Supercasting

Rozpoczął się kilka dni temu i właśnie się rozkręca.

Chodzi oczywiście o casting na obsadzenie roli kandydata PO na Urząd Prezydenta RP.

Gdy Tusk Donald ogłosił swoją decyzję o niekandydowaniu (swoją drogą mowa okolicznościowa Tuska Donalda godna była mowy Mołotowa Wiaczesława inaugurującej Wielką Wojnę Ojczyźnianą) pomyślałem sobie: „uff... najgorsze za nami”. W swojej, jednak, naiwności uważałem, że Tusk Donald przyznając, że prezydentura jest dla niego sumą pałaców i zaszczytów ostatecznie osiągnął dno i że teraz może być już tylko lepiej.

Myliłem się. Tusk Donald zupełnie jak Gomułka Wiesław stał nad przepaścią, a potem postąpił o krok naprzód. Okazuje się, że w zestawieniu ze swoim otoczeniem ten Tusk Donald to prawie mąż stanu jest. W końcu, jakby na to nie patrzeć, kandydatem na Prezydenta był naturalnym, bez szans, ale jednak naturalnym.

Teraz ogłoszono casting na „kandydata identycznego z naturalnym”, a w ramach castingu będziemy świadkami porównywania wąsów i bród kandydatów, zestawiania powabów ich żon, porównywania stopni ich dzieci oraz fryzur ich psów.

Szkoda tylko, że żaden z uczestników castingu nie zaprezentuje odwagi i niezależności sądów. Tego by im platformiany Cappo di Tutti Cappi nie darował, a przecież na instynkcie samozachowawczym uczestnikom castingu z całą pewnością nie zbywa.

Jeśli to, co widzieliśmy dotąd, było zjazdem po równi pochyłej, teraz będziemy mieli niekontrolowane spadanie.