Zawsze mi się wydawało, że gdyby ludzie zechcieli podzielić się swoją wiedzą, gdyby pisali prawdę o czasach w których żyli i o wydarzeniach w których uczestniczyli, albo obserwowali je z bliska, niemożliwe byłoby uprawianie historii jako ciągu „faktów prasowych”
Z ust polityków, nawet tych pisujących w niezależnych mediach, zawsze poznajemy jednak historię w wersji in usum Delphini. Dopóki są politykami czynnymi, jest to zrozumiałe. Gdy przestają być- nadal obowiązuje ich omerta.
Wiem, że sypanie nie jest zajęciem bezpiecznym. Romand Zimand mówił mi lata temu, że jego znajoma wie kto naprawdę rąbnął Nowotkę, bo była tego świadkiem. Dożyła późnej starości tylko dlatego, że nigdy nic nie pisnęła na ten temat. Inni, gdy im na starość puściły zwieracze ( excusez le mot), zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Mam na myśli choćby Jaroszewicza. Podejrzewam jednak, że puszczanie zwieraczy to najczęściej wyciek kontrolowany.
Czasami politycy i oligarchowie mówią ludzkim głosem. Najczęściej gdy są pijani. Kiedyś Aleksander Gudzowaty opowiadał po pijanemu (bodajże Oleksemu) jak to Jolka uczy jeść bezę łyżeczką. Teraz pan Gudzowaty sam poszedł w ślady Jolki i w internecie opublikował wykład z wychowania seksualnego na poziomie lekcji z przygotowania do życia w rodzinie w szkole podstawowej.
A przecież pan Gudzowaty mógłby nam wiele wyjaśnić. Na przykład jak naprawdę było z budową gazociągu, nazwaną przez naczelnego redaktora pisma „Rurociągi” Michałowskiego „ przekrętem stulecia”. Mógłby również przeprosić za to, że jego ochroniarze bili kobietę w ciąży walczącą o odebrany jej w czasie budowy sad. Te i podobne fakty są udokumentowane na taśmie i trudno im zaprzeczyć. Być może jednak się mylę i to Gudzowaty jest „dobry pan”, a Michałowski „ zły pan”. Musiałby to jednak udowodnić.
Osobnym problemem jest czy w ogóle należy Gudzowatego słuchać, nawet gdyby dojrzał (czyli spadł) i sprzedawał czytelnikom jakieś rewelacje. Jest tu kilka możliwości. Pan Gudzowaty może prowadzić własną grę. Może – zamiast wyjaśnić- blokować wyjaśnienie. Swego czasu taktykę „ obsikiwania” tematów stosował Urban. Po Urbanie temat stawał się tabu. Nikt nie chciał mówić jak Urban.
Czy mamy uwierzyć, że Gudzowaty jest kolejnym synem marnotrawnym? Taką bajkę przerabialiśmy wielokrotnie. Na przykład bajkę o skruszonych stalinowcach. Albo o partyjnych patriotach, którzy chcą dobrze ale nie mogą.
Mój ojciec mawiał, że choć podobno przed wojną Polska była antysemicka, a w każdym razie większość nie była dobrego zdania na temat etyki handlowej Żydów, każdy ziemianin miał swojego Żyda, któremu bezbrzeżnie ufał i pozwalał się – jak to mówią teraz młodzi- łoić.
Za realnego socjalizmu prawie każdy z nas miał jakiegoś partyjniaka ( im wyżej postawionego tym lepiej), który jego zdaniem pozytywnie się wyróżniał od swoich kolegów i którego opinie z namaszczeniem cytował.
A w opozycji dopuszczono do takiego „wymieszania śliwek z guanem”, jak to powiedział kiedyś na wizji TV pewien członek Solidarności Walczącej, że trudno było oczekiwać, że powstanie z tego smaczny placek.
Pewien mój kuzyn ( jedyny w naszej rodzinie) zapisał się do partii, bo chciał zostać dyrektorem. Od tego czasu widywaliśmy się tylko na pogrzebach. Teraz ten puryzm wydaje mi się trochę śmieszny. Więcej szkód krajowi przynieśli niektórzy solidarnościowi święci, od koniunkturalnych partyjniaków, szczególnie niskiego szczebla. I może okazać się, że przyjaźnie z czasów opozycji okażą się bardziej kompromitujące niż partyjniak w rodzinie.
Dobrze rozumiem, że sypanie swoich nie jest sprawą łatwą. Przede wszystkim jest nieeleganckie. Najczęściej sprowadza się do oglądu z perspektywy dziurki od klucza.
Kto z kim, kiedy, jak i gdzie. Ale nie tylko o to chodzi.
Onegdaj spotkałam się z panią, która jako młoda dziewczyna rozprowadzała wśród studentów wydawnictwa, które ja z kolei otrzymywałam z Paryża, z kręgów Paryskiej Kultury.
Były to dobre i poszukiwane książki, a ona zgodnie z moją sugestią rozdawała je dobierając właściwy adres. Robiła to niezwykle uczciwie i wiele razy po latach słyszałam jej nazwisko w prywatnych relacjach na temat czytelnictwa w podziemiu. Mogłabym napisać o niej w samych superlatywach. A jednak tego nie zrobię, bo w jej środowisku byłby to pocałunek śmierci. Pracuje naukowo, publikuje w kraju i za granicą, wybrała emigrację wewnętrzną.
Razem z nią i pewnym biologiem przygotowaliśmy do druku w podziemnym wydawnictwie antologię „stalinianów”, czyli utworów z czasów młodości, różnych prominentnych osób.
Wydawnictwo nie tylko wycofało się rakiem z druku, ale pospiesznie wydało konkurencyjną antologię pod wiele mówiącym tytułem „Paranoja”. Jak łatwo się domyślić wybrano utwory, które miałyby dowodzić tezy, że fascynacja komunizmem był to rodzaj zbiorowego obłędu, za uczestnictwo w którym nie można nikogo winić.
Biolog też wybrał emigrację wewnętrzna, jest dobrym naukowcem, profesorem. Żałuje, że stracił 10 lat życia naukowego walcząc „ nie o take Polske”.
Jestem osobą rzeczową i pozbawioną kompleksów, dlatego proszę potraktować dosłownie to co piszę. W jego środowisku znajomość ze mną, a nawet wzmianka o nim na Niezależnej, byłyby kompromitujące. Tacy jak on mają prawo być cytowani wyłącznie w czasopismach z listy filadelfijskiej.
Chętnie opisałabym perypetie z wydawaniem antologii jadąc, jak to się mówi, po nazwiskach. Ale czy mam prawo zrobić mu świństwo?
Jak widać niektórzy mają powody żeby wstydzić się znajomości ze mną. Ja mam powody żeby wstydzić się różnych znajomości z czasów konspiry. I się wstydzę. Czy zawsze można było jednak wykazać proletariacką czujność? A co ma powiedzieć Peter Raina, którego rozpracowywała własna żona. Nie wspominając o Jasienicy.
Za czasów szkolnych opowiadaliśmy dowcip. Partyjniak przedstawia wiejskiej rodzinie dziewczynę. „To moja kolegówna”- mówi. „Kole czego?”- pyta ojciec.
Bardzo się staram, żeby już nie być niczyją kolegówną.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 13999
Pani Izabelo, kocham Panią!!!!
Mało można dodać. Pozwoli Pani, że roześlę do paru takich, co nie czytują tutaj.
Pozdrawiam Bogdanrze
Gdybym była młodsza odpowiedziałabym: "z wzajemnością". W każdym razie dziękuję.
Są mi po prostu obce. Gdzie lojalność do siebie i innych krzywdzonych? Coś tu nie tak.