Wolność słowa w obronie kłamstwa

Kiedyś już przywołałem tekst Jacka Kowalskiego „Lancelot i Ginewra”:
„Miłość, a potem nienawiść okrutna nastąpiła,
gdy z Lancelotem Ginewra Króla Artura zdradziła (…)
nie były to zwykłe zdarzenia, demony musiały je sprawić,
bo zemstę wspierała nadzieja, a wiara i miłość – nienawiść”

No i te demony wracają jak refren. O tym, ze nienawidzę reklamy też już kiedyś pisałem. Ostatnio zdarzyło mi się spotkać z kolegą z lat dawnych, obecnie sprzedającym swoje ciało i umysł w jednym z domów… mediowych na etacie jak to się teraz po polsku nazywa copywritera.

Oczywiście wywiązała się dyskusja.

Podzieliłem się z nim jednym z moich pomysłów (nie upieram się, że rzeczywiście moich w sensie prawa autorskiego, ale upieram się że moich w sensie zgodności z moimi poglądami), by do stosownej ustawy wstawić zapis: „treść przekazu reklamowego jest ofertą handlową”. Zapis taki oznaczałby, w języku reklam proszków do prania, że jeśli nie udałby Ci się ślub z tego powodu, że proszek XXX jednak nie doprał plamy z przepracowanego oleju silnikowego z Twojej białej koszuli mógłbyś dochodzić odszkodowania. Mógłbyś również wygrać odszkodowanie jeśli spóźnisz się na samolot ponieważ koszula wyjęta z pralki była nie dość, że nie wyprasowana, to jeszcze mokra.Kolega zrozumiał grozę mojej propozycji nawet bez dodatkowych wyjaśnień. Odsądził mój pomysł od czci i wiary, a potem jakby musząc się jeszcze uspokoić wewnętrznie z ulgą westchnął, że i tak by ta bzdura upadła przez Trybunałem Konstytucyjnym ze względu na to, że godzi w wolność słowa.

Swoje zdanie o Trybunale Konstytucyjnym mam, więc nie to mnie zdziwiło, że kolega uważa, że Trybunał mógłby coś takiego orzec, ale to, że on nie żartował. On zupełnie poważnie uważa, że wolność słowa właśnie do tego służy. Że za pomocą wolności słowa można sankcjonować zgodę na kłamstwo, manipulację, pranie mózgu i poniżanie całych grup społecznych (myślę tu na przykład o obrazie kobiety w reklamach środków piorących czyszczących i zmywających naczynia – że na tych reklamiarzy nie ma Feministek!!!!!!)

I pomyśleć, że jeszcze niedawno ludzie znosili w imię wolności słowa wieloletnie więzienia, płacili grzywny, bali się o dzieci roznoszące bibułę…

Ale jednak nie do tego służy wolność słowa. Z ubolewaniem stwierdzam, że to mój kolega – reklamiarz stanął po stronie demonów. I tak jak one wespół z Lancelotem i Ginewrą pomieszały zemstę z nadzieją, tak on wraz z demonami pomieszał wolność słowa z praniem mózgu.

Ale będzie kwik, jak ktoś kiedyś postawi na poważnym forum publicznym mój pomysł: Niech treść przekazu reklamowego stanie się ofertą handlową.