał wyjątkowo mi się podoba. Miło myśleć o damach, że podkute i sobie poradzą.

Obrazek użytkownika SWD40

30-06-2012 [22:08] - SWD40 | Link:

Jest mi niezmiernie miło, że mogę u Pani gościć.
Tak, trochę tej wymiany poglądów mamy już za sobą.
Dziękuje i pozdrawiam Panią.
SWD40

Obrazek użytkownika Irvandir

30-06-2012 [21:41] - Irvandir | Link:

Babcia ma święte prawo prosić wnuczka o usługi komputerowe nie tracąc bynajmniej autorytetu. Wiedza i wiadomości to nie to samo. Wnuczek ma mnóstwo wiadomości, których nie ma babcia, ale jeszcze przez wiele lat nie będzie miał jej wiedzy. Zresztą komuś, kto ma autorytet prawdziwy, nie jedynie formalny (czyli w tym wypadku tylko z tego powodu, że jest babcią)korona z głowy nie spadnie jeśli przyzna się, że czegoś nie wie. Nikt nie jest omnibusem. Niestety niektórzy nauczyciele uważają, że jeśli przyznają się, że nie wiedzą absolutnie wszystkiego (nie mam oczywiście na myśli rażącej czy istotnej niewiedzy z własnej dziedziny), to stracą autorytet. Broniąc tego (formalnego)autorytetu wolą kręcić, karać uczniów za zadawanie pytań czy kłamać, a właśnie takie zachowania prowadzą do bezpowrotnej jego utraty. Pozdrawiam Autorkę i poniekąd krajankę. Urodzeni po wojnie, na innych ziemiach, wciąż trochę jesteśmy stamtąd, bo, jak pisała Lucy Maud Montgomery "jeśli ktoś urodził się w stajni, nie znaczy, że jest koniem".

Obrazek użytkownika izabela

30-06-2012 [23:16] - izabela | Link:

Ja się bez przerwy przyznaję do niewiedzy w tej dziedzinie. Nie da się jej zresztą ukryć.:( :( Pozdrawiam krajana.

Obrazek użytkownika pawe.9395673

03-07-2012 [00:26] - pawe.9395673 | Link:

Autorytet chyba nie wynika z faktu bycia omnibusem. Tylko dzieci przez chwilę swojego życia wierzą, że rodzice wiedzą wszystko i to daje im poczucie bezpieczeństwa. Potem dorastają.
Szanowna Pani !
przepraszam, że zupełnie nie w temacie, ale od pewnego czasu zaglądam na Pani stronę, i nurtuje mnie jedno pytanie. Jak Pani ocenia przydatność koni czystej krwi do wyścigów płaskich i nie tylko .
Pozostaję z poważaniem Paweł Lis